Wiwisekcja żab
Ludzie listy piszą, zwykłe, polecone (…) – tak śpiewali niegdyś Skaldowie. Niestety, dziś miejsce wielostronicowych listów, tak wyczekiwanych i wytęsknionych, zajęły e-maile, a nawet sms-y. Do tych krótkich wiadomości tekstowych ograniczył się nasz świat, zastąpiły one niemal zupełnie wymianę myśli, rozmowę „twarzą w twarz”.
Całe szczęście, że ta epidemia upraszczania, skracania i przyspieszania wszystkiego nie dotknęła całej populacji. Całe szczęście, że można znaleźć jeszcze jednostki - jak choćby przyjaciółki: Marię Biłas-Namrodzka i Elżbietę Narbutt - które nie tylko listy piszą, ale jeszcze - jak piszą! Żaba w papilotach, opublikowana nakładem wydawnictwa Czarno na Białym, to zbiór korespondencji, jaką wymieniają pomiędzy sobą autorki. To listy „bardzo intymne”, jak możemy przeczytać na obwolucie, a przy tym to teksty pisane przez osoby z bagażem życiowych doświadczeń, niezwykłym apetytem na ludzi i emocje oraz z ciepłem w sobie. Co nie znaczy, że teksty są słodkimi laurkami, opiewającymi wspaniałości tego świata. Choć biją z nich niezwykła radość życia, energia i pozytywne nastawienie do otoczenia, to nie brak również celnych uwag na temat polityki i polityków, postępującej komercjalizacji życia, a także nas samych, naszych przywar i błędów. To lekka, a jednak pełna głębokich treści lektura, odpowiednia dla czytelników w każdym wieku. Olbrzymia dawka humoru, okraszona słodko-gorzkimi refleksjami na temat starzenia się i samotności, podziała na nas lepiej niż kubek mocnej kawy czy – jak reklamuje wydawca – środki farmakologoczne.
Ci czytelnicy, którzy z Marysią i Elżbietą spotkali się już przy okazji książki Bigos w papilotach, doskonale wiedzą, że zasiadając do lektury, należy zaopatrzyć się w spory zapas chusteczek. Popłynie bowiem wiele łez, choć będą to łzy wywołane napadami śmiechu. Autorki, obdarzone sporym dystansem nie tylko do świata ze wszystkimi jego słabościami, ale także do siebie, serwują czytelnikom wiele porywających opowieści ze swojej przeszłości, a także obrazów dnia codziennego. Sprawiają, że zaczynamy myśleć o każdej chwili jak o wyjątkowym czasie, a już na pewno przekonujemy się, że życie wcale nie kończy się po siedemdziesiątce. Wręcz przeciwnie – ono może dopiero wówczas nabrać kolorów! Barwy te odróżnia nawet Elżbieta, choć w rzeczywistości jest niewidoma. Nie zmienia to jednak faktu, że stara się czerpać z każdego dnia to, co najlepsze, a niepełnosprawność nie ograniczyła bynajmniej jej świata, jedynie nieco zmieniła perspektywę.
Obie bohaterki są – jak piszą – w wieku nieodwracalnie dojrzałym (a nawet lekko przejrzałym). Nie zmienia to faktu, że wiodą bujne życie towarzyskie, Marysia uprawia spoty ekstremalny – podróżuje polskimi kolejami w różne miejsca, wsiadając po wpływem impulsu „do pociągu byle jakiego” i wyruszając w kierunku przygody, a w wolnych chwilach uczy się języka angielskiego (bo, jak sama pisze: siedemdziesiąt lat i nie znam angielskiego! Poczułam się lekko pokrzywdzona przez los). Elżbieta natomiast wypełnia wolne chwile słuchaniem audiobooków, kawą z sąsiadka czy spotkaniami z dawnym znajomym, panem Pawłem.
W swoich rozmowach przyjaciółki nie tylko omawiają bieżące sprawy (przy opowieści o przyjmowaniu księdza w szlafroku popłakałam się ze śmiechu), sytuację w kraju i liczne absurdy, które zaszufladkować można gdzieś pomiędzy Kafką a Mrożkiem, ale wracają także pamięcią do przeszłości, do swoich marzeń oraz do szkolnych ławek. W listach znajdziemy rozważania na temat samotności, dawnej kindersztuby, która niestety dziś odeszła do lamusa, a nawet wspomnienia o kocie, z którym Elżbieta przeżyła piętnaście lat.
Każdy z tych listów jest prawdziwą perełką, każdy stanowi wartość samą w sobie. Jak pisze Marysia: Z dobrymi historyjkami jest jak z jedzeniem – nie mogą się zmarnować. Jestem przekonana, że żadna ze stron Żaby w papilotach nie jest stroną zmarnowaną, bowiem są one pełne fantastycznych historii, swego rodzaju „punktów ładowania emocji”, o których jedna z przyjaciółek wspomina w liście. I dlatego też wszystkim chwilowym impotentom w pozytywnych emocjach polecić mogę tę pigułkę szczęścia w postaci korespondencji dwóch fantastycznych kobiet, którym życie nie zagląda w metrykę, a one upływającemu czasowi śmieją się w twarz!
Maria Biłas-Najmrodzka (absolwentka filologii polskiej) i Elżbieta Narbutt (dziennikarka, z wykształcenia lekarz weterynarii, dziesięć lat temu praktycznie...