Ateologia jest - przynajmniej w swym zamyśle - dekonstrukcją teologii. Jest przyjrzeniem się religii i religijności bez pretensji do metafizyki. Teoretycznie: jest mówieniem o Bogu jako o kulturowym konstrukcie bez powiązania z jakąkolwiek religią, z perspektywy poza religiami. W praktyce ta perspektywa nie oznacza jednak "poza", tylko "przeciw". To, co tworzy Onfray w "Traktacie ateologicznym" i nazywa ateologią, jest w zasadzie antyteologią. Jest ponadto marzeniem ateisty o naukowej dyscyplinie, pod którą mógłby się podpisać.
Problem w tym, że ta "dyscyplina" polega jedynie na krytyce zastanych systemów. I to krytyce dość bezsensownej. Onfray przenosi bowiem elementy metafizyczne w kontekst naukowy i uważa, że w ten sposób demistyfikuje je. Wydaje mu się, że negowanie dogmatów z punktu widzenia racjonalnej nauki unieważnia same dogmaty. Nie jest w stanie zaakceptować rozdźwięku pomiędzy wiedzą i wiarą, gdzie wiedza wyklucza wiarę, bo jeśli o czymś wiem, to nie ma już miejsca na to, bym w to wierzył. Narzędzia stosowane przez tego francuskiego myśliciela (bo nazywanie go filozofem jest dość ryzykowne) zupełnie nie przystają do przedmiotu, jaki bada. Oczywiście można na religię patrzeć w oderwaniu od niej samej: jako na zjawisko psychologiczne, społeczne i tak dalej. Ale nie można oczekiwać, że będzie ona odpowiadała myśleniu racjonalnemu, bo religia nie jest nauką. Nie może być.
Przez znaczną część książki autor przygląda się historii trzech religii monoteistycznych: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Przy okazji demaskuje wiele zbrodniczych akcentów. Nie ma potrzeby, by na tym polu się z nim kłócić. Religie były od zawsze przedmiotem politycznych manipulacji, i tak jest do dziś. I tak będzie. Nie znaczy to od razu, że zbrodniczość jest wpisana w religię jako taką, to tylko kwestia interperetacji tworzy takie możliwości. Dla przeciwwagi: gloryfikowany przez Onfraya Nietzsche też stał się ważnym myślicielem w nazistowskich Niemczech, o czym zafascynowany nim autor zapomina. A przecież myśl Nietzschego jest daleka od nazizmu, jedynie na drodze interpretacji może zostać w ten sposób przekształcona. Jak wszystko, o czym Onfray, piewca pragmatyzmy, powinien wiedzieć od Fisha czy Rortyego.
Co więcej - pragmatyści na gruncie socjologicznym doszli raczej do przekonania, że religia jest korzystna. Dla przeciętnego człowieka religijność daje więcej, niż zabiera. Określanie religii w kategoriach nerwicy jest trafne tylko przy jednym zastrzeżeniu: że każdy inny spójny system oglądu świata jest także nerwicą, w tym racjonalizm. Onfray odwołuje się do Freuda, ale myśl psychoanalityczna posunęła się już o cały wiek do przodu, i po Lacanie łatwiej nam zrozumieć, że niemożliwe jest doświadczanie świata jako Realnego, ponieważ jest to traumatyczne. Dlatego każdy buduje swoją nerwicę, swój punkt odniesienia, który zamienia ten traumatyczny chaos na porządek, który można znieść. I nie ma większej różnicy, czy w miejsce Innego podstawimy Jahwe - jak czynią to judeochrześcijanie, czy naukę - jak robią racjonaliści. Prawda, która jest tak ogromnym fantazmatem Onfraya, ma strukturę fikcji (Lacan), więc nie różni się wiele od "bajek" i "mitów" religii.
To, co oferuje "Traktat ateologiczny", jest zbiorem erystycznych docinek i kpin z religii. Zbiorem miejscami zabawnym, ale ogólnie nudnym. Autor krytykuje chrześcijaństwo, islam i judaizm, jednak sam nie wyprowadza żadnej pozytywnej alternatywy. Wspomina wprawdzie o ateologii, o racjonalizmie czy ateizmie, ale nie zadaje sobie trudu, by opisać w jaki sposób te systemy miałyby zastąpić myślenie religijne. Jedyną cenną myślą "Traktatu..." jest dekonstrukcja pozornej sekularyzacji, która przybiera formę "przepisania" prawd wiary na język świecki, przy czym sama ideologia i sposób myślenia pozostają judeochrześcijańskie. Niestety ten aspekt jest raczej marginalny i nie warto dla niego brnąć przez niemal 250 stron erystyki, która wrażenie może robić na zbuntowanych licealistach.
Filozofia hedonistyczna to projekt psychologiczny, etyczny, erotyczny, estetyczny, bioetyczny i polityczny... To wykład o naturze rzeczy, dzięki któremu...
Każdy, kto zna egipskie piramidy, greckie świątynie, Forum Romanum, przyzna, że te ślady martwej cywilizacji dowodzą ..., że cywilizacje umierają - a więc...