Książka poświęcona jest pojawiającym się na starych pocztówkach symbolom szczęścia. Zarówno tym powszechnie znanym (kominiarz, czterolistna koniczyna, anioły, biedronka), jak i mniej oczywistym, nie kojarzącym się w świadomości ogółu (nie miałam pojęcia, i chyba niewiele osób ma, że szczęście przynoszą chrabąszcz, ostrokrzew czy konwalia).Po wprowadzeniu, poświęconym kolekcji pocztówek, znajdują się dwa podrozdziały. Pierwszy z nich to krótkie rozważania na temat szczęścia, drugi – parę słów o symbolach. Przyznam się szczerze, że poczułam się nieco zirytowana. Tak jakby autor doszedł do wniosku, że musi łopatologicznie wytłumaczyć elementy składające się na tytuł. Mimo irytacji, zdecydowałam się jednak na dalszą lekturę. I nie żałuję. Warto było. Ale o tym za chwilę.
Kolejne rozdziały są poświęcone bezpośrednio poszczególnym symbolom. Każdy zawiera liczne pocztówki ze zbiorów autora (szata graficzna jest tu już wartością sama w sobie) oraz krótki tekst dotyczący danego symbolu. Znajdziemy tu informacje poważne, choć podane bez drętwego przynudzania (i poszerzające wiedzę o różnych kulturach, nie miałam na przykład pojęcia, że u Żydów panny nosiły dzwonki jako atrybut dziewictwa), ale też wiersze czy fragmenty pisane "z przymrużeniem oka". Największą wartością książki jest niesamowicie lekki i dowcipny styl wypowiedzi. Pozwolę sobie przytoczyć przykłady „perełek”
1) z rozdziału poświęconego dzwonom:„Dzwony dzwonią, tylko nie wiadomo, w którym kościele”, więc zjem jedno „dzwonko śledzia” i już kończę, bo jeszcze mi ktoś „przydzwoni”, niekoniecznie na komórkę.”
2) z rozdziału poświęconego bocianom:„w Polsce oraz w krajach Europy Środkowej i Północnej dostarczaniem noworodków zajmują się bociany. Białe dzieci przynoszą bociany białe, czarne dzieci podobno bociany czarne. Te ostatnie, bardzo podobne do białych, są jednak rzadkie, gnieżdżą się w lasach z dala od ludzi i trudno je spotkać. Uczonym neonatologom nie udało się jeszcze ustalić, kto przynosi dzieci rasy żółtej”.
Lektura to może niezbyt ambitna, nie mająca zresztą ambicji bycia ambitną (choć czasem, jak wspomniałam, poszerzająca horyzonty), za to pełna kolorów, lekka, dowcipna, z polotem. Odpręża i wywołuje uśmiech na twarzy. Z czystym sumieniem polecam ją każdemu.
Kalina Beluch