Utarte schematy, powtarzane gesty, niezrozumiałe rytuały rodziny, która wydaje się być ze sobą z rozpędu, z przymusu, z nawyku są magmą, która oblepia bliskich Zuzy i Wojtka. Na męczącą codzienność rodzeństwo nakłada migawki z przeszłości, z mniej lub bardziej udanych chwil zarejestrowanych w nieodległym dzieciństwie, gdy świat zawężał się do lodów w wafelku, zabawy na podwórku i nieco mniej niż obecnie uciążliwej codzienności, ze wszystkimi jej wymogami. Stereotypy powielane przez ludzi, codzienne gesty, zdawkowe, odruchowo wypowiadane słowa nabierają sensu – często odmiennego – gdy w monotonię wkradają się emocje. Ironia, niepokój, złość stają się zaczynem nowego, które chcąc zaistnieć, musi zniszczyć to, co było dotychczas.
Nadmorskie miasteczko z wszelkimi jego urokami i cieniami. A w nim rodzina. Rodzice, razem od lat, ale jakby coraz bardziej osobno. Matka zapatrzona w monitor komputera, przesadnie wystrojona, pobłyskująca kolczykami przy rodzinnej kolacji. Ojciec – po latach potulnego zmagania się z losem nagle zaczyna odczuwać przymus uwolnienia się od rodziny. Zresztą naprawdę zawsze był o krok od ucieczki, szukał jedynie pretekstu. Zuza – zakochana w mężu, robiąca gdzieś tam karierę, będąca gorszym elementem rodziny – realizującym wizję doskonałego (no, prawie) potomstwa. I Wojtek – syn, nadzieja rodziców, a raczej matki, szukający własnej drogi w sklepie w Lublinie.
Spotykają się regularnie, choć wyraźnie wyczuwa się sztuczność tych spotkań, niejako wymuszoną oczekiwaniami matki, poczuciem winy zakorzenionym w dzieciach i rezygnacją ojca. Każdy wspólny wieczór, opatrzony teatralnymi gestami, w umownej scenerii, męczy całą rodzinę, a jednak żaden z jej członków nie potrafi się od tego uwolnić. W końcu musi dojść do wybuchu, który rozrywa to, co od lat wszyscy spajali w całość.
Psychodrama Stół Marty Horbal to wyrazista, bogata w symbolikę opowieść o umowności codziennych rytuałów. Przywołuje prozę Tadeusza Różewicza, porusza do głębi, ukazując złożoność ludzkich historii. Autorka wskazuje na to, jak pojedyncze wydarzenie może uwarunkować nasze postrzeganie świata. Zmusza do refleksji nad pospiesznie wydawanymi osądami, każe rewidować pragnienia, podejmować próby buntu wobec tego, co nas uwiera, choć mogłoby się wydawać, że uświęcone tradycją i czasem, powinno dawać gwarancję spokoju.
Marta Horbal porusza także ważną kwestię pozornej bliskości, która wydaje się falować od poczucia bezpieczeństwa do opresji i zniewolenia obecnością drugiego człowieka. Zadaje ważne pytanie, czym w rzeczywistości jesteśmy dla siebie w naszych relacjach? Jak istniejemy w świecie zdominowanym przez szeregi pustych gestów i powtarzalnych słów wypranych ze znaczenia. Czy na końcu nie pozostaje jedynie ciemny pokój i zawieszone w pół gesty, nieosadzone w żadnym kontekście?
Stół to niełatwa opowieść o związkach, które dzielą, o poszukiwaniu relacji, która połączy i o próbie nadania sensu codzienności, aby nie trzeba było żyć zrywami. To także przestroga przed mitologizowaniem codzienności oraz próba zwrócenia uwagi na to, co nam umyka, gdy usiłujemy poprawić to, co w nas autentyczne.
Polecam.