Spiskowa teoria Ameryki
Generał Fenryder nazywany był dziewiątym generałem Południa, bądź „Piekielnym Generałem”. Był jednym z tych, za sprawą których Karolina Południowa stanęła na czele dążących do secesji. U schyłku 1860 roku wieść o niezłomności Fenrydera dotarła do Białego Domu, a radykałowie uczynili go celem swoich ataków. Mimo, iż przez dwa ostatnie lata wojny wojska zbuntowanych stanów ponosiły klęskę za klęską, a Stare Południe przegrywało, generał Fenryder wciąż walczył - z odwagą graniczącą z fanatyzmem. Kiedy zaczęło mu brakować żołnierzy, stworzył armię z własnych niewolników, którzy zasłynęli jako „batalion trupiej czaszki”. By wywrzeć wrażenie na Waszyngtonie, żołnierze ci torturowali i mordowali schwytanych wrogów, następnie odcinali im głowy i wystawiali je na palach.
Przerażające? Owszem, gorsze jest jednak to, że istnieją dowody na powrót Fenrydera z zaświatów. Wie o tym doskonale Alec Covin, autor książki „Stany prymitywne”. Mamy tu krew, napięcie i tajemnice, bowiem tajna organizacja stworzona przez nieumarłego generała, Wilki Fenrydera, jest jednym z najbardziej hermetycznych i najgroźniejszych spośród wszystkich tego rodzaju zrzeszeń. U Wilków obowiązuje rytuał inicjacji polegający na dokonaniu rzezi. Nowicjusz musi poświęcić wszystkich najbliższych – przyjaciół i członków rodziny. Znakiem członków organizacji jest czarna rękawiczka noszona na prawej dłoni, zapewniająca im siłę i moc.
Wygląda na to, że członkostwo w Wilkach wiąże się z szeroko pojętą władzą, a wielu prominentów może zaliczyć się do wyznawców Fenrydera. Wśród nich jest Walter Skoll, którego fundacja jest znana na całym świecie ze swoich wspaniałych kolekcji i mecenatu. Tym razem Skoll zgodził się otworzyć podwoje dla „wielkiego malarza”, prezentując wystawę jego prac. Mowa tu o Forreście Magnusie, którego obrazy wyceniane są na miliony dolarów.
Forrest nie jest jednak typowym malarzem, oddanym wyłącznie sztuce. Wraz ze swoją partnerką, Sarah Widar, i jej przyjacielem, prywatnym detektywem, złośliwym samotnikiem, Timem Modine, próbuje zdemaskować członków sekty i uniemożliwić realizację tajemnego planu Wilków. Fenryder pragnie bowiem sprowadzić Amerykę do stanu pierwotnego, w którym rządziłyby przemoc i strach. Do tej samozwańczej drużyny dołącza jeszcze Jodie Stevenson, sekretarka zatrudniona w fundacji, a pomocą i doradztwem służy też senator March. Jego syn, Elliot, należy do satanistycznej organizacji Potrójna Kreska, której adepci mają tylko jeden cel: służyć księciu ciemności, by pewnego dnia dostąpić zaszczytów. Senator jest szantażowany, a ujawnienie prawdy o zainteresowaniach potomka przekreśliłyby szanse na jego dalsza karierę. Musi zatem rozprawić się z Wilkami, zanim zdjęcia trafią do prasy. Kulminacja wszystkich wydarzeń i ostateczne rozstrzygniecie dziejów ludzkości ma nastąpić na wernisażu Magnusa, tylko… co z tego, co się dzieje, jest prawdą, a co - mistyfikacją?
Po książkę „Stany prymitywne” sięgnęłam z bijącym sercem. Pierwsza z cyklu powieści o tajnym stowarzyszeniu „Wilki Fenrydera” była mistrzowskim lotem i po kontynuacji spodziewałam się co najmniej tego samego. Pozornie jest tu wszystko, co składa się na trzymający w napięciu dreszczowiec – są gangsterzy biegający po Nowym Jorku z granatnikami, duże pieniądze, spektakularne włamania, krew leje się strumieniami, a gdzieś pomiędzy tym podróżuje wielka misa, będąca sarkofagiem Fenrydera. Tyle tylko, że to nagromadzenie bodźców w pewnym momencie lekko męczy, a akcja i dialogi robią się tak absurdalne, że nie wiadomo, czy się śmiać, czy bać. Mimo tej dłużyzny, „Stany prymitywne” wychodzą jednak ze zmagań z czytelnikiem obronną ręką (kartką?). Historia i sam spisek są bowiem na tyle fascynujące, że chcemy poznać wszystkie sekrety i przekonać się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. I mimo, że Alec Covin znacznie nam tę lekturę utrudnia, mam pewność, że po kolejną książkę autora – sięgnę z ciekawością.
Stanley Holden jest wziętym autorem powieści grozy. W pracy kieruje się prostą zasadą - zrobić wszystko, by przerazić czytelnika. Ale rzeczywistość okazuje...