Recenzja książki: Spadek

Recenzuje: kalina

Znajdujemy się na rozprażonym słońcem terytorium Teksasu. Mieszkańcy tego stanu toczą rozpaczliwą walkę o niepodległość z najeźdźcami z Meksyku. Niestety wszystko wskazuje na ich rychłą klęskę. Z frontu co chwilę dochodzą złe wieści. W armii panuje rozprzężenie i chaos ( na przykład podczas ewakuacji żołnierze zapominają zabrać ze sobą żywność!). Dowódca jest poważnie chory. Mimo tych trudności Teksańczycy stawiają zaciekły opór.

Jednak w pewnym momencie zrezygnowany przywódca wywiesza białą flagę- symbol kapitulacji. Żołnierze dostają się do niewoli. Mimo wcześniejszych ustaleń wszyscy jeńcy zostają rozstrzelani. Jednym z nich jest Polak- były uczestnik powstania listopadowego. Mijają lata. Do Sztabu Generalnego dochodzi pismo od spadkobiercy żołnierza- emerytowanego działacza samorządowego. Jest on w posiadaniu testamentu. Wynika z niego po pierwsze, że domowe archiwum zostaje przekazane Sztabowi. Po drugie- że wszystkim spadkobiercom nadano posiadłości ziemskie, które są łącznie warte 20- 40 mld dolarów. Ów emeryt ma niezwykłą propozycję. Dla siebie chce tylko pięciu procent tej sumy, a za resztę w zamian za pomoc w kwestiach prawnych zamierza przekazać na spłatę zadłużenia Polski wobec Klubu Paryskiego (wynosi ono 12,5 mld euro). Oczywiście nikt nie zamierza brać tego na poważnie. Urzędnicy uważają go za chorego na umyśle staruszka, który niepotrzebnie zawraca im głowę.

Zresztą czego innego można się spodziewać po pracownikach urzędu, który jest wielopiętrową ostoją biurokracji, a nowo przyjęci na etat dostają między innymi następujące rady: "Pamiętaj, młody człowieku, każdego wchodzącego interesanta, bez względu na wagę i rodzaj sprawy, należy odesłać do innego pokoju. Średnio jedna trzecia z nich już nigdy nie wraca. A zatem już na starcie trzydzieści procent roboty mniej." "Dobry urzędnik przemierza korytarze krokiem szybkim i zdecydowanym. W ręku zaś bezwzględnie zawsze należy nosić teczkę wypchaną papierami. To robi doskonałe wrażenie na przełożonych." Ktoś jednak musi zająć się sprawą "stukniętego staruszka". To niewdzięczne zadanie przypada w udziale Tomaszowi- nowemu urzędnikowi Sztabu. Wkrótce sytuacja się komplikuje. Najpierw umiera w niewyjaśnionych okolicznościach (oficjalnie na zawał) właśnie ów staruszek. Z jego domu zostaje najprawdopodobniej wykradziony (nigdzie go w każdym razie nie można znaleźć) testament, który czynił go spadkobiercą poległego w Teksasie żołnierza. Nieznani sprawcy włamują się do mieszkania Tomasza (zabierając między innymi komputer). Nieoczekiwanie zostaje mu także odebrana owa sprawa. Nie rezygnuje jednak ze śledztwa. W pewnym momencie doznaje objawienia- domyśla się, gdzie staruszek mógł schować testament. Przypuszczenia okazują się słuszne i dokument trafia w jego ręce. Jednak wkrótce zostaje wykradziony. Jakby nie było dość problemów, zaczynają się tajemnicze zgony. Wszystkie ofiary mają niebieską skórę twarzy, co sugeruje użycie jakiejś trucizny. Podobny kolor miała wcześniej twarz staruszka.

Kto za tym stoi? Komu zależy na testamencie? Czemu Tomaszowi została odebrana sprawa? W czyje ręce trafi w końcu dokument? Zainteresowanych zapraszam do lektury. Wątki sensacyjne splatają się tu z trafnymi obserwacjami życia codziennego i ludzkich charakterów, ukazanymi w sposób świadczący o wielkim poczuciu humoru autora. W jednej chwili mamy gęsią skórkę ze strachu, w drugiej płaczemy ze śmiechu. Książkę można podsumować trzema S: sensacja, socjologia, satyra. Wszystkie trzy łączą się ze sobą w harmonijną całość.

Kalina Beluch