Patrzę na reprodukcję obrazu Gustave Caillebotte'a "Bulwar Haussmanna w śniegu". Zza poręczy balkonu widać szeroką ulicę, kamienice z charakterystycznymi paryskimi oknami, sięgającymi od podłogi po sam sufit. Cisza uchwyconego pędzlem malarza tonącego w śniegu paryskiego bulwaru ujmuje. Nic jej nie zakłóca, nawet kilka niewyraźnych postaci brnących w zaspach wydaje się milczeć. Miasto zamarło w swoim białym przepychu. Gdybym tej zimy stanęła na tym samym balkonie, moim oczom ukazałby się ten sam bulwar. Może byłby pełen samochodów, ale wystarczyłoby podnieść wzrok i zawiesić go na fasadach domów, aby wrócić do nastroju, który zapewnia malarstwo Caillebotte'a. A także fotografie jego brata, Martiala Caillebotte'a, który fotografował ludzi, ale też i Paryż. I choć obaj bracia tworzyli półtora wieku temu, to ich dzieła są wciąż aktualne. Paryż, ukazany pędzlem i błoną fotograficzną, jest ten sam - piękny i tajemniczy. I jakże aktualny! To wciąż to samo miasto, którego nie zniszczył szalony rozkaz Hitlera, nakazującego wysadzić stolicę w powietrze latem 1944 roku.
Warszawa nie miała tyle szczęścia. XX wiek przyniósł temu miastu zagładę. Zniknęły całe dzielnice, odeszły w niebyt kamienice, place, kościoły i pomniki. Po wojnie odbudowano jedynie część przedwojennego miasta. W przeważającej części powstało ono na nowo. Zupełnie inne, choć noszące tę samą nazwę.
Wydany nakładem wydawnictwa RM album Przedwojenna Warszawa. Najpiękniejsze fotografie to dowód na to, jak blisko było Warszawie do Paryża. Wspaniałe fasady kamienic, szerokie aleje, czyste podwórka śródmieścia, będące swoistymi ogrodami w centrum miasta, ujmują i wywołują smutek. Niewiele z nich pozostało do dziś.
Z zaproponowanych zdjęć Warszawy warto zwrócić uwagę na to, które przedstawia ulicę Ząbkowską i jeden z nielicznych, nawet na początku XX wieku, drewnianych domów podcieniowych. Ukazuje ono, jak powszechne były w mieście dzielnice, w których mieszkali ludzie niezamożni. Jednak różnorodność zabudowy znacznie przewyższa monotonię powojennych robotniczych dzielnic. Widać tu i drewniane domy piętrowe, parterowe, kamienne podwórka i fragmenty kwartałów brukowanych drewnianymi kocimi łbami. Próżno ich szukać w dzisiejszej stolicy. Odeszły na zawsze, pozostając jedynie na starych fotografiach.
Patrząc na fotografię ulicy Marszałkowskiej, porównuję ją z Boulevard Montmartre Camille Pisarro. Spowita jesienną mgłą warszawska arteria jest cicha, jakby uśpiona, podczas gdy paryska ulica tętni życiem. Czarno-białe zdjęcie i kolorowy obraz kontrastują ze sobą, a jednak w podobny sposób przyciągają wzrok. I wywołują uczucia, których nie sposób opisać. Przede wszystkim żal za tym, co bezpowrotnie utracone.