Recenzja książki: Pożegnanie z Budapesztem

Recenzuje: Sławomir Krempa

Wydaje się, że w polskim społeczeństwie istniały tylko dwie, trzy drogi życiowe dla współczesnych trzydziesto-, czterdziestokilkulatków. Jedną obrali ci, którzy wyjechali szukać szczęścia za granicę i tam skończyli, śniąc swój european dream jako polscy hydraulicy. Na drugą zdecydowali się ludzie, którzy pozostali w Polsce, mieszkają na blokowisku i zachowują się jak bohaterowie powieści Doroty Masłowskiej. No, dobrze, mamy jeszcze establishment, zabunkrowany na swoich zamkniętych osiedlach, pracowników korporacji, którzy poświęcili życie rodzinne dla kariery i teraz starają się to nadrobić, a także bohaterów powieści Wiesława Myśliwskiego z prowincją, która de facto już nie istnieje czy tych, którzy rzucili pracę, by zamieszkać w sielskich mieścinach, które nie istniały nigdy. Łukasz Błaszczyk pokazuje, że wchodząc w dorosłość, można było dokonać jeszcze innego wyboru. I że Polska nie jest tak odległa od Europy, jak mogłoby się wydawać.

Wiosna, 2012 rok. Troje przyjaciół z Wrocławia wyrusza do Budapesztu na wesele kolegi. Nie są zachwyceni: woleliby zabalować w Paryżu ze swych snów i marzeń. Tyle, że Paryż nie jest dla nich, zwykłych zjadaczy chleba. Przekonał się o tym ich przyjaciel, James, który ostatecznie wybrał jako scenerię swojego wesela dawne Austro-Węgry. Przekonał się Lucek, który próbował zdobyć Londyn. Przekonała się Skumu, skromna nauczycielka, couchsurferka. Przekonał się też Wawrzyn, stypendysta, który współtworzy potencjał intelektualny wspólnej Europy, mając zarazem poczucie, że jego praca tak naprawdę nie jest nikomu do życia potrzebna.

Pożegnanie z Budapesztem jest opowieścią o zderzeniu marzeń z rzeczywistością. Ludzie wchodzący w dorosłość po roku 2000 marzyli o tym, że będą zdobywać świat, że otwarcie granic da im szansę na wielkie międzynarodowe kariery i ogromne pieniądze. Nic takiego – poza nielicznymi wyjątkami – się nie stało. Nierówności społeczne nie zniknęły – nadal istnieją ludzie, którzy mogą na wyłączność wynająć wieżę Eiffla, odbierając „szaraczkom” planującym obejrzenie Paryża z jej szczytu i wydającym ostatnie pieniądze na bilet do Francji szansę na spełnienie marzenia życia. Ale czy to powód, by pogrążać się w gniewie? Czy nie ma innego wyjścia niż bunt? Czy trzeba z tego powodu być zgorzkniałym do cna?

Gdyby tak było, Pożegnanie z Budapesztem byłoby powieścią potwornie depresyjną. I choć to nadal historia raczej niewesoła, Łukasz Błaszczyk znajduje dla swoich bohaterów inną drogę. Drogą tą jest szukanie szczęścia na własną miarę. Wyciskanie wszystkiego, co da się z życia wycisnąć – jak Skumu, która jako couchsurferka, mimo niewielkiej pensji ma szansę zobaczyć cały świat. Jak Lucek, który korzysta z życia w zupełnie inny sposób. Jak Wawrzyn. Żadne z nich nie martwi się swoją pozorną przegraną w wyścigu szczurów. Więcej: z premedytacją się z niego wycofują. I choć nigdy nie kupią sobie nowego Porsche, nie będą chodzić w najdroższych sukienkach czy garniturach z najnowszych kolekcji, to cele stawiają sobie zgoła odmienne. I w miarę możliwości je realizują.

Dużym walorem powieści jest to, że Błaszczyk odchodzi od utartych schematów pisania o Polsce i Polakach. Owszem, są tu wątki emigracyjne, ale stanowią one jedynie drobny element całości. Jest blokowisko – ale niejako „w domyśle", jako miejsce, które bohaterowie powieści opuścili. Błaszczyk udowadnia, że nie jesteśmy tak zaściankowi, jak mogłoby nam się wydawać. Że Polska leży znacznie bliżej tak zwanego Zachodu niż sami chcemy przyznać. I że obywatele tak zwanej Starej Europy miewają podobne problemy czy kompleksy, jak my.

Łukasz Błaszczyk nie kokietuje czytelnika, nie stara się w żaden sposób „podkręcić” fabuły. Snuje swą opowieść niespiesznie, na różnych planach przestrzennych i czasowych, przeplatając je, nakazując im wzajemnie się uzupełniać. Nie opisuje raczej wyborów, jakich większość z nas dokonała czy mogłaby dokonać, ani też doświadczeń wspólnych ogółowi Polaków. Być może z wyjątkiem braku spektakularnego sukcesu, happy endu, z triumfalnymi dźwiękami marsza i pokazem sztucznych ogni. Bohaterowie Pożegnania z Budapesztem po prostu jakoś sobie z życiem radzą, własnymi metodami i na swój sposób. Obserwowanie ich zmagań potrafi być – mimo wszystko – krzepiące. A z pewnością stanowi doświadczenie inne niż to, jakie niesie większość wydawanej dziś w Polsce literatury.

Tagi: Europa Polska emigracja radość bunt Węgry Budapeszt polskość pokolenie ZABAWA

Kup książkę Pożegnanie z Budapesztem

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Pożegnanie z Budapesztem
Książka
Pożegnanie z Budapesztem
Łukasz Błaszczyk
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy