Opowiadania o seksie i pożądaniu
Od tego, któremu więcej dano, można więcej wymagać. Od zdolnego, doświadczonego pisarza należy wręcz wymagać więcej niż od debiutanta czy rzemieślnika słowa, pozbawionego prawdziwego talentu. Pod tym względem Michal Viewegh nie staje na wysokości zadania. Nieźle technicznie napisane opowiadania co najmniej w połowie rozczarowują pod względem treści. Można w ich przypadku zacytować pewną nieuczesaną myśl Leca: Poetę (podmieniamy na pisarza) tego cechowało szlachetne ubóstwo myśli.
Okładka zbioru Opowiadania o małżeństwie i seksie nawiązuje tylko do tego drugiego. Nawiązuje w sposób mało wyrafinowany, choć prawdopodobnie o to chodziło. Małżeństwo – choć chwilami obecne w książce – również ma znaczenie drugorzędne. Podstawowym jej tematem jest seks, pożądanie, poszukiwanie sposobu na zaspokojenie napięcia seksualnego. Oskar, bohater książki – przerysowany i pokazany w sumie ironicznie – to wiecznie niezaspokojony samiec, który ma ilustrować tezę o facecie (nawet wykształconym i inteligentnym) stale myślącym tylko o jednym. Tylko ten aspekt życia jest zresztą tematem zebranych tu opowiadań. Cóż z tego, że Oskar jest twórcą-pisarzem, kiedy widzimy go głównie jako mniej (częściej) lub bardziej (rzadziej) zdolnego podrywacza, kochanka. Kobiety – także te mniej skomplikowane niż on – z łatwością nim manipulują. To one, widząc jego „kogucie“ popisy, rzadko kiedy – a jeśli już to na swoich zasadach – ulegają ich urokowi. Problemem Oskara jest to, że nie widzi on w kobiecie, partnerce osoby. Rzadko kto w życiu lubi być traktowany przedmiotowo, choć jest to częste w świecie literatury czy filmu. Oskar swoją uczuciową obojętność i szybkie znudzenie się inną osobą przedstawia nieomal jako coś pozytywnego. Trudno polubić takiego bohatera – chyba, że odkrywa się w nim własne cechy. Wykształcenie i lekkość operowania pustym słowem z powierzchownością, egocentryzmem i egoizmem. Kobiety w książce to najczęściej manipulatorki, które bardzo lubią chwilę pławić się w morzu pisarskiej sławy ich tymczasowego, niezobowiązującego kochanka. Ciągnie ich do znanego pisarza jak pszczoły do nektaru. Po skosztowaniu można spokojnie odlecieć.
Viewegh nie zawodzi tylko jeśli chodzi o warsztat pisarski. Proza jest pod tym względem sprawnie, atrakcyjnie napisana. Gorzej chwilami jest z treścią, jak chociażby w opowiadaniu W dupie z oczami. Viewegh z lekkością sięga po wulgaryzmy, nie stroni też od nieprzyjemnego naturalizmu. Cóż, współcześni intelektualiści tak mają. Trochę łagodzi to ironia, sarkazm, przymrużenie oka, ale i tak miejscami pozostaje osad czegoś mało strawnego. Wydaje się, że jest w tym jakaś samokrytyka i autoironia. Krytyczne i sarkastyczne spojrzenie na życie twórców, zanurzone w butelkach alkoholu i seksie bez zobowiązań. Dobrze, tylko trochę to nużące. Zbyt wiele słów na pokazanie zjawiska emocjonalnej pustki, negatywnych stron życia twórcy.
To nie są opowiadania erotyczne w sensie subtelnych, delikatnych opisów, budowania napięcia, gry emocji, piękna zakochania się, miłości. Jest pożądanie – pokazane mniej czy bardziej elegancko. Zanurzone w alkoholowej mgle. I dążenie do zaspokojenia, które niewiele zaspakaja. Nie ma atmosfery, erotycznej mgiełki, jest często zbyteczna bezpośredniość. Można odnieść wrażenie przeintelektualizowania dialogów i wszechobecności owej nasyconej smutkiem pustki, z której i Salomon literatury nie mógłby nalać. Można zrozumieć zamysł autora, ale nie trzeba go bezkrytycznie akceptować.
Narratorką powieści jest dwudziestoparoletnia redaktorka, na co dzień pracująca dla fikcyjnego tygodnika kobiecego "Pogodzona ze Sobą", która...
Narratorką powieści jest dwudziestodwuletnia redaktorka, na co dzień pracująca dla fikcyjnego tygodnika kobiecego "Pogodzona ze sobą", która szczerze...