Wiele maluchów ceni rutynę. Dzieci lubią, gdy kolejne wydarzenia dnia układają się w jasny i przejrzysty harmonogram. Budzą się rano, korzystają z nocnika, rodzice przebierają je w codzienne ubranka, przygotowują pociechom śniadanie, a później, spiesząc się do pracy, odwożą maluchy do żłobka, przedszkola, babci bądź niani. Kolejne etapy dnia każdy rodzic będzie w stanie przytoczyć z dokładnością co do godziny. Taka rutyna i przywiązanie do tego, co znajome, znajduje swoje odzwierciedlenie także w pierwszych znajomościach, które nawiązuje dziecko. I właśnie o takiej przyjaźni, ale też o zazdrości, opowiada Pija Lindenbaum w kierowanej do najmłodszych czytelników historii Lubię Leosia.
Marcel przyjaźni się z Leosiem. Więcej: jest wpatrzony w kolegę jak w obrazek. Lubi wygląd chłopca i wszystko, co otacza Leosia – jego zabawki, babcię i jego pomysły. Marcel wierzy w to, że taki, niezachwiany stan rzeczy będzie trwał wiecznie. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że wystarczy, by pojawiło się inne dziecko, a fundamenty jego spokojnego świata zaczną się chwiać…
Pija Lindenbaum pokazuje, że każde dziecko w inny sposób traktuje zabawę. Dla niektórych dzieci przyjaźń jest sprawą fundamentalną, której nic nie może zburzyć. Inne maluchy chętniej nawiązują nowe znajomości - nawet, jeśli nowy kompan zabawy nie będzie grzecznym i skorym do kompromisów w grach towarzyszem. Marcel, bohater książki Piji Lindenbaum, może tylko z boku spoglądać na nowego kolegę Leosia. Chłopczyk widzi, że nowy kolega to łobuz, który jedynie szuka zaczepki i wcale nie chce się grzecznie bawić. Gdyby nie niespodziewana interwencja psa, nie wiadomo, jak znajomość z nowym chłopakiem zakończyłaby się dla Leosia i Marcela.
Lubię Leosia to króciutka opowieść, którą każdy rodzić powinien przeczytać ze swoim dzieckiem. Ileż to bowiem razy dochodzi do sprzeczek i kłótni między najmłodszymi w piaskownicach. Historia opowiedziana przez Piję Lindenbaum to właśnie taki "piaskownicowy dramat". Książka liczy niewiele stron, a jeszcze mniej jest w książce słów. Tekst składa się z prostych stwierdzeń, przywodzących na myśl zdania, jakie wypowiadają najmłodsze dzieci: lubię burzyć zamki, nie lubię tego chłopaka. Dzięki takiej prezentacji książka jest przystępna i jasna w odbiorze nawet dla najmniejszych czytelników.
Oczywiście nie mogło w publikacji zabraknąć także ilustracji. Rysunki zaprezentowane w książeczce są duże, zajmują całą sąsiadującą z tekstem stronę. Są też bardzo kolorowe, utrzymane w ciepłej i przyjemnej tonacji, raczej ubogie w szczegóły. W bardzo pomysłowy sposób na kartach książki pojawia się nowy chłopak. Najpierw przypomina on niewielką, szaro-burą plamę, a z czasem, wraz z biegiem opowieści, na kolejnych stronach książki staje się on coraz większy i bardziej wyraźny. Podobne rozwiązanie zastosowała Pija Lindenbaum w celu wprowadzenia psa do akcji opowieści.
Lubię Leosia to pouczająca i przystępna książka dla wszystkich maluchów – zarówno tych skrytych i nieśmiałych, jak również dla tych odważniejszych i bardziej pewnych siebie. Z publikacji Lindenbaum maluchy wyniosą sporo wiedzy – z pomocą rodziców dowiedzą się, jak unikać zazdrości i jak radzić sobie z nieprzewidzialnymi sytuacjami na placach zabaw.
Doris nie chce iść na przyjęcie, zwłaszcza jeśli nie wolno jej włożyć marynarskiego stroju. Poza tym nie skończyła jeszcze budować dróg w piaskownicy....
Czy ktoś tu się boi wilków? Na pewno nie Nusia, która właśnie zgubiła się w lesie. To nic, że w przedszkolu wszystkiego się boi, nawet pogłaskać psa. Wilki...