Sługa uniżony, kapitan Peter Doggs
Kapitan Peter Doggs zostaje wyrwany z łap śmierci. Ma ponieść karę za zdradę stając przed plutonem egzekucyjnym. Padają strzały, pada kapitan, lecz szybko okazuje się to fikcją, bowiem Doggs żyje. Wybawicielem, jeśli można tak go nazwać, jest lord Bathurst. Wpływowy, bogaty obywatel, który ma wobec niedoszłego straceńca własne poważne plany. Wysyła go wraz ze zbieraniną budzących niepokój indywiduów w rejs, którego cel nie jest większości z nich znany. W misję tajemniczą, dziwną i niezbyt bezpieczną. Statkiem, który ma płynąć - przynajmniej początkowo - pod banderą duńską. Trwa zażarta wojna między Anglią i Francją, obejmująca również wody mórz i oceanów. Duńczycy są neutralni, przynajmniej teoretycznie. Dlaczego jednak Doggs zgadza się zostać kapitanem „Stjernena”? Nie ma innego wyjścia. Milord zapewnia sobie jego lojalność przypomnieniem, że wie, jak zaopiekować się szesnastoletnią córką kapitana. To prosty, acz skuteczny szantaż, który jego lordowska mość stosuje ze szlachecką rozrzutnością także wobec wielu innych członków załogi. Metoda "kija i marchewki" wydaje się wyjątkowo efektywna i chętnie stosowana przez pomysłowego milorda. Czyżby zawsze i wobec każdego? Doggs ma płynąć jak najszybciej, unikając morskich potyczek, postojów, odpoczynku. Rozkazy dostaje w postaci listów, przekazywanych przez Augustusa Stirlinga, zaufanego lorda Bathursta. Listy te to zaplanowane na kilka miesięcy naprzód życie kapitana. Nad jego posłuszeństwem wobec poleceń angielskiego arystokraty mają czuwać przekupieni bądź zastraszeni przez niego ludzie, wchodzący w skład wyprawy. Niektórzy z nich wcale się z tym nie kryją, inni wprost przeciwnie. Statek wypływa, zaczyna się wielka przygoda życia niepokornego i zadziornego kapitana. Dokąd listy lorda zawiodą Doggsa? Czy zdoła on przechytrzyć jego milordowską mość? O co chodzi w misternie zaplanowanej intrydze Bathursta?
Wydane w 2012 roku Miasteczko Nonstead Marcina Mortki specjalnie nie zachwycało. To horror, w którym raziła pewna sztuczność opisywanych wydarzeń i dialogów. Z ciekawością sięgnąłem po Listy lorda Bathursta, reprezentujące inny gatunek literacki. Tym razem autor nie zawodzi. Powieść czyta się błyskawicznie, wciąga od samego początku, a wartka akcja i zagmatwana intryga nie pozwalają się nudzić. Realizacji pomysłów autorskich nie można niczego zarzucić. Historia jest wspaniale opowiedziana, dialogi tętnią życiem, język jest giętki i plastyczny, postaci - wyraziste i barwne. Akcja biegnie do przodu, śmigając po falach wyobraźni, nieustannie zaskakując nagłymi zwrotami. Rum leje się strumieniami, morski wiatr wieje w oczy, a słone krople orzeźwiają pozieleniałą z radości twarz. Mamy zebrane razem przygodę, galerię niezwykłych osobowości, zagadki kryminalne, mroczne tajemnice. Wszystko to okraszone ironicznym humorem, wyrażone często językiem kiedyś mocno nieparlamentarnym. Tu nie można się nudzić jak w Sejmie - nawet, jeśli nie jest się biegłym w żeglarskiej terminologii, która wypełnia po brzegi karty książki. Przygoda i klimat morskich opowieści, piraci i korsarze, pojedynki statków i intrygi załogi - wszystko ma swoje miejsce i w przemyślany sposób tworzy barwną układankę. Listy lorda Bathursta należałoby porównywać z powieścią Szaman z Port Royal Michała Solanina. Książka Mortki jest jednak o kilka węzłów lepsza. Nie razi mnie, przyznaję - wilka lądowego, niczym, przykuwa uwagę, bawi i intryguje. Ciekawość budzą Doggsowe usiłowania poznania planów lorda Bathursta, jego próby przeciągnięcia na swoją stronę ludzi pracujących dla wyrafinowanego arystokraty. To dobra, solidna rozrywka nie tylko dla amatorów morskich opowieści z tupotem mew w tle.
Akcja "Klimatyczni i Kulturalni" - Nie ma siły bez drużyny.To wspaniałe wydarzenie to efekt współpracy Gminy Pobiedziska, Wydawnictwa SQN oraz naszego...
Opowieści ze Świetnika to zbiór krótkich historyjek o przyjaciołach zwierzakach mieszkających na śmietniku/Świetniku. Wbrew wszelkim pozorom wiodą tam...