Kryminał socjalistyczny
Sięgając po książkę Kosa, czyli ballada kryminalna o Nowej Hucie, spodziewałam się niezłej zabawy. A tymczasem wpadałam w coraz większe przerażenie. I to wcale nie z powodu wątku kryminalnego. Przeciwnie.
Nowa Huta jest, jak wiadomo, sztucznym miastem, powstałym dla pracowników Huty im. Lenina pod Krakowem. Miała być ucieleśnieniem ideałów socjalistycznych, miastem doskonałym. Wybudowanym według ścisłych wytycznych. Swoją drogą: czy dziś, w czasach kapitalizmu, byłby możliwy do zrealizowania taki gigantyczny projekt? Wybudowanie całego miasta z pełną infrastrukturą dla jednego zakładu pracy?
W każdym razie Nowa Huta powstała i jest. Istnieje do dziś. Choć ludzie, ściągnięci do niej z całego niemalże kraju, zmienili już jej charakter, dopasowując ją do swoich potrzeb. Choćby poprzez wybudowanie kościoła i podłączenie się pod Kraków jako jedna z dzielnic. To zupełnie zburzyło pierwotny zamysł.
Kosa... Hanny Sokołowskiej opowiada historię kryminalną, która zdarzyła się w latach 1976-1977 w Nowej Hucie. Grasował wówczas "nowohucki wampir", który, podobnie jak jego odpowiednik z Zagłębia, mordował młode kobiety. Ogłuszał je tępym narzędziem, a potem zadawał śmiertelny cios nożem. Wszystkie zabite były aktywnymi działaczkami, z ich legitymacji morderca wyrywał zdjęcie - zapewne dla celów kolekcjonerskich.
Bohaterami tej niemalże dziennikarskiej opowieści są członkowie rodziny Knappów: profesor Knapp, który porzucił żonę z córkami dla młodszej kobiety i wyjechał z nią do Katowic, jego córki Marianna i Belcia, nauczyciele z pobliskiego liceum, dyrektor szkoły, koledzy z podwórka. Wszyscy oni robią prywatne zapiski na temat aktualnych wydarzeń. Mamy więc swoisty zbiór dokumentów z tamtych czasów: listów, pamiętników, artykułów prasowych, donosów, podań. Kto pamięta lata siedemdziesiąte, z pewnością będzie czytał tę książkę z rozrzewnieniem. Tym bardziej, że autorka drobiazgowo odtworzyła realia, nie zapominając o słownictwie, nazwach, cenach i przedmiotach będących obiektami pożądania. Całą historię czytelnik układa w zasadzie sam na podstawie dokumentów. To tak, jakby znaleźć w szafie wycinki z gazet, cudze pamiętniki, listy i poukładać je chronologicznie. Trzeba przyznać, że to ciekawy zabieg.
Motyw kryminalny sam w sobie jest dramatyczny, tym bardziej, że poniekąd dotyczy głównych bohaterów, ale nie to jest najbardziej przerażające. Straszna jest rzeczywistość, w której przyszło tym ludziom żyć, dorastać, zakochiwać się. Sąsiadka donosi milicji na sąsiadkę, bo tamta ma więcej papieru toaletowego, mydełko Palmolive i wytrzasnęła skądś kabanosy. Stanowiska zdobywa się za pomocą donosów i szantażu, a "kartami przetargowymi" są: kiełbasa toruńska, perfumy Pani Walewska, zagraniczne papierosy i rajstopy w kolorach byle nie cielistych. Dla zdobycia szynki na święta trzeba opracować całą skomplikowaną logistykę stania w kolejkach i łapówek.
Jest w książce Sokołowskiej wyraźnie pokazana swoista walka ze starym i nowym systemem. Rodzina Knappów ma szlacheckie korzenie, herb, dawno zapomniany majątek ziemski. Jednym z wątków jest ukradziona rodowa biżuteria, która poprzez kolejne matactwa trafia w ręce największej szantażystki w Nowej Hucie. To dzięki tym starym pamiątkom zostanie rozwiązana cała zagadka kryminalna, a sprawiedliwość zwycięży. Powróci też "stare", gdy w Nowej Hucie stanie kościół. Jak modli się jedna z bohaterek: A na koniec chciałam Ci jeszcze przypomnieć, słodki Jezu, że Nowa Huta jest teraz intergeneralną dzielnicą Krakowa, a nad nim już tyle Świętych ważnych czuwa, że na pewno nikomu się nie narazisz, jak nas wszystkich weźmiesz pod swoją opiekę.
Zaletą książki jest także ciekawe opracowanie graficzne. Autorką ilustracji jest Olga Olechowska, współpracująca z nieodżałowanym "Bluszczem".