Zmagania z życiem
Los ludzki to nie tylko prosta suma wydarzeń w życiu człowieka. To przede wszystkim zapis stanów emocjonalnych – buntu wobec przerażenia, rozpaczy wobec nieuchronności tego, co przed nami – pisał Kamil Śmiałkowski na temat pisarstwa J.L. Wiśniewskiego. Tych samych słów można użyć, opisując nie tylko dzieło literackie, ale i samo życie. Ono bowiem jest nieprzewidywalne, nierzadko stawia nas przed próbami, które wymagają heroicznej walki. To, czy z tych prób wyjdziemy zwycięsko, bądź też – w przypadku przegranej – czy podniesiemy się i wyciągniemy wnioski z porażki, zależy tylko od nas.
Tę prozę życia, codzienne zmagania się z jego przeciwnościami, codzienne podnoszenie się z upadku, pięknie udokumentowało Wydawnictwo Salwator, tworząc wzruszający, ale też dodający siły zbiór opowiadań Każdego dnia… Do współpracy zostali zaproszeni znani i lubiani współcześni twórcy, a także blogerzy – wszyscy ci, którzy doskonale potrafili ująć w słowa skomplikowane ludzkie losy. Wszystkie te opowiadania rozpoczynają się od słów: Każdego dnia…, bowiem właśnie wówczas dokonują się rzeczy wielkie. Niektóre z tych opowieści są oparte na faktach, niektóre zawierają bardzo osobiste historie, są zapisem walki z ciężką chorobą. Czasami jest to walka wygrana, czasami jednak wygraną jest sama akceptacja cierpienia i możliwość wykorzystania w stopniu maksymalnym tego, co mimo ograniczeń wciąż jest możliwe. W lekturze książki ukojenie znajdą ci wszyscy, którzy są pełni pretensji do losu, ci, którzy bezskutecznie gonią w poszukiwaniu szczęścia, a także ci wszyscy, którzy dawno zaniechali walki. Zbiór ściśle powiązanych ze sobą tekstów dodaje sił, energii do walki, daje również nadzieję. Pokazuje, że niezależnie od rezultatu, warto podjąć wyzwanie, bowiem stawką jest każdy dzień na ziemi. Każdy dzień, przeżyty z pełną świadomością tego, jakie mamy szczęście, że możemy tu być i oddychać pełną piersią.
Zbiór opowiadań otwiera tekst Nigdy w życiu! autorstwa pasjonatki biegania, Anny Pawłowskiej-Pojawy. Opisuje ona ciężką drogę, jaką przebyła zza biurka do udziału w pierwszym maratonie, a później kolejnym, i kolejnym… Bieganie miało być dla niej sposobem walki z dodatkowymi centymetrami w biodrach, stało się natomiast sposobem na życie. Każdego dnia, niezależnie od pogody, niezależnie od nastroju i czekających na nią obowiązków, nastawia budzik i wstaje z myślą, że oto staje do walki. Do walki z samą sobą...
Kolejny tekst, Eweliny Skarżyńskiej, która od urodzenia choruje na rdzeniowy zanik mięśni, jest nie tylko opisem rozwoju choroby i walki z nią, ale też gloryfikacją życia. Autorka, pomimo istotnych ograniczeń, stara się robić wszystko, by spełniać swoje marzenia. Biorę z życia to, co najlepsze – pisze autorka, zabierając czytelników w przestworza. Pisze bowiem o swoim locie na paralotni, a także innych małych-wielkich rzeczach, które stały się jej udziałem. O wyzwaniach pisze również Marek Kamiński, wracając wspomnieniami do swojego dzieciństwa, do samotności, jaka towarzyszyła mu podczas długiej walki o uratowanie złamanej reki, do wyprawy z Jaśkiem Melą na Biegun Północny.
Lżejszy ton swojej wypowiedzi nadaje Magdalena Witkiewicz, proponując czytelnikom opowieść o kocie, a tak naprawdę o potrzebie bycia z kimś, o potrzebie towarzystwa, o potrzebie bycia kochanym. Dla Marka, wciąż wracającego myślami do rozstania z żoną, wizyta sąsiadki proponującej mu adopcję kota, staje się pierwszym dniem nowego życia – życia bez duchów z przeszłości, za to z kotem u boku. Kto wie, może również z sąsiadką, bo przecież człowiek nie może żyć bez miłości… Gabriela Gargaś pisze natomiast o docenianiu rzeczy małych, o cieszeniu się z tego, co nas otacza. W pogoni za szczęściem, za czymś więcej, za mrzonkami można bowiem przegapić prawdziwe piękno i prawdziwą wartość, która jest blisko.
Jolanta Radomska, cierpiąca na SM, pisze o swojej metamorfozie, o tym, jak stała się panią Niteczką, tworząc ze skrawków materiałów prawdziwe cuda niosące pocieszenie, wywołujące uśmiech nie tylko w chorobie. Małgorzata Warda proponuje natomiast opowieść o kobiecie, która jako jedna z niewielu osób wyszła cało z katastrofy lotniczej. Mimo tego, iż nie odniosła fizycznych obrażeń, poobijana jest jej dusza.
O tym, że warto jest pokochać siebie, pisze Olga Bończyk. Autorka długo nie mogła zaakceptować swojej niedoskonałości, długo nie mogła zaakceptować swojego odbicia w lustrze. Teraz śmiało może spojrzeć w jego taflę, mówiąc do odbicia „Fajna z ciebie babka, wiesz?”. O podróży ku zdrowiu, a właściwie ku życiu, pisze Natalia Karcz, której udało się stoczyć zwycięską walkę z rakiem, zaś Tomasz Żółtko w bardzo osobistym teście opowiada o wolności i odnalezieniu spokoju. Katarzyna Michalak przedstawia czytelnikom swoich przyjaciół, zwierzęta, które odegrały istotną rolę w jej życiu – pisze o wyjątkowym psie Nesi, o kotce Whisky, o jemiołuszce zwanej Ptysią. To właśnie te, a także wiele innych stworzeń, towarzyszy i towarzyszyło autorce każdego dnia w drodze przez życie.
Ewa Folley, promotorka zdrowia i doradca rozwojowy, pisze natomiast o mocy wdzięczności, o dziękowaniu innym za dobre słowa, gesty i czyny. Zamiast marnować cenny czas i energię na złość, lepiej powiedzieć sobie: Dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia i ruszyć przed siebie, spełniając swoje marzenia i ciesząc się każdą chwilą. Trzy ostatnie teksty to opowieść Magdy Steczkowskiej o smakowaniu życia, Marty Fox o śmierci ojca-górnika oraz wzruszające, oparte na prawdziwej historii opowiadanie Przemka Kowalika o tym, że sama wiara jest cudem.
Wszystkie teksty zawarte w zbiorze Każdego dnia… są wyjątkowe. Są takie nie tylko z uwagi na sprawność twórców w posługiwaniu się słowem, we wzbudzaniu emocji, ale również (a nawet przede wszystkim) na swoją wymowę. Wszystkie przekonują, że najgorsze, co możemy zrobić, to poddać się bez walki, to zrezygnować z życia i tych wszystkich wspaniałości, które ono ze sobą niesie. Wyjątkowy jest też fakt, iż wszyscy autorzy zrzekli się swojego honorarium, zaś pieniądze płynące ze sprzedaży są przekazywane na konto Fundacji Marka Kamińskiego, wspierającej dzieci dotknięte ciężkimi chorobami.