Dostajemy do ręki zbiór opowiadań. Krótkich, lecz bardzo trudnych w odbiorze. Wrażenie kompletnego chaosu. Tematy poważne sąsiadują z błahymi do bólu. Fragmenty ładne z momentami tak nasyconymi wulgaryzmami, że trudno je czytać bez obrzydzenia. Interpunkcja jest częściowo ignorowana – zdania nie zaczynają się od wielkich liter. Może to zabieg świadomy? Ludzie opisywani na stronach książki raczej nie zasługują na wielkie litery. Sporo jest luźnych skojarzeń, co dodatkowo zaciemnia obraz. Całość przypomina strumień świadomości. Można w nim znaleźć perły, ale znacznie częściej potykamy się o kamienie wulgaryzmów. Nie jest to lektura „lekka, łatwa i przyjemna". Wręcz przeciwnie. Nie jest aż tak zła, żeby nadawała się do spalenia w ogniu krytyki, ale też nie zapałałam do niej sympatią.
dr Kalina Beluch