Bezkrólewie jest jedną ze słabszych powieści należących do cyklu piastowskiego, co nie znaczy, że słabą. Wziął w niej Bunsch na warsztat czasy jednego z poważniejszych kryzysów młodej polskiej państwowości, gdy rozstrzygała się kwestia sukcesji po śmierci Mieszka II w 1034 roku. Kandydatami do tronu byli jego dwaj synowie: Bolesław, zwany Zapomnianym oraz Kazimierz Odnowiciel. Na temat istnienia bądź nieistnienia władcy między Mieszkiem a Kazimierzem trwają wśród historyków spory; napisano na ten temat wiele prac, do których odsyłam wszystkich, którzy pragną pogłębić wiedzę w tym zakresie. Na użytek omawianej lektury przyjmiemy, że Bolko istniał, co Bunsch bardzo malowniczo i przekonująco opisał.
Przedwczesna śmierć Mieszka II, pokonanego, w dużym uproszczeniu, zgryzotami i utratą korony królewskiej, zostawiła sprawę sukcesji nieuporządkowaną. Wprawdzie książę wzorem przodków chciał na tronie widzieć pierworodnego Bolka, ale nieprawe pochodzenie syna i jego nieprzewidywalny charakter czyniły uprawomocnienie tego następstwa niepewnym. Sprzeciwiała mu się duża część możnowładztwa, kler i królowa Rycheza, matka młodszego Kazimierza, przeznaczonego pierwotnie do stanu duchownego. To właśnie Rycheza pchała syna do sięgnięcia po koronę, to wokół niej skupiali się zwolennicy bardziej przewidywalnego, dającego sobą powodować księcia. Zwłaszcza że starszy Bolko nie krył sympatii do dawnej wiary, wyplenionej przez chrześcijaństwo, mające scalić i wzmocnić młode jeszcze państwo. Polska stanęła przed widmem bratobójczej wojny.
Głównym bohaterem jest Bolko – wychowany z dala od dworu i ojca, władać nie potrafi i tak naprawdę nie chce: marzy mu się spokojne gospodarzenie, życie wśród natury, z kochaną kobietą u boku. Choć do rządzenia nie dorósł, zmuszony koniecznością i wolą ojca sięga po koronę, ale opierając się tylko na prostym ludzie i zwolennikach dawnych bogów nie potrafi odnaleźć wspólnego języka z możnowładztwem, pragnącym potwierdzenia przywilejów i nadań, i kościołem, żądającym uległości i pokory. Nie potrafi wyzyskać nielicznych przychylnych mu panów, zrażając wszystkich po kolei i doprowadzając do wyklęcia go przez kościół. Jest bohaterem tragicznym, zbyt słabym i zupełnie nieprzygotowanym do trudnej roli, którego los przypieczętowało kilka błędnych decyzji i brak pomocy dostatecznie silnego palatyna, mającego posłuch i rozeznanie.
Inni bohaterowie są mniej interesująco zarysowani: Niemka Rycheza stanowi zagrożenie dla królestwa i polskości, wywożąc z Polski skarby i insygnia władzy, otaczając się rodakami i chcąc rządzić poddanymi jak niewolnymi (jakże inny obraz królowej przedstawiła Jadwiga Żylińska w Złotej włóczni), Kazimierz jawi się jako bezwolny i podatny na wpływy, poddający się wiatrowi, który miota nim w tę czy inną stronę, a dostojnicy kościelni, łaknący władzy dla niej samej i bogactw, jakie niesie, dufni w siłę i potęgę instytucji za nimi stojącej, uważają się za główny motor zmian dziejowych.
Bunsch nie ukrywa swoich sympatii. W jego powieściach wyraźnie widać dążenie do uniezależnienia Polski od zaborczego zachodniego sąsiada, ustawicznie nękającego biedny kraj, pragnącego zdobyć polską ziemię, pognębić mieszkańców i zagarnąć bogactwa. To Niemcy, czy to bezpośrednio, czy subtelniej, od środka, jak Rycheza, są elementem rozbijającym jedność dopiero co w naród scalonych plemion słowiańskich, polską mową się posługujących. To Niemcom zawdzięczamy ustawiczne wojny i stałe zagrożenie zachodniej granicy, co wpływa na konieczność zachowania gotowości bojowej i czujności przed niecnym atakiem. Bunscha usprawiedliwia trochę czas, w którym zaczął pisać cykl – II wojna światowa jako kataklizm wywołany przez państwo niemieckie odcisnęła wyraźne piętno na jego twórczości i nie pomogła w zachowaniu obiektywizmu historycznego.
Wielkorządca Antypater wracał z objazdu kraju do stolicy, postanawiając wysłać list do Aleksandra z prośbą o uwolnienie uwięzionego zięcia swego, księcia...
Kontynuacja wydarzeń opisywanych w dwóch poprzednich powieściach pt. "Wawelskie wzgórze" i "Wywołańcy", ostatnie lata panowania Władysława Łokietka aż do bitwy pod Płowcami. ...