Jest taka książka, której – mimo niewielkich rozmiarów – nie da się przeczytać jednym tchem. Jej treść sączyć trzeba po kropelce. To książka, którą po kilku zdaniach odkłada się na półkę po to, by po chwili znów do niej sięgnąć. Ta książka to „750 razy gra półsłówek”. Gra półsłówek to nieco zapomniana już zabawa. W dużym skrócie – polega na tym, by „w danym zwrocie przestawić dwa lub więcej fragmentów tak, by zwrot otrzymany po przestawieniu był sensowny”. Niemal równie ważne jest uzyskanie efektu humorystycznego i frywolnego. Im bardziej zaskakujący (i nieprzyzwoity) wynik otrzymamy po przekształceniu – tym lepiej. Jako że Sztaudynger pouczał „lepszy przykład, niźli wykład” – garść przykładów zaczerpniętych z książki wraz z ich strawestowanymi odpowiednikami. „Zupa z denka” to po zamianie „dupa z Zenka”. „Gra półsłówek” to oczywiście „sra półgłówek”. „Potas w kulce” – „kutas w Polce”. „Stój, Halina” – i tak dalej ;). Zabawa w półsłówka wciąga. Na okładce książki umieszczono co prawda ostrzeżenie: „strzeż się tej książki, bo po jej lekturze wszystko Ci będzie grało półsłówkami! Tu fotel Horum, tam bieże śwułki, ówdzie bilo kuraków”. Ale na nic ostrzeżenia. Każdy, kto sięgnie po „750 razy grę półsłówek” szybko pokocha tę zabawę. W książce zawartych jest 750 haseł, które po odpowiednim przetworzeniu ujawnią swoje ukryte treści. Czasem zamiana głosek nie jest prosta, więc oprócz chęci dobrej zabawy trzeba jeszcze wykazać się nie lada sprytem. Wysiłki umysłowe przy transponowaniu haseł z pewnością nie pójdą na marne, a nagrodą będzie świetna zabawa – i ogromna satysfakcja. Wydawnictwo „Do”, które wyprodukowało tę książkę, by ułatwić odgadywanie niektórych półsłówek, opatrzyło część haseł kwalifikatorami. Również i ta klasyfikacja wzbudza nieopisaną radość. W poprzedzającej właściwą część książki przedmowie czytamy: „aby ułatwić początkującym pracę nad przestawianiem, niektóre zwroty opatrzone są dodatkową wskazówką, która albo sugeruje porównanie z innym zwrotem z listy, albo oznacza dziedzinę, do której należy wartość semantyczna zwrotu po migracji”. Nie dajmy się zwieść zapewnieniom o trosce wobec początkujących! Te „dodatkowe wskazówki” spełniają jeszcze równorzędną funkcję rozśmieszania gracza. Któż nie uśmiechnie się, widząc na przykład: „kolec w stawie (kulin.)”, „krówki w mroku (entomolog.)”, „kucie wyrwy (wokal.)”. Rysunki w książce wykonał Szymon Kobyliński. Znawcom ilustracji satyrycznych nie trzeba chyba wyjaśniać, jak wielkiej klasy jest to grafik. Ilustrowanie półsłówek to podwójne wyzwanie – przecież wszystkie hasła mają tu swoje „nieprzyzwoite” odpowiedniki – jak zatem narysować na przykład „wuja za Hanną”? Kobyliński poradził sobie z zadaniem wyśmienicie. Jego rysunki odnoszą się jednocześnie do zwrotu przed i po półsłówkowej zamianie. I nie ma żadnego znaczenia, czy w grę wchodziła „miłosna Żaneta”… Kobyliński potrafił narysować nawet „rozkaz” – „napluj na hutę”. „Grę półsłówek” rozpoczyna wstęp teoretyczny – interesująca próba naukowego opisania tej zabawy. Jest to jedyna w miarę poważna część książki. Cała reszta przyprawia o bóle brzucha ze śmiechu. Książka kończy się skorowidzem, który „ułatwia znajdowanie haseł na specjalne okazje” i umożliwia sprawdzenie, czy dokonaliśmy poprawnej zamiany zwrotów, co może się przydać stawiającym pierwsze kroki w „półsłówkach”. Jest też pewnego rodzaju podpowiedzią przy rozwiązywaniu trudniejszych haseł. Koło tej książki nie da się przejść obojętnie. Radość z deszyfrowania ukrytych znaczeń, satysfakcja z rozwiązywania trudnych zagadek i wspaniały trening umysłu – to wszystko zapewni „750 razy gra półsłówek”. Efekty uboczne, które mogą wystąpić już w trakcie lektury to tarzanie się ze śmiechu i myślenie półsłówkami. Cały czas się śmieję. A na okładce ostrzegali...