Papcio Chmiel: Nie wierzę w życie pozagrobowe
Data: 2013-01-30 12:14:06
Jest Pan najstarszym człowiekiem, jakiego znam, 7 czerwca kończy Pan 89 lat. Zastanawiał się Pan już nad tym, co dalej?
Na pewno definitywnie zakończę życie publiczne i przestanę rysować Tytusa. Trzy lata temu wydałem album Tytus Romek i A’Tomek w Powstaniu Warszawskim. Zamieściłem w nim oświadczenie, że jest to ostatni, jaki w życiu stworzyłem, na zakończenie mojej pracy jako grafika. Oczywiście nie był to komiks, jaki rysowałem przez całe życie, tylko bardziej kolekcjonerski zbiór rysunków, w którym mogłem namalować wreszcie większe obrazki. Minął kolejny rok i umysł zrobił mi nie lada niespodziankę – nie wysiadł. Co prawda lewym okiem praktycznie nie widzę, ale prawe jest zdrowe, a poza tym nie trzęsie mi się ręka jak innym kolegom.
Stąd kolejne albumy Tytus Romek i A’Tomek Bitwa Warszawska, Grunwald i ostatni, jaki właśnie skończyłem – Tytus Romek i A’Tomek w Odsieczy Wiedeńskiej w wyobraźni Papcia Chmiela. Dopieszczam jeszcze boczne teksty. Jestem z niego zadowolony, jest bowiem najładniejszy kolorystycznie. Jednak w samym procesie tworzenia była to rzecz najtrudniejsza, bo musiałem przyswoić masę dat, które ustawiły chronologię całej akcji, poza tym w treści muszę uważać, żeby nie obrazić uczuć religijnych katolików i muzułmanów. W niektórych scenach Sobieski woła „Bij zabij, Maryjo pomóż”, a w innych można znaleźć kawałki typu „Allah jest wielki – Allah akbar – zniszczymy chrześcijan”.
Pozwoliłem sobie na mały żart. Tytus ma wysadzić rawelin w Wiedniu. Dostał worek z prochem i w wykopanych przez Turków korytarzach ma się przedostać na miejsce. Pamiętając o swoich odrzutkach, w jakie był wyposażony w księdze VII, nie wysadza okopu, tylko wylatuje w powietrze. Lecąc nad Wiedniem, spotyka po drodze anioła i diabła chcących zabrać jego dyszę. Pojawia się problem, kto ma go chwycić. Przy okazji Tytus krytykuje anioła, że również powinien się unowocześnić, zdjąć skrzydła i założyć odrzutki. Czy to już moment krytyki? Ludzie przecież wierzą w anioły...
W tym wszystkim jeszcze Tytus i zastęp drużynowego A’Tomka...
Dokładnie, wszyscy znają ich charaktery. (śmiech)
Wydawnictwo błaga o kolejne albumy?
Nie. Od dawna nie rysuje nic na zamówienie. Działo się tak kilkadziesiąt lat temu, kiedy tworzyłem książeczkę V i VI. Wydawca wymyślał sobie temat, typu przepisy ruchu albo lot w kosmos, bo Związek Radziecki podbijał wówczas Wszechświat. Zwykle jednak rysowałem autorskie pomysły. To, co właśnie oglądasz na moim stole, to album, o którego istnieniu nie wie żaden wydawca. Dopiero, kiedy wszystko będzie gotowe, zostawię wiadomość, że znowu coś namalowałem i może wezmą to z rozpędu, bo te historie nieźle się sprzedają.
Co to znaczy nieźle?
Coś około 15 tysięcy. Całkiem nieźle. Choć kiedyś dobry nakład, to było dla mnie 500 tys. egzemplarzy (śmiech).
Nie dziwi Pana że ciągle są chętni na Tytusa?
To chyba efekt wałkowania w kółko tego komiksu. Wyobraź sobie, że te moje brzydkie rysunki jeszcze przed książeczkami zostały wydrukowane i ogłoszone wielką sensacją dla kolekcjonerów. Dla mnie to była tragedia, nie potrafiłem wówczas jeszcze dobrze rysować. W dodatku pisałem czerstwe dowcipy. Jednak zbieracze się tym zachwycają, bo ma to 50 lat. Zabawne, wystarczy że coś ma pół wieku i wszyscy chcą to mieć, jakość jest drugorzędna. Jeździ teraz po Polsce wystawa robiona przez kolegę muzealnika z Torunia Tytus największym Harcerzem PRL i tam można zobaczyć pierwsze „Światy Młodych”, pierwsze książeczki z Tytusem, jeszcze czarno-białe. Uważane są za sensację, a dla mnie to brzydota do potęgi.
Aż tak?
Tak. Ostatnie albumy są ładne, mają w sobie coś artystycznego, trwalszego. Generalnie są ciekawsze.
Dla mnie arcydziełem jest księga XIII Wyspy Nonsensu.
Zrobiłeś z tego słuchowisko.
Myślałem że już Pan nie pamięta.
(śmiech) Tak stary jeszcze nie jestem!
Kokietuje Pan, mówiąc o swoich błędach….
Ależ jest ich cała masa. Przede wszystkim bardzo ciężko mi utrzymać proporcje. Zobacz, jak wygląda w tym obrazku Romek, a jakiej wielkości jest Tytus. Ewidentnie za duży. Mogę Ci ich pokazać jeszcze bardzo wiele.
Myśli Pan, że te dwa pokolenia czytelników interesują proporcje bohaterów? Pan darzony jest kultem, o jakim większość może tylko pomarzyć.
Nie mam takiego poczucia. Wszystkich czekających na nowe księgi muszę zmartwić i przeprosić. Nie jestem już w stanie narysować tak małych klateczek, z jakich składały się komiksy. Nie pozwala mi na to wzrok. Jednak nie ułatwiam sobie pracy, ponieważ plansze albumowe są o wiele trudniejsze. W komisie historię można opowiadać klatka po klatce, a w albumie muszę zawrzeć wiele scen w jednej, skondensować wszystko i zakomponować ją z dymkami wystarczająco ciekawie, na dodatek utrzymując charakter malarski.
Panie Henryku, słuchając Pana i widząc zapał twórczy, chciałbym prosić, by przeszedł Pan na twórczą emeryturę po setnych urodzinach. Wtedy ta emerytura byłaby zasłużona.
(śmiech). Jest to jakiś pomysł, ale zmartwię Cię, gdyż nie ma co ukrywać, że wisi nade mną zbliżająca się śmierć. Do setki może dociągnę, dalej już chyba nie. W tym roku po raz pierwszy zacząłem odczuwać starość. Poznałem to po niechęci do oglądania współczesnych filmów, które kiedyś tak lubiłem. Mordobicie i horrory przestały mnie interesować. Jedynym moim konikiem jest historia. Wierz mi, że wolę patrzeć na programy, w których pokazuje się produkcję guzików, niż to co się dzieje na świecie. Muszę zrobić jeszcze porządek w archiwum, tylko skąd na to wszystko mieć czas?
Dużo tego?
Sporo. Rysunki, zdjęcia, teksty przedpotopowe, listy itd. Muszę to przejrzeć i uporządkować w jakieś pudełka, część nieprzyzwoitych zdjęć, nie pasujących już do wieku powyrzucać, inne zostawić, portretując siebie jako wesołego staruszka. Ale nie mogę się tym zająć, bo ślęczę nad kolejnymi albumami.
Pan narzeka, a mnie wydaje się, że ta doskonała forma i poczucie humoru biorą się stąd, że ciągle Pan pracuje przy swoim biurku.
(śmiech). Fizycznie to już się dawno kończę. Na przykład, ostatnio chciałem się podciągnąć na drążku umocowanym w futrynie drzwi. Co się stało? Złapałem się za ten drążek, mózg dał sygnał: podnieś się, ale mięśnie nie działają i tak zawisłem na tym drążku bez ruchu.
Serce – zatkała mi się jakaś tętnica. Włożono mi sprężynkę, czyli stent. Siedzi tam sobie, ale żeby nie było blokady krwi w tej sprężynce, trzeba brać leki rozrzedzające, a kiedy się to robi, może pokapać z nosa krew itd. Teraz jest tak, że kiedy jeden lek na coś pomoże, zaszkodzi czemu innemu. Od kiedy skończyłem 60 lat muszę po kolei coś odstawiać. Najpierw pływanie. Rower. Narty. Wreszcie dobiłem do 82 i pożegnałem się z samochodem. Obraz mi się przesuwał i nie mogłem prowadzić. Nie mówię już o seksie. Trudno walczyć ze śmiercią, kiedy ciągle widzi się jej żniwo. Odchodzą moi koledzy w podobnym wieku, albo nawet młodsi. Myślę sobie wtedy: „O, kolej na mnie!”
Lubię ten rodzaj humoru.
Ja przede wszystkim nie wierzę w życie pozagrobowe. Dlatego może zbyt lekceważę sobie tę nabożność śmierci.
Człowiek, który Pana nie zna, spodziewałby się po Panu zgorzknienia adekwatnego do wieku.
(śmiech) Nie powiem, że nie miałem ciężkiego dzieciństwa. Jednak zawsze przebijało w tym wszystkim coś optymistycznego. Mój tatuś pracował w banku, ale dorabiał jako bileter w Teatrze Narodowym, dlatego byłem wpuszczany nawet na sztuki dla dorosłych w niedzielę. Miałem tam swój magiczny świat. Później przyszła okupacja, ale również nie zniszczyła mi dobrego samopoczucia i humoru. Pewnie, że drżałem, wychodząc do powstania, ale trzeba było sobie powiedzieć, żeby się tak bardzo nie przejmować, bo każdego i tak czeka śmierć. Potem w redakcji „Świata Młodych” żyłem z żartów. Pracując nad Tytusem, byłem wręcz zmuszony do myślenia satyrycznego. Widać mam już tak zakodowany system myślenia humorystycznego. Nie mam w sobie przesadnego przejęcia życiem.
Opisał Pan to wszystko w swojej autobiografii. Po lekturze wiem, że ma Pan liczną rodzinę. Nie smuci Pana, że wszyscy wyjechali z Polski?
Nie. Można rozmawiać przez telefon, pisać maile, używać skype’a. Nie czuje się tego oddalenia. Moje dzieci wyjechały z powodu sytuacji w PRL. Moja małżonka wyjechała pierwsza. Siedziała tam rok. W międzyczasie zakochał się w niej jakiś Amerykanin z domem. Dzieci nie były wówczas pełnoletnie, dlatego zaproponował, by ściągnęła do Stanów rodzinę. I tak zostało. Byłem w Ameryce kilka razy, raz aż 2 lata, bo zastał mnie w USA stan wojenny i wszyscy Polacy otrzymali przedłużone wizy. Nie wsiąknąłem jednak w tamten kraj. Przede wszystkim miałem już 40lat. Chcąc zaczynać wszystko od nowa, trzeba byłoby nauczyć się dobrze języka. W moim wieku to już było niemożliwe. W Polsce byłem cenionym grafikiem, tam mogłem jedynie zasuwać na budowie. Widziałem ludzi, którzy tam zostali nielegalnie. Pani filozof żyła z robienia pierogów z kapustą.
Panie Henryku, jak zmieniał się charakter Tytusa przez te wszystkie lata?
Tytus został taki sam, zmieniło się tylko otoczenie. Po zmianie ustrojowej pojawiły się inne problemy społeczne, jak narkotyki, korupcja itd. Wtedy zaczęły się zarzuty pod moim adresem, że Papcio do księgi XV był dobry, a teraz jest nędza. Wyobraź sobie, że do „Świata Młodych” pisała np. szesnastoletnia dziewczyna, że Tytus jest gorszy i nie nadaje się już do czytania, więc ona że będzie buntować koleżanki, żeby również przestały kupować. Odpowiedziałem jej, że jeśli ma tyle lat, czas na „Przyjaciółkę” czy „Zwierciadło”, a nie komiksy dla dzieci.
Obecnie doświadczam innego zjawiska. Moi czytelnicy mają już swoje dzieci i kupują komiksy po to, by sobie je przypomnieć i przy okazji zainteresować nimi maluchy. Nie wiem, czy im się to teraz podoba, ale będą mieć na pewno problemy ze zrozumieniem. Weźmy np. księgę X, gdzie na okładce chłopcy lecą maszynką do mięsa – „mielolotem”. Jakie dziecko dziś wie, co to jest maszynka do mięsa?
„Wannolot” jest nadal aktualny!
Dobra, ale w księdze Tytus Dziennikarzem podaję sposoby druku. Jak się rozbija na kolory, jak pracują maszyny. To już przeżytek. Dziś każdy ma drukarkę w domu.
Ogląda się to jak ciekawą historię, żarty są wciąż śmieszne. Moje dzieci po prostu pytają z ciekawością: a co to jest?
Cieszę się. Kiedy to rysowałem, moje dzieci były w szkole i mój kontakt ze światem dzieci i młodzieży był zupełnie inny, poza tym jeździłem po Polsce na spotkania autorskie, typu święto pracy młodzieżowej i sportowej. Wysyłano mnie, bo załatwiałem tzw. "odcinek dziecięcy". Dlatego Tytus i chłopcy byli tacy jak ówczesna młodzież. Nie wiem, co dziś dzieje się wśród młodych, dlatego nie wiem, co oni widzą w tych starych komiksach. Tytus Romek i A’Tomek nie odzwierciedlają już dzisiejszego życia. Dlatego przerzuciłem się na historię. Tytus ma w ostatnich albumach zupełnie inne rzeczy na głowie (śmiech).
Nikt nie chce mi wierzyć, że wszystkie oryginały Tytusa trzyma Pan w tapczanie.
O, przepraszam, zostały już przeniesione do piwnicy (śmiech).
Może czas na bankowy depozyt?
Nie, musiałbym do tego jeszcze dopłacać. Syn zabronił mi szastania archiwum. Oryginały książeczek były w Muzeum Powstania Warszawskiego. Jestem przecież kombatantem. Firmy i instytucje mogą upaść, a muzeum będzie stało jeszcze sto lat. Chyba że znowu wkroczą ościenni (śmiech).
Co by Pan chciał na dziewięćdziesiąte urodziny?
Święty spokój. Opowiem Ci, co mnie ostatnio rozbawiło. Otóż uświadomiłem sobie, że moja córeczka ma 60 lat. Śmiałem się do boleści.