Cassie, piękna stripgirl z zasadami, zaciągnęła u Gabriela największy z możliwych długów. Oddała w jego ręce swój los i doskonale wie, że nie ma odwrotu. Choć przez chwilę nie utrzymują kontaktu, a to pozornie pomaga stanąć dziewczynie na nogi, Gabriel, dobrze znany w miejscowym półświatku, wraca jak bumerang, a z nim namiętność, która trawi wszystko wokół niczym ogień. W chaosie tajemnic i niedomówień mężczyzna uświadamia sobie, że Cassie nigdy nie powinna pojawić się w jego życiu.
Gdy Gabriel zostaje kandydatem na gubernatora, wkracza w świat polityki, intryg i złych intencji. W świat, w którym nikomu nie można zaufać. W walce o władzę kluczowe są słabe punkty przeciwników, a słabym punktem Gabriela jest tajemnicza Cassie.
Czy ta gra jest warta świeczki?
Do przeczytania powieści K. N. Haner Zapłata zaprasza Wydawnictwo Ale! Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Zapłata:
Rozdział 1
TO BARDZO ZŁY POMYSŁ
Wpatruję się w telewizor. Cała jestem spocona, bo prezenterka lokalnych wiadomości po raz kolejny zapowiada materiał na temat zaginięcia zasłużonego dla naszej okolicy Scotta Younga. Przełykam ślinę. Media trąbią o tym od tygodnia, a ja nic nie wiem. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło po wypadku, a Gabriel milczy jak zaklęty.
Odchodzę od zmysłów.
– Cassie, weź te kartony i idź na przerwę – dociera do mnie głos Hannah.
Potrząsam głową i znowu odruchowo patrzę w ekran telewizora.
– Dobrze – bąkam pod nosem.
– Wciąż maglują ten temat. Jak to możliwe, że człowiek tak po prostu zapadł się pod ziemię? – Hannah zerka na mnie.
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami, biorę kartony, a potem chowam się w łazience.
Wszystko wydarzyło się dziewięć dni temu, a ja od tego czasu niemal nie śpię i nie potrafię normalnie funkcjonować. Jestem przerażona, zaczynam popadać w paranoję. Świadomość, że zabiłam człowieka, jest dla mnie paraliżująca. Tak bardzo chcę, by Gabriel się odezwał i mnie uspokoił. Tak cholernie go teraz potrzebuję, a on milczy. Boję się zadzwonić, bo nie wiem, czy to bezpieczne. Zresztą to on zapewniał, że się odezwie za kilka dni, a minęło już półtora tygodnia.
Udaje mi się jakoś dotrwać do końca zmiany. Przebieram się. Na zapleczu cały dzień trajkocze kanał informacyjny, co doprowadza mnie do szału. Gdy znowu widzę informację o zaginięciu pana Younga, wyłączam telewizor.
– Masz rację, Cassie, ile można o tym słuchać. Facet pewnie zabalował, a tu takie wielkie poszukiwania. – Hannah zabawnie przewraca oczami. – Może to nie jest sąsiedzka solidarność, ale znam Younga i wiem, że to kawał chama – oznajmia nagle, czym mnie zaskakuje.
– Znasz go? – pytam niepewnie i podchodzę bliżej.
– Oczywiście, jesteśmy razem w radzie lokalnej wspólnoty. On zawsze ma ze wszystkim problem i nie szanuje kobiet. – Wykrzywia twarz, jakby na wspomnienie Younga zrobiło jej się niedobrze. Tak jak i mnie.
– I myślisz, że zabalował? – Czuję się okropnie z tym, że muszę kłamać, ale może takie spekulacje mnie uspokoją? Odciągną ode mnie uwagę?
– Albo zwiał do kochanki, bo żonka już nie najmłodsza, a on ma ciągoty do gówniar. Wszyscy wiedzą o jego romansie z nieletnią stażystką. Stary oblech! – Hannah brzmi na mocno zniesmaczoną.
Jej słowa mnie szokują, choć sama nie wiem dlaczego. Przecież widziałam, na co go stać. Poznałam go od najgorszej strony.
– Żebyś wiedziała… – szepczę do siebie.
– On chyba mieszka naprzeciwko domu twoich rodziców? Prawda?
– Tak. Znaczy… to nie są moi rodzice. – Wzdycham.
– Tak, wiem, skarbie. – Kobieta podchodzi do mnie. – Bardzo mi dziś pomogłaś, wracaj do domu, Cassie. I pogoń Kelly, by odgrzała ci kolację. Ja zostanę dłużej, bo czekam na konwój. Nie chcę zostawiać takiej gotówki w sklepie.
– Dobrze, a jutro na którą mam być?
– Pojedziemy razem z samego rana. Będzie dostawa.
– Okej, to lecę. – Wymuszam uśmiech, a następnie zbieram swoje rzeczy i wychodzę ze sklepu.
Hannah ciągle użycza mi swojego auta. Jeżdżę nim prawie codziennie. Wsiadam, odpalam silnik. Staram się nie myśleć, że właśnie ruszam z miejsca, gdzie dziewięć dni temu…
Nie, kurwa, nie mogę o tym myśleć. Szybko włączam się do ruchu. Jadę ostrożnie i powoli, jak zwykle. Po kilku minutach już jestem na podjeździe. Muszę zebrać się w sobie, by wysiąść i wejść do domu. Coraz trudniej mi udawać przed Kelly, że wszystko jest okej. Zerkam na zegarek, dochodzi dwudziesta pierwsza. Od progu czuję zapach kolacji.
– Jestem! – wołam, wymuszając wesoły ton.
Zdejmuję buty, kurtkę i zaglądam do kuchni, gdzie Kelly właśnie odgrzewa mi zupę, a na stole czekają ciasto i herbata. Zamieram, bo dostrzegam też bukiet peonii. O Boże. Moje serce zaczyna walić jak szalone.
– Dużo zjesz? Ile ci nałożyć? – Kelly krząta się po kuchni, a ja podchodzę do stołu, by obejrzeć bukiet.
Widzę liścik.
– Dla kogo te kwiaty? – Ignoruję jej pytanie.
– Dla ciebie. Godzinę temu przywiózł je kurier. – Kelly zerka na mnie. – To od Gabriela? – pyta, wymownie poruszając brwiami.
– Nie wiem… – Niepewnie biorę do ręki małą kopertę i ją otwieram.
Chwilę później już wiem, że to od niego. Widzę jego pismo i krótką, ale wymowną wiadomość.
Jeszcze chwila.
G.
Czuję ulgę, a jednocześnie ukłucie tęsknoty. I strachu. Boję się, tak cholernie się boję, że jakimś cudem ktoś się dowie, że to ja stoję za zaginięciem Younga. I co wtedy? Pójdę siedzieć za morderstwo? Ile może mi za to grozić? A może powinnam sama zgłosić się na policję? Zupełnie nie wiem, co zrobić.
– Tak, to od niego. – Spoglądam na Kelly. – Jest zajęty i muszę jeszcze chwilę zaczekać, aż się odezwie. – Wzdycham ciężko.
– Brakuje ci bzykanka? – Moja przyjaciółka przez ciążowe hormony nie potrafi myśleć o niczym innym.
– Brakuje mi Gabriela, po prostu – przyznaję.
– No, ostatnio jesteś przybita. Czemu sama nie zadzwonisz?
– Bo nie mogę. Sama wiesz, że to…
– …skomplikowane. – Kelly podchodzi i mnie obejmuje. – Martwię się. Marnie wyglądasz, mało śpisz, gdybym ci nie odgrzała zupy, to pewnie nie zjadłabyś kolacji…
Próbuję zapanować nad emocjami.
– Myślę o Tylerze, klubie, jego problemach, o Gabrielu – wymieniam.
– Wiem, Cassie, ale musisz odzyskać tę radość i nadzieję, które miałaś, odkąd z nami zamieszkałaś. Wydawało mi się, że poczułaś ulgę, gdy wyprowadziłaś się od Tylera – sugeruje, a ja wzruszam ramionami.
– Świruję, wiem, ale… – Prawie się łamię.
– Ale…?
– Tęsknię i się zamartwiam, a to zawsze mnie dołuje. – Zbywam ją i siadam do stołu. – Dla mnie mały talerz zupy – proszę z wymuszonym uśmiechem.
– Mały? – Karci mnie spojrzeniem, a ja kiwam głową. – Dobra, niech ci będzie.
Uśmiecham się, by ją udobruchać, i zerkam na komórkę. Dostałam wiadomość od Christiana, w której pyta, czy może przyjechać i zabrać mnie na przejażdżkę, bo chce porozmawiać. Ostatnio nie miałam głowy, by się z nim spotykać. Zaniedbałam naszą przyjaźń i czuję się winna. Nie tak to powinno wyglądać, skoro wiem, że za niecałe pół roku on chce wrócić do Iraku.
– Zaraz wracam – rzucam do Kelly i wychodzę, żeby zadzwonić do Christiana.
Ten odbiera dosłownie po chwili.
– Miło, że w końcu dzwonisz, Cassie. – Jego niepewny głos prawie łamie mi serce.
– Przepraszam, wiem, że marna ze mnie przyjaciółka, ale mam sporo pracy w sklepie i…
– Hej, mała, nie tłumacz się. Masz swoje życie, zajęcia, ja to rozumiem. Po prostu chciałem cię zobaczyć, ale jeśli nie masz czasu…
– Mam czas, dla ciebie zawsze – przerywam mu. – Dokończę kolację i możemy się spotkać – proponuję.
– Nie jesteś zmęczona po pracy? Może umówimy się na jutro? – odpowiada z troską.
– Może być dziś, zjem i wrócę do żywych – przekonuję go.
– Dobrze, będę za pół godziny, pasuje ci?
– Tak. Do zobaczenia.
Wracam do kuchni, pochłaniam zupę, a Kelly wciska we mnie jeszcze kawałek ciasta. Pół godziny później widzę, że Christian podjeżdża już przed dom, a chcę się jeszcze przebrać. Pędzę na górę, zmieniam leginsy na jeansy i zakładam czystą czarną koszulkę, kurtkę i adidasy. Zbiegam na dół, gdzie w progu już czeka na mnie Christian. Uśmiecham się szczerze na jego widok.
– Dobry wieczór! – Podchodzę, a on mocno mnie obejmuje.
Trwamy tak chwilę, a potem idziemy prosto do auta. Myślę, że Christian ma jakiś plan, ale nie pytam, dokąd jedziemy.
– Coś się stało, prawda? – odzywa się, gdy przyjeżdżamy w nasze ulubione miejsce nad jeziorem.
Zerkam na niego i wiem, że muszę kłamać.
– Nie…
– Zeszłaś się z tamtym facetem? Masz złamane serce? Powiedz mi, Cassie, proszę. Chciałbym wiedzieć, czy…
– To skomplikowane – odpowiadam cicho. – Ale tak, można powiedzieć, że jesteśmy razem – przyznaję.
– Nie wyglądasz na szczęśliwą. – Ujmuje moją dłoń. – Co się dzieje?
– Nic, po prostu to jest naprawdę poplątane. Tęsknię za Gabrielem, a nie możemy się zobaczyć – wyduszam z siebie.
Oczy Christiana są pełne niepewności, ale i zrozumienia. To niesamowite, jak on bardzo mnie wspiera.
– Wyjechał?
– Nie, ale… – Wzruszam ramionami. – To Gabriel Vallare – przyznaję, bo już nie mam siły tak kręcić.
– Ten Gabriel Vallare? – Christian aż się odsuwa i wpatruje we mnie.
– Tak, ten.
– Przecież on dopiero co pochował żonę… – przypomina zaszokowanym głosem.
– Wiem, dlatego to jest takie pojebane – przyznaję.
– Cassie, skarbie, po co ci ktoś taki? Przecież… – Przeciera twarz dłonią. – Naprawdę ci na nim zależy?
– Tak – odpowiadam bez wahania.
– Zamieniłaś dobrego chłopca na mężczyznę z przeszłością. To dobry wybór? – powątpiewa, ale to nie jest atak.
On się martwi.
– Skąd mam wiedzieć? Nie widziałam go od półtora tygodnia i nawet nie wiem, na czym stoję – odpowiadam oskarżycielsko.
– To zadzwoń do niego – sugeruje wprost i podaje mi komórkę, która leży w miejscu na napoje między siedzeniami. – No już, dzwoń i powiedz, że za nim tęsknisz – zachęca.
Wiem, że zależy mu na moim szczęściu i jego zachowanie jest szczere.
– Nie mogę. – Wzdycham. – Sam wiesz, że Gabriel niedawno pochował żonę, córkę gubernatora. Nie możemy…
– Podobno ktoś ją zamordował. To prawda? – pyta nagle.
Patrzę mu w oczy.
– Podobno, ale nic więcej nie wiem…
– To może być niebezpieczne… dla ciebie. – Jego głos staje się poważny. – Vallare’owie są wpływową rodziną. Ludzie mówią, że skrywają mnóstwo sekretów…
– Ja nawet nie wiedziałam, kim oni są – przyznaję, a Christian nagle uśmiecha się i kręci lekko głową.
– Jak ty go w ogóle poznałaś?
– Oj, to długa historia…
– Cassie, ja mam czas – mówi i znów chwyta mnie za rękę. – Wyrzuć to z siebie. Będzie ci lżej.
– Tak naprawdę to… – Wzdycham. – Poznałam go przez Tylera. On miał u niego dług, a Gabriel…
– Co? – Christian robi wielkie oczy. – Ja pierdolę. Tylko nie mów, że on cię zmusił…?!
– Nie, nie wiem, znaczy… – Głos mi się łamie. – Zabrał mnie do siebie i rzeczywiście na początku nie chciałam tam być, ale to się zmieniło.
– Przecież on cię porwał! – wypowiada te słowa z przerażeniem. – Wykorzystywał cię?!
– Nie…
– Cassie, możesz mi powiedzieć! – Nachyla się, by spojrzeć mi w oczy. – Cassie…
– Nie skrzywdził mnie – zapewniam. – Był dla mnie dobry.
– Ale przetrzymywał cię tam wbrew twojej woli!
– Tak, tak było. – Spuszczam wzrok. – I chciałabym ci opowiedzieć, co dokładnie się tam działo, ale podpisałam umowę o zachowaniu poufności. Vallare’owie bardzo pilnują takich spraw, a ja i tak powiedziałam już za dużo.
– Boże, Cassie, to syndrom sztokholmski – sugeruje. – Zakochałaś się w swoim oprawcy!
– Nie zakochałam się.
– Nie?!
– Nie, czuję coś do niego, ale to nie jest miłość.
– Właśnie o tym mówię. – Christian chwyta moją twarz i zmusza, bym na niego spojrzała. – Jak mam spokojnie wyjechać, skoro wiem, że wpakowałaś się w coś takiego? – wydusza z siebie ze smutkiem.
– Przecież wyjeżdżasz dopiero za pół roku. Do tego czasu…
– Nie – przerywa mi, a ja milknę. – Wyjeżdżam w następnym tygodniu – oznajmia.
Zamieram.
– C-co? – Głos mi drży.
– Zaczynam rehabilitację w ośrodku wojskowym w Niemczech, a potem wracam na front – mówi to tak, jakby nie robiło na nim wrażenia.
Wpatruję się w niego i nie umiem wydusić z siebie słowa.
To niemożliwe.
Myślałam, że mamy jeszcze czas, że zdążę go przekonać, by został.
– Umrę z niepokoju o ciebie, Cassie – przyznaje.
Czuję łzy pod powiekami. Zerkam na niego, jego twarz łagodnieje, a ja muszę go przytulić. Odpinam pas i obejmuję Christiana z całej siły.
– Nie rób mi tego, nie wyjeżdżaj – błagam, wtulając się w niego.
Łzy zaczynają mi płynąć po policzkach.
– Już postanowiłem, a rehabilitacja jest mi potrzebna, żebym mógł wrócić do Iraku. W Niemczech mają najlepszych specjalistów.
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że jedziesz tam ze względu na mnie? – łkam mu w ramię, gdy przytula mnie mocniej.
– Bo czujesz się winna, że nie jesteśmy razem, ale zupełnie nie powinnaś. – Ujmuje moją twarz w dłonie. – Jadę tam, bo czuję, że tak trzeba. Ale wrócę. Obiecuję – zapewnia, ale te słowa wywołują we mnie jeszcze większe emocje.
Nie mogę zapanować nad łzami.
– Jak możesz mi to obiecać? Przecież nie wiesz, co cię tam czeka. Za pierwszym razem mało nie zginąłeś i…
– Ciii… już dobrze – próbuje mnie uspokoić. – Dostałem drugie życie i wiem, że mam do kogo wracać.
– Ale oni tam, w tym jebanym Iraku, o tym nie wiedzą. Przecież tam jest niebezpiecznie! – przypominam mu.
– I co? Co mam zrobić? Zostać tutaj i wciąż się nad sobą użalać? Nie jestem spełniony, Cassie. Zostawiłem tam swoich braci, zawiodłem ich. Wybrałem taką drogę, bo tak czułem, i nadal chcę to robić… – odpowiada w emocjach.
– Myślisz, że to twoje przeznaczenie? Że tak musi być? – pytam niepewnie.
– Tak, tak czuję. – Opiera głowę o zagłówek i podnosi wzrok. – Chcę służyć naszemu krajowi. Nosić mundur tak, żeby rodzina i przyjaciele mogli być ze mnie dumni.
– Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni, wiesz o tym. – Wtulam się w niego jeszcze raz. – I jeśli nie wrócisz, to przyrzekam, że cię zamorduję. – Śmieję się przez łzy.
Tuli mnie, a ja czuję, że wypełnia mnie spokój. Wiem, że on już postanowił i zrobił to ze względu na siebie, wbrew wszystkim, ale rozumiem go, to jego decyzja. Myśli o sobie, o tym, czego pragnie w życiu i czego potrzebuje.
– Wrócę, przecież obiecałem – odpowiada i ociera moje policzki. – A teraz chodźmy na spacer. Odetchniemy i odwiozę cię do domu – proponuje, a ja kiwam głową. – Ach, i Cassie, jeszcze jedno – dodaje.
– Tak.
– Chcę go poznać, nim wyjadę – oznajmia nagle.
Zastygam.
– Gabriela?
– Muszę mieć pewność, że cię nie skrzywdzi. Obiecaj mi, że nas sobie przedstawisz.
Wiem, że nie ustąpi, ale nie jestem przekonana do tego pomysłu.
Zresztą Gabriel i tak się nie odzywa.
– O ile on zdąży się odezwać, zanim wyjedziesz – przypominam mu.
– Ty to zrób, zadzwoń i poproś o spotkanie. Mogę też spotkać się z nim sam – proponuje, a mnie przechodzi dreszcz.
To naprawdę zły pomysł.
– Zwariowałeś? Przecież…
– Przecież co?! Zrobi mi krzywdę? To chciałaś powiedzieć? – rzuca nerwowo. – Właśnie o tym mówię. To niebezpieczny człowiek, Cassie…
– Dobrze, już dobrze, umówię was – przerywam mu. – Zadzwonię jutro i was umówię – zapewniam.
Komu chcę udowodnić, że Gabriel naprawdę jest inny, niż się wydaje? Christianowi czy samej sobie? Tego nie jestem pewna, ale wiem, że nie ma odwrotu. Skoro to wszystko ma być prawdziwe, niech w końcu to poczuję. Bo na razie tkwię w fikcji i obietnicach, które nie wiem, kiedy się zrealizują. Nie chcę dłużej czekać. Nie potrafię. Za bardzo za nim tęsknię. Potrzebuję, by mnie zapewnił, że wszystko jest w porządku. Chcę zobaczyć to w jego oczach, a wtedy mogę czekać kolejne dni i tygodnie, ale teraz muszę mieć pewność, że w ogóle warto.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Zapłata. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,