Sabina – przebojowa pani adwokat łącząca karierę z rolą żony i matki dorastającego syna, oraz Kinga – żyjąca w cieniu bogatego, sławnego męża, która swoją aktywność zawodową ograniczyła do pracy w fundacji dobroczynnej. Dwie różne kobiety, przyjaciółki jeszcze ze szkolnej ławy.
Pewnego dnia ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, gdy niespodziewanie w środku nocy roztrzęsiona Kinga, którą właśnie porzucił mąż, zjawia się u Sabiny.
Sabina w przypadkowo spotkanym na szpitalnym korytarzu doktorze rozpozna swoją szkolną, platoniczną miłość, a Kinga przekona się, że nadmiar alkoholu może okazać się zgubny w skutkach.
Jedna, pechowa noc zmienia życie wielu osób. Jak odnajdą się w nowych warunkach, gdy nagle wszystko wywróci się do góry nogami? Czy przyjaźń naprawdę jest w stanie przetrwać wszystko? A co, jeśli na jej drodze stanie miłość? Zwłaszcza ta, która pojawia się wbrew regułom…
Do przeczytania powieści Katarzyny Grabowskiej Miłość wbrew regułom zaprasza Wydawnictwo Replika. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Miłość wbrew regułom. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
ROZDZIAŁ VII
Dawid podjechał pod blok Justyny na retkińskim osiedlu Botanik. Ponieważ pora była wczesna, a dodatkowo okres wakacyjny, dość szybko trafił na wolne miejsce parkingowe. Wąskie uliczki zaprojektowano przed laty, nie biorąc pod uwagę, że kiedyś znacząco poprawi się status materialny mieszkańców bloków z wielkiej płyty i każdego będzie stać na samochód, a nawet dwa. Wraz ze wzrostem zamożności, pobocza uliczek zaczęły zapełniać się samochodami, doprowadzając do sytuacji, gdy droga stawała się nieprzejezdna, zwłaszcza dla większych pojazdów, takich jak karetki czy wozy strażackie. Aby zapobiec tragedii, gdy w razie nagłej potrzeby nie będzie można udzielić pomocy, zadecydowano, że wzdłuż Babickiego postawi się znaki informujące o zakazie parkowania na poboczu. Aby rozładować tłok i zapewnić mieszkańcom miejsca postojowe, spółdzielnia mieszkaniowa zdecydowała się nawet zlikwidować plac zabaw, w jego miejsce budując parking, który jednak i tak był tylko kroplą w morzu potrzeb. Między większością posiadaczy czterech kółek, którzy nie wykupili własnego miejsca, dzień w dzień trwały batalie o zaparkowanie auta. Wygrywali ci, którzy przyjechali odpowiednio wcześnie. Pozostali mogli cieszyć się długim spacerem, pozostawiając swoje samochody na odległych uliczkach.
Dawid wysiadł z auta i niespiesznie udał się w kierunku bloku Justyny. Biało-niebieski, pasiasty wieżowiec, usytuowany przy osiedlowym ogrodzie botanicznym, nie budził w młodym Krupie miłych odczuć. Nie lubił blokowisk pełnych identycznie wyglądających budynków, które przywodziły mu na myśl jednakowe pudełka będące przechowalnią dla ludzi.
Windą wjechał na szóste piętro. Ledwie wyszedł z kabiny, gdy na szyję rzuciła się mu jasnowłosa, wysoka dziewczyna.
Pochwycił ją w objęcia i czule pocałował.
– Ostatnio masz dla mnie tak mało czasu – zauważyła z wyrzutem. – Czuję się trochę zaniedbywana.
– Przepraszam, ale wynikły pewne sprawy… Musiałem się nimi zająć. A poza tym tata… Mówiłem ci, że jest chory.
– Tak. – Wyplątała się jego objęć. – Wybrał sobie dobry moment na chorobę. Akurat teraz… Ale to chyba nie przekreśla naszego wyjazdu? Prawda? Odchyliła lekko głowę do tyłu i patrząc na Dawida, zamrugała powiekami, uśmiechając się przy tym przymilnie. Wiedziała, że ta słodka minka działa na chłopaków. Mimo młodego wieku doskonale radziła sobie z przedstawicielami płci brzydszej i zazwyczaj potrafiła dostać to, czego chciała.
– Właściwie… – zaczął niepewnie. Miał do Justyny słabość i z trudem przychodziło mu przekazać tę informację. Wiedział, że będzie jej przykro. – Chciałem o tym z tobą porozmawiać, ale…
– Poczekaj.
Uciszyła go, gdyż w tej właśnie chwili zza drzwi mieszkania sąsiadów znajdującego się tuż przy windzie dobiegło donośne kichnięcie, świadczące o tym, że ktoś stoi za progiem i podsłuchuje.
Justyna pochwyciła Dawida za rękę i pociągnęła w stronę otwartych drzwi.
– Chodź. Dość przedstawienia. Stara Andrzejewska znowu będzie plotki o mnie rozpowiadać. Ta baba chyba nie ma co robić, tylko non stop przy wizjerze siedzi. Szkoda, że nie mieszka na parterze, bo wtedy można by zatrudnić ją jako stróża. – Zaśmiała się.
– Wszędzie są tacy sąsiedzi.
Dawid przypomniał sobie lokatora spod jedenastki w apartamentowcu Kingi. Mimowolnie jego myśli zwróciły się w kierunku przyjaciółki matki. Ciekaw był, co teraz porabia i jak się trzyma. Nie miał odwagi zadzwonić, tak samo jak nie miał odwagi podpytywać o to matki.
– No to co z naszym wyjazdem? – Justyna zamknęła drzwi i powróciła do interesującego ją tematu. – Wyjeżdżamy w piątek, prawda?
Zanim zdążył odpowiedzieć, do przedpokoju weszła dwunastoletnia siostra Justyny. Wyraźnie ucieszył ją widok Dawida.
– Cześć!
– Hej, Milena. – Pomachał do niej. – Nowa koszulka? – zapytał, wskazując na T-shirt z logo znanej gry.
– Tak. – Mała pogładziła dłońmi materiał koszulki.
– Też gram w Fortnite.
– Super! – Milena wyraźnie się ożywiła. – To może pogramy razem?
– A tobie coś się nie pomyliło? – Justyna odgrodziła siostrę od chłopaka i popatrzyła na nią groźnie, marszcząc brwi. – Dawid nie przyszedł tu, żeby z tobą grać. Szoruj do swojego pokoju i nie przeszkadzaj dorosłym.
– Ale… – Dziewczynka zwróciła spojrzenie na siostrę. – Ale mnie się nudzi. Cały dzień siedzę w domu.
– Nudzi się, nudzi się – przedrzeźniała ją Justyna. – To trzeba było mieć koleżanki, a nie robić za ofiarę. Tak to byś miała z kim grać i nie zawracałabyś głowy dorosłym. Może matka utwierdza cię w przekonaniu, że jesteś pępkiem świata, wokół którego wszystko się kręci, dla mnie jednak jesteś tylko padalcem, w dodatku wyjątkowo wrednym.
– A ty… Ty jesteś wstrętną idiotką! – Dziewczynka poczerwieniała na twarzy. – Nienawidzę cię! – krzyknęła i uciekła do pokoju, trzasnąwszy przy tym głośno drzwiami.
– No i mamy spokój. – Justyna uśmiechnęła się z satysfakcją, że wygrała starcie z upierdliwą siostrą. – Pozbyliśmy się małego pasożyta.
– Nie powinnaś tak się do niej zwracać, zwłaszcza po tym, co przeszła – zauważył Dawid.
Justyna opowiadała mu o przejściach swojej siostry, wiedział więc, ile złego wyrządzili Milenie jej rówieśnicy i nauczyciele. Ci pierwsi stosowali przemoc psychiczną i fizyczną, ci drudzy udawali, że niczego nie dostrzegają. Kadrze pedagogicznej szkoły, której zielone mury były widoczne z okna dużego pokoju mieszkania Hapków, wygodniej było tłumaczyć szykany, jakich doświadczyła Milena, żartami nastolatków i jej odstawaniem od reszty klasy. Wychowawca nie wierzył w jej skargi, a w konfrontacji z pozostałymi uczniami, gdy słowo Milenki było przeciwko słowu grupy, zawsze znajdowała się na przegranej pozycji. Nie mogła liczyć na zrozumienie i jakąkolwiek pomoc, tym bardziej że jednym z oprawców był syn nauczycielki wychowania fizycznego, uważany przez wszystkich za wzorowego uczenia. Pedagodzy bagatelizowali problemy przerażonej, zastraszanej i bitej dziewczynki, doprowadzając do tego, że znalazła się na skraju załamania psychicznego.
– A jak mam się zwracać? Wystarczy, że matka się nad nią trzęsie jak nad jajkiem. Milenka taka biedna, taka nieszczęśliwa… Wiesz, ile kasy idzie na jej terapię? Ja muszę się o wszystko prosić, a na jej psychologów forsa zawsze się znajduje. Fajnie, prawda?
– Milena potrzebuje pomocy…
– No jasne. Ona wszystkiego potrzebuje, bo taka jest nieszczęśliwa. Bo ją gnębili. Bo, biedna, chciała się zabić. Wiesz, czasem odnoszę wrażenie, że te jej groźby to tylko szantaż emocjonalny, którym potrafi nami sterować. Wystarczy, że tak powie, a matka od razu staje na baczność. No ale nie gadajmy o tej małej pijawce. Porozmawiajmy o planowanym wyjeździe. To już jutro… Jestem taka podekscytowana.
– Justynko… Właściwie… – Starał się umiejętnie dobierać słowa. – W obecnej sytuacji lepiej będzie. jeśli przełożymy nasz wyjazd. Może na za tydzień? Sam nie wiem, ale…
– Czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że z wyjazdu nici? – Justyna spoważniała i przygryzła dolną wargę. – Chcesz powiedzieć, że nie jedziemy?
– Bardzo mi przykro, ale tata jest chory.
– Tata jest chory? I co z tego? To nie z nim mam jechać, tylko z tobą! – wykrzyknęła w złości. – Tak łatwo ci powiedzieć, nie pojedziemy! A pomyślałeś, jak bardzo cieszyłam się na nasz wyjazd? Jak sobie wszystko planowałam? A teraz ty mówisz, tak po prostu, że nie jedziemy?
– Mówię, że nie możemy pojechać w tym tygodniu – wyjaśnił spokojnie. – Może uda się za tydzień… Tak, na pewno za tydzień.
– Znowu naobiecujesz i nic z tego nie będzie. – Nadąsała się. – Najzwyczajniej w świecie nic dla ciebie nie znaczę. Gdybyś naprawdę mnie kochał…
– Ależ ja cię kocham – zapewnił z mocą.
– Gdybyś mnie naprawdę kochał – powtórzyła – pojechalibyśmy mimo wszystko. Nie jesteś lekarzem, więc nie pomożesz swojemu tacie. Jak jest chory, to niech choruje sobie spokojnie. Nie jesteś mu do niczego potrzebny.
– Nie zostawię mamy samej.
Rozzłościła się.
– Najpierw tata, teraz mama… A ja? Gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie?
– Przecież jestem tu. – Przyciągnął ją i zamknął w uścisku. – Mamy czas do wieczora.
– Do wieczora… – Prychnęła gniewnie. – Dajesz mi ochłapy. Ciągle mam wrażenie, że jestem dla ciebie tą drugą, po twojej rodzinie. Czy nie możesz po prostu myśleć tylko o mnie? – Odepchnęła go.
– Ależ myślę. Jesteś dla mnie najważniejsza.
– No jakoś tego nie widzę.
– Justynko, musisz mnie zrozumieć…
– Nic nie muszę! – krzyknęła. – Dlaczego wydaje ci się, że to ja powinnam się dostosowywać? Dlaczego nigdy nie bierzesz pod uwagę moich odczuć?
– Ale przecież…
– Jeśli mnie kochasz, wyjedziemy razem na weekend. Na ten weekend – dodała. – A jeśli nie… Ja cię zatrzymywać nie będę. Nie jesteś jedynym chłopakiem na świecie.
Słowa Justyny zmroziły go. Cofnął się o krok i popatrzył na nią pełnym niedowierzania wzrokiem. Nie sądził, że może być taka roszczeniowa.
– Nie mogę zostawić mamy samej. Obiecałem, że będę ją wspierał.
– A mnie obiecałeś, że pojedziemy na weekend.
– Twardo obstawała przy swoim. – Tak mnie zapewniałeś o miłości. Czyżbyś kłamał? – Uśmiechnęła się ironicznie.Dawid walczył z poczuciem obowiązku, jaki czuł wobec rodziców. Obietnica złożona matce powodowała, że był rozdarty. Z jednej strony chciał jechać z Justyną. Ba, marzył o tym od dawna. Z drugiej wiedział, że nie powinien zostawiać matki samej. Nie mógł przecież kolejny raz zawieść jako syn. Poza tym nadal nie dostał od ojca kluczy do domku w lesie. Nawet jeszcze z nim o tym nie rozmawiał. Poprosił matkę o pomoc, jednak w obecnej sytuacji wątpliwe było, by faktycznie poruszyła ten temat.
Wszystko, cały wszechświat, sprzeciwiało się wyjazdowi na weekend, a jednak Dawid nie był w stanie zaakceptować wyroków losu. Za bardzo zależało mu na Justynie, żeby teraz tak po prostu z niej zrezygnować. W końcu to tylko głupi dwudniowy wyjazd. Przecież ojciec nie czuje się aż tak źle. Fakt, zasłabł w pracy i zabrano go do szpitala, ale następnego dnia wrócił do domu, a sądząc po tym, jak się zachowywał, od razu odzyskał siły. Przecież pierwsze co zrobił po powrocie, to dokładnie obejrzał tę przeklętą kanapę. Dawid ciągle miał przed oczami obraz ojca klęczącego przed drogocennym meblem i z uwagą, milimetr po milimetrze przyglądającego się skórzanej powierzchni w poszukiwaniu chociażby najmniejszego śladu uszkodzenia.
Chyba nawet w pewien sposób poczuł się zawiedziony, że nic takiego nie odnalazł, gdyż jeszcze długo pomstował na ludzi, którzy nie potrafią uszanować cudzej własności. Raz po raz przypominał, ile zapłacił za to cudo sztuki meblarskiej. Wszyscy domownicy dostali kategoryczny zakaz siadania na kanapie, która, według ojca, musiała odpocząć po ciężkich przejściach.
– No i jak? – Justyna podparła się pod boki, przyjmując dość bojową postawę.
– Załatwię to – odpowiedział cicho.
– Czyli pojedziemy?
– Pojedziemy.
Książkę Miłość wbrew regułom kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,