Utrzymana w konwencji powojennego westernu historia o winie i karze. „Ostatnie zadanie" Grzegorza Kozery

Data: 2025-03-10 13:28:01 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 6 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Sierpień 1945 roku. Miasteczko w Górach Świętokrzyskich naznaczone wojennymi ranami i wciąż dźwigające ciężar niemieckiej okupacji. W powietrzu czuć nieufność, a w sercach mieszkańców – głęboką niechęć do obcych. Tego lata w tym zapomnianym przez świat miejscu pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego obecność budzi więcej pytań niż odpowiedzi. Kim jest? Skąd przyszedł? Dlaczego skierował się właśnie tutaj?

Nikt nie wie, że mężczyzna przybył z misją. Ma do wykonania ostatni rozkaz – zadanie, które otrzymał jeszcze w czasie wojny, o której wszyscy chcą już zapomnieć. Tymczasem on wierzy, że honor ma swoją cenę, a sprawy, które nie zostały rozwiązane trzeba doprowadzić do końca.

Ostatnie zadanie - grafika promująca książkę Grzegorza Kozery

Ostatnie zadanie Grzegorza Kozery to historia o wierności swoim zasadom, lojalności i szukaniu sprawiedliwości. To opowieść o gniewie i zemście… ale również o miłości. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Prozami. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Ostatnie zadanie:

Tamtego letniego dnia, gdy było już po wojnie, która spustoszyła ziemię i okaleczyła dusze ocalałych… więc tamtego sierpniowego dnia, przyjechał do naszego miasteczka człowiek znikąd. Nikt go nie znał. Ani ksiądz, ani komendant komisariatu milicji, ani posterunkowi, ani nauczyciel, ani karczmarz. Nawet Kulawy Kazek, który jako jedyny z nas był kiedyś w Warszawie i Krakowie, a poza tym jak nikt inny miał rozeznanie w tutejszych ludziach – nawet on nie umiał o przybyłym nic powiedzieć. Ów bezimienny z pewnością był obcy dla wszystkich w naszej okolicy i już z tego powodu wzbudził u większości z nas niepokój.

Przybysz był jeszcze młodym człowiekiem, choć młody jest względnym określeniem – wojna wszystkim młodym skróciła młodość i dodała wieku. Tak na oko mógł mieć nie więcej niż trzydzieści lat. Ubrany był w wojskowe bryczesy, miał też na sobie brązową kurtkę ze skóry skrojoną po wojskowemu, która przyciągała wzrok, bo w Polsce takich nie noszono. Właśnie z powodu tej kurtki pierwsze, co pomyśleliśmy, to to, że jej właściciel musiał przyjechać z daleka, najpewniej z zagranicy, może z jakiejś Anglii albo Włoch, gdziekolwiek się te kraje znajdują. Uwagę zwracała także jego lekko śniada skóra – być może naznaczyło ją słońce, gdy przebywał daleko od Polski. Niektórzy wspomnieli, że podobną ciemną cerę mieli niektórzy bodzyńscy Żydzi, lecz przybysz na Żyda nie wyglądał. Miał jasne włosy i prosty, na pewno nieżydowski, nos.

Do Bodzynia przyjechał wojskową ciężarówką – polską, nie ruską – która zatrzymała się na chwilę, żeby mógł wysiąść, i pojechała dalej w kierunku Wierzbnika, zostawiając za sobą smugę kurzu. Moment ten widziało kilka osób. Mężczyzna otrzepał z pyłu buty, założył na ramię niewielki plecak, który był jego jedynym bagażem, rozejrzał się dookoła, jakby chciał się zorientować, w którym kierunku pójść. Antek od Klimczaków, dziesięcioletni chłopak, stał najbliżej, i to jego pierwszego zagadnął przybysz.

– Gdzie tu można coś zjeść? – zapytał, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, że po podróży należy się posilić.

Bosonogi chłopak przyglądał mu się z  zaciekawieniem. W jego odczuciu nieznajomy wyglądem nie pasował do bodzyńskiego świata. Po chwili Antek wyciągnął rękę w kierunku drewnianego parterowego budynku stojącego przy drodze kilkaset metrów dalej.

– U Jamroza w karczmie – powiedział.

 Karczmę w Bodzyniu przed wojną prowadził Szmul, ale po tym, jak rozstrzelali go pod płotem Niemcy, gdy tylko weszli do naszego miasteczka, raz-dwa zainteresował się nią Jamroz i wkrótce przejął za zgodą niemieckiej władzy. W zamian musiał oddawać Szkopom trzy czwarte zysku, ale i tak mu się to opłacało, ponieważ mógł sprzedawać wódkę, na której dobrze zarabiał. Jamroz nie był lubiany – oczywiście nie dlatego, że przejął karczmę po zabitym Żydzie, tylko z powodu zysków, które mu przynosił wyszynk.

 Tego wszystkiego przybysz nie wiedział i trudno powiedzieć, czy w tamtym czasie ta wiedza by go zainteresowała i przydałaby mu się do czegoś. W każdym razie udał się tam, gdzie pokazał mu Antek od Klimczaków. W środku przy szerokich stołach siedziało sześciu czy siedmiu chłopów, pijąc wódkę i zagryzając śledziem. U powały unosiły się kłęby błękitnego dymu z papierosów, a zapach tytoniu mieszał się z wonią kapusty, śledzi i wódki. Za kontuarem stał właściciel. Spojrzenia, jakimi otaksowali mężczyznę miejscowi, były mało przyjazne.

– Zjadłbym coś – powiedział nieznajomy do Jamro za. Zdjął plecak z ramienia i położył na podłodze.

– Niewiele mamy – odparł karczmarz tonem, który był daleki od życzliwości. – Trudności z aprowizacją, rozumiesz pan.

– Ale dla głodnego coś się przecież znajdzie.

– Ziemniaki ze słoniną i gotowaną kapustą. – Jamroz nie odpowiedział od razu.

– Mogą być. A do picia co macie?

– Też niewiele. Na ten przykład samogon.

– A herbatę macie?

– Od herbaty się rdzewieje – powiedział Jamroz, a chłopi przy stołach zarechotali z jego dowcipu. – Mamy herbatę, ciotka Unrra przysłała, troszczy się o biedaków w Polsce.

– Bez UNRRY byłoby jeszcze gorzej, niż jest – odparł przybysz. – To poproszę.

– Płatne z góry. Sto złotych się należy.

– Dużo – zauważył mężczyzna.

– Przejezdni płacą więcej. Ale w dolarach wyjdzie mniej.

  Chłopi znów się zaśmiali.

– Nie mam dolarów – powiedział nieznajomy, wyciągając z kieszeni kilka banknotów. Jamroz je obejrzał.

– Normalnie jakby wyszły prosto z drukarni – ocenił. – Pan to wojskowy jesteś? – zapytał po chwili.

– Kiedyś tak. Dzisiaj już cywil.

– Bo w tej kurtce i tych spodniach wyglądasz pan na wojskowego. A kurtka ładna, kupiłbym ją.

– Nie jest na sprzedaż.

– Dobrze zapłacę.

– Powtarzam: nie jest na sprzedaż – powiedział z naciskiem przybysz.

– Lepiej niech mi pan sprzeda, zanim ktoś ją panu ukradnie. – Jamroz nie ustępował.

– Czyli kto?

– Jacyś źli ludzie. Mało to ich na świecie? – Karczmarz wskazał ręka na okno. – Teraz jeszcze więcej niż przed wojną.

– Niech się pan o to nie martwi.

– Ja tylko uprzedzam. Widzi mi się, że długo w tej kurtce pan nie pochodzisz.

Powieść Ostatnie zadanie kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Ostatnie zadanie
Grzegorz Kozera 0
Okładka książki - Ostatnie zadanie

Sierpień 1945 roku. Miasteczko w Górach Świętokrzyskich naznaczone wojennymi ranami i wciąż dźwigające ciężar niemieckiej okupacji. W powietrzu czuć nieufność...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo