Uratowałem ci życie. Fragment książki „Demeter"

Data: 2022-03-04 13:13:20 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Jezioro wyrzuca na brzeg martwe ciało zgwałconej dziewczyny. Wkrótce bez śladu ginie kolejna. Obie pracowały w położonym na pustkowiu luksusowym hotelu Odonata na Mazurach, którego gośćmi byli wpływowi mężczyźni, spragnieni rozrywek tylko dla wtajemniczonych.

Gdy właściciel hotelu Jan Rej zatrudnia nową, atrakcyjną pracownicę, nie wie, że ukrywa ona swoją prawdziwą tożsamość. I że gotowa jest poświęcić wszystko, żeby poznać prawdę i ukarać sprawców zbrodni.

Kim jest kobieta, która błyskawicznie zdobywa władzę w Odonacie i zyskuje zaufanie jej właściciela? Kim są ludzie, którzy podążają jej śladem i podają się za hotelowych gości? Czy zaginiona dziewczyna żyje?

Obrazek w treści Uratowałem ci życie. Fragment książki „Demeter" [jpg]

Zorganizowana grupa przestępcza. Śmiertelnie niebezpieczny trójkąt miłosny. I kobieta ryzykująca własne życie, by przerwać krąg zbrodni...

Do lektury powieści Malwiny Chojnackiej Demeter zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Demeter. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

HUBERT 14 grudnia — Żoliborz (Warszawa)

Czułem, że kłamie. Udawałem, że odjeżdżam uspokojony jej tłumaczeniami, i zaparkowałem samochód na sąsiedniej ulicy. Wolnym krokiem spacerowałem pomiędzy samochodami, jakbym na kogoś czekał. Widziałem, jak spogląda zza firanki, ale nie zauważyła mnie. Miałem nadzieję, że niedługo wyjdzie z mieszkania Igi i doprowadzi mnie do niej, bo jest jedyną osobą, która może cokolwiek wiedzieć. Od razu dostrzegłem podobieństwo, chociaż Iga jest blondynką, a ta kobieta ma włosy ufarbowane na mahoń. I wygląda dużo starzej.

Cierpliwie czekam, schowany za przystankową wiatą, smagany grudniowym wiatrem. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Skuleni z zimna ludzie wsiadają i wysiadają z zatłoczonych autobusów, obładowani torbami i pakunkami. Zbliżają się święta, żałosna pogoń i nerwówka. Widzę, że w mieszkaniu Igi zapala się górne światło. Dostrzegam dwa cienie. Przeoczyłem coś? Cienka firanka faluje. Cienie się szarpią. Miałem ochotę zapalić, ale rezygnuję. Serce wali mi jak oszalałe. Może umówiła się z siostrą i jest już na górze? Kłócą się, bo dawno się nie widziały?! Pewnie Iga potraktowała ją tak jak mnie. Ale wróciła! Tęsknota jest tak zwierzęca, że czuję, jak mój penis twardnieje. Jakbym poczuł zapach jej orientalnych perfum i mokrego od deszczu ciała. Jak ostatnim razem, gdy się kochaliśmy.

Wbiegam na półpiętro. Przystaję i nasłuchuję. Spodziewam się, że będą na siebie krzyczeć. Iga ma temperament. Ale to nie krzyk. To szamotanina, jakby drobne przedmioty spadały ze stołu na drewnianą podłogę. Po sekundzie przeraźliwy jęk. Szczekanie psa na najwyższym piętrze. Nie naciskam dzwonka. Popycham mocno drzwi wejściowe i wpadam do środka.

Od razu widzę jej oczy. Przekrwione, błagające o pomoc. Leży półnaga na podłodze, spazmatycznie drapiąc paznokciami sznur zaciśnięty wokół szyi. Nie wiem, kim jest skurwysyn, który w rozpiętych spodniach, śmiejąc się chrapliwie, wsuwa jej ręce między nogi. Przydusza ją swoim ciałem, oszalały od sadystycznej przyjemności obserwowania, jak ta drobna kobieta walczy o każdy oddech. Uderzam go pięścią w twarz. Jego uścisk słabnie, krew leje mu się z dziąseł. Przerażony próbuje doczołgać się do stołu, ale uderzam go w głowę jeszcze raz. Mruga nerwowo, oblizując pękniętą wargę. Kucam przy skulonej ze strachu kobiecie, która nieporadnie próbuje zapiąć podartą bluzkę. Ma pręgę na szyi, ale już oddycha normalnie. Wyciągam telefon z kieszeni kurtki.

— Nic ci nie jest?! Wezwę policję i zgarną tego pojeba.

— Nie!

Nie spuszczam wzroku ze skurwysyna z poharataną twarzą. Prawdopodobnie złamałem mu nos. Półsiedzi na podłodze, oparty o ścianę, mocno krwawi.

— Powiedz mu… — charczy w jej stronę. — To zabawa… nic ci nie zrobiłem…

— Znacie się?!

Kobieta unika mojego wzroku. Podciąga kolana prawie pod brodę. Jej rajstopy są całe w dziurach, widzę połyskującą biel majtek, siniaki na wewnętrznych stronach ud.

— Przeszkodziłem wam? Jeżeli tak, to przepraszam… Już mnie nie ma.

Ruszam do przedpokoju, ale nagle słyszę jej głos.

— Błagam, nie zostawiaj mnie z nim!

Gdyby nie była tak podobna do Igi, gdyby nie to, że może mnie do niej doprowadzić, gdy straciłem już nadzieję, pewnie bym odpuścił.

— Mam nie wzywać policji, ale wypierdolić go z mieszkania, tak?

Kiwa głową. Wygląda żałośnie. Bardzo drobna z małym biustem. Ciemnorude półdługie włosy przylepione do spoconej, obrzmiałej szyi. Podpuchnięte powieki, ślady dawnej urody.

— Odpowiedz mi na jedno pytanie. — Kucam przy niej. — Znasz Igę Bernard, prawda? Szukam jej od trzech tygodni… Zniknęła… Byliśmy ze sobą prawie rok…

Słucha uważnie ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kiwa powoli głową. Skurwiel, który ją dusił, próbuje doczołgać się do swojego płaszcza rzuconego na fotel. Domyślam się, że w kieszeni ma telefon. Jestem szybszy i brutalnie odpycham jego rękę. Patrzy na mnie przerażony. Rzeczywiście telefon tam jest. Bardzo designerski model. Kładę go na stole.

— Dasz radę wypierdolić stąd w miarę szybko, jebany gnoju? Na dole jest postój taksówek.

Kiwa głową, przykładając szalik do krwawiącego nosa. Wypycham go za drzwi i spoglądam na siedzącą na podłodze kobietę.

Przenoszę wzrok na jego telefon leżący na stole. Dobrze, że niedaleko jest Wisła. Tam skończy to cacko.

— Iga to moja młodsza siostra. — Wstaje z kolan i kuśtykając, dociera do kanapy. — Wiem tyle co ty. Czyli nic. Nim się nie przejmuj.

— To twój znajomy? — Podaję jej małą butelkę wody, którą znalazłem przy lodówce w kuchni. — Czy ten skurwysyn zna Igę?!

— Nie ma pojęcia o jej istnieniu. Nazywam się Olga… Olga Bernard… i dziękuję. Nie wiem, dlaczego tu wróciłeś, ale dziękuję.

Ukrywa twarz w dłoniach, próbując stłumić szloch. Butelka wody zsuwa jej się z kolan i spada na podłogę. Podnoszę ją i stawiam na stole. Jakąś szmatą z przedpokoju przesuwam butem po podłodze, żeby zetrzeć ślady krwi. Krew tego gnoja jest wszędzie. Na parapecie, na podłodze, na kanapie. Olga nie krwawi. Przestaje płakać, gdy siadam na wprost niej na krześle.

— On tu nie wróci? Jesteś pewna?

— Jestem. Nie pojawi się tu więcej. Na pewno mnie zablokuje, żeby…

— Zablokuje?! Czyli to jakiś koleś z netu? Miał być ostry seks, ale zrobiło się trochę za ostro, co?! — zaczynam się śmiać. Spoglądam na pudła ustawione na podłodze. Mogę do nich zajrzeć?

— Nie!

— Może tam jest jakiś ślad! Iga zniknęła prawie cztery tygodnie temu. Wiele razy próbowałem się do niej dodzwonić. Niedawno udało mi się odnaleźć dziewczynę, z którą ostatnio pracowała…

— Nic nie rozumiem. — Olga kręci głową. — Twierdzisz, że byłeś rok z Igą, a tak mało o niej wiesz? A może nie było żadnego związku, co?

Wyciągam telefon z kieszeni kurtki. Pokazuję jej jedno zdjęcie. Ja i Iga na pomoście w nadmorskim kurorcie. Nic się wtedy nie liczyło, tylko ona. Pierwszy raz zgodziła się spędzić ze mną weekend i oszalałem ze szczęścia. Bałem się, że zmieni zdanie. Błyskawicznie znalazłem jakiś pensjonat z widokiem na morze. Nie pamiętam nawet, gdzie to było.

Olga spogląda na zdjęcie i twarz jej się kurczy. Iga wygląda na nim pięknie. Skośne oczy, których nigdy nie malowała, wystające kości policzkowe, pełne usta. I pieprzyk pod nosem, który zawsze był dla mnie tak egzotyczny i seksowny. Blondynka z południową urodą, z południową figurą pełną wcięć i zaokrągleń. Na zdjęciu ma żółtą sukienkę bez stanika. Przez delikatny materiał widać sutki. Był nieziemski upał. Nie miałem wtedy brody. Nie lubiła zarostu u mężczyzn.

— To ty? — Olga unosi brwi. — Wyglądasz inaczej.

— Powiedz mi, co wiesz!

Olga, sycząc z bólu, kuca przy jednym z tekturowych pudeł.

— Boję się… — Jej głos załamuje się na chwilę. — Boję się, że ona nie żyje… bo to wszystko wygląda bardzo źle… A poza tym dwie godziny temu znalazłam tu całą kopertę anonimów. Dlatego tak się wystraszyłam, jak tu wpadłeś… dlatego tak się bałam… Nie chciałam być sama.

Wyjmuję z jej dłoni dużą, biurową kopertę. Podchodzę do stołu, gdzie jest lepsze światło, i wysypuję z niej małe karteczki z wydrukowanymi krótkimi zdaniami. Coraz węższe paski papieru.

— Jest ich dwanaście. Policzyłam. Dwanaście razy ktoś opisywał, co jej zrobi… Duszenie, wyrywanie paznokci… Dwanaście razy! Rozumiesz?!

OLGA 14 grudnia — Żoliborz (Warszawa)

Nie ufam mu. Jest w nim coś, czego nie rozumiem. Jakaś sprzeczność, tak jakby starannie ważył słowa, które wypowiada, jakby starał się do końca zachować pozory. Nie mam pojęcia, co moja siostra w nim widziała, nigdy nie kierowała się jakimś kluczem przy wyborze mężczyzn. Hubert Kosmala jest dla mnie zagadką. Z pozoru misiowaty brodacz, ale jest w nim jakaś ukryta determinacja. Powiedział, że poznał moją siostrę rok temu na lotnisku. Oboje podróżowali samotnie. Oboje mieli opóźnione loty i mnóstwo czasu na kawę, a potem drugą, połączoną z kieliszkiem wina i rozmową, która nie mogła się skończyć tak zwyczajnie. Przyznał, że był wtedy żonaty i jego trzeci syn miał się urodzić za siedem tygodni. Wiele razy podróżował służbowo, ale nigdy nie spędził tyle czasu, monologując, odurzony urodą kobiety, którą poznał w kolejce do odprawy. Po trzech godzinach spędzonych z Igą zdał sobie sprawę z tego, w jakiej pustce żyje. Nie miałam ochoty tego słuchać, ale wciąż mówił, szykując mi okład na rozciętą wargę.

— Cieszę się, że cię spotkałem. Wiem, że nie są to idealne okoliczności, ale…

— Czy to nie ma według ciebie znaczenia? — Przesuwam anonimy w jego stronę.

Pijemy wino, które zostawił ten skurwiel, nalane do znalezionych w łazience kubków do mycia zębów. Jedna butelka rozbiła się w drobny mak, ale druga została. Hubert znalazł otwieracz na parapecie. Wysłałam przepraszającą wiadomość do właścicielki mieszkania, obiecałam oddać klucze następnego dnia rano, bo chcę jeszcze zrobić drobne porządki. Odpisała, że nie ma sprawy, i życzyła mi dobrej nocy. Wszystko mnie boli. Każdy mięsień i skóra na szyi. Przełykam wino z trudem, ale pomaga. Już sama nie wiem, czy te okrutne anonimy mają jakieś znaczenie.

— Wszystko ma znaczenie — mówi szybko Hubert. Ale ustalmy fakty, zanim pójdziemy z tym na policję. Znalazłaś dowód osobisty Igi, książki i kopertę z anonimami, tak?

— Telefon musiała zabrać ze sobą. Widziałyśmy się ostatni raz siedemnastego listopada. W kawiarni na Starówce. Wpadła na chwilę i wypiła kawę w biegu. Nie była zbyt rozmowna.

— Dlaczego właśnie tam?

— Mieszkam niedaleko. Kupiłam tam mieszkanie zaraz po studiach.

Nie mam ochoty mu się zwierzać, ale czuję, że bardzo dobrze zna moją siostrę. Jestem pewna, że zapamiętywał błyskawicznie, co ona lubi, a czego nie.

— To dziwne, że nie zaprosiłaś jej do siebie.

— Dom to mój azyl. Wolę gadać w kawiarni. Przestań mi tu robić jakąś psychoanalizę. Nie znam cię.

— Już znasz. Uratowałem ci życie.

Powieść Demeter kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Demeter
Malwina Chojnacka 3
Okładka książki - Demeter

Jezioro wyrzuca na brzeg martwe ciało zgwałconej dziewczyny. Wkrótce bez śladu ginie kolejna. Obie pracowały w położonym na pustkowiu luksusowym hotelu...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo