Tylko broniłem tej pani! Fragment książki „Służąca"

Data: 2019-10-04 14:12:10 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Tylko broniłem tej pani! Fragment książki „Służąca

Los trzydziestoletniej służącej, Marianny Zaczkiewicz, zdaje się przesądzony. Wyrokiem sądu w roku 1896 zostaje skazana na wieloletnie ciężkie roboty na Syberii. Popełniła zbrodnię i musi za nią zapłacić, choć w jej mniemaniu to ona jest skrzywdzoną ofiarą, niesłusznie skazaną i uwięzioną. Trafia na koniec świata ciężko chora i umierająca, lecz wbrew wszystkiemu się nie poddaje. Przystosowuje się do nowych warunków życia na zesłaniu i marzy o powrocie oraz… zemście.

Służąca Weroniki Wierzchowskiej to poruszająca historia kobiety zdradzonej i wykorzystanej, która postanowiła sama wymierzyć sprawiedliwość i odnaleźć odebrane jej szczęście. Czy w pogoni za wymierzeniem kary swoim oprawcom Marianna zaleczy rany i zapomni o koszmarach przeszłości? Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie znajdziecie premierowe fragmenty powieści: 

Mariannie udało się dostać na parter, niemal do samego wyjścia, kiedy ją dopadł. Wszystko przez zwykły pech. Kozak, który tego dnia pełnił służbę wartowniczą przed salą więźniarek, okazał się bardzo skrupulatnym i regulaminowym żołnierzem. Czy to czar uwodzącej go Arkadii nie zadziałał, czy zwyczajnie chłopak nie był zainteresowany flirtem z chudą i owrzodzoną skazaną, w każdym razie rychło zorientował się, że jedna z chorych mu się wymknęła, i ruszył w pościg. Dopadł Mariannę, gdy znajdowała się kilka kroków od szatni, już niemal wyciągała rękę po płaszcz jednej z pielęgniarek, już jednym krokiem była na wolności, już ją czuła. Tak dobrze jej szło, nikt nie zwracał na nią uwagi, choć po korytarzach chodzili ludzie, zbyt jednak zajęci swoimi sprawami, chorobami i zmartwieniami, by przyglądać się niepozornej dziewczynie w szpitalnej koszuli.

– Skatina! – syknął wściekły kozak i chwycił ją od tyłu za włosy.

Szarpnął nią ze złością. Musiał naprawdę się rozgniewać: widocznie bał się, że za niedopilnowanie więźniarek poniesie srogą karę i narazi się na kpiny kolegów. Kto to widział, by zawalić, mając tak prostą i przyjemną robotę? Pozwolić jakimś dziwkom zrobić z siebie durnia? Toż to wstyd i hańba. Wyzwał ją więc głośno, na cały korytarz, i szarpnął kilka razy, aż wrzasnęła z bólu. Potem chciał ją zawlec z powrotem na górę, ciągnąc za łeb, ale przeklęta baba zaczęła się bronić i podrapała go po dłoni. Tym razem przesadziła. Obrócił ją twarzą do siebie i wymierzył siarczysty policzek, raz i drugi. Nie będzie pozwalał sobą pomiatać byle szmacie. Poza tym baby trzeba lać i to często, by czuły mores i uczyły się pokory. Zamachnął się zatem po raz kolejny, ale ktoś od tyłu chwycił go za rękę i wykręcił mu ją za plecy. Kozak syknął z bólu i puścił Mariannę.

Dziewczyna cofnęła się, zasłaniając twarz, ale spojrzała na swego wybawiciela. Kozaka trzymał krzepki starzec, wysoki i żylasty, na pierwszy rzut oka silny niczym tur. Mężczyzna miał zupełnie białą, krótko przyciętą brodę i równie białe włosy zaplecione w cienki warkoczyk opadający na plecy. Na głowie nosił dziwaczną, okrągłą czapeczkę przypominającą żydowską jarmułkę, a powszechnie zwaną kołpakiem. Ramiona okrywał mu semipałatyński chałat, a nogi szerokie czambary, spodnie stepowych jeźdźców obszyte jaskrawym jedwabiem. Ubiór mężczyzny był tak egzotyczny i dziwaczny, że Mariannę zamurowało. Nie spodziewała się, że pomoc nadejdzie z tej strony – od dziwaka przebranego za kirgiskiego bogacza, może nawet za arystokratę stepów.

Pan Mikołaj tymczasem wycedził kozakowi do ucha kilka uwag o niestosowności bicia kobiet i poradził mu, by następnym razem uważał, bo może stać mu się coś złego ze strony kogoś, kto pochodzi z kultury, w której szanuje się kobiety. Natychmiast na korytarzu pojawili się gapie, w tym sam doktor ordynator, który właśnie wchodził do szpitala w towarzystwie pewnej bardzo ważnej damy, a mianowicie żony generała gubernatora. Pani gubernatorowa leczyła się z intymnej dolegliwości, korzystając z porad najlepszego i najwyżej postawionego lekarza w mieście.

Frankowski tymczasem przyparł kozaka do ściany i poradził mu, by nie próbował zachowywać się głupio, tylko grzecznie przeprosił pobitą kobietę. Niespodziewanie na pomoc kozakowi ruszyła tęga kobiecina z zabandażowaną ręką – śmiertelnie obrażona na psy pana Mikołaja, jego jeszcze dziś rano striapka. Odepchnęła swego niedawnego pryncypała i pogroziła mu pięścią przed nosem.

– Łapy precz od tego pięknego oficera, polski buntowszczyku! – wrzasnęła. – Widzieliście to ludzie? Rzucił się na żołnierza na służbie, to skandal! Oni wszyscy są tacy sami, przeklęci Polacy! Tylko czekają na okazję, by podstępnie skoczyć na plecy rosyjskiemu, szlachetnemu kawalerzyście. Zdradzieccy buntownicy, którzy hodują wściekłe psy!

– Co też wygadujesz, babo?! Tylko broniłem tej pani – parsknął pan Mikołaj.

– To więźniarka, która lada dzień trafi do kopalni! – warknął kozak. – Próbowała uciec, a ja tylko ją zatrzymałem i dawałem lekcję dyscypliny. Kim pan jesteś, do cholery, że śmiesz atakować żołnierza?

– Toż to pan Frankowski z urzędu kirgiskiego – niespodziewanie wtrąciła się pani gubernatorowa. – Czasem jeździ z moim mężem na polowania jako przewodnik i wytrawny łowczy. Dzień dobry, Kola! Jak zwykle w centrum wydarzeń, co?

Pan Mikołaj grzecznie się ukłonił i pocałował damę w dłoń. Kozak natychmiast spuścił z tonu, właściwie w jednej chwili zmalał. Nie miał ochoty zadzierać z pupilkiem generała; diabli wiedzą, jak duże ten cały łowczy ma wpływy. Ordynator tymczasem podszedł do Marianny i ujął ją za brodę, by obejrzeć twarz, ale nie dostrzegł żadnych obrażeń poza zaczerwionymi policzkami. Pokręcił głową z niesmakiem.

– Chyba pani już całkiem dobrze się czuje, skoro próbuje ucieczek – powiedział. – Będę musiał panią wypisać i przekazać do aresztu.

Marianna poczuła, że ogarnia ją fala paniki. Skoro przeniosą ją do celi, to lada dzień wyślą w dalszą drogę do lodowego pustkowia. Musiała natychmiast coś zrobić, tu i teraz, to była jej jedyna szansa. Bez zastanowienia rzuciła się pani generałowej do nóg.

– Proszę szanownej pani, ratujcie mnie! Nie pozwólcie wysłać do Irkucka czy kopalni srebra w tajdze. Mogę się wam bardzo przydać, jestem doświadczoną służącą z Warszawy. – Marianna mówiła bardzo szybko, by gubernatorowa jej nie przerwała, momentami z pośpiechu wstawiała polskie słowa. – Pracowałam wpierw jako podkuchenna, potem pomocnica kucharki, następnie awansowałam na pokojową. Umiem pisać i czytać w dwóch językach, służyłam w pałacu u prawdziwych arystokratów. Wiem, jak się zachować w towarzystwie, jak służyć na uroczystych przyjęciach, podawać do stołu, układać zastawę, czyścić srebro, pracować zarówno w kuchni, jak i na pokojach. Jestem grzeczna i absolutnie dyskretna, mam miłą powierzchowność i obycie w pracy dla naprawdę wymagających państwa…

– Uspokój się, moje dziecko – powiedziała dama. – Nie wiem, czy będę mogła ci pomóc. Mamy już komplet służby, ludzi zaufanych i wiernych. Poza tym wychowuję trójkę małych dzieci, rozumiesz zatem, że nie mogę przyjąć pod dach morderczyni lub komunistki. Już sama nie wiem, co gorsze. A ciebie za co zesłano?

Marianna zagryzła wargę i wstała z kolan, odruchowo wygładzając koszulę na kolanach.

– Napaść i trwałe okaleczenie jednego człowieka oraz uszkodzenia ciała dwóm innym – przyznała bez kręcenia, bo przecież generałowa i tak mogła się o niej dowiedzieć wszystkiego.

Dama wykrzywiła usta z niesmakiem. Nie miała najmniejszej ochoty wpuszczać do domu kogoś takiego: może i dobrą służącą, ale złego człowieka. Niespodziewanie przed Marianną stanął pan Mikołaj i zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu.

– Umiesz gotować i dałabyś radę karmić zwierzęta? – spytał po polsku.

– Oczywiście, proszę pana – odparła i dygnęła wdzięcznie, mimo stroju i okoliczności. – Miałam kiedyś pieska jako dziecko.

– Biorę ją! – oświadczył Frankowski. – Pilnie potrzebuję striapki, bo stara mnie zawiodła – spojrzał z ukosa na wstrętne babsko szczerzące się zalotnie do kozaka. – Załatwię wszystko w urzędzie jeszcze dzisiaj, bo lada chwila tam się wybieram. Kiedy pan doktor może ją wypisać?

Lekarz wzruszył tylko ramionami. Więźniarka już podreperowała zdrowie i właściwie powinien wypisać ją przed kilkoma dniami, tylko mu się nie chciało wypełniać papierów. W imperium panowała straszliwa biurokracja. Zamiast kierować szpitalem i leczyć ludzi, ordynator całe dnie spędzał smarując piórem po dokumentach. Nie cierpiał tego.

– Woźny wyda jej ubranie i może ją pan zabierać choćby teraz – powiedział obojętnie. Więźniarka nie była nikim istotnym, niech pajac w kolorowym stroju zabiera ją sobie do diabła.

Pan Mikołaj uśmiechnął się szeroko do Marianny i podał jej ramię. Nie spodziewał się, że w szpitalu spotka go takie szczęście. Czyżby fortuna się do niego właśnie uśmiechnęła? Przywiózł tu wstrętne babsko, a zabiera prawdziwą służącą, w dodatku potrafiącą gotować. To jakby znalazł skarb na środku pustego stepu.

Marianna odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem, nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy martwić. Niby ten dziwak w jarmułce obronił ją przed barbarzyńcą, ale nie wiadomo, kim właściwie jest i co jej zrobi, gdy zawiezie do swojego domu. Może to wariat i brutal? Nie miała jednak innego wyjścia; poza tym lepszy swojski wariat niż dalsza podróż w bydlęcym wagonie do ciężkiego więzienia lub kopalni na środku lodowatego pustkowia.

W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Służąca. Powieść Weroniki Wierzchowskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Służąca
Weronika Wierzchowska0
Okładka książki - Służąca

Los trzydziestoletniej służącej, Marianny Zaczkiewicz, zdaje się przesądzony. Wyrokiem sądu w roku 1896 zostaje skazana na wieloletnie ciężkie roboty na...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje