To małżeństwo było niezłym widowiskiem. Fragment książki „Maryla i Debora"

Data: 2020-06-04 11:09:32 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Maryla i Debora Magdaleny Mosiężnej to nowa propozycja Wydawnictwa Janka. Opowieść o dwóch kobietach, wywodzących się z zupełnie różnych środowisk, mających odmienną sytuację życiową i reprezentujących różne postawy otwiera cykl książek o warszawskich rodzinach, których losy splatają się w XX wieku – w dwudziestoleciu międzywojennym, podczas wojny i w PRL. 

Obrazek w treści To małżeństwo było niezłym widowiskiem. Fragment książki „Maryla i Debora" [jpg]

Maryla ma ustabilizowaną sytuację życiową, wspaniałego męża, wkrótce urodzi dziecko. Będąca pielęgniarką Debora pozostaje w związku z żonatym mężczyną, choć wie, że nigdy nie założy z nim rodziny. Tuż przed wojną Debora udzieli pomocy Maryli, która straciła przytomność na ulicy. Czy będzie mogła liczyć na wzajemność, gdy ucieknie z getta i trafi do domu Maryli, poszukując schronienia?

Życiowe wybory, pragnienie życia, zdrada i wierność – to tematy poruszone w powieści Magdaleny Mosiężnej. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowe fragmenty książki: 

To małżeństwo było niezłym widowiskiem – ona, wpatrzona w męża niczym w obraz, on – mówiący do żony „kochanie” takim tonem, jakby to słowo stworzono do drwin. A przecież w ustach Kamila brzmiało najpoważniej w świecie. Maryla zaczynała współczuć pani Gregorowiczowej, ale wtedy przyniesiono lemoniadę i świat znów stał się doskonały. Wypiła napój prawie jednym haustem.

– To co teraz? Może lody? – zaproponował Andrzej.

– Lodów nigdy się nie odmawia. Poproszę miętowo-czekoladowe z bitą śmietaną.

Chwilę potem Andrzej i Lena pogrążyli się w dyskusji o twórczości Gombrowicza, natomiast Maryla zajęła się swoimi lodami. Najpierw łowiła w bitej śmietanie kolorowe groszki, które cwaniacko umykały ze szczytu białego stożka, żłobiąc wgłębienia na jego zboczach i lądując gdzieś na dnie pucharu. Gdy w końcu się z nimi uporała, zabrała się do słodkiej mgiełki, trochę już pokiereszowanej, ale w smaku – doskonałej. Ostrożnie dozując, nabierała ją na łyżeczkę, po czym zgarniała koniuszkiem języka ze stalowej powierzchni. Wreszcie dotarła do lodów, czystych, nienaruszonych lodów, pozbawionych już ochrony białej pierzynki. Śmiałym  ruchem zatopiła łyżeczkę w pucharku i zaczęła nią poruszać, dopóki wyraźnie uformowane gałki nie roztopiły się w zielono-brązową masę. Brała, ile tylko zmieściło się na łyżeczkę i wkładała do ust. Mimowolnie przymykała przy tym oczy i odchylała do tyłu głowę, starając się zatrzymać czekoladowo-miętową rozkosz na języku jak najdłużej. Gdy ilość deseru w pucharze zmniejszyła się drastycznie,  zmieniła strategię. Łyżeczka nie krążyła już tylko między pucharem a ustami, chwilami była odkładana na serwetkę, a potem pieczołowicie podejmowana przez smukłe palce. Ruchy Maryli stały się powolne, niemal ociężałe, mogłoby się zdawać, że przestało jej zależeć na tych lodach, gdyby nie oczy – głodne, mierzące uważnie, ile słodkiego szczęścia zostało jeszcze w pucharku. Dopiero wygrzebując ostatki z dna, uświadomiła sobie, że Gregorowicz cały czas ją obserwował: najpierw leniwie, spod półprzymkniętych powiek, lecz z każdą minutą jego wzrokowe zaangażowanie rosło. Deprymował ją tym dziwnym spojrzeniem, które zdawało się wślizgiwać do wnętrza jej ust. Niemal czuła je pod podniebieniem.

– Czemu pan nie zamówił sobie lodów? Widzę, że ma pan na nie ochotę – zagadnęła, wychodząc z założenia, że najlepszą bronią jest atak.

Aleksander zaśmiał się krótko.

– Myli się pani, panno Marylo. Nie lubię słodkości.

– W menu jest dużo innych rzeczy do wyboru.

– Hmm... jak by to pani wytłumaczyć... – Uśmiechnął się poufale. – Gdybym teraz siedział, dajmy na to, u Lijewskiego, to zapewne miałbym ochotę na jakieś danie serwowane tutaj. Podobnie, będąc w ekskluzywnej restauracji we Włoszech, wprawiałbym obsługę w rozpacz, domagając się pierogów. Jak pani określiłaby takie zboczenie?

– Wybredność, i to wyjątkowo ciężkiego kalibru – orzekła bez namysłu.

Gregorowicz pochylił się ku niej i zniżył głos.

– Powiedzmy, że jestem człowiekiem, który zawsze goni za tym, czego nie może zdobyć – oznajmił z naciskiem, zupełnie niepasującym do tej lekkiej pogawędki. Jego twarz przybrała poważny, stanowczy wyraz, ale zaraz schowała się za maską zwykłego uśmiechu.

– A gdy już pan to zdobędzie, traci całe zainteresowanie – dośpiewała mu Maryla.

Aleksander wzruszył ramionami. Pomyślała, że jest jak bohater teatralnej sztuki, uznanej przez wszystkich za oklepaną i banalną, ale w niektórych fragmentach zaskakującą świeżością i trafnością... Siedział tu niby znużony, niedbały, lecz co chwilę składał i rozkładał ręce, splatał niecierpliwie palce, jak człowiek trawiony gorączką. Śmiało taksował Marylę spojrzeniem, które mogłoby zachwiać jej równowagą, gdyby nie uczucie do Kamila, podparte przekonaniem, że myślami Gregorowicz znajduje się zupełnie gdzie indziej. Stanowił fascynującą, choć także męczącą zagadkę. Był trochę podobny do jej brata – obaj światowi i sprawiający wrażenie, że z niejednego pieca już chleb jedli. Andrzej jednak patrzył na widowisko wystawiane przez los z leniwym rozbawieniem, niczego nie pragnąc i nie oczekując, tymczasem Aleksander pozorował znudzenie, choć jego myśli i serce zaprzątała jakaś tajemna sprawa.

– Nad czym pani się tak zadumała, panno Marylo?

– Nad panem – wypaliła szczerze.

– I do jakich wniosków pani doszła?

– Och, tylko rozbolała mnie głowa. Jest pan nie tylko wybredny, ale też nużący, szczególnie na gorące majowe popołudnie. Idę na kort – zwróciła się do brata, pochłoniętego dyskusją z Leną.

– Aleksandrze, może zagrałbyś z panną Marylą? – zaproponowała Gregorowiczowa, odrywając na chwilę uwagę od wywodu Andrzeja. – Przecież lubisz tenis!

– Nie chcę zamęczać panny Maryli, właśnie uznała mnie za wyjątkowo nużącego towarzysza.

– Marylo, daj mu szansę na korcie – wtrącił się Andrzej. – Zapewniam cię, że podczas gry się rozrusza. Na własne oczy widziałem, jak kiedyś grał z Jędrzejewską.

Maryla natychmiast zapaliła się do gry, ale Gregorowicz wciąż miał obiekcje.

– Leno, nie chcę cię zostawiać.

– Przecież pan Andrzej dotrzyma mi towarzystwa. A ty idź i baw się dobrze!

Aleksander wstał i zdjął marynarkę, natomiast Maryla pomyślała, że ona z pewnością nie zachęcałaby Kamila, by zagrał w tenisa z młodą, ładną kobietą. Czy Lena naprawdę tak ufała mężowi, czy była aż tak zaślepiona? Maryla nie chciała jednak zawdzięczać partnera do gry łasce jego małżonki. Gdy oddalili się nieco od stolika, zwróciła się do towarzysza:

– Proszę nie zmuszać się do tenisa ze mną, jeśli nie ma pan ochoty.

– Ja nie mam ochoty? Przeciwnie, mam wielką ochotę! – zawołał Aleksander z niespodziewaną energią. – Po prostu chciałem, by inicjatywa wyszła od mojej żony. Tak jest bezpieczniej.

Maryla parsknęła śmiechem.

– Złoję pana za te słowa, przysięgam. Zaraz dostanie pan taki wycisk, że popamięta na wieki.

Obiecać Gregorowiczowi solidne lanie to jedno, ale zatriumfować nad nim w rzeczywistości, to już zupełnie inna bajka. Mógł sobie gadać, że zaniedbał tenis, jednak nie zapomniał, jak się trzyma rakietę. Pierwszego seta Maryla przegrała z kretesem. W drugim zebrała się w sobie i dała Aleksandrowi popalić! W trzecim już oboje byli uważni, dokładni, precyzyjni w każdym ruchu i niezwykle opanowani. Gregorowicz wydawał się rozluźniony, ale z jego twarzy znikł wyraz uprzejmego znudzenia, dokładnie rozważał każdy ruch. W końcu Maryla musiała uznać wyższość przeciwnika. Po przegranej ze zmęczenia opadła na kolana, mając przynajmniej tę satysfakcję, że tanio skóry nie sprzedała. Aleksander zbliżył się do niej.

– Wygrał pan – wydyszała z podziwem, bez cienia goryczy. – Gratuluję. Jest pan świetny.

Podał jej rękę i pomógł wstać.

– Myślę, panno Marylo, że oboje jesteśmy godnymi siebie graczami.

Po powrocie z kortu Maryla zasypała brata pytaniami o Gregorowiczów. Ciekawiło ją, w jakich okolicznościach poznał Aleksandra. Okazało się, że  nawet tego nie pamięta. Według niego Gregorowicz należał do kategorii ludzi, których znają wszyscy.

– Zdumiewające, ale on wciąż jest popularny, mimo że ostatnio tak mało udziela się towarzysko. Kiedyś owszem, był złotym młodzieńcem, a potem dziennikarzem skandalistą. Teraz jest już tylko nonszalanckim przystojniakiem, ale jak widać, nie wyszedł z mody. A ty, jakim go znajdujesz? Naprawdę powiedziałaś mu, że jest nużący?

– Tak, lecz to nie do końca prawda – przyznała Maryla. – Owszem, wydaje się przerysowany, ale… ale mam dziwne wrażenie, że nie jest takim sobie zwykłym pozerem. Tylko kim w takim razie? Nie jest artystą, nie robi pieniędzy, niczego nie buduje i nie odkrywa, z władzą mu nie po drodze, jak sam wspominałeś... To co się dla niego liczy?

– Miłość, moja droga...

– Miłość! Jeśli to, co on czuje do żony, według ciebie jest miłością, to...

Andrzej roześmiał się szczerze.

– Pfe, co za małomiasteczkowa moralność! Wstyd mi za ciebie, Marylo. Kochać się w żonie, a to dopiero! Jak możesz oskarżać Gregorowicza o takie zacofanie?

– Więc ma kochankę?

– Mówią, że jedną i tę samą od wielu lat.

– Kto to jest? – Zrobiła w myślach błyskawiczny przegląd znanych i pięknych dam, ale usłyszała znacznie większą rewelację.

– Podobno jakaś uboga Żydówka.

Usta Maryli mimowolnie ułożyły się w dużą literę O.

– Jeśli zna ją tak długo, to czemu się z nią nie ożenił?

– A czy życie nie jest właśnie po to, by je sobie jak najbardziej komplikować?

Nie, Maryla nie mogła się zgodzić z takim stwierdzeniem. Wolała jasne sytuacje, zgubiłaby się w gąszczu pogmatwanych uczuć. Całe szczęście, że z nią i Kamilem wszystko było tak proste i oczywiste! Niemniej jednak romans Gregorowicza  zaciekawił ją i uruchomił wyobraźnię. Kim była i co takiego miała w sobie kobieta, która niepodzielne władała jego sercem?

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Maryla i Debora. Powieść Magdaleny Mosiężnej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Maryla i Debora
Magdalena Mosiężna3
Okładka książki - Maryla i Debora

Dwie młode kobiety. Dwie postawy. Losy, które dramatycznie się splatają. Wprawdzie obie żyją w jednym mieście - przedwojennej i wojennej Warszawie - ale...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje