Teraz zacznie się prawdziwa robota! Fragment książki „Dama Pik" Moniki Godlewskiej

Data: 2022-08-16 13:33:34 | Ten artykuł przeczytasz w 14 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Londyn, początek XX wieku. Lady Eleanor, od niedawna hrabina Moubray, powraca na salony u boku nowego męża. Będzie musiała zmierzyć się z nieprzychylnością socjety, plotkami i intrygami. Stawiając im czoła, zawalczy o swoją przyszłość i wolność. Musi jednak pamiętać, że na szali kładzie teraz nie tylko własne życie, ale i życie nienarodzonego jeszcze dziecka. Czy uda jej się uwolnić od przeszłości i wciąż dręczącego ją testamentu poprzedniego męża? Czy spotkanie ze światowej sławy medium, pomoże znaleźć rozwiązanie zagadek z przeszłości? Jakie decyzje podejmie Cillian Shaw, postawiony przed wyborem między miłością a dobrem swojego kraju?

Sieć intryg coraz ciaśniej oplata tych dwoje, prowadząc nieuchronnie do dramatycznych rozstrzygnięć. Wkrótce okaże się, kim Eleonor pozostanie w tym życiowym rozdaniu i czy odnajdzie bezpieczne wyjście z zasadzki zastawionej przez ludzi z jej najbliższego otoczenia. Do lektury powieści Moniki Godlewskiej Dama Pik zaprasza Wydawnictwo Lira.

Obrazek w treści Teraz zacznie się prawdziwa robota! Fragment książki „Dama Pik" Moniki Godlewskiej [jpg]

„Dama Pik" to sprawnie napisana fikcja historyczna, którą czyta się z przyjemnością

- recenzja powieści „Dama Pik"

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Dama Pik. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Czynszówka zalatywała wilgocią tak samo jak znakomita większość budynków stojących w Shadwell. Shaw się zastanawiał, od kiedy zaczął zwracać uwagę na takie rzeczy. Nie powinien, nie on, nie irlandzki wyrzutek z Whitechapel, ale musiał to przyznać — miesiące spędzone w Scarlett Rose, w otoczeniu kwiatów, bibelotów i tłoczonych tapet zdołały go zmienić, a przynajmniej wydelikacić jego zmysł powonienia. Cillian próbował więc zabić smród klitki, w której został pogrzebany za życia, za pomocą dziesiątek tanich papierosów, ale zyskał jedynie to, że obydwie wonie wymieszały się z sobą, stając się nie do zniesienia. Bolała go od tego głowa.

To jednak było najmniejsze ze wszystkich zmartwień, z którymi przyszło mu się zmagać w ostatnim czasie.

W mieszkaniu panowały półmrok, chłód i cisza. Cillian zapalił lampę naftową, po czym porwał z szafki bułkę suchą jak wiór. Postawił lampę na stole, wydłużając cienie na ścianach.

Od wielu dni nie opuszczał tego mieszkania, co doprowadzało go do szaleństwa. Tkwił w nim jak w grobie, do którego jednym eleganckim gestem wepchnął go hrabia Moubray, a Bulwerowa zasypała ziemią. Tak, to była bardzo dobra metafora, zważywszy na fakt, że przecież oficjalnie nie żył. Jego towarzyszka niedoli, Maeve O’Sullivan, codziennie przynosiła mu gazetę i jakieś jedzenie, z prasy więc dowiedział się, że został zabity przy próbie ucieczki z aresztu. Im dłużej siedział w tym zaśmierdłym lokum, tym bardziej czuł się martwy.

Czytaj również: W wyższych sferach wystarczyło słowo, by zniszczyć czyjąś reputację czy życie. Wywiad z Moniką Godlewską

Maeve nie mieszkała z nim na stałe. Może to i dobrze, bo Cillian nie mógł się pogodzić, odkąd poznał prawdę, że zdradziła Irlandzkie Bractwo Republikańskie i pracuje dla Moubraya. W pierwszym odruchu chciał ją skrzywdzić, teraz zdołał schować wściekłość głęboko i traktować dziewczynę tak, jak czynił to wcześniej. Bądź co bądź była jego jedynym kontaktem ze światem.

Shaw usiadł ciężko na krześle i głęboko się zamyślił. Wzrok wbił w jakiś bliżej nieokreślony punkt, jakby starał się przeniknąć przez ściany. Inni nie lubili, gdy tak patrzył, bo jego oczy przyjmowały wówczas szczególny wyraz.

Splótł dłonie na karku, zakołysał się po swojemu na tylnych nogach krzesła. Powiódł wzrokiem po łuszczącej się farbie, po byle jak skleconych półkach. Spojrzał na nieszczelne okno, zakurzoną podłogę, wyblakłą szmatę w miejscu zasłony.

Nagle usłyszał cichutkie chrobotanie dobiegające od strony łóżka. Zamrugał, jak świeżo wyrwany ze snu. Nim cokolwiek wydającego odgłos wystawiło swój pyszczek z cienia, Shaw pokruszył na dłoń trochę pieczywa, resztę położył na blacie.

Wkrótce pojawił się szczur.

W zasadzie pojawił się tutaj każdego dnia i chyba zawsze ten sam, bo z kolejną wizytą coraz śmielej sobie poczynał. Shaw doskonale wiedział, że oswajanie gryzonia w tej dzielnicy jest sanitarnym samobójstwem, ale przestało go interesować, czy ktoś z okolicy nie zachoruje na dżumę, tyfus albo gorączkę, i mimo to dalej go karmił. Szczur, jego jedyny gość, zjawiał się raczej rzadko, widocznie miał legowisko piętro niżej albo w podpiwniczeniu.

— Co tam, kolego? — mruknął Cillian. — Już myślałem, że dzisiaj nie przyjdziesz.

Delikatnie położył na podłodze oderwane cząstki bułki i patrzył, jak zwierzak zbliża się po nie. Zwierzę było wielkie i tłuste, a w jego sierści z pewnością zalęgły się pchły. Przy każdym ruchu pazurkami drapał o deski. Nosem nieustannie węszył, a w drobnych oczkach odbijał się płomyk z lampy. Szczur podszedł i prędko porwał jedzenie. Ciągnął za sobą imponujący ogon przypominający dżdżownicę.

Cillian zamarł, nasłuchując, lecz niczego nie usłyszał. Tym lepiej. Gdyby Maeve przyszła i ujrzała nieproszonego gościa, podniosłaby raban na cały dom i to nie z powodu strachu. Panna O’Sullivan niczego się nie bała. Nie był pewien, czy na widok szczura w pierwszej kolejności zabiłaby gryzonia, czy raczej jego samego.

— Trzymasz się jakoś, co? — Shaw rozparł się na krześle. — Musisz już uciekać, stary. Dostałeś swoje i zmykaj. Tylko nie daj się zabić, dobrze? — dodał zaskakująco łagodnie.

Machnął na niego ręką, jednak zwierzę wcale się tym nie przejęło, wręcz przeciwnie — spojrzało na niego, poruszało łebkiem i dopiero wtedy czmychnęło, zabierając ze sobą okruchy.

Maeve zjawiła się jak zwykle pod wieczór. Shaw wciąż nie mógł przyzwyczaić się do jej wyglądu — twarzy bez krztyny makijażu, ciasno splecionych włosów, ascetycznej sukienki. Gdyby wsunęła na nos binokle, mogłaby z powodzeniem uchodzić za jedną z tych nawiedzonych purytanek z Towarzystwa Ocalenia Kobiet, które kręciły się po dzielnicach biedoty, próbując nawracać ulicznice.

O’Sullivan wzięła się pod boki, wbijając wzrok w Cilliana.

Czytaj również: Czasem znacznie łatwiej jest czynić zło w eleganckim kamuflażu. Wywiad z Moniką Godlewską

— Zbieraj się, Shaw — rzuciła cierpkim głosem. No, dalej. Przyrosłeś do tego krzesła, czy co? Idziemy w odwiedziny do starego znajomego. — Uśmiechnęła się krzywo na widok niepewnej miny Cilliana. — Do Mahoneya — dorzuciła na jego użytek i przez krótką chwilę rozkoszowała się wyrazem szoku, jaki odmalował się na twarzy Shawa. Pokiwała głową. — Tak, tak, skarbie. Aby nasza misja miała szansę, musisz wkupić się w jego łaski.

— O czym ty mówisz? — zapytał. Sięgnął po marynarkę i znowu wyglądał jak pomocnik grabarza, od stóp do głów spowity w czerń. Włosy też miał ciemne. Maeve pomogła mu je przyciemnić płukanką z orzechów i teraz obydwoje mieli dłonie w plamach, ale przynajmniej zmalało ryzyko, że ktokolwiek go rozpozna na londyńskich ulicach.

Zaśmiała się krótko i pokręciła głową.

— Chodź już.

Droga nie zajęła im dużo czasu. Maeve ujęła go pod ramię i Shaw nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wyglądają niczym purytańskie małżeństwo. Przejechali kilka przystanków metrem i znaleźli się niedaleko londyńskich doków. Cillian nie spuszczał wzroku z dziewczyny. Jak echo wróciły do niego słowa, które Moubray wypowiedział w powozie: „Podejrzewam, że panna O’Sullivan skrycie kocha się w panu”. Cillian nie był tego taki pewien. Dziewczyna znała się na grze, od zawsze przyuczana do udawania. Fakt, że działała na dwa fronty, jedynie potęgował wrażenie, że Maeve dba wyłącznie o siebie i nie zamierza nikomu ani niczemu ulegać. Nie żeby Cillianowi to przeszkadzało. On miał inne problemy. Jak choćby Norę noszącą pod sercem jego dziecko. Norę, obecnie nową żonę George’a Moubraya. Shaw potrząsnął ze złością głową, gdy tylko sobie o tym przypomniał. Nie mógł się rozpraszać.

— Powiedziałam mu, że zwiałeś. — O’Sullivan przytrzymała Cilliana przed wejściem do jakiegoś opuszczonego magazynu. Whitechapel o tej porze ciągle tętniło życiem, tu zaś słychać było odgłosy pracy oraz nawoływania robotników. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na tę parkę. — Ale nie pytał o szczegóły, więc sama nie wiem… — Zęby Maeve skubnęły jej wargę. — Myślę, że będziesz musiał…

— Coś wymyślę — odparł sucho Shaw.

Weszli więc do środka.

Czyjeś ręce pochwyciły go za ramiona, nim Cillian zdołał zrobić trzy kroki. Dwóch rosłych Irlandczyków, kojarzył ich z widzenia w czasach, kiedy jeszcze mógł chodzić po Whitechapel Road bez strachu, że ktoś go zdemaskuje. W dobrych czasach, tych przed Norą.

Poprowadzili go przez opustoszałą halę i niczym to się nie różniło od traktowania, jakiego zaznał w areszcie. Maeve szła za nimi. Sala kończyła się drzwiami, które wychodziły na ukryty dziedziniec. Przecięli go wszerz, kierując swe kroki ku budynkowi wyglądającemu na opuszczony skład. Pod ścianą przebiegł ciemny kot; nim zniknął za węgłem, obrócił się i spojrzał na Cilliana, a jego oczy błysnęły w ciemności. Jeden z Irlandczyków pogonił go głośnym syknięciem, po czym pchnął Shawa w plecy, każąc iść szybciej.

Quinn Mahoney oczekiwał w środku i miał towarzystwo. Rozmawiał z dwójką swoich ludzi, ale urwał w pół słowa, kiedy Cillian stanął tuż przed nim. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem. Wargi Mahoneya zadrżały, jakby powstrzymywał uśmiech.

— Doktor Wright — rzekł ze wzgardą, co brzmiało tym gorzej, że mówił po irlandzku. — Słyszałem, żeś pan umarł.

— Wybacz, że cię zawiodłem — odparł Shaw.

— Dlaczego tu jesteś? — Quinn uniósł brwi. — Dlaczego jesteś tutaj, zamiast siedzieć w areszcie, tak jak twój tatulek, Byrne?

Cillian nie poczuł wściekłości; był zmęczony. Westchnął ciężko i przymknął oczy, by choć na chwilę odciąć się od otoczenia, by nie widzieć twarzy Mahoneya, kpiny i wyzwania w jego spojrzeniu ani otaczających go mężczyzn. Ani Maeve.

Przemknęło mu przez myśl, żeby ją zdradzić, odpłacić pięknym za nadobne, by wyśpiewać Quinnowi, dla kogo tak naprawdę pracuje. Mahoney był jak wściekły pies, takie oskarżenie tylko by go zanęciło, szczególnie że nie pałał zbytnią miłością do Maeve. Cillian chciał ją zdemaskować z czystej złośliwości, by poczuć, że pozostały mu jeszcze jakieś resztki władzy nad drugim człowiekiem, skoro utracił władzę nad własnym losem.

Ale później przed oczami stanęła mu Nora. Tak łatwo było sobie wyobrazić ją w ciąży — w stanie błogosławionym wyglądała jeszcze piękniej. Za nią, w cieniu, czaił się Moubray. To wystarczyło, by Shaw stracił chęć ujawnienia gry O’Sullivan. Przełknął ślinę.

— Zwiałem — odrzekł po prostu, kiedy rozchylił powieki, a Mahoney nadal przed nim sterczał.

— Jak? — Quinn zdołał się uśmiechnąć, lecz na krótko.

— Jak Edmund Dantes z Chateau d’If. — Ta odpowiedź, nieco drwiąca, gładko wytoczyła się z ust Cilliana. Nawet nie mrugnął, w przeciwieństwie do stojącego przed nim mężczyzny.

Mahoney przez chwilę się wahał, po czym odsunął na kilka kroków. Pokiwał głową.

— Po co wróciłeś?

— Lojalność — powiedział Shaw, a Quinn prychnął. Nigdy nie zdradziłem Bractwa. Nie wydałem was na przesłuchaniach. Chcę wrócić. Przydam się wam, tym bardziej, że Angole sądzą, że nie żyję.

Zapadła cisza. Gdzieś za plecami Shawa stała Maeve, ale się nie wtrącała, podobnie jak towarzysze Quinna. Ta partia mogła zostać rozegrana tylko między nimi dwoma.

Mahoney z kamienną twarzą sięgnął pod marynarkę i wyciągnął rewolwer. Niemal leniwym gestem wyjął na dłoń pięć nabojów, schował je do kieszeni, zostawiając jeden w bębnie, a później skierował giwerę w stronę Shawa. Cillian zerknął na broń i uczynił taki gest, jakby chciał go ponaglić do strzału. Quinn zaśmiał się i pokręcił głową.

— Nie tak szybko, doktorze — mruknął, wprawiając bęben w ruch. Cillian nie mógł od niego oderwać oczu. Przeniósł wzrok na Mahoneya, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji. — Znasz zabawę carskich oficerów? — Shaw zacisnął szczęki. Musiała minąć chwila, nim przytaknął. Quinn podał mu broń. — Świetnie. Zatem wiesz, co masz teraz zrobić, doktorze.

— Dlaczego? — To było jedyne słowo, jakie przyszło Cillianowi do głowy, kiedy zacisnął palce na chwycie.

— Lojalność — przypomniał mu Mahoney, odsuwając się o krok.

Shaw miał wrażenie, że oddech więźnie mu w krtani. Co zaskakujące w głowie miał pustkę. Kciukiem odbezpieczył kurek, a później jego ręka jakby sama podniosła colta do głowy. Drżała, a to przecież nigdy mu się nie zdarzyło. Poczuł na skroni chłodny dotyk wylotu lufy. Spojrzał przed siebie: Quinn wpatrywał się w niego beznamiętnie.

Nacisnął spust, a w jego uszach głuche kliknięcie broni rozniosło się po opustoszałej hali głośno niczym grzmot. Nic się nie wydarzyło. Cillian wypuścił powietrze, które trzymał w płucach, nogi miał niczym z waty, a mdłości dusiły go w gardle. Gdyby miał co zwrócić, zrobiłby to. Oddychał głośno, kiedy wcisnął rewolwer w wyciągniętą dłoń Quinna. Irlandczyk wyglądał na zadowolonego.

— Teraz ty — warknął Shaw ostrzej, niż zamierzał. Po jego skroni popłynęła kropla potu. Mahoney uniósł brwi. — No dalej. Przecież oddałbyś życie za Zieloną Wyspę.

Quinn wykrzywił wargi. Jego dwóch towarzyszy wymieniło szeptem jakieś uwagi, ale uciszył ich pełnym złości warknięciem. Zakręcił bębenkiem, a gdy ten stanął, Mahoney przytknął sobie broń do głowy.

— Nawet nie masz pojęcia — odparł i patrząc Cillianowi w oczy, nacisnął spust. Rozległ się cichy trzask, nic groźnego. Mahoney opuścił broń.

Shaw nie odpowiedział, nie musiał. Towarzysze Quinna z uznaniem kiwali głowami, Maeve natomiast zrobiła się blada jak ściana i nawet nie próbowała ukryć przerażenia.

— Ślepe? — Shaw niemal uśmiechnął się ze wzgardą.

Quinn nie podzielił jego wesołości ani nie zniżył się do wyjaśnień. Po prostu podszedł do Cilliana i położył dłoń na jego ramieniu.

— Przechodzisz do mnie, Shaw. Gdzie się ukrywasz?

— Shadwell. Ona — Cillian wskazał brodą na Maeve — zna adres.

— Przechodzisz do mnie — powtórzył Quinn, ignorując obecność dziewczyny. — Koniec z podleganiem pod dziwki i nieudaczników. Koniec z lordami. Teraz zacznie się prawdziwa robota.

Shaw rzucił pannie O’Sullivan uważne spojrzenie, a później przeniósł wzrok na Quinna. Mahoney uśmiechnął się do niego, po raz pierwszy bez cynizmu. Cillian kiwnął głową, ale odwzajemnił uśmiech.

Powieść Dama Pik kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Dama Pik
Monika Godlewska (I) 0
Okładka książki - Dama Pik

Londyn, początek XX wieku. Lady Eleanor, od niedawna hrabina Moubray, powraca na salony u boku nowego męża. Będzie musiała zmierzyć się z nieprzychylnością...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje