Dom był w fatalnym stanie. "Stół"

Data: 2021-10-06 08:00:01 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Stół to rzecz tyleż o traumie rodzinnej, co o teatrze naszym powszednim, w którym każdy gest i każde słowo może być narzędziem raniącym bliskich sobie ludzi. Pisana z punktu widzenia dwojga młodych, którzy – wskutek tej traumy dziecięcej – siebie, rodziców ani świata nie rozumieją i nie potrafią się odnaleźć w relacjach – w domu, w pracy, w przyjaźniach. Czy jest dla nich wyjście z matni, sposób na odzyskanie harmonii? Czy prowadzi do tego i jest możliwe poznanie przeszłości?

Obrazek w treści Dom był w fatalnym stanie. "Stół" [jpg]

Do lektury książki Marty Horbal Stół zaprasza Wydawnictwo JanKa. Ostatnio zachęcaliśmy do lektury pierwszego fragmentu książki, tymczasem już teraz prezentujemy kolejną jego część: 

Poprzedniego dnia był w Seniewie z ojcem. Ten umówił na późne popołudnie wizytę jednego z potencjalnych nabywców. Rodziny nie było już na miejscu, gdy przyjechali.

Dom był w fatalnym stanie. Trudno było uwierzyć, że rodzina, która go zamieszkiwała, faktycznie istniała, że nie była tylko wymysłem ojca, jakimś jego żartem czy czymś w rodzaju zjadliwego dowcipu bez puenty. Podobno nawet żyły tu dzieci. Wojtek nie rozpytywał ojca o szczegóły, nie wiedział nawet, czy go to wszystko w ogóle ruszało. Ojciec chodził po dwóch zawalonych butelkami pomieszczeniach i milczał. Dwukrotnie zajrzał do wnętrza pieca.

Wracając, zajechali do Dominika. Wujek, odkąd pamiętał, mieszkał sam w skromnej kawalerce. Nigdy się nie ożenił, miał opinię bawidamka i lekkoducha. „Bawidamek, a to dobre!”, usłyszał w głowie śmiech matki.

Czuł, jak z wolna opanowuje go znużenie. A powinien być rześki przy kolacji . W kuchni matka nastawiała już piekarnik, słyszał jego szum w przerwach między wybuchami śmiechu w sitcomie. A teraz brzęczenie kubkowego drzewka. Matka wyciągała zielony kubek do herbaty. Nie do każdej, ale do jednego z tych naparów, które po sparzeniu wrzątkiem barwią się na jakiś odcień zieleni. Do czarnej herbaty służył kubek w kolorze niebieskim, do kawy - w czerwonym. Ale tylko czarnej, gdy z jakiegoś powodu matka postanowiła zabielić ją mlekiem, sięgała po jeden z różowych. Wojtek nie znał tła tych dziwnych wyborów, ale rytuały pozostawały niezmienne od lat, także dobór kolorystyczny; matka wymieniała swoje kubki tylko na podobne. A teraz miał to być najprawdopodobniej ostatni ciepły napój przed kolacją - melisa albo mięta. Może mieszanka. Świst czajnika. Cisza - matka wreszcie piła. Z zielonego kubka.

- Dla takich jak ja - rzekł Ferdynand Kiepski - nie ma miejsca w tym raju, raju.

Lśniący, pienisty bąbel zawisł mu na wąsie, po chwili pękł pod naporem przeszywającego śmiechu. (...)

Umościła się na kanapie, spojrzała raz jeszcze do wnętrza sklepu. Rossmanowskie ekspedientki poruszały się sztywno jak roboty, kasując którąś z kolei godzinę kosmetyki dla rozemocjonowanych gówniar.

Dostrzegła nagle znajomą twarz w kolejce do kasy. Hanka? Mizerna twarz, włosy w kolorze błota. Tak, to była ona. Obok nóg uwieszony jej torebki jak długi, chudy pająk, stał chłopiec. Zadzierał głowę, kierując do matki słowa prośby albo ponaglenia, a jego buzię wykrzywiała dziecięca udręka niecierpliwości. Tuż za nim, mniej widoczna, stała jego bliźniacza siostra. Z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać.

Szybko przemaszerowała w stronę Empiku znajdującego się za Rossmannem. Hanka na pewno jej nie zauważyła, a nawet jeśli, nie mogła przecież oczekiwać, że Zuza ją zagadnie. Nawet Hanka nie była tak durna. Wchodząc na ruchomy schody, prowadzące na piętro, Zuza obejrzała się. Pewnie zaraz będą wychodzić z centrum. Kwadrans po siedemnastej matka z dziećmi ładują klamoty do samochodu, żeby zdążyć na zakupy w Biedronce i wrócić do domu, gdzie zajmą się przygotowaniem późnej obiadokolacji. Będą niczym troje Amerykanów, egzemplarz młody-podwójny oraz stary-pojedynczy, troje dzielnych Polako-Amerykanów, bliźnięta i ona, smutno-smętna matka nadrabiająca rodzicielstwo przy stole. Ich ostatni tego dnia posiłek będzie musiał spełnić funkcję obiadu. Rozejrzała się wokół. Na drugim piętrze było prawdopodobnie jeszcze więcej ludzi niż na dole, od zapachu ciał i szumu zrobiło jej się niedobrze. Z czego tak się cieszyła ta pieprznięta młodzież? Wszędzie ich pełno, zalewają przestrzeń jak powódź, nieokiełznana. Wzdrygnęła się. Głód był silniejszy niż wzbierające w niej obrzydzenie. Trudno, postanowiła, że wydobędzie z tego cuchnącego wora, z żołądka spaślaka to, co się da, i natychmiast się stąd ulotni. Przeciskając się między rozwrzeszczaną hałastrą, skierowała się do pierwszego z brzegu garmażu. Bez trudu znalazła lasagne, i to w przyzwoitym wydaniu, płaty gładkiego makaronu przełożone pomidorowym sosem. Zasiadła przy stoliku w głębi wielkiej wyspy, udającej salę jadalną.

Była zaledwie w połowie posiłku, gdy do stolika tuż obok przysiadła się Hanka.

Czy to możliwe, zastanawiała się, że przypadkiem wybrała to miejsce? Na papierowych talerzach wszyscy troje mieli po kotlecie schabowym, tłuczone ziemniaki posypane koprem i plamę buraczanej surówki. Tacy jak Hanka nigdy nie pojmą, jakimi są szkodnikami i nawet w dniu Sądu Ostatecznego zażądają dokładki mielonego. Będą stroić głupie miny aż do samego końca świata, dopóki wreszcie apokalipsa nie zmiecie ich z powierzchni nagrzanej planety.

Przeniosła wzrok ku górze i wtedy napotkała spojrzenie Hanki. Ta w jednej chwili zamarła, wstrzymawszy ruch widelca. Jej usta zamknęły się, a twarz pokryła rumieńcem; spuściła wzrok na swój talerz. Mały blondyn odruchowo spojrzał na matkę, najwyraźniej wyczuwając zmianę w jej nastroju, co zaraz zademonstrował płaczliwym grymasem. „Mamo, mamo, ja nie lubię tego kotleta”. „Och”, westchnęła tylko matka, polsko-szara, szaro-polska mysz polna. „Nie lubię, nie zjem go, on śmierdzi!”, darł się chłopiec. „Nieprawda, dziecko, wyszeptała ledwo żywa ze zmęczenia matka, wierz mi, lubisz go, a ja zaraz rozkruszę się na twoich oczach w białym wodospadzie soli, niczym bezimienna żona Lota”. Kim właściwie był Lot?, zastanowiła się Zuza. Nie, nie pamiętała. A mąż Hanki? Chyba jakimś inżynierem. Po narodzeniu bliźniaków niemal od razu wyjechał do Trójmiasta za jakąś gówniarą, influencerką zarabiającą krocie na filmikach z instrukcjami makijażu. O ironio, w swoich klipach promowała między innymi kosmetyki firmy, w której pracowała Hanka. Zdradzona żona podobno długo rozpaczała, ale w końcu stanęła na nogi. Rafał podobno miał w tym swój udział, ale ona nigdy nie dopytywała o szczegóły. Wyobrażała sobie tylko czasem, jak on głaszcze Hankę po tych błotnistych glutach, wijących się wokół głowy, szepcząc jej do ucha pocieszające wiersze. Wreszcie górował nad Hanką, czując się wspaniale, męsko-zwycięsko. Czy taki był właśnie jej mąż, gdy ona Zuza, jego żona, go nie widziała?

Przeszły ją dreszcze. Spojrzała na chłopca, nie pamiętała imienia tego bliźniaka, Stanisław albo Wacław, czy coś równie nudnego. Wyglądał, jakby nie wiedział, co zrobić ze sztućcami. Parsknęła. Prawdopodobnie miała przed sobą kolejny egzemplarz przyszłego chłopca-mężczyzny, który bez pomocy matki-kochanki zgubi drogę z sypialni do kuchni. Czy naprawdę Hanka za krótko jeszcze żyła, aby wyrobić sobie psi węch i wyczuwać takich na kilometr? Nie miała ojca, braci, dziadków, wujków?

Ciekawe, że zaledwie przedwczoraj Zuza całkiem poważnie zastanawiała się nad telefonem. A nawet więcej, rozmową w cztery oczy z Hanką. Planowała zajechać do niej któregoś wieczora, kiedy dzieci już zasną. Rozmyśliła się jednak w momencie, gdy zaczęli oglądać z Rafałem film. Wydawało jej się wtedy, że wracają na dawne tory i mąż, znudzony swoim dystansem, wysyła jej sygnały świadczące o wstecznym kursie. Ochoczo przystała na jego propozycję obejrzenia filmu do kolacji, którą zresztą sam przyrządził, a następnie zniósł do salonu, rozkładając na stoliku bukiety starannie udekorowanych kanapek. Na widok imbryczka z bezkofeinową kawą, którą pili czasem zamiast wieczornej herbaty, zrobiło jej się tak przyjemnie, że blada twarz Hanki od razu się rozpłynęła. Zjedli kanapki, wypili kawę i obejrzeli film do końca, a później, gdy zbliżyła się do niego, rozpinając w pośpiechu koszulę, on wstał po prostu z kanapy. Zrozumiała, że mąż, na swój pokrętny sposób dał jej do zrozumienia, co myśli o jej uczuciach. Że wcale ich nie dostrzega.

Książkę Stół kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Stół
Marta Horbal0
Okładka książki - Stół

Stół to rzecz tyleż o traumie rodzinnej, co o teatrze naszym powszednim, w którym każdy gest i każde słowo może być narzędziem raniącym bliskich sobie...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje