Sierpień 1945 roku. Miasteczko w Górach Świętokrzyskich naznaczone wojennymi ranami i wciąż dźwigające ciężar niemieckiej okupacji. W powietrzu czuć nieufność, a w sercach mieszkańców – głęboką niechęć do obcych. Tego lata w tym zapomnianym przez świat miejscu pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego obecność budzi więcej pytań niż odpowiedzi. Kim jest? Skąd przyszedł? Dlaczego skierował się właśnie tutaj?
Nikt nie wie, że mężczyzna przybył z misją. Ma do wykonania ostatni rozkaz – zadanie, które otrzymał jeszcze w czasie wojny, o której wszyscy chcą już zapomnieć. Tymczasem on wierzy, że honor ma swoją cenę, a sprawy, które nie zostały rozwiązane trzeba doprowadzić do końca.

Ostatnie zadanie Grzegorza Kozery to historia o wierności swoim zasadom, lojalności i szukaniu sprawiedliwości. To opowieść o gniewie i zemście… ale również o miłości. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Prozami.
Ostatnie zadanie to powieść o zemście. O honorze i lojalności. O wiecznym gniewie. O okrucieństwie drugiego człowieka i o brutalności mężczyzn. Ale to również książka o tym, że w morzu złych ludzi zawsze znajdzie się ktoś dobry – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji książki Ostatnie zadanie.
– Zaraz po wojnie właściwie każde polskie miasto i miasteczko w mniejszym lub większym stopniu przypominało Bodzyń – fikcyjne miasteczko z mojej powieści. W tym sensie Bodzyń jest symboliczny, z mieszkańcami, którzy w czasie wojny zachowywali się przyzwoicie albo wyjątkowo podle, ponieważ wojna jako ekstremum wyzwala w jednych ludziach najlepsze cechy, a w innych – najgorsze. Ci drudzy próbują to później wyprzeć ze swej pamięci – mówi w naszym wywiadzie Grzegorz Kozera, autor powieści.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Ostatnie zadanie. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozejrzał się po Rynku. Przed urzędem stały dwie furmanki na drewnianych kołach. Widocznie ich właściciele przyjechali załatwić urzędowe sprawy lub dostać się przed oblicze burmistrza. Chude konie jadły obrok z zawieszonych do uzd worków. Nieco dalej cztery kobiety żywo o czymś rozprawiały. Trzy z nich były bose, tylko jedna miała trzewiki. Po przeciwległej stronie ma murku siedziało kilku znudzonych mężczyzn. Podawali jeden drugiemu butelkę, w której było wino albo wódka. W pewnym momencie ulicą okalającą Rynek przejechał wojskowy gazik z trzema radzieckimi żołnierzami. Samochód minął Adama, ale po kilkudziesięciu metrach zahamował. Kierowca wrzucił wsteczny bieg i tyłem podjechał do miejsca, gdzie stał Adam.
– Dawaj kurtku – rozkazał ten, który prowadził. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia lat, jego kompani niewiele więcej. Uśmiechnął się pewny swego, ukazując braki w uzębieniu.
Adam szybkim spojrzeniem, tak jak go nauczono, ocenił sytuację. On był nieuzbrojony, ci trzej mieli pepesze. Wprawdzie nie celowali w niego, ale wystarczyła chwila, by odbezpieczyli karabiny i zaczęli strzelać. Niby mógł liczyć, że nie odważą się tego robić przy wielu świadkach, lecz przecież Sowieci byli nieobliczalni, można się było po nich spodziewać najgorszego. Jedyną drogą ucieczki mogła być ulica Kielecka, a potem któraś z pomniejszych przecznic. Ryzyko było duże.
– Dawaj kurtku i czasy – powiedział sołdat.
Adam odsłonił przeguby, pokazując, że nie ma zegarka.
– Charaszo. Dawaj tolko kurtku – powtórzył tamten. – Bystro.
Kobiety przerwały rozmowę i z niepokojem zaczęły patrzeć w ich kierunku, podobnie mężczyźni siedzący na murku. Adam zrobił krok do tyłu i wykonał ruch, jakby chciał zdjąć kurtkę. W ułamku sekundy podjął decyzję o ucieczce, mimo że miał niewielkie szanse, że zdoła się im wymknąć. W tym samym momencie gdzieś na obrzeżach Bodzynia rozległy się karabinowe wystrzały.
– Jeb twoju mat’ – zaklął sołdat, rzucając gniewne spojrzenie na Adama. Gazik ruszył z piskiem opon i wkrótce zniknął z pola widzenia.
Powieść Ostatnie zadanie kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,