Zuza Leszczyńska po pierwszym roku studiów przyjeżdża na wakacje do rodzinnego miasta. Na osiedlu, na którym się wychowała, niewiele się zmieniło. Te same głupie żarty, ta sama paczka znajomych. Niespodziewanie do Zuzy dociera wiadomość o powrocie przyjaciela z dzieciństwa, obiektu szczeniackiego zauroczenia i starszego brata jej przyjaciółki z dawnych lat – Janka Gossa. Mówią, że wpadł w nieciekawe towarzystwo, że handlował narkotykami i że właśnie skończył odsiadkę… Wkrótce ich drogi się przecinają, a Zuza ma okazję, by zweryfikować plotki, a także… własne uczucia do Janka, które z biegiem lat wcale nie osłabły. Tymczasem policja rozpoczyna śledztwo w sprawie szajki dilerów działającej w okolicy, a miasteczkiem wstrząsa dramat – w miejscowym klubie wybucha pożar. Czy ma z tym coś wspólnego mroczna przeszłość Janka?
Do lektury powieści Anny Bellon Zanim upadnę zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki:
PROLOG
Grab my hand, I’m drownin’ I feel my heart pounding Why haven’t you found me yet? I hold you so proudly Traumas, they surround me I wish you’d just love me back
NF Trauma
JANEK
Ten sen nie zawsze był mglisty. Zacierał się jakby na równi ze wspomnieniami, które wydawały mi się coraz bardziej odległe. To nie był zły sen. Nie. Wciąż jednak budziłem się zlany zimnym potem. Potarłem twarz, próbując się rozbudzić, ale nie mogłem odpędzić obrazu jej twarzy. W różnokolorowych oczach odbijał się płomień ogniska. Rumiane z wysiłku policzki, bo przecież do mnie biegła. Pełne wargi rozchylone w szybkim oddechu. Wilgotne blond włosy. Wciąż słyszałem jej głos i czułem zapach, jednak te dwie rzeczy w moich wspomnieniach stawały się coraz bledsze.
Nagle znikało ognisko. I ona też. W mojej głowie pojawiały się pulsujące światła. Ciężki zapach dymu, opary alkoholu. Ten dziwny ucisk w piersi i strach wymieszany z adrenaliną. Uczucie władzy. Władzy, która w rzeczywistości sprowadzała się do zwitku banknotów i foliowych torebek w kieszeniach kurtki. Teraz jednak wiedziałem, że to w ogóle nie była władza. Nie moja. We śnie zawsze szukałem jej. Szukałem drogi wyjścia i nigdy nie znajdowałem. Przeciskałem się przez tłum, bezskutecznie wypatrując chociaż śladu po niej. I wtedy się budziłem.
ROZDZIAŁ 1
The last of me I keep inside a glass jar Except memories of you, that piece is mine I guess that I haven’t gone too far But Heaven knows I fucking tried
Cane Hill Kill the Sun
ZUZA
Z nieba lał się niemiłosierny skwar. Nawet klimatyzacja w aucie nie pomagała aż tak bardzo, jak bym tego chciała. Wytarłam ręką pot z czoła, zatrzymawszy się na czerwonym świetle, i sięgnęłam po kubek z colą, która została po szybkim wskoczeniu do McDonalda. Olek siedzący obok mnie wypuścił powietrze.
– Obiecujesz, że to ostatnia rzecz na dziś? – jęknął, bębniąc niecierpliwie palcami o udo.
Odblokowałam telefon zamontowany w uchwycie i sprawdziłam listę. Pendrive ze zdjęciami dla dekoratorki, tylko to zostało.
– Obiecuję, a wieczorem idziemy na piwo – odparłam, dodając gazu, gdy wreszcie zmieniło się światło.
– Ty stawiasz.
Pokiwałam głową. Byłam mu winna cały czteropak zimnego piwa za pomoc. Moja kuzynka wychodziła za mąż i traf chciał, że wróciłam wcześniej do domu na okres wakacji, niż planowałam. Większość zaliczeń udało mi się ogarnąć na zerówkach, na sesję został mi jeden egzamin. Gdy tylko Klaudia się dowiedziała, że już jestem w mieście, od razu mnie zaangażowała do pomocy. Teraz żałowałam, że się na to zgodziłam.
Zaparkowałam pod budynkiem, w którym dekoratorka miała studio, i wysiadłam z samochodu, zostawiając Olka. Po noszeniu zgrzewek z napojami przez większość poranka stwierdził, że już nigdzie się nie rusza. Chyba był na mnie trochę obrażony, a na siebie wściekły, że dał się w to wpakować. Z drugiej strony jednak nie potrafił mi odmówić. Znaliśmy się od dziecka i nadal pozostawał moim najlepszym przyjacielem, przetrwaliśmy nawet przeprowadzkę do stolicy na studia. Można by pomyśleć, że to prosta droga do romansu jak z książki, ale Olek traktował mnie jak siostrę.
Weszłam na górę po schodach, zamieniłam kilka słów z dekoratorką, która jeszcze raz potwierdziła godziny na przystrojenie sali weselnej. Klaudia uprzedziła ją, że przyjdę i jestem w temacie, więc nie udało mi się wyjść tak szybko, jak bym tego chciała, ale byłam cierpliwa. Na dodatek panował tu przyjemny chłód i od razu się skrzywiłam, gdy dołączyłam do Olka, który palił fajkę oparty o maskę wysłużonej toyoty yaris mojej mamy. Spojrzałam na niego karcąco. Rzucał palenie już chyba milion razy.
– Nudziło mi się, nie patrz na mnie takim wzrokiem mruknął, zerkając na mnie z góry. Przy nim byłam liliputem.
– Będę, miałeś rzucić – przypomniałam mu.
– Dopiero co rzuciłem dziewczynę. To za dużo rzucania na raz. – Wydmuchał obłok dymu prosto w moją twarz.
– Jesteś okropny – burknęłam, gdy przestałam kaszleć.
– Ty jesteś aniołkiem, to wystarczy.
Westchnęłam ciężko. Kochałam go jak brata, ale czasem tak cholernie mnie wkurzał, że zastanawiałam się, dlaczego jeszcze się z nim zadaję. Kopnęłam go w kostkę.
– Aua! – zawył. – Oszalałaś, Zuza? To bolało.
– Za dużo grzeszysz, nie nadążam. Muszę nadrabiać karmą.
– Dobra, dobra – mruknął, gasząc niedopałek butem. Pakuj swój tyłek z powrotem do auta, chłopaki na nas czekają pod trzydzieści pięć.
***
Trzydzieści pięć był blokiem tuż obok mojego. Wieżowce z lat siedemdziesiątych na osiedlu, na którym się wychowałam, na stałe wpisały się w krajobraz tej części miasta, zdominowanej przez czteropiętrowce. Place zabaw były bardziej obskurne, niż pamiętałam to z czasów dzieciństwa, ale co jakiś czas rada osiedla przypominała sobie o nich i wtedy pojawiała się jakaś nowa huśtawka; czasem zmyli też graffiti.
Westchnęłam ciężko, wysiadając z samochodu. Niektóre rzeczy się nie zmieniały, chłopaki czekały na nas jak zawsze… przy trzepaku. Odkąd zabrakło ławek przy betonowej szachownicy, miejscem zboru stał się trzepak przy bloku. Czułam, jak sukienka klei mi się do pleców, a włosy nad karkiem miałam mokre od potu. Arek zagwizdał na mój widok, ale postanowiłam go zignorować. Przywitałam się i usiadłam w cieniu na ławce, chcąc uciec przed żarem lejącym się z nieba. Nie znosiłam lata.
– Zuzka, a ty ten ślub Klaudii ogarniasz? – zapytał Piotrek, bawiąc się puszką coli.
Pokiwałam głową, odgarniając z czoła wilgotne kosmyki.
– Władowałam się trochę. – Skrzywiłam się, ale złapałam Olka za nadgarstek i ścisnęłam go. – Na szczęście ten oto rycerz postanowił mi pomóc.
Marcin parsknął śmiechem. Jako jeden z niewielu rozumiał moją przyjaźń z Olkiem. Wierzył, że nie ma między nami niczego romantycznego. W liceum próbowaliśmy być czymś więcej, z przyzwyczajenia, ale bardzo szybko zorientowaliśmy się, że nigdy nic z tego nie wyjdzie. Kochaliśmy się w sensie platonicznym, jak rodzeństwo.
– Aj, Zuzka, ty rycerza nie widziałaś na oczy – zażartował. – Ale z chęcią posłucham o tym, jak go wykorzystałaś. Byle nie seksualnie, bo nie chcę mieć koszmarów.
– Jezu, ja też nie chcę ich mieć – wtrącił Olek. – Nie stanie mi przez następny miesiąc.
Trzasnęłam go ręką w brzuch. Zadawanie się głównie z chłopakami miało czasem minusy. Wszystko potrafili sprowadzić do seksu.
– Uważaj, bo mogę jeszcze zadbać, żeby cię bolało i to nie dlatego, że ci aż tak stanie na mój widok – odparowałam, mrużąc oczy.
Wszyscy poza Olkiem parsknęli śmiechem. Posłał mi kwaśną minę i usiadł obok.
– Coś ciekawego się wydarzyło, gdy mnie nie było? zapytałam, schodząc na bezpieczniejszy temat. Ku mojemu zdziwieniu Marcin od razu stracił humor. – Coś się stało? – Tym razem zwróciłam się bezpośrednio do niego.
– Pamiętasz Janka?
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się przez moment, o kogo chodzi. Nagle mnie oświeciło.
– Tego Janka? Janka Gossa? – upewniłam się, a Marcin potaknął głową. – Ostatni raz go widziałam, gdy byłam chyba jeszcze w gimnazjum. Co z nim?
– Przyjechał kilka tygodni temu. Pracuje u swojego wuja w warsztacie. Wiesz, w tym przy hucie.
Sporo ludzi przynajmniej się kojarzyło, a najbardziej ci z okolicznych bloków. Specyfika małego miasta. Janek ze swoją siostrą przyjeżdżał na wakacje z Gdańska do babci, która mieszkała w trzydzieści pięć. Karina była moją rówieśniczką, więc oczywiście spędzałyśmy razem dużo czasu. Janek, mimo że cztery lata starszy, zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu, pilnując siostry. Podkochiwały się w nim chyba wszystkie moje koleżanki z osiedla. Pewnie patrzył wtedy na mnie z pobłażaniem, tak jak się patrzy na przyjaciółki młodszych sióstr, ale nigdy nie dał mi tego odczuć. Przyjeżdżali co roku, aż w pewnym momencie nie pojawili się w kolejne wakacje. Karina przestała mi odpisywać na GG, a ja nie drążyłam tematu. Miała mój numer, więc wyszłam z założenia, że gdyby chciała, toby się odezwała. Do Janka nigdy nie odważyłam się napisać.
– Co u niego? – zapytałam, przerzucając warkocz przez ramię. Było gorąco jak w piekle.
– Z nikim za bardzo nie gada, ale chodzą głosy po mieście, że siedział – odpowiedział Piotrek. Widać wszyscy tutaj byli poinformowani. Faceci mogli się zarzekać, ale czasem plotkowali gorzej niż baby. Ba, chyba nawet przez większość czasu.
– Siedział? – zdziwiłam się. Janek, którego ja pamiętałam, zupełnie nie łączył mi się z tą wizją. – Za co?
– Podobno za dilerkę, ale wiesz, tu każdy mówi, co chce. W sumie to mu się nie dziwię, że z nikim nie gada, gdy wszyscy go noszą w zębach.
Pokiwałam głową, ale myślami byłam już zupełnie gdzie indziej.
***
Lekko szumiało mi w głowie, gdy Olek odprowadzał mnie do domu, a w uszach słyszałam jednostajny pisk. Prosto z pubu poszliśmy do klubu, a po drodze wypiliśmy na pół barmańską. Nadal krzywiłam się na wspomnienie sztucznego, arbuzowego smaku. Nie zabiły go nawet szoty jägera i tequili. Na dodatek już czułam, że jutro będę cierpieć.
Moją uwagę przykuła samotna postać na balkonie na drugim piętrze, oparta ciężko o barierkę z papierosem w dłoni. Było już po czwartej i w świetle brzasku dostrzegłam tatuaże na ramionach mężczyzny. Miał spuszczoną głowę, ale jakby wyczuł, że na niego patrzę, i podniósł wzrok, odsuwając z oczu ciemne włosy. Mogło minąć wiele lat, jednak nie pomyliłabym tej twarzy z żadną inną. Na moment zaparło mi dech. On rzeczywiście wrócił.
Potknęłam się o nierówny chodnik i tylko silny chwyt Olka uchronił mnie przed upadkiem.
– Tej pani już dzisiaj zdecydowanie nie polewamy – skomentował, za co dostał sójkę w żebra.
– Chciałam przypomnieć, że to tobie zachciało się rzygać, gdy wychodziliśmy z klubu.
– Oranżadę z pierwszej komunii też mi wypomnisz?
– Po to żyję. – Posłałam mu szeroki uśmiech.
Minęliśmy blok i Janek zniknął mi z pola widzenia, co nie zmieniało faktu, że do ostatniej chwili czułam na sobie jego spojrzenie. Przeszliśmy z Olkiem na plac zabaw obok wieżowca, w którym mieszkałam przez niemal całe życie, i usiedliśmy na huśtawkach. Na cały tydzień zapowiadali upały, więc nawet noce nie były zbyt chłodne, mimo wcześniejszej burzy. Zostało po niej tylko gęste, wilgotne powietrze. Jak na tę godzinę, było duszno. Odbiłam się nogami od ziemi i zaczęłam huśtać.
– Sądzisz, że to prawda? Co mówią o Janku? – zapytałam po dłuższej chwili, wbijając nogi w piach.
– Sam nie wiem… – odparł Olek. – Wieki nie było tu ani jego, ani Kariny. Skoro tak mówią, to może coś w tym jest.
– Pamiętam go innego – westchnęłam, przywołując w myślach jeszcze chłopięcą twarz Janka i przyrównując ją do postaci stojącej w półmroku na balkonie.
– Minęło dobrych kilka lat, Zuzka. Ludzie się zmieniają. Pokiwałam głową.
– Może masz rację. Nie wiem, kim teraz jest.
Zapatrzyłam się przed siebie. W jednym z mieszkań w bloku naprzeciwko błysnęło światło, ale po chwili zgasło.
JANEK
Tak bardzo przyzwyczaiłem się do tego, że o pewnej porze to miasto po prostu zasypia, na ulicach ani żywej duszy. Nie spodziewałem się zobaczyć nikogo, gdy wyszedłem zapalić tuż po czwartej. Było za wcześnie, by rzeczywiście wstać, gdy w warsztacie musiałem być na siódmą, i za późno, by ignorować nałóg, jeśli i tak już się obudziłem. Podniosłem głowę na dźwięk głosów dochodzących z dołu.
Od razu ją rozpoznałem. Tej burzy rudawych blond włosów nie dało się nie rozpoznać. Zuza szła lekko chwiejnym krokiem, aż w końcu się potknęła, i tylko facet, z którym szła, ocalił ją przed gryzieniem asfaltu. Zapamiętałem ją jako wkurzającą nastolatkę, ale już wtedy można było się domyślić, że gdy dorośnie, będzie śliczna. Mogłem sobie wyobrazić brzmienie zgryźliwego komentarza ze strony Kariny na temat ślinienia się do jej koleżanek. Prychnąłem pod nosem na samą myśl.
Obserwowałem ją, dopóki nie zniknęła za rogiem. I chciałbym, żeby było tak, jak kilka lat temu, gdy Zuza wybijała mojej siostrze z głowy wszystkie najgłupsze pomysły.
Gdyby od tego jednego też mogła ją odwieść… Ale tu spędzaliśmy tylko wakacje. Tu było inaczej. A potem mogłem już tylko chronić ją przed najgorszym.
Skończyłem palić i wróciłem do środka, pocierając tatuaż na przedramieniu. Może blizny pod tuszem były niewidoczne, ale wciąż tam były.
ZUZA
Rano czułam się tak źle, jak na to zasłużyłam. Wygrzebałam z nierozpakowanej jeszcze walizki leki przeciwbólowe, wzięłam dwie tabletki, popijając resztką wody, którą miałam na biurku, i dopiero poszłam do kuchni.
– Późno wróciłaś – zauważyła mama, patrząc na mnie ponad kubkiem kawy.
– Zasiedzieliśmy się trochę z Olkiem – przyznałam i wstawiłam wodę na herbatę. Nie byłam w stanie przełknąć kawy na pusty żołądek. Szczególnie na kacu.
– Odprowadził cię? – upewniła się mama. Nie znosiła, gdy włóczyłam się po nocy, miała na tym punkcie paranoję, ale jednocześnie nie chciała mi tego zabraniać.
– Pod same drzwi, jak zawsze – odpowiedziałam, przeszukując szafki. – Mamo, gdzie jest herbata?
– W puszce na blacie. Tej w kropki.
Wrzuciłam jedną torebkę do kubka i zaczęłam niecierpliwie bębnić palcami, zaklinając czajnik wzrokiem. Potrzebowałam mojej porannej herbaty, żeby zacząć myśleć o zjedzeniu czegokolwiek.
– Tata dzisiaj pracuje? – zapytałam. Tata rzadko pracował w weekendy, ale czasem mu się zdarzało.
– Złapał jakąś fuchę u znajomego. Wiesz, instalacja w nowym mieszkaniu. Słabo ostatnio z nadgodzinami, a ten ślub Klaudii… – westchnęła mama.
Rodzice nie zarabiali kokosów. Na dodatek utrzymywali mnie na studiach dziennych i niby dorabiałam sobie korepetycjami z angielskiego, ale to były groszowe kwoty. Kropla w morzu potrzeb. Pójście na wesele miało nas kosztować krocie, jednak nie mieliśmy wyjścia. W końcu to bliska rodzina. Tata nie miał żadnego garnituru, który by się jeszcze do czegoś nadawał, a ja i mama musiałyśmy sobie kupić jakieś sukienki. Nie wspominając o prezencie dla młodych. W tym miesiącu budżet miał być ciaśniejszy niż zwykle, więc wróciłam z Warszawy do domu tuż po ostatnich egzaminach. Nie było nas teraz stać na utrzymywanie dwóch domów, nawet jeśli akademik nie należał do najdroższych opcji.
– Wiem, mamo. – Ścisnęłam jej dłoń. – Tata zdąży na ślub bez problemu?
Pokiwała głową.
– Ma być po czternastej. Ślub dopiero o szesnastej, więc się wyrobimy. Córcia, a ty to nie masz kaca?
– Odrobinę. – Skrzywiłam się. – Ale zjem coś i wrócę do żywych, obiecuję. Nie powinnaś być w kwiaciarni?
Mama była florystką. Gdy chodziłam do liceum, spełniła swoje marzenie i otworzyła kwiaciarnię. Robiła całą oprawę na ślub Klaudii.
– Wpadłam na chwilę, żeby sprawdzić, czy wstałaś. Jak coś zjesz, to możesz przyjść mi pomóc.
– A zapleciesz mi potem włosy? – zapytałam z nadzieją.
– Zaplotę, zaplotę – obiecała. – Zjedz coś, a ja wracam do kwiaciarni. I następnym razem nie wracaj tak późno.
– Nie zamierzam, uwierz. – Potarłam pulsujące skronie. – Pociesza mnie tylko to, że mój partner będzie w takim samym stanie jak ja.
Mama potrząsnęła głową.
– Nie wiem, które z was jest bardziej niemożliwe.
– Nawet nie próbuję strzelać – zaśmiałam się. – Czemu mi nie powiedziałaś, że Janek wrócił?
Natychmiast spoważniała i odstawiła kubek do zlewu.
– Ludzie mówią różne rzeczy, Zuziu… Wiem, że przyjaźniłaś się z Kariną i spędzałaś kiedyś dużo czasu także z Jankiem, ale nie wydaje mi się to teraz dobrym pomysłem. Jesteś młoda. Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiesz.
– Chłopaki mówią, że podobno siedział – odważyłam się powiedzieć.
Przytaknęła.
– I właśnie dlatego powinnaś się trzymać od niego z daleka.
– Mamo… Przerwała mi gestem.
– Nie, Zuza. To nie jest ten sam chłopak i to nie czas na sentymenty. Nie bądź głupia.
Mama zaczęła zbierać swoje rzeczy, żeby wrócić do kwiaciarni. Dla niej ta rozmowa była skończona. Westchnęłam i zaczęłam sobie szykować śniadanie, wysyłając w międzyczasie SMS-a do Olka. Wiedziałam, że jeśli jakoś przetrwam wesele, to tylko dzięki jego obecności.
Nie dawało mi jednak spokoju wspomnienie z ostatniej nocy. Janek był ostatnią osobą, którą się spodziewałam spotkać w te wakacje.
Książkę Zanim upadnę kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
[tabela=6264664