Zaginął, wyszła z domu, znaki szczególne, miała na sobie – codziennie widujemy takie ogłoszenia.
Zwykle nie zwracamy na nie uwagi, bo przecież nie dotyczą nas. Jednak wystarczy chwila, by nasze spokojne dotąd życie nagle wywróciło się do góry nogami. Wydawałoby się, że w czasach wszechobecnego monitoringu i smartfonów tropionych przez stacje przekaźnikowe zjawisko zaginięć w ogólenie ma prawa bytu. A jednak z policyjnych danych wynika, że rocznie znika w Polsce około 20 tys. osób.
To także niewyobrażalna tragedia rodzin, które latami czekają na swoich najbliższych.
Bez jakiejkolwiek informacji.
Bez nadziei.
Pozostawione same sobie.
Niestety, sporo zaniedbań ma na swoim koncie policja, która często bagatelizuje problem. Najważniejszy jest tu czas. Nikt bowiem nie ginie bez śladu. Ślady są zawsze, tylko czasami gwałtownie się urywają…
Do lektury publikacji Urwane ślady zaprasza Wydawnictwo Harde. W naszym serwisie znajdziecie wywiad z Januszem Szostakiem, autorem książki. Możecie też przeczytać fragment książki Urwane ślady, poświęcone bardzo głośnej sprawie Ewy Tylman i pierwszą część historii zaginionego dziecka mafii. Dziś czas na jej kontynuację:
Policji nie udało się także ustalić, co stało się z Kariną Surmacz i Rafałem Mikołajczykiem. Śledztwo prowadzono intensywnie, ale nieco chaotycznie. Do poszukiwania dziecka nie powołano żadnej specgrupy, która byłaby w stanie rozwikłać zagadkę tej zbrodni. Śledczy, mimo że przypuszczali, iż za zniknięciem dziecka mogą stać mokotowscy, nie przycisnęli odpowiednio żadnego z gangsterów. Co prawda, przeszukano domy niemal wszystkich osób powiązanych ze środowiskiem mokotowskich dilerów i narkomanów, przesłuchano też kilkadziesiąt osób, sprawdzano noclegownie i agencje towarzyskie – nie dało to jednak żadnego rezultatu. Pojawiały się też informacje, że „Świętego” i Karinę widziano koło Uniwersamu na Grochowie oraz w tramwaju linii 4 jadącym w stronę Wyścigów. Inny sygnał: – Karina była widziana niedaleko Dworca Wileńskiego. Szła z mężczyzną, do którego naprzemiennie zwracała się „tato” bądź „wujku”. „Świr” miał się też zjawić w jednym z krakowskich ośrodków pomocy społecznej. Takich informacji w początkowej fazie śledztwa było dużo. Pojawiały się zwykle po publikacji w mediach komunikatów o zaginionych.
Sprawdzano każdy sygnał. Bez efektów. 30 stycznia 2004 roku Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów umorzyła śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy zabójstwa. W uzasadnieniu umorzenia stwierdzono: „Pilnego ustalenia wymagają dalsze losy Kariny. Być może jest przetrzymywana przez sprawcę zabójstwa bądź inne osoby. Być może nie żyje. Niewykluczone, że Rafał Mikołajczyk 27 grudnia spotkał się z Kariną, a ich losy są ze sobą ściśle związane. Na obecnym etapie śledztwa wyczerpano możliwości dowodowe w (…) sprawie. Z tego powodu postępowanie umorzono (…) Podjęcie takiej decyzji w żaden sposób nie będzie ograniczało dopuszczalności wykonywania dalszych czynności procesowych w sprawie, w przypadku ujawnienia nowych istotnych okoliczności. Wówczas śledztwo zostanie podjęte i kontynuowane”. Dziś sprawa ta została właściwie zapomniana. Nie zajmują się nią śledczy ani media. Próżno szukać w internecie grup zajmujących się losami Kariny. Tak jak ma to miejsce w przypadku innych zaginięć. Mimo że jest to – moim zdaniem – najbardziej tajemnicze i dramatyczne zniknięcie w Polsce.
A historia Kariny i „Świętego” to gotowy scenariusz na kasowy thriller. Co zatem z nimi się stało?
Śledczy mieli w tej sprawie trzy tropy. Zakładali, że dziewczynkę przetrzymują mordercy jej matki. Rodzi się pytanie, po co im taki kłopot? Pamiętajmy, że jest tu mowa o ludziach, dla których nie ma najmniejszej różnicy, czy zabiją psa, kobietę czy dziecko. Kolejna wersja to historia o gangsterze o dobrym sercu, który wywiózł z miejsca zbrodni dziewczynkę będącą świadkiem śmierci swojej matki i jej partnera. Wiedząc, że Karinie grozi niebezpieczeństwo, ukrył ją przed zemstą gangu mokotowskiego. Jest jednak mało prawdopodobne, by – mimo najlepszych chęci – „Święty” podołał organizacyjnie i finansowo takiemu zadaniu. Praktycznie wszystkie zarobione pieniądze wydawał na narkotyki, od których był uzależniony. Ukrywając się, musiałby codziennie zapewnić sobie działkę heroiny. Nie byłby w stanie tego zrobić. Jednak śledczy nie przekreślają także takiej wersji, chociaż – ich zdaniem – jest mało realna.
Także sami mokotowscy – by sprowadzić policję na fałszywy trop, uspokoić – co pewien czas rozpuszczali informacje, że Rafał i Karina żyją w bezpiecznej kryjówce. Również do mnie kilka lat temu dotarła wiadomość, że poszukiwana para żyje rzekomo w Kanadzie.
Anna P., znajoma biologicznego ojca Karinki, także słyszała od mokotowskich gangsterów, że „Święty” i Karina żyją:
– Nie pamiętam już, kto to mówił, że są w Hiszpanii. Jeśli tak by było, to ktoś jeszcze musiałby pomagać „Świętemu”, gdyż – jak wiemy – on sam nie śmierdział groszem. Być może ktoś taki rzeczywiście się znalazł, tak przynajmniej twierdzi mój rozmówca związany przed laty z „Pruszkowem”. – „Święty” przyjaźnił się z Krzyśkiem S. z Grodziska Mazowieckiego. Krzysiek rozprowadzał dla nas narkotyki, handlował też ze „Świętym” i „Andzią”. Mówiło się, że ta Karinka to tak naprawdę córka Krzyśka. Ponoć „Święty” chciał się spotkać z Krzyśkiem, by ten dał mu namiar na pewnego pasera we Włochach, który zmieniał ludziom tożsamość. Chciał papiery dla trzech osób. Prawdopodobnie zamierzali uciec z Polski.
– Nie wydaje mi się, by „Świętego” było stać na taką akcję. Przecież on nie miał pieniędzy – zauważam.
– Własnych nie miał, ale może miał cudze. „Świr” doskonale wiedział, gdzie „Andzia” trzyma hajs i prochy. Nie sądzę, by zostawił to nieboszczce. A jeśli jest prawdą, że Krzysiek był ojcem małej, to on też mógł skołować jakieś pieniądze.
Tym bardziej że i on zniknął w podobnym czasie. Do dziś go nikt nie widział.
Odmiennego zdania jest Arek, wówczas związany z „Mokotowem”: – Nie zdążyliby tak szybko uciec. Mokotowscy znali kryjówki „Świętego”. Jeśli skontaktował się z nimi, szukając pomocy, to od razu wydał wyrok na siebie i dziecko. W końcu to „Mokotów” zdecydował o odpaleniu „Andzi” i „Świra”. Nikt inny. Zaczęli zagrażać swoją pozycją mocniejszym od nich. Za bardzo się rozpychali.
– A może to „Święty” uprowadził i zamordował Karinę?
– On nie zrobiłby jej krzywdy. Rafał kochał dzieci.
Wszystko wskazuje na to, że Rafał Mikołajczyk i Karina Surmacz nie żyją. Dziewczynka jest prawdopodobnie najmłodszą ofiarą gangsterskich porachunków w Polsce. Było prawdopodobnie tak, że po wyjściu z mieszkania na Dąbrowskiego wpadli prosto na zabójców. „Święty”, widząc, co stało się z „Andzią” i „Świrem”, zadzwonił do kogoś z mokotowskich. Wówczas zapewne nie przypuszczał, że to właśnie oni stoją za tą zbrodnią. Nieświadomie zwrócił się o pomoc do zabójców Anny S. i Piotra S. A ci wkrótce wrócili na miejsce zbrodni. Wysłałem zdjęcie Kariny do jednej z najbardziej znanych w Polsce osób zajmujących się jasnowidzeniem. Z obawy o swoje bezpieczeństwo nie zgodziła się jednak na umieszczenie w książce nazwiska. Przytaczam jej wizję w całości, bez jakichkolwiek zmian.
„To dziecko nie żyje, ja widzę jej buzię, jak jej ktoś coś daje do picia i przykłada coś do ust. Później ona zasypia… robi się bezwładna. Nie była sama, koło niej jest gość ubrany na czarno. Widzę koło nich dwojga... ludzi dwóch, trzech, i dół, a raczej dziurę w ziemi zasłoniętą deklem jakimś… aż mnie ciarki przechodzą. To nie studnia, to coś, co jest w ziemi i pokrywa się otwiera, to jakieś szambo na czyjejś posesji. Ładny duży dom, zadbane podwórko, pachniało jakby chlorem z szamba, wszyscy wokół to czuli. Tam pachniało chlorem i wapnem… Widzę worek z czymś w środku i coś jest sypane do tej dziury. Tam w dole jest więcej ciał, ale ich nie ma... fizycznie ich tam nie ma… są rozpuszczeni. Ten gość ubrany na czarno dostał wcześniej coś w strzykawce. Jezu, ale mnie trzepie. Jedno mnie męczy, oni mieli obcięte głowy...??? Temu dziecku chodzi szyja cała, ale ona nie czuje, śpi, jest bezwładna. Ten mężczyzna to był dla niej taki »dobry wujek«, tak mi mówi. To jakaś zdrada była... ten wujek miał do kogoś zaufanie, ale się zawiódł na kimś… i skończył, jak skończył. Nie ma świadków, sprawy nie było. W takich sytuacjach nie ma »zmiłuj się«. Przyjechali po nich czarnym autem. Oni nie mogli sobie pozwolić, aby to dziecko zostało żywe. Smutne, straszne, nie ma słów, aby to opisać… Jedno tylko jest w tej sprawie humanitarne, że dziecko nie cierpiało… było bezwładne…”.
Wizja ta potwierdza przypuszczenia, że „Święty” wystawił siebie i Karinę na śmierć ludziom, do których miał zaufanie, a oni bardzo go zawiedli. Czy tak jednak było? Nie można tego potwierdzić jednoznacznie. Zawsze jest nadzieja, że Karina i Rafał jednak żyją. Policja także zdaje się w to wierzyć, gdyż na stronie mokotowskiej komendy wciąż widnieje list gończy za Rafałem Mikołajczykiem i informacja o poszukiwaniu zaginionej Kariny Surmacz.
– Czy wie pan, co się stało z Karinką Surmacz? – pytam Andrzeja K. pseudonim „Koniu” z gangu obcinaczy palców.
– Ponoć Tomasz N. pseudonim „Suchy” zeznał, że trafiła do jakiegoś burdelu. Ale nie była wykorzystywana seksualnie, tylko się nią tam zaopiekowano, wychowywano ją po zabiciu jej matki „Andzi” i „Świra”. Ale głębiej się tym nie interesowałem – odpowiada były gangster przebywający obecnie w areszcie w Radomiu. – Jak myślisz, jaki los spotkał Karinkę? – pytam też Janka „Majami” Fabiańczyka, byłego mokotowskiego policjanta. – Nie mam bladego pojęcia. Faktem jest, że Krzysiek, biologiczny ojciec dziecka, przepadł w tym samym czasie, co Karina oraz Rafał, i nie ma go do dziś. Zawsze jestem optymistą, myślę zatem, że to prawdopodobna wersja. Krzysiek z małą mógł gdzieś wyjechać i skutecznie się ukryć. O ile wiem, miał rodzinę we Włoszech. Zniknął, przepadł z Kariną. Być może to wystarczyło zabójcom „Andzi”, „Świra” i „Świętego”? I odpuścili sobie poszukiwania. Tym bardziej że Krzysiek i Karina pewnie wiedzą, co stało się ze „Świętym”, i nie mają ochoty wracać do Polski. Tak mi podpowiada mój psi nos po tylu latach pracy w policji – podsumowuje „Majami”.
Urwane ślady można już kupić w popularnych księgarniach internetowych: