Na gali Złotych Kamer. "I nigdy cię nie opuszczę!"

Data: 2021-07-28 09:35:59 | Ten artykuł przeczytasz w 19 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wciągająca, pełna humoru i zaskakujących zwrotów akcji opowieść o trzech przyjaciółkach na dobre i na złe. Wiktoria, Laura i Agata, znane z brawurowej powieści I ja ciebie też!, starają się łączyć karierę w telewizji z życiem rodzinnym i porywami serca. Czasem wynika z tego niezły bałagan, ale zawsze jest wesoło!

Jeśli pracujesz w telewizji, gala Złotych Kamer to dla ciebie najważniejszy wieczór roku. Ale dla trzech przyjaciółek będzie znaczył o wiele więcej...

Wiktoria otrząsa się po współpracy z toksyczną gwiazdą muzyki pop i planuje drugie małżeństwo z Karolem, swoim byłym mężem. Tymczasem nad jej karierą zawodową zbierają się ciemne chmury, a jakby tego było mało, na dziesięć tygodni przed ślubem marzeń na jaw wychodzi szokująca rodzinna tajemnica.

Laura niedawno straciła ukochaną pracę, a w dodatku postanowiła rzucić alkohol. Niestety, branżowe gale to najgorsze możliwe miejsce dla świeżo upieczonej abstynentki, a jej nowy szef nie należy do aniołów. Czy Laura poradzi sobie z presją?

Agata stanęła na rozdrożu. Jej nowy chłopak to lekarz, który w sylwestrową noc spektakularnie ocalił jej życie. Ale podczas gali Złotych Kamer wpada na Kinga, swoją dawną wielką miłość. Między tą dwójką mocno zaiskrzy. Kłopot w tym, że Agata ma już przecież swojego Artura, a King - żonę...

Żyli długo i szczęśliwie? Do ślubu jeszcze wszystko może się zmienić...

Obrazek w treści Na gali Złotych Kamer. "I nigdy cię nie opuszczę!" [jpg]

I nigdy cię nie opuszczę! to najnowsza powieść stworzona przez trzy niezwykłe kobiety - Katarzynę Kalicińską, Zuzannę Dobrucką oraz Beatę Harasimowicz. Do lektury książki zaprasza wydawnictwo Słowne z uczuciem. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury kolejnej jego części:

Gala wręczenia Złotych Kamer 

Laura weszła do teatru od tyłu, czyli „po kablach”, jak to się mówi w branży telewizyjnej. Dlaczego tak? Bo każdy pracownik telewizji wie, że wóz transmisyjny jest połączony grubymi kablami z poszczególnymi urządzeniami, a zwłaszcza kamerami, więc idąc po kablach, jak po nitce Ariadny, zawsze dojdzie się do sali, na której odbywa się impreza. 

Tym razem pospieszyła do jednej z garderób, na których wisiała duża kartka z napisem PATRYCJA. Pchnęła drzwi. 

Jej romska przyjaciółka siedziała przed lustrem i poprawiała fryzurę. 

–Nareszcie jesteś! – wykrzyknęła i rzuciła się Laurze w ramiona. – Chyba umrę ze strachu. Teraz już wiem, dlaczego przerzuciłam się z estrady w pieluchy. Ta trema mnie zabija! 

– Pati, przecież wszyscy tak mają. Taka cena kariery i sławy... – próbowała ją uspokoić Laura. 

– Ale może innym to odpowiada, mnie nie. Jeszcze pół biedy, jak są ze mną moi romscy muzycy i dziewczyny. A dziś? Zupełnie sama na tej okropnej scenie, a na widowni zamiast fanów – pół warszawki! Żabie oczy! Urok na mnie rzucą, tfu! 

– Jak cię znam, to od uroku już się zabezpieczyłaś. – Laura się zaśmiała. – No i trudno, żebyś śpiewała Ederlezi w towarzystwie tancerek. A orkiestra Zbyszka Siwaka jest co najmniej tak dobra jak twoi chłopcy! 

Na gali Złotych Kamer Patrycja jako objawienie roku miała zaśpiewać jedną z najpiękniejszych bałkańsko-romskich pieśni Ederlezi. W polskiej wersji śpiewała ją Kayah jako Nie ma, nie ma ciebie. Patrycja, która wróciła na scenę w sylwestra po dziesięcioletniej przerwie, miała prawo być zdenerwowana, zwłaszcza że śpiewała w duecie z Judytą – diwą piosenki, ale Laura wierzyła, że jej występ będzie wielkim sukcesem. 

– A ty jak się trzymasz? – spytała nagle Patrycja, patrząc na przyjaciółkę w lustrze. – Nie boisz się bankietu? Tego morza alkoholu? 

Laura zaśmiała się wesoło. 

– Zabezpieczyłam się! Schowałam w szatni butelkę bezalkoholowego prosecco, żeby mieć swoje bąbelki! 

Patrycja wstała i ją przytuliła. 

– Jestem z ciebie taka dumna! Idź teraz na widownię i trzymaj za mnie kciuki, a ja na bankiecie będę je trzymać za ciebie! 

Przytuliły się mocno. Laura zaserwowała przyjaciółce jeszcze kopniaka w kształtną pupę, co miało jej przynieść szczęście na scenie. 

– Lecę. Nie będę już na ciebie pluć od uroku, dasz sobie radę! – zawołała i pobiegła zająć miejsce. 

Każda branża, nie tylko artystyczna, ma swoje Oscary. Niewątpliwie w świecie telewizyjnym na to miano zasługiwała ceremonia wręczenia Złotych Kamer. Co roku wczesną wiosną pod jeden z prestiżowych warszawskich teatrów zajeżdżały eleganckie limuzyny, z których wysiadały gwiazdy i gwiazdki w najmodniejszych kreacjach od najlepszych projektantów, szły po czerwonym dywanie – a jakże! – wdzięcząc się przy ściance. 

– Do nas! Do nas! W prawo! Jeszcze uśmiech prosto! – przekrzykiwali się fotoreporterzy, zwłaszcza kiedy pojawiło się jakieś gorące nazwisko. 

Właśnie na takie poruszenie tłumu paparazzich i łowców autografów trafiła Agata. 

Nic dziwnego, bo w opiętej srebrnej sukni, przypominającej łuski syreny, w kilkunastocentymetrowych szpilach wysadzanych kryształami Swarovskiego i z pasującą do nich nerkotorebką przy ściance pojawiła się właśnie Judyta – największa polska gwiazda muzyki pop, królowa skandali, diva tabloidów, wierna wyznawczyni wszelkich energii i sił duchowych oraz osobistej wróżki Kasjany. 

– Judyta! Do nas! Gdzie Karol? Kto jest dziś z tobą? Tutaj! W lewo, jeszcze w lewo! Halo! 

Judyta z uśmiechem Mony Lisy na ustach wykonała kilka póz do błyskających aparatów, nie odpowiedziała na żadne pytanie, zarzuciła wdzięcznie na ramiona srebrną etolę ze sztucznego futra (ekologia! mniejsi bracia! przyszłość planety!) i odprowadzana okrzykami fanów zniknęła w rozświetlonym holu. 

Dopiero wtedy Agata szybciutko przemknęła z drugiej strony ścianki, bo nie chciała, żeby ktokolwiek ją tu zaczepił. 

Udało się! Po drugiej stronie drzwi była już bezpieczna. Nikt nie zapyta, co z doktorem i dlaczego znowu jest sama. 

– Cholera jasna – zaklęła. 

Wpadła z deszczu pod rynnę. Ledwie zdążyła wziąć powitalny kieliszek szampana z rąk uśmiechniętego kelnera i rozejrzeć się w poszukiwaniu Wiktorii (była pewna, że Laura wpadnie na ostatnią chwilę), usłyszała znajomy słodki głosik: 

– Jak miło cię widzieć, kochana! – Donata skierowała swój wystudiowany dziubek w okolice jej ucha. 

– O nie! – jęknęła Agata. 

Trochę za głośno, więc zaczęła pokasływać, żeby przykryć tę nieuprzejmość. 

Donata była znajomą wszystkich. I przyjaciółką – a przynajmniej sama siebie tak nazywała. Tak naprawdę jednak, jeśli mogła komuś zaszkodzić, robiła to z przyjemnością, choć zawsze pod pozorem życzliwości. Mówiąc krótko, wredna suka. 

Tym razem świergotała: 

– Jednak prawdziwe jest biblijne powiedzenie, że ostatni będą pierwszymi! Wszyscy już myśleli, że po ostatnich problemach w związku pogrążysz się w rozpaczy i samotności, a tu nie dość, że nagroda, to jeszcze nowy partner... A właśnie! – Teatralnie rozejrzała się dookoła. – Jakoś go nie widzę. To już zdaje się trzecia impreza, na której nie ma pięknego doktora. Gdzie ty go chowasz? – Uśmiechnęła się złośliwie. 

– Druga – sprostowała Agata, rozglądając się za jakąkolwiek odsieczą. – Artur ma dziś poważną operację i gdy my się tu bawimy, on ratuje ludzkie życie – użyła słów swojego partnera. 

– I pewnie nie sam... – zachichotała Donata. – Tyle teraz młodych pielęgniarek... 

– O! Cześć, Donata! – Wreszcie pojawiła się Wiktoria. – Wyobraźcie sobie, że na końcu korytarza stoją przy jednym stoliku bankietowym sami prezesi różnych telewizji. 

– Widzę, że papużki nierozłączki już się odnalazły, więc nie będę wam przeszkadzać, pa! – pożegnała się szybko Donata i odpłynęła – halsami, bo halsami – ale bezbłędnie w stronę prezesowskiego stolika. 

– Dzięki, stara! Już myślałam, że mnie zagada na śmierć – powiedziała Agata z ulgą. 

– Spoko! Hasło „prezes” zawsze działa na Donatę. – Wiktoria się roześmiała. Ale po chwili spojrzała na przyjaciółkę z troską. – Artur naprawdę nie przyjdzie? – zapytała. 

– No nie. – Agata westchnęła. – Prosiłam, błagałam, nic. Ma rację, co nasze nagrody znaczą wobec ratowania ludzkiego życia... Niby to rozumiem, ale wcale nie jest mi przez to mniej przykro. Będę teraz musiała się wszystkim tłumaczyć, a i tak pójdzie plotka, że kolejny facet mnie zostawił, bo jestem stara i brzydka. 

– Ej, nie rozklejaj mi się tu – Wiktoria pogroziła przyjaciółce palcem – bo zaraz wchodzisz na scenę. Masz być piękna, silna i szczęśliwa, jasne? Pomyśl lepiej, co powiesz, odbierając nagrodę, żebyś nie dukała jak prezydent po angielsku. No! Głowa do góry! – Popchnęła lekko przyjaciółkę w stronę sali teatralnej, bo kierownik sceny prosił już miejsc. – Ruszamy na podbój świata! I trzymamy miejsce Laurze, żeby go statyści nie zajęli. 

W tej samej chwili zobaczyły zasapaną przyjaciółkę. 

– O, tu jesteście! Miałam właśnie do was dzwonić, bo już się zaczyna. Ale zapomniałam, że telefon zostawiłam w domu! Nie gadajcie już, siadamy, bo moja Patrycja śpiewa na otwarcie w duecie z Judytą, byłam właśnie w garderobie dać jej kopa na szczęście. 

– Judyta zgodziła się zaśpiewać z Patrycją? – Wiktorię aż zatkało. – Prędzej bym się spodziewała, że po sylwestrze każe ją zamordować jakimś zbirom, przecież wszyscy zauważyli, że Patrycja ma równie piękny głos jak ona, jest dziesięć lat młodsza, a do tego tysiąc razy milsza. 

– Ktoś jej dobrze doradził – skwitowała Agata. – Wroga najlepiej mieć przy sobie, pod kontrolą. Wiktoria, a kto po Karolu został menedżerem Judyty? 

– Nie mam pojęcia. – Przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Ta suka tak mnie nienawidzi, że wolę się od niej trzymać jak najdalej. Przeze mnie Karol też wylądował na czarnej liście. Dziś w foyer udawała, że mnie nie widzi. Ale dość o niej, idziemy na salę! 

Ruszyły żwawym krokiem. Weszły na salę i szukały swoich miejsc, choć co parę kroków przystawały, żeby przywitać się mniej lub bardziej wylewnie z innymi gośćmi. Po tylu latach pracy w show-biznesie znały już niemal wszystkich. 

Na imprezach telewizyjnych na żywo miejsca na widowni trzeba było zajmować punktualnie, bo tuż przed rozpoczęciem na wszystkich wolnych miejscach kierownicy planu natychmiast sadzali tak zwanych miejscówkowiczów, czyli najczęściej młodych redaktorów i innych pracowników telewizji. Agata wiele razy sama tak robiła podczas swoich programów, żeby w kamerach nie było widać pustych miejsc na widowni. 

Jako młode redaktorki dziewczyny przez wiele lat chodziły na Złote Kamery i inne telewizyjne gale, ubierały się ładnie i grzecznie czekały, aż kierownik planu pozwoli im zająć miejsca między gwiazdami. 

Dobrych parę lat temu w ten sposób Agata stała się królową przebitek. Realizator wizji nieustannie ją pokazywał, bo siedziała obok gwiazdora Kusego, który wtedy zgarnął ze trzy statuetki, więc co rusz wstawał, maszerował na scenę i znów siadał obok Agaty. 

A teraz to ona sama zajmowała gwiazdorskie miejsce w szóstym rzędzie i to ona – oklaskiwana przez całą salę – miała odebrać statuetkę w kategorii „najlepszy event telewizyjny”. I to już drugi raz w karierze! 

Pierwszą Złotą Kamerę dostała pięć lat wcześniej za jej ukochany, wypieszczony program cykliczny Teraz kabaret. 

Wtedy zupełnie się tego nie spodziewała. Siedziały z Laurą przy jednym z dalszych stolików. Była taka zamieć, że wielu gości nie dojechało, w tym dwóch jej kabareciarzy, ale nikt z organizatorów nie pytał, kto pójdzie odebrać nagrodę, więc tym bardziej nic nie wskazywało na to, że ją dostaną. Chociaż faktem jest, że program był naprawdę świetny, widzowie oglądali go na potęgę i zasługiwał na wyróżnienie. 

– Może chociaż zajmiemy drugie miejsce, należy nam się jak psu zupa – szepnęła Laura, popijając szampana i pogryzając pyszne przekąski. 

–Cicho, cicho! Właśnie wyszedł na scenę sam Rysiek Ochódzki, on dziś będzie ogłaszał, kto wygrał w kategorii „rozrywka”. – Agata uciszyła przyjaciółkę i resztę towarzystwa. 

Legendarny Rysiek przez chwilę potęgował napięcie, opowiadając środowiskową anegdotkę. Wreszcie wyjął z koperty wyniki plebiscytu: 

– Trzecie miejsce i dwadzieścia procent głosów dostał program Głodne kawałki! 

– To trzeciego nie mamy. – Laura pochyliła się do przyjaciółki. – Ale coś czuję, że będzie drugie! 

– Drugie miejsce i dwadzieścia cztery procent głosów zajmuje program Śpiewanie na ekranie! 

Dziewczynom wyraźnie zrzedły miny. 

– No szkoda – Agata westchnęła. – Przydałaby się nam teraz ta nagroda... Albo chociaż miejsce na podium. 

– Ciekawe, kto w takim razie dostał Złotą Kamerę? – dociekała Laura. 

– A Złotą Kamerę za najlepszy program rozrywkowy dostaje... Oj, chyba bez okularów nie przeczytam. – Ochódzki droczył się z widzami i eskalował napięcie niczym Hubert Urbański w Milionerach. – Teraz kabaret! 

Agata nie wierzyła własnym uszom. Chwyciła się za głowę, a już po chwili ściskały się z Laurą jak szalone. 

– Aaaa! Mamy to! Nie wierzę! – wołała. 

– Wygląda na to, że nagrodę odbierze sama pani reżyser, bo nasi Flip i Flap pewnie utknęli w zaspach albo już dorabiają w centrum handlowym jako dwa bałwany – żartował dalej Rysiek. 

I wtedy Agata, zamiast majestatycznie kroczyć po czerwonym dywanie i lekkimi ukłonami dziękować za oklaski, wykonała słynny bieg triumfalny od stolika aż do mównicy na scenie. Biegła z rękami uniesionymi w geście zwycięstwa, cieszyła się jak dziecko. To było spełnienie jej marzeń! 

Ten „rajd zwycięstwa”, jak go nazwali komentatorzy telewizyjni, pojawił się tamtego dnia we wszystkich serwisach informacyjnych. 

Teraz Agata siedziała, uśmiechała się do swoich wspomnień i czekała na kolejną chwilę triumfu. „Wiadomo, że programów nie robi się dla nagród – tłumaczyła poprzedniego dnia Arturowi – ale ten nasz światek to jednak w dużej mierze targowisko próżności”. Starała się nie dopuścić do siebie natrętnej myśli, że zbliża się chwila, gdy będzie musiała wyjść na scenę, by odebrać nagrodę. 

Trochę ulżyło jej na myśl, że w tym stresującym momencie będzie miała tam przyjazną duszę. W tym roku galę Złotych Kamer prowadził King – obecnie największa chyba gwiazda telewizji, a przed laty pierwsza dorosła miłość Agaty. Poznali się na samym początku ich telewizyjnej przygody, wybuchł między nimi wielki romans, oboje świata poza sobą nie widzieli i byli przekonani, że będą się kochać do grobowej deski. Po roku jednak on jako najzdolniejszy dziennikarz z ich młodego pokolenia wyjechał do pracy w londyńskiej centrali BBC, a ona poznała Dominika i – jak to w życiu bywa – nie do końca planowo zaszła w ciążę. Urodził się Mikołaj, a z wielkiej miłości została tylko wielka sympatia i trochę małego smutku... 

King wrócił do Polski po kilku latach jako gwiazda dziennikarstwa, prowadził prestiżowe wywiady z głowami państw, światowej sławy artystami i politykami. Również się ożenił, o czym Agata dowiedziała się z plotkarskiej prasy i od wspólnych znajomych, a jego wybranką okazała się jedna z najbardziej wpływowych kobiet polskiego biznesu. 

Ponieważ jednak stara miłość nie rdzewieje, między dawnymi kochankami cały czas była nić sympatii, podsycana SMS-ami, świątecznymi życzeniami i „wspomnieniowymi kawkami” parę razy do roku w telewizyjnym bufecie. 

Chwila zero w końcu nastąpiła. King popatrzył do kamery ze swoim czarującym uśmiechem, wziął głęboki wdech i ogłosił: 

– Nagrodę w kategorii „najlepszy event telewizyjny” dostaje program Sylwestrowy Humor Show! Brawa! – Dookoła Agaty wybuchły oklaski. – Zapraszamy na scenę reżyserkę i pomysłodawczynię programu Agatę Grajewską! 

Zespół zaczął grać, a Agata weszła na scenę. Statuetkę wręczył jej sam prezes Stacji. Zaraz potem z gratulacjami podszedł do niej King. Podczas rytualnych całusów w policzki na odległość nieoczekiwanie szepnął jej do ucha: 

– Te same perfumy co kiedyś... – I puścił oczko. 

Agatę zalała fala wdzięczności. King jak zwykle potrafił rozładować napięcie. Pękła bańka strachu, że na scenie mogłaby powiedzieć coś głupiego przez mikrofon, do którego właśnie podchodziła, by wygłosić zwyczajowe podziękowania. 

Nie chciała, by zaliczono ją do grupy egzaltowanych gwiazd, które tuż po odebraniu nagrody grają przed mikrofonem totalne zdziwienie: „Jestem tak zaskoczona i wzruszona, że nie wiem, co powiedzieć, nic mi nie przychodzi do głowy, mam ściśnięte gardło”. 

„Taaa, jasne – pomyślała z przekąsem. – Jak to się nie spodziewałaś, kretynko, że możesz odebrać nagrodę na gali rozdania nagród, na którą zostałaś zaproszona dwa miesiące wcześniej, zdążyłaś zamówić nową kreację, zrobić piękną fryzurę i perfekcyjny makijaż. Podziękuj, komu trzeba, bierz nagrodę i spadaj, bo czas leci, a to program na żywo!” Po przeciwnej stronie było z kolei towarzystwo „przewalaczy”. To najczęściej początkujący artyści, którym po raz pierwszy lub jeden z pierwszych przyszło publicznie odebrać nagrodę i przemawiać w świetle jupiterów. Oni z kolei zwykle wyciągali – mniej lub bardziej jawnie – ściągę z długą listą podziękowań, na której obowiązkowo musieli się znaleźć menedżer (żeby nie wywalił ich z agencji), szef stacji, w której wyemitowano nagrodzony program (żeby jeszcze do czegoś wziął), a potem cała ekipa produkcyjna, rodzina, przyjaciele, znajomi, fani, a na końcu matka Whitney Houston. Tych Agata nie znosiła najbardziej – zwłaszcza w swoich programach na żywo, bo nie reagowali na kolejne dzwonki, gwizdki czy znaczące chrząknięcia prowadzących i beztrosko marnowali czas. 

Z tych wszystkich powodów – oraz z poczucia solidarności z ekipą kolegów realizujących Złote Kamery – miała przygotowane bardzo krótkie, rzeczowe podziękowania i nie chciała, by silne emocje zniweczyły jej plan. Na szczęście King rozładował napięcie, więc to jemu teraz spojrzała w oczy, promiennie uśmiechnęła się do mikrofonu, a potem jasnym, silnym głosem powiedziała dokładnie to, co zamierzała powiedzieć: 

– Dziękuję wam, widzowie naszego sylwestrowego show, że zechcieliście je obejrzeć, bo to dla was pracujemy. Wy jesteście najważniejsi. Nie mniej gorąco dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania programu. W sposób szczególny zaś dziękuję moim bliskim, dzięki którym dotrwałam do tej chwili. Wiecie, że was kocham! – Potoczyła wzrokiem po sali, a na końcu popatrzyła prosto w ekran, raz jeszcze się uśmiechnęła i wróciła na miejsce. 

Laura wzięła ją mocno za rękę i nie puszczała. Wiedziała, jak wiele jej przyjaciółkę kosztowało ostatnich kilka minut i jak wiele od nich zależało. 

Po zakończeniu uroczystości wszyscy laureaci Złotych Kamer musieli stawić się na okolicznościowe wywiady i zdjęcia przy ściance. Agata grzecznie czekała na swoją kolej, otoczona wianuszkiem przyjaciół i znajomych. Napięcie stawało się nieznośne. Agata starała się je rozładować, sięgając po kolejne lampki szampana. Na szczęście Laura wyszła na fajkę i nie truła jej o szkodliwości alkoholu i jego zgubnym wpływie na zdrowie, urodę, rozum i wszystko inne. 

Przy ściance zrobił się jakiś ruch. Ach, wreszcie przyszedł King, z którym wszyscy chcieli porozmawiać albo chociaż zdobyć fotkę dla swojej redakcji. 

– Co tak stoisz sama w tej kolejce? – Ucałował ją w oba policzki. – Dają coś za darmo oprócz tych cudnej urody statuetek? – zażartował. 

– Możesz mi za darmo potrzymać torebkę i przynieść szampana, to wypijemy za program, jak tylko obfotografują mnie z tą statuetką przed ścianką sławy. – Agata rzuciła mu perłową kopertówkę i pobiegła na ściankę, bo wreszcie przyszła jej kolej. 

*** 

Laura wróciła z palarni i krążyła po sali bankietowej uśmiechnięta i wyprostowana. Unosząc w kieliszku bezalkoholowe prosecco, z wyższością patrzyła na kolegów łapczywie chłepczących drinki serwowane przez sponsorów. Była z siebie dumna, że nie potrzebuje alkoholu, by rozładować napięcie po gali. A przynajmniej tak jej się wydawało. 

Poszukała wzrokiem przyjaciółek. Wreszcie dojrzała Agatę w wianuszku kabaretowych artystów i w towarzystwie roześmianego Kinga, w którego wszyscy wpatrywali się jak w obraz.

Książkę I nigdy cię nie opuszczę! kupić można w popularnych księgarniach:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
I nigdy cię nie opuszczę!
Katarzyna Kalicińska5
Okładka książki - I nigdy cię nie opuszczę!

Wciągająca, pełna humoru i zaskakujących zwrotów akcji opowieść o trzech przyjaciółkach na dobre i na złe. Wiktoria, Laura i Agata, znane...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje