Podróż w czasie, pełna emocji i wzruszeń. „Jeden dzień" Katarzyny Rygiel

Data: 2023-01-11 11:37:14 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Ula i Felek mają za sobą już dwie podróże w czasie. Ona z niechęcią patrzy na zegary, bo wolałaby nie trafić więcej do przeszłości. On skrycie marzy, że kiedyś znowu się tam znajdzie. Żadne z nich nie spodziewa się, że nowa podróż zacznie się szybciej, niż myślą, i będzie miała związek z prośbą Syreny, dzieciństwem dziadka Janka i tajemnicą, której nie zdradził nawet wnukowi. W dodatku okaże się bardziej niebezpieczna od poprzednich. Czy Jankowi, Uli i Feliksowi uda się zmienić przeszłość i ocalić teraźniejszość? Po czyjej stronie będą tym razem Sawa i Pistorius? O losie bohaterów przesądzi jeden dzień. Czwarty dzień powstania warszawskiego.

Obrazek w treści Podróż w czasie, pełna emocji i wzruszeń. „Jeden dzień" Katarzyny Rygiel [jpg]

„Jeden dzień" Katarzyny Rygiel to bardzo udana powieść dla młodych czytelników, w której przygoda splata się z historią. To lektura pełna emocji, ogromnie wciągająca i poruszająca.

- recenzja książki „Jeden dzień"

Do lektury książki Katarzyny Rygiel Jeden dzień – kontynuacji cyklu, w którego skład wchodzą również książki Strażnik klejnotu oraz Wszystkie zaułki przeszłości – zaprasza Wydawnictwo Dwukropek. Dziś na naszych łamach publikujemy premierowy fragment książki Jeden dzień

Rozdział I Dwa zegary

Dobrze po północy, kiedy przez miasto pogrążone we śnie przemykały tylko taksówki i nocne autobusy, na ulicach nie było żywego ducha, a wszystkie szanujące się koty właśnie wyruszały na polowanie, nad Wisłą, gdzie prawie nic nie zakłócało ciszy, rozległo się przymilne miauknięcie.

– Witaj, Podnóżku – zaszemrał w odpowiedzi kobiecy głos.

– Królowo! Co za ssspotkanie! – W ciemności rozbłysły miodowe oczy z cieniutkimi przecinkami źrenic.

– Wciąż seplenisz?

– Sssyczę z wdziękiem – zaskrzeczał bazyliszek w kociej postaci, jak zawsze czuły na punkcie swojej wymowy. – Nie rozumiem, dlaczego wszyssstkim to przeszkadza!

Mrok prychnął cichutko. Plusnął. Na brzegu przysiadł smukły kształt. Kobieta. Syrena. Księżyc właśnie wystawił zza chmury pucołowaty policzek. Jego blask odbił się srebrzyście w jasnych oczach, zalśnił na pokrytym łuską ogonie.

– Dobrze ci u Felka?

– Nigdzie nie było mi lepiej. Wybacz, Wasza Królewssskość. Bazyli podrapał się za uszami, by ukryć zakłopotanie. – Nie chciałem wyjść na niewdzięcznika.

– Nie przeszkadza ci już zapach kocich chrupek? – indagowała dalej Syrena, przyglądając mu się z rozbawieniem.

– Idzie się przyzwyczaić – wymamrotał.

– A te, jak je nazwałeś, kłaki?

– Wypluwam regularnie, Wasza Pamiętliwość.

– I cóż tu robisz w środku nocy? – Szmer słów i plusk fali, którą rozbijał syreni ogon, zlały się w jedno.

– Ssspaceruję. Nasssłuchuję. Czuwam. Jak zwykle. Feliksss zawsze zossstawia otwarte okno. To parter, więc… szkoda by było nie ssskorzyssstać.

Kocie nie kocie oczy zgasły na chwilę, ale zaraz rozjarzyły się znowu. W nich także jaśniał księżyc.

– Uważaj, żebyś nie zawędrował za daleko. Koty nie mają skrzydeł.

– Uważam, Królowo. Ech, dobrze nam było razem, co?

– Jednak? – Syrena pogłaskała go pod brodą. – Już myślałam, że nigdy się do tego nie przyznasz.

Bazyli zamruczał, zakaszlał i nie bez wysiłku wypluł kłębuszek sierści.

– Kurza ssstopa – westchnął z irytacją. – Sssą chwile, kiedy tęsssknię za ssstarymi czasssami.

– To tak jak ja.

– Czyżbyś była sssentymentalna?

– Tylko smutna, Podnóżku.

Bazyli uniósł łepek i wpatrzył się w nią czujnie.

– O czym myślisz?

– O Janku. O Sawie.

– O Sssawie! – powtórzył ze zgrozą. – Czy nie obiecała, że więcej jej nie zobaczysz?

– A czy kiedykolwiek dotrzymała słowa?

*

Na małym ciemnym podwórku, nad którym z czterech stron pochylały się wyszczerbione ściany pozbawionej dachu kamienicy, bawili się trzej chłopcy. Ich dźwięczne głosy odbijały się od murów i niosły aż pod niebo, kiedy ustawiali jedna na drugiej zebrane nie wiadomo gdzie puszki, a później rzucali w wysoką piramidę kamieniami, dopóki się nie zawaliła. Wychudzeni, ubrani w za szerokie krótkie spodnie i wytarte kurtki lub koszule, świecili gołymi kolanami i ostrzyżonymi tuż przy skórze głowami. Wszyscy byli bosi. I wszyscy uśmiechnięci. Choć jeden z nich, który wyglądał na najstarszego, często się zamyślał, a wtedy pozostali szturchali go łokciem, przypominając o zabawie. Wracał do nich jak z dalekiej podróży. W dużych jasnych oczach, błyszczących w opalonej twarzy, była dorosła zaduma.

Naraz z okna na pierwszym piętrze, pod którym widniała w murze spora dziura po pocisku, wychyliła się młoda kobieta.

– Janek! Obiad!

Pomachała chłopcom siedzącym w kucki na środku studni i odprowadziła wzrokiem drobną postać, która podniosła się powoli, rozmasowała zdrętwiałe kolana, a potem przecięła podwórko i znikła w czeluści klatki schodowej.

Chłopiec wsunął się do maleńkiego mieszkanka. Pomieszczenie było zarazem kuchnią, sypialnią i łazienką. Na żelaznym piecyku, w którym paliło się drewnem lub węglem, stał garnek z bulgoczącą zupą. Za zasłonką na taborecie umieszczono miednicę o pordzewiałych brzegach, przeznaczoną do mycia. Materace do spania leżały wprost na podłodze. Stół miał trzy nogi, czwartą stanowił stos cegieł zebranych na ulicy tuż po wyzwoleniu Warszawy w styczniu 1945 roku. Ponad półtora roku temu. Toalety nie było. Znajdowała się na korytarzu i mieli do niej dostęp wszyscy lokatorzy mieszkający w tej części domu. Niestety, często czuć ją było z daleka. Kamienica czekała na remont. Na szczęście nie groziło jej zawalenie. Fundamenty były solidne, ściany cudem ocalały w czasie bombardowań, a kiedy Niemcy po powstaniu warszawskim grabili i podpalali puste już mieszkania, oparły się działaniu ognia. Dlatego ludzie czuli się tu bezpiecznie.

– Jestem! – zawołał Janek już od progu.

– Umyj ręce i siadaj – poleciła kobieta.

Miała jasne włosy splecione w warkocz i bardzo niebieskie oczy. Chłodne, a jednak pełne ciepła. Mieniące się jak woda, gdy jej powierzchnię muśnie promień słońca. Przejrzyste. Jak to u Syreny. Ale Janek nic nie wiedział o jej prawdziwej naturze. Dla niego była mateczką. Opiekunką. Kochał ją równie mocno jak matkę, której już nie miał. A jednak kochał inaczej.

Zniknął za zasłonką, a później usiadł na krześle z plecionym siedziskiem, które kupili w sklepiku z używanymi rzeczami, podobnie jak okaleczony stół i rozchybotany taboret stojący po jego drugiej stronie, i inne przedmioty składające się na ubogie wyposażenie. Bez przekonania zamieszał łyżką w talerzu. Zupa jarzynowa była gęsta i pachniała wspaniale. Pływał w niej kawałek mięsa. Prawdziwy cud, bo przecież żywność była na kartki, a mięso można było kupić tylko w niektóre dni tygodnia. Janek wpatrywał się w ten cud niewidzącym wzrokiem. Ani myślał o jedzeniu.

Niebieskooka opiekunka przyglądała mu się z niepokojem.

– Nie jesteś głodny? Źle się czujesz? – Położyła mu dłoń na czole. Chłodne – stwierdziła z wyraźną ulgą.

– Nic mi nie jest – westchnął, próbując ukryć chłopięce zniecierpliwienie, tak typowe dla trzynastolatków wszystkich czasów.

Mimo tego zapewnienia wciąż patrzyła na niego z troską, która działała jak okład. Choroby leczyła ziołami, a smutki spojrzeniem. Janek jednak spuścił głowę. Smutek, który mu doskwierał, uleczyć mógł tylko czas.

– Czy to sprawiedliwe, że żyję?

Po tym pytaniu w pomieszczeniu zapanowała cisza. Brzęknął talerz trącony łyżką. Na podwórku rozległ się wybuch śmiechu.

– Rozmawialiśmy o tym tyle razy… – odezwała się łagodnie Syrena. – To nie kwestia sprawiedliwości, ale szczęścia.

– Szczęścia! – krzyknął. W jasnych oczach pojawił się gniew. I rozpacz. Głos mu się załamał. – Jak mam być szczęśliwy?! Jestem sam!

– Masz mnie.

– Ale mama, tata i Jerzyk…

– Masz mnie – powtórzyła cierpliwie i pogłaskała go po głowie.

Jej ręce potrafiły zdziałać cuda. Janek poczuł, że ciepło jej palców dociera aż do jego serca.

– Wiem, mateczko – powiedział miękko. Choć to nie to samo.

Zachował tę myśl dla siebie, ale był pewien, że i tak go przejrzała. Wiedziała więcej niż ktokolwiek inny. Rozumiała więcej. Janek nie przyznał się jej, że teraz, gdy nikt już do nikogo nie strzelał, jego rodzice i brat, których utracił na początku powstania warszawskiego, przychodzili do niego w snach. Wyciągali ręce, jakby prosili o pomoc. Ale w oczach mieli żal, który nie pozwalał mu się do nich zbliżyć. Patrzył więc z daleka na smutne twarze, których wyraz nigdy się nie zmieniał. Nie mógł się zmienić, Janek rozumiał to aż za dobrze. Próbował unieść ciężar spojrzeń, które pamiętał po przebudzeniu. Jak miał zapomnieć? Mama, tata i Jerzyk śnili mu się często, znacznie częściej niż po bombardowaniu, które zmiotło część ich dawnego domu. Zginęli, bo się go nie spodziewali. Zaskoczył ich pierwszy nalot. Ten dźwięk… Wizg samolotów i łomot serca. Nie wiedzieli, co robić, a tymczasem czarne wyjące krzyże na dobre rozpanoszyły się na warszawskim niebie. Nie zdążyli zbiec do schronu. Janek miał szczęście. Inni wydostali go spod gruzów. Przeżył powstanie, choć niewiele brakowało, by potem nie umarł z głodu i wycieńczenia. Uratował się. Miał mateczkę. Miał dom. A jednak nie mógł uwolnić się od tego pytania: „Czy to sprawiedliwe, że żyję?”. Szczęście… Dlaczego oni go nie mieli?

*

Dziadek Janek kupił stary zegar. Przedwojenny! Wysoki i kanciasty, ze złotą tarczą i przeszklonymi drzwiczkami, za którymi poruszało się ciężkie wahadło. Zaskoczony Feliks nie mógł oderwać od niego wzroku. W niespiesznym, ale niezmiennym ruchu było coś hipnotyzującego. To ci dopiero zagadka! Dziadek nigdy nie przywiązywał wagi do przedmiotów, zwłaszcza takich, które miały dużą wartość. eF nie rozumiał, co go skłoniło do kupna tego olbrzyma, dopóki starszy pan nie wyjaśnił mu, że kiedy był chłopcem, taki sam zegar stał w jego mieszkaniu na ulicy Jasnej w Śródmieściu, w samym sercu przedwojennej Warszawy. Stał aż do września 1939 roku. Gdy w stolicy pojawili się Niemcy, a razem z nimi głód, zegar z czereśniowego drewna został sprzedany jak wszystkie wartościowe sprzęty. To dlatego dziadek nie wahał się ani chwili, kiedy go zobaczył na wystawie sklepu z antykami. Był bardzo drogi, ale przecież wspomnienia nie mają ceny.

Feliks, który wpadał do dziadka tak często, jak na to pozwalały codzienne obowiązki ucznia siódmej klasy, przez jakiś czas dziwił się, widząc nowy nabytek w przestronnym, wysokim przedpokoju. Potem się przyzwyczaił. Uśmiechał się na jego widok. W zasadzie uśmiechał się na widok wszystkich zegarów, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Po prostu zaczynał myśleć o tym, że odmierzają minuty uciekające w przeszłość. A przeszłość wydawała mu się najbardziej fascynującą rzeczą, jaka przytrafiła mu się w życiu. Niby zwykły chłopak, a był w niej już dwa razy! To napawało go dumą, ale też wprawiało jego serce w drżenie. Z powodu wspomnień i niecierpliwości, którą starał się ukryć głęboko. Przed Ulą, przed dziadkiem, może nawet przed sobą. Jeszcze powstrzymywał się od kolejnych wycieczek w czasie, ale to nie znaczy, że o nich nie marzył, nie planował, że kiedyś… może niedługo… jeśli tylko znajdzie dobry powód, ważny powód, wyruszy znowu. Nie wyobrażał sobie, że mógłby się tego wyrzec. Dar panowania nad czasem, który on i Ula otrzymali od Syreny, nie powinien się marnować, choć należało z niego korzystać rozsądnie i w uzasadnionych przypadkach.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji Feliks przyprowadził przyjaciółkę, by poznała tykającego staruszka. Zareagowała inaczej niż on. Zatrzymała się zaraz za progiem i popatrzyła na zegar z respektem, ale i podejrzliwością, jakby spodziewała się, że mechanizm ukryty w drewnianej skrzyni spłata jej figla.

– Po co twojemu dziadkowi zegar?

– Jego rodzice mieli taki sam. Albo bardzo podobny – wyjaśnił Feliks. – Nie podoba ci się?

Ulka wzruszyła ramionami i nic nie powiedziała. Jakaś myśl nie dawała jej spokoju, ale zachowała ją dla siebie.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Jeden dzień. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Jeden dzień
Katarzyna Rygiel0
Okładka książki - Jeden dzień

Ula i Felek mają za sobą już dwie podróże w czasie. Ona z niechęcią patrzy na zegary, bo wolałaby nie trafić więcej do przeszłości. On skrycie marzy, że...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje