Druga część charyzmatycznej serii Scotta Westerfelda!
„Nowa" Tally Youngblood bardzo się zmieniła. Właśnie skończyła szesnaście lat, przeszła operację, stała się idealnie piękna i weszła w świat niekończącej się zabawy w Mieście Nowych Ślicznych. Kiedy jednak na balu kostiumowym niespodziewanie pojawia się tajemniczy nieznajomy przebrany za agenta Wyjątkowych Okoliczności, do dziewczyny powracają strzępy wspomnień i uczuć. W jej głowie rodzi się mnóstwo pytań o sens nowego, cudownego życia, powrót do Nowego Dymu i chłopaka, którego w ogóle nie pamięta. Każdy wybór niesie nieodwracalne konsekwencje. Czy Tally uda się dotrzeć do prawdy o sobie i odzyskać miłość?
To opowieść nie tylko o nonkonformizmie, ale i odwadze, by stanąć przeciwko własnym lękom, to lektura, którzy przyda się nie tylko młodzieży.
- recenzja książki „Brzydcy"
Do lektury książki Śliczni – drugiego tomu cyklu Brzydcy Scotta Westerfelda – zaprasza Wydawnictwo Nowa Baśń. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Śliczni. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Shay i Tally przez dwie godziny szukały kostiumów, zamawiając w dziurze w ścianie kolejne stroje i mierząc je. Najpierw myślały o bandytach, nie wiedziały jednak, jak naprawdę wyglądali — we wszystkich starych lmach wyświetlanych na ściennych ekranach bandyci wydawali się bardziej kretyńscy niż krim. Piraci ubierali się znacznie lepiej, lecz Shay nie chciała zasłaniać przepaską jednego z nowych oczu. Kolejny pomysł — myśliwi — odpadł, bo dziura w ścianie miała opory przed produkowaniem broni, nawet takiej na niby. Tally zastanawiała się nad słynnymi dyktatorami, ale większość z nich to mężczyźni, i to zerostylowi.
— Może powinnyśmy przebrać się za Rdzawców? zaproponowała Shay. — W szkole zawsze uważaliśmy ich za czarne charaktery.
— Ale zdawało mi się, że wyglądali zupełnie jak my, tyle że byli brzydcy.
— No nie wiem. Mogłybyśmy ścinać drzewa, palić ropę czy coś takiego.
Tally roześmiała się.
— To kostium, Shay–la, nie styl życia.
Shay rozłożyła szeroko ręce i nie ustępowała, starając się zachowywać pysznie.
— Może paliłybyśmy tytoń albo jeździły samochodami.
Lecz dziura w ścianie nie zgodziła się dać im papierosów ani samochodów.
Mimo wszystko jednak fajnie było wygłupiać się z Shay i mierzyć kolejne stroje, po czym parskać śmiechem, chichotać i wrzucać kostiumy do recyklera. Tally uwielbiała oglądać siebie w nowych ubraniach, nawet tych niemądrych. Jakaś jej część wciąż pamiętała dawne czasy, gdy cierpiała, patrząc w lustro na swoje zbyt blisko osadzone oczy, za mały nos i nieustannie napuszone włosy. Teraz miała wrażenie, że naprzeciwko stoi ktoś niewiarygodnie piękny, naśladujący każdy jej ruch — ktoś o idealnie harmonijnej twarzy, z cerą jaśniejącą nawet podczas potwornego kaca, ktoś o ciele niezwykle proporcjonalnym i umięśnionym. Ktoś, czyje srebrzyste oczy pasowały do każdego stroju. Ale ów ktoś miał wyjątkowo przegięty gust co do kostiumów.
Po dwóch godzinach padły na łóżko, które znów zaczęło wirować.
— Wszystko jest do kitu, Shay-la. Czemu wszystko jest do kitu? Nigdy mnie nie przyjmą. Nie potrafię nawet wymyślić nieprzegiętego kostiumu.
Shay pokręciła głową.
— Nie martw się, Tally-wa, już jesteś sławna. Nie masz się co denerwować.
— Łatwo ci mówić.
Choć urodziły się tego samego dnia, Shay stała się śliczna kilka tygodni przed Tally. Już prawie miesiąc była pełnoprawną członkinią Krimów.
— Pójdzie jak z płatka — oznajmiła Shay. — Ktoś, kto zadawał się z Wyjątkowymi Okolicznościami, to urodzony Krim.
Gdy Shay wymówiła tę nazwę, Tally poczuła coś dziwnego. To było jak ping, tyle że bolesne.
— Mimo wszystko nie lubię nie czuć się pysznie.
— To wina Perisa i Fausta. Nie powiedzieli nam, co włożą.
— Zaczekajmy na nich i skopiujmy ich stroje.
— Zasłużyli sobie — przytaknęła Shay. — Napijesz się?
— Chyba tak.
Tally była zbyt nakręcona, by gdziekolwiek iść, Shay odesłała więc tacę śniadaniową i zamówiła szampana.
***
Gdy Peris i Fausto stanęli w drzwiach, obaj płonęli. Tak naprawdę były to zimne ognie wplecione we włosy i przyczepione do ubrań, tryskające wokół bezpiecznymi płomieniami. Fausto zaśmiewał się, bo płomyki łaskotały. Obaj mieli na sobie kamizelki bungee — przebrali się za ludzi, którzy zeskoczyli z dachu płonącego budynku.
— Fantastyczne! — wykrzyknęła Shay.
— Przezabawne — zgodziła się Tally, potem jednak zapytała. — Ale czemu to ma być krim?
— Nie pamiętasz — zdziwił się Peris — kiedy zeszłego lata wprosiłaś się na imprezę i uciekłaś, kradnąc kamizelkę i zeskakując z dachu? Najlepszy numer brzydkich w dziejach.
— Jasne. Ale po co ten ogień? Jeśli budynek naprawdę się pali, to już nie krim.
Shay zerknęła na Tally, jakby ta znów powiedziała coś przegiętego.
— Nie mogliśmy tak po prostu założyć kamizelek tłumaczył Fausto. — Ogień jest znacznie pyszniejszy.
— Tak — mruknął Peris, lecz Tally widziała, że zrozumiał, co miała na myśli i to go zasmuciło.
Pożałowała, że w ogóle o tym wspomniała. Głupia Tally. Kostiumy naprawdę były pyszne.
Zgasili ognie, oszczędzając je na imprezę i Tally poleciła dziurze w ścianie dostarczyć jeszcze dwie kamizelki.
— Hej, to plagiat! — zaprotestował Fausto, ale nie miało to już znaczenia.
Dziura nie zgodziła się wyprodukować kostiumowych kamizelek w obawie, że ktoś mógłby się zapomnieć, zeskoczyć z wysoka i zginąć. Nie mogła też zrobić prawdziwych. O rzeczy trwałe i skomplikowane trzeba było zwracać się do Zamówień, a Zamówienia nie przesłałyby kamizelek, bo nie było pożaru.
Shay parsknęła gniewnie.
— Dom zachowuje się dziś okropnie przegięcie.
— A skąd wzięliście swoje? — spytała Tally.
— Są prawdziwe — Peris uśmiechnął się i pogładził palcami kamizelkę. — Ukradliśmy je z dachu.
— Czyli są krim! — Tally zeskoczyła z łóżka i uścisnęła go mocno.
Kiedy trzymała w ramionach Perisa, nie obawiała się, że impreza będzie do kitu i że ktokolwiek zagłosuje przeciw niej. Patrzył na nią czule wielkimi piwnymi oczami, a potem uniósł ją do góry i uścisnął. W dawnych czasach, gdy oboje byli brzydcy i gdy robili różne numery i dorastali, zawsze czuła się bardzo bliska Perisowi. Pysznie było znów się tak poczuć.
Przez wszystkie tygodnie spędzone w głuszy Tally pragnęła jedynie wrócić tu do Perisa i zostać śliczną w Mieście Nowych Ślicznych. To głupota czuć się nieszczęśliwie, nie tylko dziś. Pewnie to przez szampana.
— Przyjaciele na zawsze — wyszeptała, kiedy postawił ją na ziemi.
— Hej, a to co? — Shay grzebała w szafie Tally w poszukiwaniu pomysłów. Uniosła bezkształtną masę wełny.
— A, to — Tally wypuściła Perisa z objęć. — To mój sweter z Dymu, pamiętasz?
Sweter wyglądał dziwnie, zupełnie nie tak, jakim go zapamiętała. Był prymitywny i niekształtny. Wyraźnie widziała miejsca, w których ludzkie ręce połączyły poszczególne fragmenty. Mieszkańcy Dymu nie mieli dziur w ścianach — wszystko musieli robić sami, a jak się okazało ludzie nie radzą sobie z tym najlepiej.
— Nie zrecyklingowałaś go?
— Nie, chyba jest zrobiony z czegoś dziwnego. Dziura go nie łyknęła.
Shay uniosła sweter do nosa i głęboko wciągnęła powietrze.
— Rany, wciąż pachnie jak Dym, ogniskami i tym gulaszem, którym ciągle nas karmili. Pamiętasz?
Peris i Fausto podeszli, żeby też powąchać. Nigdy nie opuszczali miasta, poza kilkoma szkolnymi wycieczkami do Rdzawych Ruin i nie dotarli do Dymu, gdzie wszyscy musieli całymi dniami pracować, produkować różne rzeczy, hodować żywność dla siebie (a nawet ją zabijać) i wszyscy pozostawali brzydcy po swoich szesnastych urodzinach, brzydcy aż do śmierci.
Oczywiście Dym już nie istniał, dzięki Tally i Wyjątkowym Okolicznościom.
— Hej Tally, wiem! — zawołała Shay. — Przebierzmy się dziś za Dymiarzy.
— Niesamowicie kryminalny pomysł — Fausto spojrzał na nią z podziwem.
Cała trójka odwróciła się do Tally, zachwycona pomysłem. A choć Tally poczuła kolejne bolesne ukłucie, wiedziała, że przegięłaby, nie zgadzając się z przyjaciółmi. A poza tym, jeśli włoży superpyszny kostium, prawdziwy dymiarski sweter, nie ma mowy, by ktokolwiek zagłosował przeciw niej. Bo Tally Youngblood to urodzona Krimka.
Książkę Śliczni kupicie w popularnych księgarniach internetowych: