Przejdźmy do negocjacji. Fragment powieści „Mściwy. 50 stanów świadomości"

Data: 2022-11-24 15:31:30 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 17 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Seks z nią był najlepszym, co mu się przytrafiło. Nie wiedział, że przyjdzie mu za to zapłacić.

Alexander i Elizabeth – nietypowy miliarder i gorąca asystentka. Mściwy to drugi tom ociekającej seksem i przepełnionej niebezpiecznymi zwrotami akcji powieści 50 stanów świadomości.

Obrazek w treści Przejdźmy do negocjacji. Fragment powieści „Mściwy. 50 stanów świadomości"  [jpg]

Miłość najgorętszej pary Nowego Jorku rozkwita z każdym dniem. Pół roku regularnych spotkań z najlepszymi psychologami na Wschodnim Wybrzeżu pomogło Alexandrowi w uporaniu się z demonami przeszłości. Mężczyzna znów jest gotowy do kolejnej podróży, w którą wyrusza razem z Elizabeth. Młodzi kochankowie są przekonani, że tym razem będą w stanie zapanować nad osobliwą przypadłością Alexandra, jednak jeszcze nie zdają sobie sprawy z czyhających na nich zagrożeń.

Do lektury powieści Mściwy, której autorem jest Jakub Onyśków, zaprasza Wydawnictwo Replika. Ostatnio na naszych łamach mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści. Tymczasem już dziś zachęcamy do lektury kolejnego fragmentu książki Mściwy:

Hotel, pokój nr 34, 20 kwietnia, godz. 1:33

Cindy siedzi na fotelu. Ja stoję przy barku i nalewam sobie Jacka Daniel’sa. Lubię amerykańską whisky o każdej porze dnia i nocy. Alkohol mnie uspokaja, toteż piję go często, ale za to w niewielkich ilościach.

– Jaki jest? – pytam z grubej rury.

Cindy zdejmuje obcasy i kładzie się na łóżku. To znak, że czuje się przy mnie swobodnie.

– No właśnie nie wiem. – Wzdycha.

Wypijam whisky do dna i nalewam kolejną szklankę bourbona. Coś czuję, że dzisiaj nie skończy się na niewielkich ilościach.

– Jak to nie wiesz?

– Starałam się, robiłam, co mogłam, ale nie udało mi się zaobserwować jednej, wyróżniającej się emocji.

– A jakieś poszlaki chociaż?

– Tak, mam. Wytypowałam trzy najbardziej pasujące opcje.

– Jakie?

– Podły, złośliwy i zakłamany.

– Wspaniale – mówię ironicznie i wypijam zawartość szklanki do dna. – Co robimy?

– Obserwujemy. Na razie obserwujemy. Raczej nas nie pozabija w tym stanie, więc nie mamy się czego obawiać.

– Odwołać spotkania?

– Kwestie biznesowe zostawiam tobie.

Nalewam sobie kolejną porcję whisky.

– Też chcesz? – pytam.

– Nie – odpowiada szybko. – Albo nalej.

Wstaje z łóżka, siada na krześle przy barku i zaczyna sobie masować stopy.

– Proszę. – Podaję jej trunek.

Cindy wypija zawartość jednym haustem.

– Nie znałam cię od tej strony. – Otwieram szeroko oczy.

– Chyba najwyższy czas, abyś poznała – mówi, podając mi pustą szklankę. – Poproszę o jeszcze jedną kolejkę. Nie wiedziałam, że robię dziś za barmana. Okazuje się jednak, że pojenie ludzi alkoholem sprawia mi dużą frajdę.

Do pokoju wchodzi Alexander.

– Drogie panie, chciałem zakomunikować, że idę na siłownię.

– Okej – mówię.

Mój mężczyzna zamyka drzwi.

– Wyszedł? – pyta Cindy.

– Tak.

– Podaj mi buty, proszę.

Robię to.

– I tę whisky.

Barman, lokaj. Odkrywam dzisiaj w sobie nowe talenty. Cindy wypija zawartość szklanki do dna, lecz tym razem trochę się krzywi, bo wlałam jej więcej niż poprzednio.

– Tego mi było trzeba.

Odstawia szkło, zakłada buty i rusza w stronę drzwi.

– Gdzie idziesz? – pytam.

– Muszę coś sprawdzić – odpowiada. – Chodź ze mną.

Siłownia, godz. 1:40

Jest już późno, więc nie dziwi mnie, że hotelowa siłownia jest pusta jak moje konto bankowe na studiach.

– A więc jednak – komentuje psycho mojego faceta.

Słabo dodaję kropki o tej porze.

– Że co więc jednak?

Cindy wyjmuje notes – najprawdopodobniej z dupy, bo wcześniej go nie widziałam – i zapisuje w nim następujące wyrażenie:

Montana – zakłamany

– Faktycznie! Mówił, że idzie na siłkę, a go tu nie ma. A to chuj. – W mojej krwi krążą już procenty.

– Szukamy go?

– A po co?

– No wiesz, żeby nie narobił głupot.

– Kochana… – Czkam. – Żadna mu nie da tak, jak ja. – Czkam kolejny raz. – To znaczy – poprawiam się – tego, co ja.

– Skoro tak uważasz.

– Tak uważam – mówię pijackim głosem. – Poza tym mężczyźni z natury kłamią cały czas, a on tylko w Montanie. – Uśmiecham się głupkowato. – Idę spać.

Czkam po raz trzeci.

Pokój nr 33, godz. 9:21

Budzę się wtulona w goły tors Alexandra. Zakłamany z niego drań, ale za to mój. Nie wiem, o której wrócił, ale nie interesuje mnie to. Ważne, że teraz jest tam, gdzie być powinien, czyli przy mnie. Nie wyczuwam od niego alkoholu. Nie zauważyłam też żadnych niepokojących zmian na skórze pod postacią malinek lub śladów szminki. Pachnie swoimi, a nie cudzymi perfumami. Reasumując – był grzeczny.

A skoro był grzeczny, to należy mu się nagroda.

Sięgam ręką tam, gdzie lubi najbardziej. Jest gotowy. Nie dziwi mnie to. Czasem mam wrażenie, że poranny wzwód u Alexandra trwa cały dzień. Nie wiem, skąd jego organizm czerpie energię i krew, aby pompować tego giganta, ale w sumie, co mnie to w ogóle obchodzi? W tym przypadku liczy się skutek a nie przyczyna.

Schodzę pod kołdrę, kompletnie ignorując fakt, że mój facet jeszcze śpi. Który mężczyzna nie chciałby być obudzony lodem? Ja takiego nie znam.

A ty znasz?

Nie?

Tak myślałam.

Jestem dobrą dziewczyną i jeszcze lepszą kochanką, więc robię to, co dobre – zarówno dla niego, jak i dla mnie.

Biorę go do ust i już chwilę później Alexander ściąga ze mnie kołdrę. Nie sądziłam, że obudzi się tak szybko. Najwidoczniej lodowy budzik jest dużo lepszy niż ten standardowy.

Jestem wyuzdana. Nie chcę, aby mnie widział, więc ponownie nakrywam się pierzyną, zabraniając mu ją ściągać. Wiem, że bodźce wzrokowe są dla niego ważne – jak dla każdego faceta – ale dziś będzie musiał zaspokoić swoje zmysły widokiem poruszającej się w górę i w dół kołdry.

Czubkiem języka stymuluję wędzidełko, dzięki czemu jego kutas zdaje się jeszcze bardziej pęcznieć. Przerywam, bo boję się, że zaraz wybuchnie, a Alexander wydaje z siebie pomruk niezadowolenia.

– Jesteś mój – szepczę i wracam do pracy.

Mój język z powrotem ląduje na dolnej części penisa, dostarczając to, do czego jest stworzony – rozkosz. Po chwili płynnie przechodzę do lizania całego trzonu jego pały, a następnie jąder, którymi zajmuję się bardzo skrupulatnie. Alexander jest w tym miejscu zawsze idealnie wydepilowany, co sprawia, że obcowanie z jego sprzętem to czysta przyjemność. Lubię zanurkować w dół – co też czynię – i ssać duże jaja, podczas gdy jego kutas przylega do mojej twarzy. Czuję się wtedy wszechwładna i wszechmocna.

Każda kobieta, która myśli, że w czasie robienia loda jest uległa, myli się. Trzymając w buzi pytę swojego faceta, trzymasz w niej cały jego świat. W tym momencie ty również jesteś całym jego światem. Decydujesz o tym, czy wystrzeli już teraz, za dziesięć minut lub godzinę. Robisz to, co chcesz, a nie to, co chce on, bo cokolwiek byś zrobiła – będzie usatysfakcjonowany. Oj, będzie.

Tak jak nie da się być trochę w ciąży, tak nie da się źle obciągać. Oczywiście istnieją kobiety, które są w zdecydowanym światowym topie jeśli chodzi o tę umiejętność – na przykład ja – ale skala ocen za robienie loda zaczyna się od oceny dobrej, w bardzo rzadkich przypadkach poprawnej.

Rozumiesz, co chcę przekazać? Gdyby obciąganie było przedmiotem wykładanym na uniwersytecie, nikt nigdy nie dostałby z niego oceny niedostatecznej. Po prostu nie da się nie zdać z obciągania. Hasło: „złe obciąganie” nie występuje w słowniku. To pieprzony oksymoron.

Więc rób to! Rób to na potęgę swojemu mężczyźnie… albo innym też, jeśli masz taką ochotę, nic mi do tego. Byle nie Alexandrowi! Na to nie wyrażam zgody, przynajmniej na razie.

Uwielbiam obciągać nagrzanego do granic czerwoności penisa mojego faceta. Sprawia mi to niekłamaną przyjemność.

Biorę do ust jądra, a ręką masuję jego żołądź. Obciąganie powinno być intensywne, ale intensywne nie zawsze znaczy szybkie.

Analogicznie, mocniej nie znaczy szybciej, co nie dziewczyny? Szczęśliwa ta, która znalazła mężczyznę rozumiejącego tę subtelną różnicę. Ja znalazłam… i nie oddam!

Odrywam się od wielkich jaj, nie bez oporów. Zwabiona preejakulatem wydobywającym się z żołędzi niczym lawa z wulkanu, wsadzam sobie do buzi jego kutasa. Pozwalam, aby gęsta, przezroczysta ciecz zagościła w moim gardle, zdając sobie sprawę, że to dopiero przedsmak tego, co ma się w nim znaleźć.

Poruszam powoli głową w górę i w dół. Jego twardy kutas stoi na baczność. Alexander rozbudził się na dobre, gdyż jego silne dłonie lądują na mojej głowie, a właściwie pościeli, którą przez cały czas jestem nakryta. Dociska moje usta do penisa tak mocno, że po chwili zaczyna brakować mi tchu.

Chcesz głębokiego gardła? Dam ci głębokie gardło jakiego długo nie zapomnisz. Wycieram usta ze śliny, a jej pozostałość wypluwam na kutasa, rozprowadzając ją ręką po całym trzonie. Potrzebuję dużego poślizgu i ten zabieg mi go zapewni.

Biorę głęboki wdech, następnie wydech, po czym wystawiam swoje migdałki na spotkanie z tym monstrum. Wchodzi głęboko, jednak nie w całości. Nie jestem z siebie zadowolona i na pewno tak tego nie zostawię.

Wyjmuję go z buzi, pluję na niego dwukrotnie i walę obiema rękoma przez kilka sekund. Lubię dzierżyć go w dłoniach. Lubię czuć pod palcami, jak pulsuje. Ale jeszcze bardziej lubię go mieć w gardle.

Przez chwilę skupiam wzrok na całym dwudziestopięciocentymetrowym okazie. Jesteś ogromny, ale dam sobie z tobą radę – myślę. Odchrząkuję pozostałości śliny i wkładam go do ust. Pierwsze dziesięć centymetrów wchodzi szybko i gładko, kolejne dziesięć powoli i gdy już wydaje mi się, że jednak nie dam rady, Alexander dopycha moją głowę do samego końca. Zmieściłam całą jego pałę! Łzy napływają mi do oczu, jednak nie mam zamiaru rezygnować z błogiego uczucia wypełnienia. Jest mi dobrze. Ciężko utrzymać w ryzach tak dużego pytona, ale udaje mi się ta sztuka. Najwidoczniej świetna ze mnie artystka.

Trzymam go w środku przez kilka sekund. Moim marzeniem jest dojście do dziesięciu, ale aby to osiągnąć muszę jeszcze trochę poćwiczyć. Na szczęście trenuję praktycznie codziennie, więc jest szansa na szybki progres i osiągnięcie zamierzonego celu już niebawem.

To, co zrobiłam raz, powtarzam jeszcze parokrotnie. Następnie wprowadzam do gry moje dłonie, którymi masuję jądra, podczas gdy ustami całuję żołądź. Pomrukiwania Alexandra stają się coraz bardziej wyraźne, a jego kutas pulsuje coraz mocniej. To znak, że wielki finał jest już blisko.

Wiem, co robić, by zwiększyć jego doznania i sprawić, by nadchodzący wytrysk był obfity. Wkładam do ust główkę penisa, a wędzidełko stymuluję dodatkowo językiem. Jednocześnie obydwiema rękoma obejmuję jego trzon i wykonuję szybkie ruchy obrotowe w górę i w dół. Pół minuty później w moich ustach rozlewa się ciepła sperma Alexandra, która ilością zapełniłaby w całości filiżankę do kawy. Nie chcę pobrudzić hotelowego prześcieradła, więc dzielnie przyjmuję cały wystrzał, bez utraty kropelki. Nie jest to prosta czynność, ale nikt nie mówił, że będzie prosto, łatwo i przyjemnie.

Choć przyjemnie akurat jest… i to bardzo!

Po wszystkim obciągam mu jeszcze przez kilkadziesiąt sekund, do momentu aż pulsowanie penisa ustaje.

Ściągam z siebie kołdrę.

– Gdzie byłeś?

Alexander jeszcze nie doszedł do siebie po megaorgazmie.

– Co? – pyta zaskoczony.

– Gdzie byłeś?

– Na siło…

– Nie byłeś na siłowni. Sprawdziłam to.

Na jego twarzy pojawia się skonsternowanie.

– Pobiegać.

– Gdzie?

– W centrum.

Czyli już wiem, gdzie na pewno nie był. Kocham go, choć wiem, że kłamie. Może właśnie dlatego mi to nie przeszkadza. Łże jak pies, ale zdaję sobie sprawę, że mogło być o wiele gorzej. Być może najgorsze dopiero przede mną… przed nami.

Wstaję i idę pod prysznic.

– Kochanie, dzisiaj ja poprowadzę spotkanie! – krzyczę zza kabiny.

– Nie ma takiej opcji – warczy.

Mężczyźni i to ich pieprzone ego.

Zapowiada się ciekawy dzień.

Rozdział 7

Spotkanie biznesowe, biurowiec, sala nr 2, godz. 11:30

Spotkanie powinno rozpocząć się dziesięć minut temu, ale nasz niedoszły kontrahent się spóźnia. Staram się być spokojna i wyrozumiała, choć niemiłosiernie mnie to wkurwia.

– Daję mu jeszcze pięć minut! – Alexander podnosi głos. – Może coś się stało? – Staram się załagodzić sytuację, choć sama najchętniej nie dałabym mu już ani minuty. – Zadzwonię, dowiem się.

– Już dzwoniłem.

– I co?

– Abonent czasowo nieosiągalny.

– Kurwa. – Popisuję się elokwencją.

Zapowiada się długie pięć minut. Spędzamy ten czas jak dzieciaki z podstawówki – ja kręcę się nerwowo na obrotowym krześle, a mój mężczyzna pisze coś na iPhonie.

Przed wyjściem na spotkanie rozmawiałam z Cindy. Prosiła, abym miała na oku Alexandra i raportowała jej o każdym podejrzanym zachowaniu. Porannego loda pozwoliłam sobie zachować w tajemnicy, bo i nie było w nim niczegonadzwyczajnego. Zauważyłam jednak coś, co można by podciągnąć pod pewną niestandardowość, a mianowicie jego przywiązanie do komórki. Zazwyczaj traktuje ją jako narzędzie pracy, a konkretniej rzecz ujmując, wykonuje za jej pomocą jedynie dwie czynności – dzwoni i odbiera. Nie pisze SMS-ów, nie korzysta z Facebooka, Instagrama, Twittera, WhatsAppa czy innych mniej lub bardziej przydatnych aplikacji. W naszym mieszkaniu nawet budzik mamy tradycyjny, a z tego w telefonie korzystamy tylko na wyjazdach.

Połączenia i od czasu do czasu budzik – do tego służy Alexandrowi komórka. Sądzę więc, że ma prawo intrygować mnie jego dzisiejsze zachowanie.

– Z kim tak piszesz? – pytam jak typowa dziewczyna.

– Z nikim – odpowiada jak typowy facet.

Nawet nie chce mi się dalej prowadzić tej konwersacji. Ja mu powiem żeby nie kłamał, a on mi odpowie, że przecież nie kłamie, choć wiem, że kłamie. Następnie zacznę krzyczeć w jego kierunku losowe słowa, byle tylko go obrazić, a on powie, że jestem zazdrosną wariatką i powinnam iść się leczyć. Przerabiałam to już. Co prawda nie z Alexandrem, a z moim byłym, ale schemat działania pozostaje ten sam.

– Nie chcesz, to nie mów – podsumowuję, nie zatracając w sobie pierwiastka kobiecości.

Chuj, w ogóle na to nie zareagował. Nie uśmiechnął się, nie oburzył, nawet, kurwa, nie chrząknął. Cały czas ślepia ma wlepione w iPhone’a. Wnerwia mnie tym niemiłosiernie.

Gdy moja cierpliwość się kończy – czyli po jakichś czterech sekundach – i jestem gotowa opieprzyć go na czym świat stoi, do pomieszczenia wchodzi nasz kontrahent.

– Przepraszam za spóźnienie – mówi zdyszany.

Oczom nie wierzę.

– Steve?

– Beth?

Alexander chowa komórkę do kieszeni i wstaje z fotela.

– Alexander Stone. – Wyciąga rękę na powitanie.

– Steve… to znaczy Steven Grindman.

– Co ty tu… – dukam.

– To wy się znacie?

– Tak, poznaliśmy się wczoraj – odpowiada Steve.

– To ciekawe. Elizabeth nic mi o panu nie wspominała. – Alexander spogląda na mnie wymownie.

Czuję się skrępowana, a przecież nie powinnam. Nie zrobiłam nic złego, a ze Stevem nie łączy mnie nic poza zamiłowaniem do biegania i wczorajszą średniej jakości kanapką z szarpaną wołowiną.

– Jakoś nie było okazji.

– To ciekawe – powtarza Alexander.

– Kiedy miałam ci powiedzieć? W nocy cię nie było, a rano… rano usta miałam zajęte czym innym.

– Wróćmy do interesów. – Mój facet szybko zmienia temat. – Dobry pomysł – mówię. – Napijesz się czegoś, Steve? – Wody. Szklanka wody będzie dla mnie zbawieniem. Podchodzę do stolika, sięgam po kryształową karafkę i nalewam pełną szklankę wody, po czym wręczam ją spragnionemu mężczyźnie, którego wedle mojej najlepszej wiedzy, nie powinno tu w ogóle być.

– Dziękuję. – Wypija całość duszkiem. – Pewnie się zastanawiacie, co tu robię?

Żebyś wiedział, że się zastanawiam, Steve.

– Byliśmy umówieni z panem Georgem… – Szukam w myślach jego nazwiska.

– Watsonem – dopowiada Steve. – To mój szef. Mieszkam w hotelu niedaleko jego posiadłości, więc często po mnie przyjeżdża i jeździmy do pracy wspólnie. Wiecie, niskoemisyjność, zero waste, ekologia i te sprawy.

– Wiemy – mówię bez przekonania, bo z perspektywy życia w Nowym Jorku moje dbanie o ekologię wygląda dość słabo.

– W każdym razie… mieliśmy wypadek – kontynuuje. – Nic strasznego się nie stało – dopowiada szybko, widząc

zmartwienie na mojej twarzy. – Ale szef jest trochę poobijany. W szpitalu dali mu zastrzyk przeciwbólowy i zalecili odpoczynek. Mimo to chciał przyjechać, ale jego żona… powiedzmy, że była temu bardzo przeciwna. Poprosił więc mnie, abym reprezentował interesy holdingu na tym spotkaniu. Nie miałem pojęcia, że tu będziesz, Beth.

– Jesteście już na „ty”? To ciekawe – komentuje Alexander. Jaki ten mój facet dzisiaj wszystkim zaciekawiony. – Przejdźmy do negocjacji. – Tym razem to ja zmieniam temat. – Usiądźmy.

Powieść Mściwy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Mściwy. 50 stanów świadomości
Jakub Onyśków1
Okładka książki - Mściwy. 50 stanów świadomości

Seks z nią był najlepszym, co mu się przytrafiło. Nie wiedział, że przyjdzie mu za to zapłacić. Alexander i Elizabeth - nietypowy miliarder i gorąca asystentka...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje