Sierpień 1945 roku. Miasteczko w Górach Świętokrzyskich naznaczone wojennymi ranami i wciąż dźwigające ciężar niemieckiej okupacji. W powietrzu czuć nieufność, a w sercach mieszkańców – głęboką niechęć do obcych. Tego lata w tym zapomnianym przez świat miejscu pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego obecność budzi więcej pytań niż odpowiedzi. Kim jest? Skąd przyszedł? Dlaczego skierował się właśnie tutaj?
Nikt nie wie, że mężczyzna przybył z misją. Ma do wykonania ostatni rozkaz – zadanie, które otrzymał jeszcze w czasie wojny, o której wszyscy chcą już zapomnieć. Tymczasem on wierzy, że honor ma swoją cenę, a sprawy, które nie zostały rozwiązane trzeba doprowadzić do końca.

Ostatnie zadanie Grzegorza Kozery to historia o wierności swoim zasadom, lojalności i szukaniu sprawiedliwości. To opowieść o gniewie i zemście… ale również o miłości. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Prozami. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Ostatnie zadanie. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Plutonowy Jan Rokita siedział w swoim pokoju przy otwartym oknie, ponieważ na zewnątrz było gorąco. Palił papierosa skręconego z machorki, którą dostał od towarzyszy radzieckich, i chwilowo się nudził. Ten stan lubił najbardziej – nicnierobienie było jego ulubioną czynnością poza piciem wódki. [...]
Nagle w drzwiach stanęli spoceni posterunkowi Pawlęga i Nosek, którzy wrócili z patrolu.
– Co tam? – zapytał Rokita, mając nadzieję, że nie będą mieli mu wiele do powiedzenia.
[...]
– Jakiś człowiek pojawił się w Bodzyniu – powiedział od niechcenia Pawlęga.
– Jaki człowiek?
– Nikt go nie zna. Był u Jamroza, potem szukał noclegu. Ludzie mówią, że wygląda na akowca, znaczy na zaplutego karła reakcji – szybko poprawił się Pawlęga.
– I dopiero teraz mi o tym meldujecie?! – zdenerwował się Rokita. – Obcy w mieście! Co z nim, znalazł nocleg?
– Szukał, ale ludzie są czujni, nikt się nie chciał zgodzić – odpowiedział Nosek. – Dopiero Kulawy Kazek go przyjął.
– Oczywiście, ten staruch musiał się wyłamać – powiedział ze złością Rokita. Podskórnie czuł, że przybycie nieznajomego może oznaczać kłopoty, a kłopotów Rokita starał się unikać jak ognia. [...] – Biegiem sprowadzić mi go tutaj! Przesłucham go.
[...]
Mniej więcej po półgodzinie Pawlęga i Nosek wrócili z nieznajomym. Mężczyzna stał pomiędzy nimi, wyglądał na spokojnego. Bystrym spojrzeniem lustrował pomieszczenie, w którym się znalazł.
– Siadajcie – powiedział Rokita do przybysza, wskazując na krzesło stojące przed biurkiem.
– Czemu zawdzięczam tę przymusową wizytę na posterunku? – spytał mężczyzna.
Rokita wypuścił kłąb dymu papierosowego prosto w twarz tamtego, żeby pokazać, kto tu rządzi.
[...]
– Zacznijmy od początku – powiedział Rokita. – Imię i nazwisko?
– Adam Wilk.
– Adam Wilk – powtórzył Rokita. – Skąd mam wiedzieć, że to wasze prawdziwe nazwisko? Macie jakieś papiery, że wy to wy?
Mężczyzna wyjął z kieszeni dokument i podał Rokicie.
– Co to jest? – spytał komendant.
– Przedwojenne prawo jazdy.
Rokita wziął dokument i zaczął go przeglądać.
– I tylko to macie?
– Tak.
– Skąd jesteście?
– Jest tam napisane.
– Was pytam.
– Z Warszawy.
– To dlaczego tam nie pojedziecie?
– Już byłem – odparł spokojnie Wilk. – Mój dom jest zburzony, nie mam do czego wracać.
[...]
– Posłuchajcie, Wilk. Nie podobacie mi się.
– Nie muszę się wszystkim podobać, a tym bardziej panu. Nawet lepiej, że się panu nie podobam, co ludzie by powiedzieli.
– Wy sobie nie żartujcie! – zezłościł się komendant. – Będziemy mieć na was oko. Zrobicie coś podejrzanego, od razu was aresztujemy i odeślemy do województwa, do Urzędu Bezpieczeństwa. Tam się wami zajmą i nie będą tak grzeczni jak ja, gwarantuję to wam. Rozumiecie?
– Rozumiem i dziękuję za ostrzeżenie. Mogę odejść?
– Możecie. – Rokita rzucił mu prawo jazdy. – A, jeszcze jedno.
– Tak?
– Ile chcecie za tę kurtkę?
– Nie jest na sprzedaż.
– Zastanówcie się.
– Już powiedziałem.
– Przecież mogę ją wam zwyczajnie zarekwirować. – Komendant nie ustępował. – Mówię po dobroci.
Adam Wilk wstał. Schował do kieszeni rzucony przez Rokitę dokument.
– Panie plutonowy, przecież władza ludowa nie jest od okradania obywateli, tylko od tego, żeby ich chronić – powiedział. – Tak przynajmniej słyszałem. Więc na jakiej podstawie by ją pan zarekwirował?
Rokita zmełł w ustach przekleństwo.
– Wynoście się. I tak wam ją ukradną, a wtedy możecie być pewni, że nie będziemy szukać złodzieja.
Powieść Ostatnie zadanie kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,