Genialny amerykański naukowiec budzi się po wypadku w nieznanym sobie miejscu, bez wspomnień, które mógłby uznać za pewne. Zdezorientowany i ścigany, odkrywa, że nie jest ofiarą, ale zwierzyną. W świecie rządzonym przez nowego, brutalnego tyrana, mężczyzna musi zmierzyć się z siłami gotowymi na wszystko, by go zniszczyć. Dzięki wsparciu ludzi ratuje swoje życie, by rozpocząć desperacką walkę o przetrwanie i przyszłość, która wykracza poza jego własny los.
Kyle T.M. Piro to opowieść o sile umysłu i serca – kiedy myślenie staje się kluczem do przetrwania, a odwaga definiuje naszą wartość. Czy jeden człowiek może stawić czoła światu, który zwrócił się przeciwko niemu?
Do lektury powieści zaprasza Wydawnictwo Novae Res.
Kyle to nie tylko powieść science fiction. To także kryminał, filozoficzna rozprawa (co akurat w tym gatunku jest chyba normą) i książka z wyraźnym przesłaniem antywojennym – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji tej książki.
– Mózg jest najsilniejszym narzędziem, jest również najpotężniejszą bronią świata – przekonuje w naszym wywiadzie T.M. Piro, autor powieści. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Kyle. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
– Witaj, Kyle – odezwał się blady. – Wiesz, że jesteś poszukiwany.
To nie było pytanie. To było stwierdzenie faktu.
– Aresztujesz mnie? Zabijesz?
– Czemu miałbym? Nie jestem tu od aresztowań ani zabijania, oddelegowano mnie tu do pilnowania wody.
– Macie na moją osobę list gończy, zdjęcie? Skąd wiesz, że Kyle to akurat ja?
– Mamy. Tożsamość sam mi wyjawiłeś.
– Kiedy?
– Przed chwilą, kiedy jeszcze byłeś daleko ode mnie, tam, gdzie wyszedłeś z wody.
Słyszy moje myśli?
Żołnierz powolnym ruchem ręki otworzył pleksiglasową przyłbicę osłaniającą twarz, odwrócił głowę i popatrzył przed siebie, tak jakby ignorując stojącego obok ściganego Kyle’a. Nie poruszając ustami, przekazał odpowiedź:
– Jak najbardziej słyszę twoje myśli, a już idealnie, gdy zwracasz się do mnie bezpośrednio.
Te słowa pojawiły się w głowie Kyle’a, podobnie jak głosy, który słyszał wcześniej, tylko dużo bardziej wyraźnie.
Niesamowite…
– Skąd to się bierze?
– Tak przecież mamy. Ty i ja – powiedział cicho strażnik. Kyle spróbował zadać następne pytanie w myślach:
– A dlaczego ja tak mam?
– Bo ty jesteś Kyle. On tak ma.
– A ludzie?
– Nie, szarzy ludzie tak nie potrafią.
Rozmaite koncepcje dalszej rozmowy biegły w głowie Kyle’a jak szalone. Układał fakty niczym dziecięce puzzle. Wniosek właściwie był jeden. Trzeba zadać to proste pytanie:
– Czyli ja też jestem bladym?
– Nie. Ty jesteś Kyle.
Zdążył się już przygotować psychicznie na inną odpowiedź.
– Masz broń. Jesteś wojskowym albo policjantem? Kazali ci mnie złapać?
– Żołnierzem. O ile się tu pojawisz, to tak. Kazali mi cię zastrzelić, jeżeli nie utoniesz. Chcą cię martwego, tylko ciało. Ale nie zrobię tego.
– Więc co ze mną zrobisz?
– Nic nie zrobię. Wypuszczę cię stąd. Pokażę ci drogę do wyjścia.
Kyle zawahał się, próbując zgadnąć, czy żołnierz przypadkiem nie drwi sobie z niego. Jego oferta mogła oznaczać ogromną litość albo też wystawienie na strzał w plecy.
– Jestem ci bardzo wdzięczny, jesteś dobrym człowiekiem. Powiedz mi albo pomyśl, czy bladzi, to znaczy wy: czy wiedzieliście, że się tu mogę pojawić, wypaść z tej rury z wodą?
– Tak, wiedzieliśmy, to zaplanowana akcja. Jedna z opcji, mało prawdopodobna.
– I włączyli pompy, aby nas utopić?
– Nie. To ja je włączyłem.
– Czyli chciałeś mnie zabić, a teraz już nie chcesz?
– Chciałem, ale przemyślałem to i przyszło mi do głowy, że to złe. Nie chcę zabijać.
– Zabiłeś dwóch moich przyjaciół, utonęli.
– Jest mi tak bardzo przykro, naprawdę źle zrobiłem. Wyobrażam sobie, co czujesz.
– Teraz przyszło ci do głowy, żeby nie zabijać?
– Przyszło, jak cię zobaczyłem. Pomyślałem, że nie chcę być żołnierzem, że chciałbym być kimś takim jak ty, mieć przyjaciół i nie musieć wykonywać rozkazów. Chciałbym mieć rodzinę, coś stworzyć, cieszyć się życiem, a nie tylko gnić psychicznie w tym pancerzu i być znienawidzonym przez szarych ludzi. Smutno mi, że to się nigdy nie zdarzy.
– Może jak skończysz służbę, to twoje życie się zmieni?
– My nigdy nie kończymy służby. Jeżeli po kwalifikacjach przeznaczą cię do bycia żołnierzem, to jesteś żołnierzem. Inni są naukowcami albo inżynierami. To zależy, jak cię oceniono, jak się udałeś. Dożywotnio.
– Kiedy?
– Nie rozumiem. Pan myśli za szybko.
– Kiedy was kwalifikują.
– Brak mi takiej wiedzy. Nie wiem jak innych. Mnie na początku. Na samym początku.
– Rozstaniemy się w zgodzie?
– Tak. Wolałbym pracować dla pana, panie Kyle.
– Rozumiem… Wobec tego mam jeszcze prośbę.
– Niech pan powie: czego potrzeba?
– Stań prosto, ciekaw jestem, czy jesteś ode mnie wyższy.
– Ma to sens?
– Dla mnie ma, chcę się o czymś przekonać, dowiedzieć. Proszę.
Stanęli blisko siebie w bezruchu i Kyle ocenił, że na oko jest dobre pięć centymetrów niższy.
W tej chwili plastikowe drzwi śluzy obok nich bezszelestnie się uchyliły, a ze szpary wyjrzała twarz strażnika z otwartą przyłbicą. W mgnieniu oka Kyle jednocześnie się przestraszył i rozpoznał twarz. Vladi. W hełmie. Ucieszył się.
– Nie denerwuj się, to przyjaciel – pomyślał do dozorcy, który odruchowo cofnął się do narożnika przy drzwiach, gdzie wcześniej oparł broń.
Pilot wszedł przez uchyloną śluzę, niosąc na sobie obwieszony, nazbyt wielki dla jego postury strój z elementami egzopancerza. W ręce trzymał także broń, którą wymierzył w bladego dozorcę. Miała ona identyczny wygląd jak ta odstawiona do kąta przez strażnika. Za nim pojawiła się Jo. Byli zwyczajnie mokrzy, nie różnili się w tym od Kyle’a, tyle że Vladi był ubrany (czy też niósł na sobie) prawie kompletny strój żołnierza bladych, choć bez butów – zachował swoje. Z nogawek kapała mu woda. Elementy skorupy pancerza były na niego za duże i ogólnie pasował do figury pilota jak pięść do nosa, ale Vladi na pewno wszedł w jego posiadanie w efekcie jakichś ciekawych zdarzeń, o których Kyle nie miał pojęcia. Jednak wiedział teraz jedno – nie utonęli. Żyją.
– Opuść broń, on nie jest agresywny. To przyjaciel. Nic nam nie zrobi – powiedział do Vladiego, a ten skierował lufę w kierunku podłogi, choć z palcem na spuście.
– Widzę, że tu braterstwo broni odchodzi, choć chyba cię na strażnika nie wezmą, za mały jesteś. – Jo bezbłędnie zgadła, dlaczego Kyle i blady strażnik stali tak blisko siebie. Domyśliła się, co miał udowodnić pomiar. – Słuchaj, to jest ta pożyteczna chwila, kiedy możesz z nami pomaszerować do wyjścia.
– Co się stało z kolegą przy wyjściu? Co się stało z kolegą?
Kompletny brak reakcji reszty załogi uświadomił Kyle’owi, że rozpaczliwe w tonie pytanie bladego słyszy tylko on, choć dało się zauważyć, że strażnik jest poruszony. Być może zrzucili to na karb tego, że trzymana w ręku przez Vladiego broń, nawet jeśli niewycelowana, nie działała szczególnie uspokajająco.
– Kolega się martwi. Mam nadzieję, że strażnikowi przy wyjściu nie zrobiliście krzywdy? – zapytał.
– O, to widzę, że już panowie koledzy. – Jo wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia.
Kyle popatrzył jej prosto w oczy i z egzaltacją zripostował:
– Mam na myśli TEGO strażnika. Drugi strażnik to jego przyjaciel. To ISTOTNE, aby nic mu się nie stało.
– Gdzieżby miało mu się coś stać. Odpoczywa w stróżówce i na pewno będzie, dopóki nie przyjdą go zmienić. Vladi w lot złapał, o co chodzi. – A egzopancerz mam, bo mi go pożyczył. Pewnie miał zapasowy, a też elokwentnie i grzecznie go o niego poprosiłem. A uściślając: wymieniłem na latarkę, nieco już niesprawną po tym dealu.
– Prosił, żebyś go przymierzył, Kyle. – Jo weszła w rolę. Ciekawa jestem, jak ty w nim wyglądasz.
Broń trafiła do rąk Jo, natomiast Vladi szybko wyswobodził się z wojskowego przyodziewku.
Po chwili wahania Kyle włożył górną część – mniej więcej pasowała. Z dolną poszło gorzej, bo na mokre spodnie trudno ją było nałożyć. Miała mizerny zakres regulacji ale po małym mocowaniu się z zatrzaskami całość można było dopasować. Gdyby nie buty, wyglądałby podobnie do podstawowego szeregowego. Na końcu nałożył kask z przyłbicą, a wtedy zaświecił się projektor źrenicowy i odezwał się wbudowany, bezdźwięczny komunikator:
– Co tam się, do cholery, dzieje?! Włóż klucz identyfikacyjny, żołnierzu A czterdzieści dwa, natychmiast, masz pięć minut zwłoki. Potwierdź w tej chwili, powtarzam, potwierdź.
– Potwierdzam, zrozumiałem – pomyślał Kyle.
– No wreszcie. Co wy tam wyprawiacie, będziecie obaj raportowani! Zmiana w drodze.
Kyle zdjął hełm i następnie upewnił się, że gdy nie ma go na głowie, wewnętrzny ekran jest wyłączony.
– Mamy mało czasu. Jak możemy się stąd szybko wydostać?
– Tamtędy, skąd przyszli twoi przyjaciele.
– Dziękuję, chodźcie, nie zadawajcie pytań!
– Zabrać mu broń, temu twojemu koledze? – Vladi zawahał się, zapewne obawiając się strzału w plecy, lecz Kyle machnął ręką. Pobiegli.
W biegu minęli konwencjonalną stróżówkę w postaci budki z fotelem w środku, umiejscowionej przy wejściu do budynku. Wewnątrz przez otwarte drzwi widać było drugiego strażnika, leżącego na podłodze.
– Żyje?
– Żyje, bądź spokojny, najwyżej będzie go łeb bolał kilka dni – wydyszała Jo. – Co ty tam usłyszałeś w tym jego hełmofonie?
– Wywołują go, ale jest też informacja, że jadą tu ze wsparciem. Widać tak reagują na utratę łączności. To raczej kwestia minut lub sekund. Będą tu za chwilę, i to nie w pojedynkę.
Ewakuacja!
Książkę Kyle kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,