Śmiertelniczka Delice trafia do magicznej krainy. Jej przybycie łamie trwającą tysiąc lat klątwę snu. Okazuje się, że ten świat i jego mieszkańcy umierają tak samo jak magia, która dotychczas go wypełniała. Na powierzchnię wypełzają okrutne i przerażające bestie, nieuchronnie zbliża się wojna, a doprowadzili do tego uzurpatorka Kirke i mag zwany Nekromantą. Tylko Książę, który trafił do niewoli, może to powstrzymać. Trzeba go odszukać i uwolnić.
Delice zawiera pakt – zgadza się uratować Księcia w zamian za pomoc w powrocie do domu. Nie jest to łatwe zadanie. Na jej drodze staje wiele magicznych istot, niekoniecznie przyjaźnie nastawionych, ale prowadzi ją magia. Dziewczyna robi wszystko, co konieczne, by wypełnić umowę, choć często nie wie, jak odróżnić iluzje od rzeczywistości…
Kim jest Książę Kłamstw? Czy Delice to odkryje?
Czy jej życie wróci jeszcze do normalności?
Do przeczytania książki Agnes A. Young Książę Kłamstw zaprasza BookEdit. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Książę Kłamstw. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Trzymałam w dłoni klucz do domu, a zmarnowałam go na tego sukinsyna, zmarnowałam na niego Kamień Wskrzeszenia, dałam się torturować Devonowi, zawierałam dla niego pakty, walczyłam, zabijałam. Wszystko, co robiłam, robiłam dla niego! Idiotka! Jak mogłam pomyśleć, że ktoś taki jak on, będzie chciał mnie?! Dlaczego pozwoliłam sobie uwierzyć?! Bo byłam zdesperowana i samotna, bo tak bardzo pragnęłam miłości, że połaszczyłam się na nią jak głodny pies.
Sukinsyn i skurwiel! Rozpaczy nie było końca. Płakałam, zasypiałam, śniłam koszmary i znów płakałam. Allera i pozostali czuwali przy mnie przez cały czas, Mikael jednak nie pojawił się ani razu. Nie obchodziłam go, nie interesował się tym, co przeżyłam, co dla niego poświeciłam, kim się stałam. Pochłaniała mnie ciemność i rozpacz, błagałam o śmierć, ale ona nie przychodziła. Pewnego dnia obudziłam się i wiedziałam, że nie mogę i nie chcę zostać w tym domu. Zamierzałam odejść razem z Nefretete.
Znów znalazłam się w domu Lorda Koszmarów, z tym że ten koszmar był zdecydowanie gorszy. Ubrałam się. Niestety straciłam swoją kurtkę, dlatego musiał mi wystarczyć gruby, wełniany sweter. Uczesałam włosy w kitkę, a z szafy wyciągnęłam plecak. Rzucając go na łóżko, usłyszałam cichy brzdęk, jakby uderzenie monety o monetę. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, w końcu włożyłam palce do małej kieszonki z prawej strony plecaka i cofnęłam je z sykiem. Krwawiły. Oniemiałam podekscytowana. Sou zostawiła syrenie łuski w plecaku.
Wyjęłam dwie błyszczące płytki i przyglądałam im się przez chwilę, wiedząc, co muszę zrobić. Sou.
Wpakowałam je z powrotem do plecaka, dorzuciłam tam Kamień Księżycowy, skrawek nocy, parę spodni i dwa podkoszulki, po czym ruszyłam na dół.
Weszłam do kuchni. Rozmowy ucichły i wszyscy łącznie z dupkiem patrzyli na mnie.
– Chciałam się pożegnać i zapytać, czy ktoś chce iść ze mną. – Mogłam udawać obrażoną nastolatkę i nie prosić nikogo o pomoc, ale byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. Potrzebowałam pomocy, ostatnie miesiące pokazały mi, że w tym świecie nie idzie się w pojedynkę nawet na spacer.
Mimowolnie spojrzałam na księcia. Siedział ubrany na czarno. Przeczesał włosy dłonią, mierząc mnie wzrokiem. Resztki snu na twarzy mężczyzny mąciły mi w myślach.
– O czym ty mówisz?! – Allera odstawiła kubek z kawą na marmurowy blat i posłała mi zdezorientowane spojrzenie.
Włożyła ulubione brązowe spodnie ze szwem na przodzie, białą bluzkę z bufiastymi rękawami i skórzany gorset zawiązywany z przodu. Brązowe włosy uczesała w kok na czubku głowy.
– Mam parę spraw do załatwienia, a jedną z nich jest wydostanie Sou z łap wiedźmy.
Mikael zaśmiał się, jakby słyszał żart. Kłucie w klatce piersiowej powróciło, ale nie zareagowałam. Allera zrobiła to pierwsza, odwróciła się, powoli idąc w jego stronę.
– Milcz, książę, bo nie masz najmniejszego prawa jej oceniać, nie ty! – Paznokcie kobiety zmieniły się w szpony.
– Schowaj swoje moce do kieszeni. Pamiętaj, że jesteś w moim domu. – Książę siedzący przy kamiennej wyspie wydawał się bardzo spokojny i opanowany, ale w jego głosie kryło się ostrzeżenie.
– Już nie, idę razem ze śmiertelniczką.
– Nikt nie wyjdzie z tego domu, jeśli na to nie pozwolę.
Dom był jego, mógł mu rozkazywać, jak chciał i kiedy chciał.
– Wyjdę stąd, czy ci się podoba, czy nie. To jest moja zapłata, chcę się uwolnić od tego domu, wyjść z niego i już nigdy nie wrócić. Tego chcę w zamian za uratowanie ci życia.
Milczał, ale wstał. Wyglądał jak dziki zwierz.
Spodziewałam się, że będzie cierpiał, że miną miesiące, zanim dojdzie do siebie po tym, co przeszedł, miał być złamany, rozbity na kawałki, a stał cały i zdrowy. Zaczynałam wierzyć, że ratowanie matki też było jakąś grą w jego wykonaniu, nawet nie śpieszyło mu się do własnego domu, do swojego królestwa.
– Nie, wybierz inną formę zapłaty. Mam prawo odmawiać, aż poprosisz o to, co będzie mi odpowiadało.
– Aż będzie odpowiadało tobie?! – Sukinsyn!
– Tak, a to mi kompletnie nie odpowiada. Czy tego chcesz, czy nie, jesteś naszą królową i jako jeden z siedmiu książąt mam obowiązek cię chronić.
– W dupie mam twoje obowiązki! – Powtarzałam się, żeby znów nie napluć mu w twarz!
– Nie interesuje mnie, gdzie je masz, nie wyjdziesz stąd, chyba że ja ci na to pozwolę.
Patrzył z wyższością i pogardą.
– Skoro jestem królową, nie ty powinieneś mnie słuchać?
– A gdzie twoja korona, wielka pani? – Pochylił się, zatrzymując milimetry od mojej twarzy. Z jego ust nie schodził pogardliwy uśmiech.
„Na głowie twojej chorej matki” – pomyślałam i byłam gotowa, żeby mu to powiedzieć, ale milczałam.
– Tak myślałem. Nigdzie stąd nie wyjdziesz, ty ani twoja ptasia opiekunka. Odsunął się i wrócił na miejsce.
– Więc mam tak jak ty siedzieć na dupie i nic nie robić? Podobno miałeś wypowiedzieć Kirke wielką wojnę, miałeś wybawić ten świat spod jej władzy, a co robisz? Siedzisz i popijasz kawkę! Mówiłam Idrisowi, że jesteś tchórzem, ale mi nie wierzył.
Złość doprowadziła do tego, że dłonie mi drżały, a w oczach wezbrały łzy. Jestem bezsilna w starciu z księciem.
– Nie boję się twoich słów, śmiertelniczko. Możesz nazywać mnie, jak chcesz, ale dopóki jesteś pod moją opieką, będziesz robiła to, co mówię.
Nawet na mnie nie patrzył. Pił kawę z porcelanowego kubka, jakby kompletnie nie obchodziło go, co się stanie z Sou, z Sorayą, ze światem. Nieczuły sukinsyn!
– Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuję niczyjej opieki, a w szczególności twojej!
– Zaczęłam dyszeć, jeszcze chwila i wybuchnę.
– Jesteś kaleką, masz niesprawną rękę. Jak zamierzasz przetrwać w tunelach? Wiesz w ogóle, jak dotrzeć na bagna? Kim jest wiedźma? Jak z nią walczyć?
– Patrzył, wiedząc, że ma rację. Jego słowa raniły jak noże, szczególnie wtedy, gdy nazwał mnie kaleką.
– Ty sukinsynie, nie waż się tak do niej mówić! – Allera zareagowała, próbowała mnie chronić. Wściekała się, ale schowała szpony, panowała nad swoją mocą, tak jak rozkazał jej Mikael.
– Milcz, rozmawiam z nią, nie z tobą. – Księcia otaczała ciemność, tracił cierpliwość. – Wracaj do siebie, bo nigdzie nie wyjdziesz.
Nie zamierzałam słuchać jego poleceń. Podeszłam do drzwi i zaczęłam szarpać za klamkę. Nie ustąpiły. Wkładałam w to całą swoją złość i siłę, ale ani drgnęły. Szukałam rozwiązania, muszę się wydostać, duszę się, dosłownie i w przenośni. Weszłam do kuchni, zabrałam jedno z krzeseł, łapiąc za oparcie zdrową rękę i zaczęłam je ciągnąć po podłodze w stronę wyjścia. Kain ruszył za mną biegiem. Zamachnęłam się, ale nie zdążyłam rzucić, wojownik złapał krzesło i wyrwał mi je z rąk.
– Delice, co ty wyprawiasz! – Mężczyzna nie był zły, ale zdezorientowany, pogubiony tak jak ja.
– Chcę stąd wyjść, muszę stąd wyjść! – Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, prosiłam o pomoc.
– Skończyłaś przedstawienie? – wtrącił Mikael.
Odwróciłam się gwałtownie. Stał w korytarzu na wysokości jadalni, spróbowałam wyrwać krzesło z rąk Kaina, ale trzymał zbyt mocno, a ja mam tylko jedną rękę.
– Pierdol się! – wykrzyczałam, patrząc w jego soczyście zielone oczy. Nie spędzę w tym domu ani minuty dłużej!
– W świetle ostatnich wydarzeń zrobię sobie od tego przerwę. Zdejmij plecak i marsz do jadalni, śniadanie czeka.
– Co ty do mnie powiedziałeś?! – Zbierałam ślinę, przepełniała mnie furia. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w stronę mężczyzny. Nie jestem małym dzieckiem i nikt mnie nie będzie tak traktował, a na pewno nie on, nie ma prawa mi rozkazywać!
– Śniadanie, już. – Wskazał ręką na jadalnię, mogłabym przysiąc, że dobrze się bawi.
– Jesteś chory, tak jak twoja matka! – Przesadziłam.
Podszedł do mnie, złapał za ramiona z taką gwałtownością, że odebrało mi dech, uniósł mnie nad podłogę, oczy księcia stały się prawie czarne. Zatrzymał swoją twarz milimetry od mojej, jego dłonie sprawiały mi ból.
– Nigdy, ale to nigdy nie mów do mnie w ten sposób, zrozumiałaś? – Głos Mikaela zamienił się w pomruk smoka. – Zrozumiałaś?!
– Tak – wychrypiałam.
Ostrzeżenie mężczyzny uciszyło wszystkich mieszkańców domu, nie tylko mnie. Bałam się go, pierwszy raz w swoim życiu się go bałam. Mężczyzna odstawił mnie na podłogę. Pozostali byli przerażeni. Kiara przygarnęła Gastona ręką do siebie, Bea miała łzy w oczach, Kain patrzył na Mikaela, jakby go nie poznawał, a Allera stała z boku gotowa zaatakować w razie potrzeby.
Książę odszedł. Dziewczyny się przed nim rozstąpiły. Spodziewałam się, że to Allera będzie mnie uspokajać, ale zrobił to Kain. Przyciskał mnie do siebie, potrzebował tego tak samo jak ja. Mikael stał się inną osobą. Powstrzymałam łzy, opanowałam drżenie, odłożyłam plecak na schodach i razem z harpią i Kainem ruszyłam do jadalni. Książę siedział u szczytu stołu. Po jego lewej zasiadła Bea, Kiara i Gaston, po prawej Kain, Allera i ja. Czekała już na mnie owsianka z jabłkiem, chociaż kompletnie nie miałam ochoty jej jeść.
Przez większą część śniadania panowała kompletna cisza, dopiero pod koniec książę przemówił.
– Jak zamierzasz uratować Sou?
Zatrzymałam łyżkę w połowie drogi do ust, po czym odłożyłam ją do miski. Nie wiem, po co mu ta wiedza, ale nie chcę kolejny raz być powodem jego wściekłości, przynajmniej do momentu, kiedy ból ramion zelżeje.
– Zamierzam iść do Pandory i poprosić o pomoc.
– Chcesz iść na targ? – Mężczyzna uniósł jedną brew zaskoczony, wyglądał cudownie.
– Tak.
– Czym zapłacisz strażnikowi?
– Łuską.
– Masz łuski? – zapytała zaskoczona Bea.
– Tak, znalazłam je w plecaku. Pewnie Sou mi je podrzuciła.
– Jak? Kiedy? – Dziewczyna patrzyła oszołomiona.
– Zanim ruszyła do wiedźmy, kiedy się ze mną żegnała.
– Nim wyruszymy, chcę, żebyś opowiedziała mi wszystko, co się wydarzyło od chwili twojego pojawienia się w naszym świecie. Wszystko, nawet najdrobniejsze szczegóły.
Zaskoczył mnie. Zamierzał iść ze mną. Mogłam się wściekać, ale jeśli nie pójdę z nim, nie pójdę wcale.
– Mam to zrobić teraz czy życzysz sobie, książę, jakiś odpowiedniejszy moment? – Liczyłam, że wyczuje jad w mojej wypowiedzi.
– Może być teraz, chyba że gdzieś się wybierasz. – Zrozumiał i odwdzięczył się tym samym.
– Nie, jaśnie panie, tak się składa, że mam dużo czasu.
– Książę wystarczy.
– Słucham?
– Książę wystarczy, jaśnie panie możesz zachować dla członków dworu.
– Jak sobie książę życzy.
Zaczęłam opowiadać. Powiedziałam o krypcie, o tunelach, o tym, jak znalazłam Sou, jak spotkałyśmy skrytobójców, jak uratowałam Allerę, jak walczyliśmy z szakalami, jak ukradłam łuski, jak znaleźliśmy się na targu. Później o spotkaniu z Pandorą, Melancholią, Devonem, Skadi, a na koniec o moim pobycie w Lunaris, rzece Id, Tyronie, pierwszym spotkaniu z jego matką, Kiarze, smoku, boginie, Grobowcach Czasu, Nocy, spotkaniu z jego ojcem, wielkiej sali, kluczu i wskrzeszeniu.
– Smocze znamię, pokaż je.
– Nie wiem, o czym mówisz. – Patrzyłam na niego zagubiona.
– Pokaż.
Nie chcąc się kłócić, wstałam od stołu, zdjęłam but i podwinęłam nogawkę. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale ponad kostką widniało małe znamię, wyglądało jak łuski wypalone w skórze.
Mikael kucał, przyglądając się nodze.
– Czym jest to znamię?
– Żaden smok nie może cię skrzywdzić. Chroni cię smocza magia. Jeśli będziesz w potrzebie i poprosisz o pomoc, smok, który znajduje się najbliżej, przybędzie, by cię uratować.
Smok Endymiona! Dlatego nas nie zabił, prosiłam o pomoc! Cudownie, że mam w zanadrzu smoki!
– Ile jest tych smoków?
– Dwa.
– Dlaczego?
– Bo smocza rodzina umarła, zostały dwa ostatnie.
Szkoda. Mimo że przerażające, smoki to piękne stworzenia.
Włożyłam but i wróciłam na miejsce przy stole. Przez chwilę udało nam się rozmawiać normalnie. Zastanawiałam się, dlaczego nie mogłabym mieć tego na zawsze, jego i rozmów z nim, a chwilę później przypomniałam sobie, że jest dupkiem, kłamcą i oszustem.
– A teraz bądź grzeczną dziewczynką i przynieś mi łuski.
Spojrzałam, nie wierząc, że to mówi. Nie oddam mu łusek, nigdy w życiu! Cały czar piętnastominutowej rozmowy minął.
Książkę Książę Kłamstw kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,