Dorocie świat wali się na głowę. Wieloletnie przyjaźnie zawisły na włosku, a narzeczony pokazał swoją prawdziwą twarz. Młoda notariuszka staje przed trudnymi wyborami. Tymczasem dramatyczny list z Izraela burzy spokój jej rodziców. Czy ich życie było zbudowane na kłamstwie? By znaleźć odpowiedź, muszą wyruszyć w przeszłość swojej rodziny. Kim są Rebeka, Rachela i Estera? Co wydarzyło się w czasie drugiej wojny światowej w getcie w Białej?
Kamienica to pierwszy z czterech osobnych tomów obyczajowo-historycznego cyklu Sekrety Białej Agnieszki Panasiuk, opowiadającej o grupie przyjaciółek z Białej Podlaskiej, których relacje w obliczu życiowych przeciwności zostają wystawione na próbę. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Kamienica. Sekrety Białej. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Dorota, z natury optymistka, następnego ranka zapomniała o swoich dylematach, albo tylko starannie udawała, że ich nie ma. Nawet przed samą sobą nie potrafiła być szczera. Rodzice zachowywali się wobec jedynaczki naturalnie i wydarzenia poprzedniego wieczoru zdawały się jej ułudą czy fragmentem koszmarnego snu, który śniła od czasu rozpoczęcia intensywnych przygotowań do ślubu. Po pysznym maminym śniadaniu dzień od razu
zapowiadał się o niebo lepiej od poprzedniego, zwłaszcza że miała go spędzić nie w towarzystwie opryskliwego narzeczonego, ale z dawno niewidzianymi przyjaciółkami. Wieczór panieński a właściwie trzy panieńskie dni, stanowił nie lada okazję do prawdziwego relaksu.
Pierwsza w domu na Osiedlu Francuska zjawiła się Maria z nieco zmęczonym Gabrysiem, o którego miała zadbać matka Doroty. Przezorna Anka przed wyjazdem sprawdzała jeszcze stan swojego samochodu.
– Nie szkoda ci dwóch dni bez buszowania wśród książek? – Z kanału usłyszała pytanie mechanika.
– Jednego. Ta sobota jest dla mnie wolna – odparowała na sarkastyczną uwagę mężczyzny.
Była bibliotekarką z krwi i kości, a na dodatek z dalekosiężnym planem stworzenia działu regionaliów z prawdziwego zdarzenia. Idealnego miejsca dla białych kruków dotyczących kultury, gospodarki, historii i geografii Południowego Podlasia*, miejsca rzetelnej informacji o każdym aspekcie dziejów regionu z każdej dziedziny wiedzy. Ten zamiar od dawna chodził jej po głowie.
– Anka! Halo, tu Ziemia! – Zaśmiał się mechanik.
– Może przy okazji wyjazdu zdołam znaleźć coś ciekawego, a już na pewno zrobię solidną dokumentację fotograficzną – odpowiedziała zmieszana jednym tchem. – I jak?
– Na miejscu Doroty jeszcze bym się zastanowił, kiedy to wszystko nie jest ostatecznie przesądzone. Nie podoba mi się ten cały Piotr. Nigdy mi się nie podobał. Wyniosły dupek!
– Łukasz, nie o to pytałam – żachnęła się Anka. – Jak samochód? Wiem od dawna, co sądzisz o ambitnym panie mecenasie, ale miłość, jak mówią, jest ślepa. – Poprawiła okulary przeciwsłoneczne, a z kanału rozległ się głęboki śmiech i pomruk aprobaty. W końcu ruszyła swoim fordem, ale zamiast o trzech dniach atrakcji zaplanowanych skrupulatnie przez przyjaciółkę pomyślała o słowach Łukasza. Tak. Miał rację. I jej Piotr nie przypadł do gustu.
Trzymał wobec starych znajomych Doroty dystans, wywyższał się swoim wykształceniem, ambicją i zarobkami, a na dodatek próbował dawać dobre rady, mimo że nikt go o to nie prosił.
Zauważyła też, że tłamsił naturalną spontaniczność Doroty, która coraz częściej przybierała przy narzeczonym podobną mu pozę.
Niegdyś pełna energii i tak beztrosko żywiołowa stawała się ponownie sobą dopiero wśród bliskich i w kancelarii, gdy Piotra nie było w pobliżu. Ance zdarzyło się widzieć Dorotę w akcji i była rada, że chociaż w pracy przyjaciółka jest jak dawniej zadowoloną i promieniejącą dziewczyną bez krzty powściągliwości.
– Może niektórzy już tacy się rodzą – mruknęła, myśląc o Piotrze – ale nie powinni zmieniać innych.
Zaparkowała przed domem Rosolskich i wyszła się przywitać, zadowolona, że na trzy dni odzyska przyjaciółkę, którą znała przed związkiem z mecenasem Szareckim. Do skompletowania starej paczki brakowało już tylko Zuzanny.
– Dajmy jej kwadrans. – Dorota uśmiechnęła się szelmowsko. – Pewnie zabalowała. – Wszystkie trzy przyjaciółki wybuchły śmiechem.
Miały rację. Zuza po krótkim odpoczynku w ojcowskich pieleszach wybrała się na miasto. Noc stanowiła jej żywioł, a barowe życie było najlepszą formą sportu. Knajpki w centrum Białej nawet w czwartkowy wieczór nie narzekały na brak klientów, z których gros stanowili studenci dwóch miejscowych uczelni. W dyskotece na Reformackiej Zuza spotkała szefa przyjaciółki, Michała Łęczyckiego, który upijał się na smutno, ale nie tracił kontroli nad
sytuacją. Przechodząc na plac Wolności, dziewczyna zauważyła, że szczęśliwy narzeczony, Piotr Szarecki, już dawno stracił kontrolę i opanowanie. Tańczył i śpiewał przed pubem z bandą prostych osiłków, w drżącej dłoni trzymając na wpół wypitą butelkę whisky.
Nie wyglądał przy tym na mocno obciążonego pracą ani zaangażowanego w ślubne przygotowania, o czym wspominała Dorota podczas rozmowy telefonicznej. Zapewne w taki sposób odreagowywał stres. Zuzanna wolała zejść mu z oczu. Nie mogła wybaczyć sobie zdarzenia sprzed kilku miesięcy, a sekret, który nosiła, ciążył jej coraz bardziej.
Skręciła za zabytkową fasadą magistratu, by po kilku chwilach znaleźć się w klimatycznym wnętrzu małego lokalu z muzyką jazzową. Niespiesznie sączyła drinka wtulona w puchaty fotel stojący w kącie pod oknem i delektowała się dźwiękami, zadymionym i tonącym w półmroku wnętrzem. Kontemplowała muzykę i innych tutejszych bywalców. Jeden z mężczyzn siedzących przy barze przyglądał się jej nachalnie czarnym jak węgiel spojrzeniem. Nie pozostała mu dłużna. Natarczywie studiowała jego wysportowaną kocią sylwetkę, opaloną już cerę, zachęcające usta i aksamitne włosy.
Gęste jak czekolada – pomyślała, sącząc drinka. Marzyła, by je przeczesać i sprawdzić ten smolisty odcień, a przy okazji odgarnąć kilka niesfornych loków opadających na zmarszczone czoło.
– Co panią tak zaciekawiło? – Mężczyzna niepostrzeżenie znalazł się przy jej stoliku.
– A pana? – Zaskoczona odpowiedziała pytaniem na pytanie, odgarniając do tyłu długie, ciemne włosy. Jej pełne usta znalazły się niebezpiecznie blisko jego policzka pokrytego drobinkami ciemnego zarostu.
– Jak pani tańczy – odpowiedział bez skrupułów z obiecującym uśmiechem i wyciągnął do niej śniadą dłoń.
Szare oczy Zuzy rozbłysły. Już dawno nikt tak jej nie zdobywał. Zaintrygowana podała nieznajomemu dłoń. Po chwili kołysali się w wąskim przejściu między stolikami cichym, zmysłowym rytmem. Ich usta spotykały się, by uciekać i zawracać z obranej poprzednio drogi. Dziewczyna poczuła smutek, gdy lokal zamknięto, a nieznajomy nie miał ochoty na kontynuowanie zabawy w innym miejscu. Szarmancko chciał ją odprowadzić, wymawiając się późną porą, ale ona nie bez żalu odwróciła się i wściekła pognała przed siebie tak prędko, jak tylko pozwalały jej na to szpilki. Zapomniała, że jest na zabitej dechami prowincji, a nie w wyzwolonej stolicy, gdzie przypadkowe
znajomości zazwyczaj kończy się w inny sposób. Nie obejrzała się nawet za siebie, chociaż korciło ją, a rozum podpowiadał, że zrobiła głupio i straciła świetną okazję. Ale na co? Rozeźlona wpadła do domu i dopiła otworzone z ojcem do kolacji czerwone wino. Rankiem wiedziała, że to był błąd. Głowa bolała ją niemiłosiernie, a żołądek ze wstrętem podchodził do gardła. Na szczęście w apteczce znalazła pigułki, które postawiły ją na nogi. Nie mogła zawieść Doroty, chociaż kilka miesięcy wcześniej nie miała takich skrupułów.
W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Kamienica. Sekrety Białej. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: