Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: b.d
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 160
Zmrok postanowiłam przeczytać z nadzieją, że będzie to coś ciekawego, a za razem zabawnego. Miała to być parodia bestsellerowej Sagi Zmierzch. Bardzo się jednak zawiodłam. 😕 Po przeczytaniu powieści Stephenie Meyer, od Zmroku oczekiwalam czegoś więcej. Niestety czytając tą książkę czułam narastające zarzenowanie. Z każdą kolejną chwilą nudziłam się coraz bardziej...
Jeśli chodzi o fabułę to...
Belle Goose stawia sobie za cel odnalezienie wampira, który ją ukąsi. Spotyka Edwarta Mullena. Okazuje się jednak, że nie jest to chłopak jej marzeń i snów, ponieważ... nie jest on wampirem...😂
Ciąg wydarzeń jest bardzo podobny do "oryginalnego" Zmierzchu. Jednak mam nieodparte wrażenie, że czasami pomijane są dość istotne momenty...
Cały zamysl historii jest dość ujmujący. Belle spotyka Edwarta, który nie jest wampirem... To naprawdę moglo się udać. Niestety nie wyszlo.
W tym wszystkim to najgorsze, że mnie to wcale nie rozśmieszylo, a miala to być parodia... 😂
Bohaterowie przez caly czas zachowywali się po prostu niespotykanie dziwnie. Główna bohaterka Belle Goose z powodu odrobinę dłuższej prawej nogi potyka się o wszystko, przewracając, zgniatając i rozwalając przy tym wszystko i wszystkich. Wstrzykuje sobie do żył sok grejpfrutowy (to akurat dobre 😁 - niestety raczej więcej takich "fajnych" rozwiązań przedstawienia Belli nie znajdziemy). Sam Edwart to dopiero gość... Konstruuje jakiegoś dziwnego robota (swoją drogą nie mam pojęcia skąd się to wzięło i do czego może nawiązywać).
Czytając Zmrok czasami sama nie wiedziałam o co chodzi. Gubiłam się bardzo... Napisane to jest w bardzo chaotyczny sposób. Większość wątków nie miała sensu. Było to czasami wręcz absurdalne.
Ja rozumiem, że parodia to coś śmiesznego, naśmiewanie się w pewien sposób z oryginału. Chodzi tylko o to, że ta "książka" nie mieści się w granicach dobrego smaku.
Mogę jednak przyznać, że okładka mi się bardzo podoba. Ugryzione jabłko bardzo fajnie nawiązuje do okładki Zmierzchu, gdzie znajdują się dłonie trzymające jeszcze nie zjedzone jabłko.
Totalna porażka. Wiedziałam, że mam w ręku parodię "Zmierzchu" ale myślałam, że będzie to w miarę do przełknięcia. Nie było. Bohaterów w ogóle nie dało się strawić. Dobrze, że było to krótkie. Nie polecam.
Bardzo przeciętna. Spodziewałam się czegoś więcej. Lubię czarny humor ale sięgając po książkę miałam nadzieje niezłego ubawu. Niestety, od czasu do czasu na mojej twarzy pojawiał się tylko cień uśmiechu. Nie polecam, nie odradzam, zwykły przeciętniak, aczkolwiek kwesja gustu i indywidualnego poczucia humoru
Aż nie chce mi się wierzyć, że sięgnęłam po tą "książkę"! Sagę Meyer czytałam całe wieki temu, kiedy jeszcze nie było szału na filmy z Pattinsonem i Stewart i - o dziwo - naprawdę mi się podobały. Później zaczęła się krytyka twórczości autorki i powstał m.in. taki kwiatek. Po "Zmrok" sięgnęłam z ciekawości. Nie odwiodły mnie od tego negatywne opinie czytelników, które nie zawsze odzwierciedlają to, co sama odczuwam po lekturze danej ksiażki. Uznałam, że sama muszę wyrobić sobie opinię. Jak się okazało - tym razem całym sercem jestem z pozostałymi czytelnikami. "Zmrok", który miały być zabawną parodią, okazał się... nieudany, mało błyskotwliwy, jedny słowem: beznadziejny. Główna bohaterka to, za przeproszeniem, idiotka, a sparodiowany Edward - no cóż, szkoda słów... Ledwie udało mi się dobrnąć do końca - a przecież "Zmrok" liczy mniej niż 200 stron.
NIE POLECAM!!! STRATA CZASU!!!
-Wiecie co? - zagadnął. - Mimo że jestem prawdziwym wampirem, czyli kimś z natury małomównym i porywczym dam wam trochę czasu. Nie zwracajcie na mnie uwagi, stanę sobie z boczku, po cichu kipiąc z wściekłości i miotając złowieszcze spojrzenia.
Więcej