Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: b.d
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 464
XIX wieczna wiktoriańska Anglia i losy dwóch młodych dziewczyn wplątane w sprytnie przygotowaną przez Dżentelmena intrygę.
Lektura wciąga, zaskakuje zmianami akcji. Do tego ciekawe opisy miejsc i świetnie oddany klimat mrocznej Anglii.
Trudno się oderwać od czytania. Polecam.
Autorka przez duże „A" i Powieść przez duże „P". Oto z czym czytelnik się spotka, gdy sięgnie po „Złodziejkę" Sarah Waters. Znajdzie tutaj bowiem bardzo dobrze kreowanych bohaterów, którzy na kartach książki przechodzą wiele przemian, a każde wydarzenie w ich życiu odciska się na ich duszy. Fabułę powolną, ale angażującą. Na ponad siedmiuset stronach można bowiem odnieść wrażenie, że jednocześnie dzieje się wiele oraz że nie dzieje się niemalże nic. Wszystko ma swoje tempo i swoje miejsce, co dla niejednego będzie rozwleczeniem, ale w moich oczach udowadnia jedynie z jak dobrą Autorką mamy kontakt. Tym bardziej, że zaskakujących zwrotów akcji nie brakuje. Przede wszystkim jednak czytelnik znajdzie tutaj narrację na bardzo wysokim poziomie. Piękne zdania, piękne myśli. I ogrom uczuć. Tych które duszą, uwierają i przeszkadzają, a jednak wszyscy w literaturze ich szukamy.
„Złodziejka" nie jest jedynie opowieścią o miłości dwóch kobiet (damy z dobrego domu oraz złodziejki) ani o wielkim oszustwie, które za nic ma uczucia naiwnych serc, choć te dwa tematy zdecydowanie w powieści wiodą prym. Znajdziemy tutaj również przemoc psychiczną oraz fizyczną, złamane obietnice i zdeptane zaufanie. Będziemy obserwować jakie piętno pewne wydarzenia odbijają na duszach i jak ludzie odwracają oczy, gdy w grę wchodzą konwenanse czy zysk. Waters kolejny raz skupiając się na jednostkach próbuje przeprowadzić analizę społeczeństwa w czasach, do których wrzuca swoich bohaterów i kolejny raz robi to w sposób, który zostawia mnie z zachwytem. Z szeroko otwartymi oczami i szybko bijącym sercem.
Jestem oczarowana emocjami i pełna uznania dla kunsztu w kreowaniu rzeczywistości na papierze. Nie mam w sobie zdań, które w pełni potrafiłyby oddać to, jak ważna stała się dla mnie „Złodziejka", nie potrafię odpowiednio zgrabnie zebrać myśli... Ale na pewno mogę polecić ten tytuł i głośno zachęcać do lektury. Nawet jeśli mojej miłości nie podzielicie — wciąż spędzicie czas z literaturą przez duże „L".
przekł. Magdalena Moltzan-Małkowska
Lubicie to uczucie, gdy kończycie książkę i macie ochotę głośno powiedzieć: „ale to było dobre!”? Przy jakiej książce ostatnio zdarzyło Wam się tak powiedzieć?
„Złodziejka” to jeden wielki plot twist!
Nie czytałam opisu, nie znałam opinii. Podeszłam do niej z wolną głową, natomiast ta książka napełniła ją tyloma wątpliwościami i niepewnością, że zaczęłam się gubić. I to nie w fabule się gubiłam, ale we własnych podejrzeniach i teoriach.
„Złodziejka” to emocje wypływające z każdej strony. Krzywda, walka o przetrwanie, poświęcenie. I niekoniecznie jest to poświęcenie siebie. I ta wewnętrzna walka czytelnika, próba oceny zachowań bohaterów i bezsilność. Bo przecież próbowali ratować siebie, czy można ich za to winić?
„Złodziejka” to historyczna powieść, a przy tym bezwzględny obraz społeczności uprzywilejowanej i biedoty zmuszonej radzić sobie po swojemu. Czasem jednak Ci, którzy mają więcej, tak naprawdę mają dużo mniej. A dla pieniędzy człowiek jest w stanie zaprzedać swoją duszę.
„Złodziejka” to książka, którą bardzo polecam każdemu. Są tutaj elementy obyczaju, kryminału i subtelny wątek romantyczny. A wszystko to smacznie wyważone i niezwykle wciągające. I mimo, że książka liczy sobie ok. 700 stron, to z dużym zaskoczeniem odkryjecie, jak szybko się skończyła i jak wiele po sobie zostawiła.
“Czekacie, aż zacznę swoją opowieść. Być może ja też jeszcze wtedy czekałam. Lecz moja historia już się rozpoczęła - po prostu nie miałam o tym pojęcia, tak jak wy teraz.”
Ta powieść to jedna wielka tajemnica, mnóstwo niedopowiedzeń przeplatanych z silnymi uczuciami. Wiktoriański klimat sączy się z tej książki, a losy bohaterów ze strony na stronę szokują coraz bardziej.
Z jednej strony mamy Londyn w złodziejaszkowym wydaniu, szemrane interesy i dziewczynę, przed którą stoi szansa na zdobycie ogromnej sumy pieniędzy. Z drugiej strony - trafiamy do wiejskiej posiadłości, poznając przy tym młodą kobietę, przyszłą dziedziczkę wielkiej fortuny.
„Złodziejka” to taka powieść, której sekrety warto odkrywać krok po kroku, nie zrażając się przy tym stosunkowo sporą liczbą stron. Przez tę książkę się płynie, przywiązuje się do bohaterów, jednocześnie widząc jak na dłoni, że ich zachowanie nie zawsze zasługuje na podziw.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło się tak, bym jakąś książkę przeczytała w dwukrotnie w ciągu kilku miesięcy. “Złodziejka” jest pierwszym i do tej pory jednym jedynym wyjątkiem. Cieszę się, że sięgnęłam po nią ponownie, bo ta historia nie mogła wyjść z mojej głowy. Moje myśli tańczyły wokół szemranych zakamarków Londynu i cichej wiejskiej posiadłości Briar, wokół Sue i Maud, wokół ich relacji.
Dlatego właśnie wróciłam do tej powieści - chciałam przeżyć to wszystko jeszcze raz, chciałam, by Waters ponownie mnie zaskoczyła, bym jeszcze raz mogła poczuć te wszystkie emocje towarzyszące lekturze. Okazuje się, że przepadłam - pokochałam tę historię całym sercem i z pewnością będę do niej wracać - choć może teraz minie trochę więcej czasu.
Książki Waters po prostu mają w sobie to “coś” - coś hipnotyzującego, co nie pozwala oderwać się od lektury, co sprawia, że twoje serce bije szybciej na myśl o tych kilkuset stronach papieru. I to właśnie w nich uwielbiam.
Po raz kolejny trafiłam na książkę, która pokazała mi, jak cudownie jest wnikać w klasyczną i długą powieść. Mowa tu o 700-stronicowej Złodziejce, pióra Sarah Waters.
To opowieść o dwóch osieroconych dziewczynach, których losy splątał jeden misterny wątek. W życiu Maud Lilly, zamożnej damy z Briar, pojawia się złodziejka z Londynu – Susan Trinder. Sue zawarła układ z łowcą posagów i przybyła do Briar w celu zagarnięcia majątku Maud. To historia o chciwości, namiętności i miłości między młodymi kobietami, odkrywającymi swoją seksualność i prawdziwą tożsamość w XIX-wiecznej Anglii. Obie bohaterki są tu równowartościowe – snują swoją zawiłą historię – wprowadzając czytelnika w labirynt sekretów, w którym są uwięzione.
Książkę można czytać dla samej przyjemności i dla fenomenalnych obrazków mrocznego Londynu i wielkomiejskich mętów rodem z twórczości Charlesa Dickensa. Czytelnicy, którzy gustują w klasycznych i pełnych plot twistu lekturach, zdecydowanie powinni zakupić i przeczytać najnowsze wydanie tej powieści.
,,Złodziejka" to książka o intrygach, czarnych charakterach i o obłędzie.
Susan Trinder jest sierotą, którą przygarnęła pani Sucksby i jej mąż. Matka dziewczynki była złodziejką i pewniej nocy przyniosła ją pod drzwi pani Sucksby, mówiąc, że kiedyś po nią wróci. Nie wróciła. Została złapana przez policję i powieszona. Ale czy tylko kradzież miała na swoim sumieniu?
Do ich domu przybył Dżentelmen z propozycją dla Sue. Ma zostać pokojówką i pomóc mu w uwiedzeniu również sieroty Maud Lilly, a później utwierdzić ją w przekonaniu, że jest obłąkana i umieścić w wariatkowie. Jeśli to zrobi, otrzyma połowę jej pieniędzy. Po chwili wahania dziewczynka zgadza się i trafia do wuja Moud, który posiada wiele, dziwnych ksiąg i druków.
I tak Sue udaje się z Londynu do Briar. Na miejscu czeka na nią wiele niespodzianek, zakazane uczucie i niebezpieczne przygody. Szybko orientuje się, że panują tam inne zwyczaje niż w Londynie. Do jej obowiązków należy dotrzymywanie towarzystwa Maud i dbanie o jej garderobę. Sue zauważa, że Lilly nie jest głupia i szalona, a raczej samotna. I nagle następuje zwrot akcji, który bardzo mnie zaskoczył i sprawił, że od książki nie mogłam oderwać się.
Książka nie należy do cienkich powieści. Nie posiada też za wiele bohaterów, ale ci, którzy występują w tej opowieści zostali bardzo dobrze wykreowani. Zarówno ich portret psychologiczny jak i wygląd oddający ducha wiktoriańskiej Anglii. Książka również nie należy do łatwych. Nie płynie się przez zawartą w niej historię. Wymaga ona skupienia się nie na 100%, ale na 200%. Łatwo bowiem pogubić się w obłąkaniu osób w niej występujących. Do końcu zadawałam sobie pytanie o co tak naprawdę chodzi panu Riverowi i kto tutaj jest szalony? W książce nie ma mowy o nudzie. Posiada zaskakujące zwroty akcji, a obcowanie na każdej prawie stronie z obłąkanymi, sprawia, że ma się ciary. Autorka świetnie oddała klimat mrocznej strony ludzkiego umysłu. Posiada wspaniały język i styl pisania, który bardzo mnie oczarował. Dostarcza wiele emocji, a o to właśnie chodzi w powieściach. Zakończenie książki wbiło mnie w fotel i sprawiło, że długo o przeczytanej historii nie zapomnę.
Książkę polecam każdemu, kto szuka czegoś niebanalnego lub myśli o przeczytaniu czegoś innego niż zwykle.
[współpraca reklamowa] Wydawnictwo Prószyński
Usiądźcie wygodnie, z herbatką czy kawą pod ręką bo zabieram Was bardzo daleko. Nie myślę tu o kilometrach, a o latach, przenieśmy się do 1862 roku do Anglii.
Przedstawiam Wam Sue Trinder (nie mylić z Tinderem ?) to córka złodziejki i morderczyni. Dzięki niej zostajemy wplątani w mroczną, a jednocześnie piękną historię. Piękną bo zrodziła się z miłości, tylko czy na niej się skończy?
Po rekomendacji @czytotaj wiedziałam, że mogę liczyć na dobrą lekturę, lecz dostałam zdecydowanie więcej niż oczekiwałam. Tu w doskonały sposób miesza się wszystko co można znaleźć w kryminale, thrillerze, książce przygodowej czy obyczajowej z doskonałą literaturą piękną. Sarah Waters to niewątpliwie mistrzyni słowa, które pieści zmysły czytelnika jak najlepsza muzyka. Dotyka wszystkich wrażliwych strun, porusza do głębi i nie odchodzi w zapomnienie, zostaje w człowieku wzbogacając jego duszę. Ta plastyczność języka i świata jaki nim maluje mnie uwiodła. Pokochałam te słowa i chciałabym ich więcej.
Mimo, że tymi słowami przedstawia historię, która mną wstrząsnęła, od której miałam problem się oderwać, chciałam wiedzieć jak to się skończy. Obraz bogactwa i uprzywilejowania miesza się tu z nędzą, ludzie prawi z tymi bez skrupułów. Szybko straciłam pewność co do tego kto tak naprawdę jest zły, kto do szpiku kości ma podłe zamiary.
Rozkochała mnie w sobie ta książka i mimo ponad 700 stron zbyt szybko odeszła.
Na okładce jest napis klasyka literatury LGBT+ i wiecie co? Słyszałam dziś wiadomości jak to gdzieś tam organizują specjalne akcje by walczyć o akceptację inności... Póki będzie się podkreślać jak to trzeba walczyć to wciąż tak będzie. Przecież wystarczy widzieć w innej osobie siebie czyli człowieka i to wszystko, jaka inność? Każdy jest inny i to jest normalne, więc po co podkreślać czyjąś inność jeśli chodzi o np. preferencje w miłości? Więc żyjmy i dajmy żyć innym, tak po prostu.
A co do książki to moja ocena to 10/10 niczego jej nie brakuje, niczego nie jest za dużo.
Niebezpieczna gra
Na pierwszy rzut oka "Złodziejka" wydaje się być klasyczną powieścią z wiktoriańskim klimatem. Wszystkie elementy zdają się pasować - jest ponura posiadłość, są elementy z życia londyńskiego marginesu społecznego, jest intryga i tajemnica. A nawet wiele tajemnic. To już samo w sobie brzmi zachęcająco. Jeśli dołożymy do tego talent Waters w tworzeniu bohaterów - to nie mogło się nie udać.
"Złodziejka" jest jedną z tych powieści, w których autor (w tym przypadku autorka) ewidentnie pogrywa sobie z czytelnikami. Zdawać by się mogło, że od początku wiemy, na czym ma polegać intryga, która jest całą osią historii, jednak w trakcie lektury otrzymujemy tyle fabularnych salt, że do ostatnich stron nie można być pewnym jej zakończenia.
To wielka umiejętność stworzyć bohaterów pełnych wad, których losy jednak chce się śledzić. W przypadku "Złodziejki" autorka zabrnęła w bardzo brudne zakamarki ludzkiej duszy i motywacji. Udało się jej stworzyć atmosferę, w której nigdy nie można być pewnym, jak dana postać postąpi, a w dodatku nikt nie jest tym, za kogo się podaje.
"Złodziejka" to powieść inicjacyjna, oferująca tę specyficzną przyjemność, jaką daje lektura dopracowanych i rozbudowanych powieści klasycznych. Sarah Waters wzięła wszystko co najlepsze z literatury wiktoriańskiej, dodając do niej wątki, które u pisarzy z epoki wywołałyby zapewne popłoch i zgorszenie. Chciałabym dla równowagi napisać jakąś krytyczną uwagę, przytoczyć fragment, w którym coś zazgrzytało, ale na tych ponad siedmiuset stronach nie znalazłam nic do czego mogłabym się przyczepić, a to chyba całkiem niezła rekomendacja.
"Muskając aksamit" to historia o poszukiwaniu - miłości, szczęścia i tożsamości, również seksualnej. Ma ono wymiar uniwersalny: po drodze Nancy dozna wielu...
Londyn, 1874. Panna Margaret Prior, inteligentna młoda dama z towarzystwa, przeżywa trudne chwile po śmierci ojca. Aby odzyskać równowagę psychiczną, postanawia...
Ale słowa… One wabią nas w ciemności, umysł zaś nadaje im kształt na własną modłę
Więcej