Wielokrotnie nagradzana opowieść o mieszkańcach zagubionej w górach ormiańskiej wioski. Pełen ciepła i humoru międzynarodowy bestseller o miłości i drugiej szansie. Niecodzienna i zaskakująca, nieco baśniowa historia miłosna wpleciona w sagę o stuletniej historii fikcyjnej wsi Maran – pełnej dramatycznych przejść i nieszczęśliwych zdarzeń. Dzieje wioski luźno nawiązują do tragicznej historii Ormian w XX wieku, autorka kładzie raczej nacisk na uniwersalność doświadczeń społeczności jej mieszkańców. Za to wiernie i w barwny sposób opisuje ormiański folklor, obyczaje i mentalność mieszkańców gór Armenii. Książka, która wzrusza i podnosi na duchu.
Wspaniała książka! Pełna czułości, zadziwiająca opowieść o stoickim spokoju, wytrwałości i miłości… Niezwykle krzepiąca historia nieprawdopodobnego romansu i pełnej ciepła lokalnej wspólnoty. Nakreślona z humorem i empatią, o prostym, magicznym uroku. Jej bohaterowie wyłaniają się z kart powieści wraz z ich wadami, ciężkimi przeżyciami i męczarniami, ale ich problemy znajdą rozwiązanie, które wywoła uśmiech i satysfakcję czytelnika.
– Mary Chamberlain, brytyjska pisarka, autorka powieści „The Hidden”
W uroczym przesłaniu powieści „Z nieba spadły trzy jabłka” tkwi prawdziwa mądrość, że „potrzeba nam takiej wioski” – wioski, w której można cierpieć i płakać, aby końcu śmiać się i świętować jako wspólnota.
– Faith Sullivan, amerykańska pisarka, autorka powieści „The Cape Ann” i „Goodnight, Mr. Wodehouse”
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2023-03-13
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 238
Tytuł oryginału: C неба упали три яблока
Język oryginału: Armeński
Tłumaczenie: Jacek Cezary Kamiński
Myślałam, że pochowałam wojnę tam, w górach. Ale jeśli choć raz zajrzałeś jej w oczy, już cię nie opuści. Będzie powracać do ciebie lepkimi wspomnieniami, niepokojącymi wizjami, napadami niekontrolowanego strachu, łzami bez powodu...
“Z nieba spadły trzy jabłka” ormiańskiej pisarki Narine Abgarjan to moje pierwsze spotkanie z literaturą Armenii. Jej autorka to jedna z najpoczytniejszych, ormiańskich pisarek, nagrodzona m.in. i za tę powieść.
Książka jest niezwykłą opowieścią o mieszkańcach fikcyjnej wioski Maran i przenosi nas w świat ormiańskiej tradycji, zwyczajów, folkloru. Surowy to był jednak świat, bo marańczycy wiele doświadczyli w swym życiu. Nie oszczędzał ich los, przynosząc wojnę, głód, trzęsienia ziemi. Jednocześnie przeżywali swoje własne mniejsze lub większe nieszczęścia. Przetrwali, choć ci młodsi mieszkańcy już dawno opuścili tę zagubioną w górach osadę, pozostali tylko starcy, twardzi, jakby wyciosani z kamienia. Twardzi, bo surowe życie wymagało od nich uporu i determinacji, tych cech im nie brakowało, a codzienność przecież wymagała wysiłku. W parze z wytrwałością i zaciętością szła zwykła, ludzka solidarność, ofiarność, współczucie i życzliwość.
Zachwyciła mnie ta niespieszna opowieść o małej, ormiańskiej wspólnocie, w której ludzie kierują się sercem, pomagają sobie wzajemnie i nie pozostawiają nikogo samemu sobie. Nie ma w tej książce nagłych zwrotów akcji, za to jest ciepło, empatia, życiowa mądrość. Są łzy, cierpienie, wzruszenie, ale i nadzieja, szczęście, słońce i wiatr. Jest naprawdę niezwykła historia miłosna Anatoliji, która od życia nie spodziewała się niczego dobrego, a dostała od losu prawdziwą niespodziankę.
“Z nieba spadły trzy jabłka” to niecodzienna powieść, napisana z czułością, piękna, przywracająca wiarę w człowieka, podnosząca na duchu. Nawiązuje do smutnej historii Ormian XX wieku, łączy przeszłość z tradycją, barwnie ukazuje ormiańską codzienność z jej fascynującą kulturą, wierzeniami, obyczajami, jest uniwersalna i ponadczasowa. Autorka w jej treść subtelnie wplotła elementy realizmu magicznego: prorocze sny, niezwykłe zwierzęta (cudnej urody biały paw), niewyjaśnione zjawiska. To, co realistyczne łączy się z tym, co fantastyczne, tworząc spójną całość.
Mimo że książka Abgarjan jest opowieścią utrzymaną w spokojnym tonie, to nie brak w niej silnych emocji, różnych barw życia, smutków i radości, Wyróżnia się oryginalnym klimatem, swoistym urokiem. Wzrusza, skłania do refleksji. To wartościowa i przejmująca lektura. Polecam!
“Z nieba spadły trzy jabłka-jedno dla tego, kto widział, drugie dla tego, kto opowiadał, a trzecie dla tego, kto słuchał i wierzył w dobro”.
Za możliwość zapoznania się z tą wyjątkową książką dziękuję wydawnictwu Glowbook.
Cóż to była za książka?! Taka nostalgiczna, momentami smutna, poruszająca i zawierająca mnóstwo ciekawych informacji. Co mnie ujęło w tej publikacji i co w niej znajdziemy? Zapraszam Was do zapoznania się z moją opinią.
Ta historia jest o zapomnianej przez świat, fikcyjnej, ormiańskiej wiosce o nazwie Maran. Ukazuje nam, jacy są względem siebie mieszkańcy tej małej społeczności. Dowiadujemy się czym jest przyjaźń, życzliwość, bezinteresowna pomoc, smutek czy radość. Poznajemy tutaj, jak ważne jest przywiązanie do miejsca, swoich korzeni. Mamy okazję dużo bliżej poznać folklor oraz wszelkie obyczaje ormiańskie. Jest tutaj także wątek historii miłosnej oraz cudu. A co konkretnie znajdziecie w tej pozycji? O tym musicie przekonać się już sami. ;)
Mogę Wam powiedzieć, że ta lektura jest luźnym nawiązaniem do tego, jak straszną sytuację mieli Ormianie jeszcze całkiem niedawno, bo w XX wieku. Autorka bardzo dokładnie przedstawia nam tutaj wyznawane wartości. Opisuje regionalne potrawy, tłumaczy skąd wzięło się nazwisko danej rodziny. Pokazuje nam także, jak mieszkańcy wsi potrafią się zjednoczyć w razie zagrożenia lub kiedy trzeba pomóc komuś ze swojego otoczenia. Ukazuje nam także, jakimi ciepłymi i gościnnymi ludźmi są Ormianie. Jacy potrafią być szczodrzy w stosunku do innych, choć sami niewiele mają.
Oprócz głównej historii w tej książce, Pisarka zawarła jeszcze 4 różne opowiadania. Choć każde z nich, posiada całkiem innych bohaterów, to jednak są one utrzymane w tym samym klimacie co cała powieść.
Czytając tę książkę, przeżywamy całą gamę emocji. Czujemy ogromny smutek, tęsknotę, nostalgię i poruszenie. Ale jest też nadzieja na lepsze jutro, radość, cieszenie się chwilą, wiara i cuda. To opowieść, która mimo wszystko podnosi na duchu i sprawia, że czujemy, że nasze miejsce jest tam, gdzie znajduje się nasze serce.
Absolutnie zgadzam się z opiniami osób, które pozytywnie wypowiedziały się o tej historii. Mnie ujęła ona już od pierwszych stron. Sprawiła, że momentami czułam się jak w baśni. Podczas czytania byłam jedną z bohaterek, pełną empatii, zrozumienia i różnego rodzaju refleksji.
Podziwiam tych bohaterów za ich odwagę, wytrwałość i konsekwencje. A sobie i Wam kochani, mogę jedynie życzyć, abyście wokół siebie mieli tylko takie osoby, jak właśnie mieszkańcy Maranu.
Podsumowując, bardzo Wam polecam tę historię. Myślę, że rozświetli Wasz dzień, kiedy będzie Wam trudniej niż zazwyczaj. Ponadto, jeżeli lubicie interesujące, nietuzinkowe i pięknie opisane lokalne tradycje i kulturę, lub po prostu potrzebujecie balsamu dla duszy, koniecznie sięgnijcie po tę publikację. Bardzo dziękuję Wydawnictwu Wydawnictwo GlowBook za egzemplarz do recenzji. Przyznaję 9 ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10 punktów!!!
Już Jan Kochanowski pisał „wsi spokojna, wsi wesoła”. Rozumiał, jak ogromne znaczenie ma wieś dla całego świata i dlatego nazywał ją spichlerzem Europy. Wieś miała nie tylko urodzajne pola, z których schyleni wpół luzie najpierw siali, a później zbierali plony. Wieś miała również zwierzęta, które dostarczały im to, czego ludzie potrzebowali do życia. Zasilała nie tylko miejscowych, ale również miastowych. Wieś miała również swoje tradycje, obrzędy i wierzenia. I choć czas nieubłaganie gnał naprzód, we wsi praktycznie nic nie ulegało zmianie. No, może poza ludźmi. Ktoś tam umarł, ktoś się narodził. Jeszcze ktoś inny zestarzał się tak okropnie – a starość się przecież Panu Bogu nie udała – że teraz musi prosić o pomoc i opiekę obcych ludzi, bo młodzi pożenili się i wyjechali, albo do sąsiedniej wsi, albo, co bardziej pewne, za chlebem za granicę. I choć Kochanowski tak pięknie o wsi pisał, to jej wcale nie idealizował. Wieś dla wielu osób była miejscem cierpienia, biedy, głodu i „ciemnoty”. A przy tym bogaci panowie zawsze przypominali sobie o wsi, jeśli pojawiał się konflikt zbrojny, przez długi czas nie chcieli natomiast rozwiązać problemu pańszczyzny.
Wieś, którą na kartach swej powieści opisuje Abgarjan Narine wydaje się być wolna od tego rodzaju kłopotów. Niezwykle tajemniczy tytuł: „Z nieba spadły trzy jabłka” okazuje się być legendą Maranu, wsi, w której toczy się akcja książki. Powieść jest podzielona na trzy części, a każda z nich ma tytuł odwołujący się do legendy: „Dla tego, kto widział”, „Dla tego, kto opowiedział” i „Dla tego, kto słuchał”. Każda część zawiera kilka rozdziałów będących opisem czyjegoś życia, czasem od narodzin, aż do samego schyłku. Dopiero na sam koniec, dzięki informacji o legendzie, dowiadujemy się, że ostatnia część powinna być uzupełniona o „i wierzył w dobro”.
Oprócz powieści znajdują się tam także opowiadania w liczbie czterech. A także posłowie.
Wieś Maran, która wydaje się, przynajmniej na początku, być głównym bohaterem tej opowieści, widziała już chyba wszystko, co świat ma do zaoferowania, ponieważ tkwiła wśród gór od dłuższego czasu. Wydarzyło się wtedy wiele rzeczy; wieś nękały różne kataklizmy, takie jak śnieżne lawiny, schodzące zimą, przed którymi zabezpieczał wieś byłe jaki mur, czy krater, który powstał, po zapadnięciu się ziemi po zachodniej stronie. Teraz ziała tam ogromna przepaść. Droga do wioski z roku na rok zarastała coraz bardziej, a przed ukryciem wioski przed światem chronił jedynie listonosz, który wytyczał kołami swego wózka wąską ścieżkę. Do wsi bardzo trudno było się dostać. Karetkę można było wezwać jedynie po wysłaniu telegramu na poczcie. I trzeba się było liczyć z tym, że długo będzie się na nią czekać.
Wieś zamieszkiwały rodziny, które bardzo dobrze się znały i opiekowały sobą nawzajem, choć nie łączyły ich więzy krwi. Dla autorki, która z pochodzenia jest Ormianką i tworzy utwory w języku rosyjskim, imiona bohaterów są pewnie tak proste do wymówienia i tak znane, jak dla nas niektóre dziecięce wierszyki. Niestety, polski czytelnik, na większości z nich może sobie połamać język. Co prawda po jakimś czasie da się przyzwyczaić i wzrasta w nas przekonanie, że w tym miejscu należy zwolnić, bo będzie bardzo trudne słowo do wymówienia. Takie, jak na przykład: Nemecanc Mukucza, Sewojanc Anatolija, czy Ejboganc Walinka. Niemniej, nie psuje to przyjemności z lektury. Każde, albo prawie każde z tych imion niesie ze sobą jakąś zabawną historię. Nazwiska tych ludzi mają swoje oryginale pochodzenie; albo od słów uparcie powtarzanych przez głowę rodu, albo z jakiegoś ich powiedzonka. Każde niesie ze sobą inną, ciekawą historię. Równie ciekawą, co historie opowiedziane przez autorkę. Próżno szukać w tych stronach zdobyczy cywilizacji; dopiero pod koniec powieści dowiadujemy się, że we wsi zaszły drobne zmiany, związane z rozwojem cywilizacji, chłodno i nieufnie przyjęte przez jej mieszkańców. Przez większą część historii wieś Maran jest miejscem, gdzie wiele kilometrów trzeba chodzić po wodę, ze światem zewnętrznym można się kontaktować jedynie przy pomocy telegrafu na poczcie, a jeśli ma się jakąś sprawę, najlepiej załatwić ją na piechotę, odwiedzając sąsiada. W ten sam sposób wzywa się pomocy. Na wsi nie ma szkoły, dzieci uczą się w domu, jak pomagać w gospodarstwie, poznają wierzenia i legendy starszych, sposoby na dobre gospodarowanie tym, co się ma, żeby w przyszłości nie zaznać głodu. A trzeba przyznać, że oprócz lawin i zapadniętej ziemi na wieś spadły tez takie kataklizmy jak dwukrotnie głód i Szusza. Widać, że Bóg, lub bogowie, w których wierzyli ludzie, wystawiają ich na ciężką próbę, prawdopodobnie po to, żeby sprawdzić ich charakter.
Autorka opisuje wszystko w niesamowity sposób; prawdziwym smaczkiem są drobiazgi i drobnostki, przez innych być może nie zauważone, lub potraktowane lekko obojętnie. A autorka ciągnie je za język i wyciąga na pierwszy plan. Tu wszystko musi mieć swoje miejsce. Tu wszystko należy układać w odpowiedniej kolejności ,lub w konkretny sposób.
Jednocześnie, jej bohaterowie są bardzo prawdziwi, wielowymiarowi, ponieważ autorka nie szczędziła im żadnych wad. Jedni mają ich więcej, inni mniej, a u niektórych trudno doszukać się czegoś innego, poza złym charakterem. W utworze jest mnóstwo słownego i sytuacyjnego humoru. Wydarzenia płyną sobie swobodnym i powolnym nurtem, kontemplowane są zwierzęta, rośliny i ludzie, legendy i opowiastki, a także plotki są sączone do ucha, a niekiedy, pośród tego całego filozofowania, trafi się całkiem drobna nutka rozgardiaszu. I przez to jest dwukrotnie bardziej doceniana. Opisy autorki są niezwykle długie i dokładne, zawierają mnóstwo konkretów i szczegółów, pojawiają się w nich wszystkie możliwe elementy, co czyni je naprawdę wyjątkowymi, wprost magicznymi.
Tak, w tej historii z pewnością da się zakochać. I ja czuję się nią lekko zauroczona. Nie wiem, czy gdzieś istnieje taka wieś, ale gdyby tak było naprawdę, to ja, pomimo wszelkich trudów, bardzo chciałabym tam zamieszkać. Bo jest ona najbliższą mi w tym momencie wersją sielskiego, choć może nie do końca lekkiego życia. Lektura godna polecenia. Choć niekiedy trudna w odbiorze.
Oprócz powieści znajdują się tam także opowiadania w liczbie czterech. A także posłowie.
Każde z tych opowiadań dotyka innych problemów; jedne wojny, inne dotyczą historii pojedynczych osób. Niektóre z nich znamy z powieści, inne przyjdzie nam dopiero poznać. A każda z nich, choć ich życie nie szczędziło, jest wyjątkowa. Opowiadania nie robią aż tak dużego wrażenia jak powieść, brak im jakiegoś punktu wspólnego i przesłania, ale są równie wartościową lektura i powinny ucieszyć oko każdego czytelnika.
Autorka jest także laureatka wielu prestiżowych nagród. I choć pracowała jako księgowa czy sprzedawczyni, to najwyraźniej zawsze ciągnęło ją do pisania, bo napisała wiele nagradzanych powieści: „Maniunia” (na jej podstawie powstał serial telewizyjny) , „Simon’, czy utwór przeznaczony dla dzieci „Czekoladowy dziadek”.
Książkę otrzymałam w ramach akcji recenzenckiej Lubimy Czytać. Od Wydawnictwa GlowBook, któremu bardzo dziękuję.
"Gdy nad przełęcz nadciąga zima, najpierw wyjmuje z rękawa swoje zabawki. Weźmie szorstką nić, powiesi ją na świerkowej gałęzi, zapali świeczki. Podziwiaj i smakuj te straszne dni, zanurz się bezwładnie w krainę trójgłowych węży i żar-ptaków, błotników i błotnic, szarych wilków i strzyg. Oby ci tylko starczyło powietrza w płucach, żeby wypłynąć."
"Z nieba spadły trzy jabłka" to zupełnie inna literatura z jaką do tej pory miałam do czynienia. Po raz pierwszy spotkałam się z autorką pochodzącą z Armenii. To spotkanie jednak bardzo mi się podobało. Przyznam nawet, że nie spodziewałam się iż tak mnie wciągnie ta książka. Czytało mi się ją lekko, wręcz znakomicie i z wielką przyjemnością, tak jakbym czytała piękną baśń...
Autorka wprowadziła mnie w całkiem mi nieznany świat, do małej, zagubionej gdzieś na wzgórzu, ormiańskiej wioski. Możemy tu poznać jej mieszkańców oraz poznać ich zwykłe, codzienne obowiązki a także z niezwykła prostotą, ale jakże dokładnie opisane niektóre zwyczaje ormiańskie. Mieszkańcy tej wioski żyją w dość trudnych warunkach i często byli doświadczani przez los. Spotkało ich wiele zła, ale jednak nie poddają się i szanują się wzajemnie, lecz także potrafią docenić to co wśród niepowodzeń lepszego spotkało ich w życiu.
Losy mieszkańców tej małej wioski zaczynamy śledzić, zaczynając od jej najmłodszej mieszkanki. Anatolija ma 58 lat, chociaż wygląda na dużo starszą i stwierdziła, że czas już umierać. Nie mówi jednak o tym nikomu, gdyż nie chce leczyć się w odległym szpitalu. Powoli i systematycznie wszystko porządkuje, wybiera odzież, w którą po śmierci ubierze ją sąsiadka, gdy już znajdzie martwą...
"Po co płakać, skoro nie unikniesz przeznaczenia? Każdemu pisana swoja śmierć. Jednemu wyłączy serce, nad drugim będzie się pastwić i odbierze mu rozum, a dla niej widocznie zaplanowała zgon z powodu utraty krwi."
Przy tej okazji Anatolija wspomina swoje życie. Była bibliotekarką, bardzo lubiła czytać książki a także dbać o nie i o bibliotekę. Jednak los zdecydował inaczej niż spodziewała się tego kobieta. Zamiast śmierci spotkało ją zupełnie coś innego, los zgotował dla niej nie lada niespodziankę...
"Biblioteka stała się jej rajem, miejscem gdzie mogła odpocząć od codziennych, monotonnych i nużących prac domowych. Na początku Anatolija starannie przemyła półki, natarła je do błysku domowym woskiem, uporządkowała karty biblioteczne, po nowemu poustawiała książki, ignorując sygnatury i porządek alfabetyczny, a kierując się wyłącznie względami kolorystycznymi – na dole te w ciemnych okładkach, na górze te jasne."
Reguły życia mieszkańców tej zagubionej wioski jest bardzo prosta, a mieszkańcy tak się starają aby żyć zgodnie z nią i żeby jak najwięcej z niej czerpać.
Opowieść jest bardzo piękna, z pewnością powrócę do niej, żeby jeszcze raz zagłębić się w niej. To książka o miłości, o przyjaźni, o wytrwałości a także o wzruszającej czasem solidarności sąsiedzkiej, która niejednokrotnie pomogła w problemach tej małej społeczności. Nie brakuje tu także humoru, który jest przekazany w prosty i delikatny sposób.
Warto czasem oderwać się od trzymających w napięciu sensacyjnych książek, po to żeby w spokoju przeczytać o życiu prostych ludzi o zupełnie innej kulturze. Zwolnić nieco swoje tempo życia i delektować się opowieścią tak zupełnie różną od naszego codziennego życia.
Książkę przeczytałam w ramach akcji recenzenckiej Lubimy Czytać.
Dziękuję bardzo Wydawnictwu Glowbook za możliwość przeczytania tej naprawdę niesamowitej książki.
"I niech tak będzie jeszcze długo, i niech tak będzie zawsze, a noc niech swą magiczną mocą strzeże jej szczęścia, żonglując swoimi zimnymi dłońmi trzema jabłkami, które później, jak to było przewidziane w marańskich legendach, spadną z nieba na ziemię - jedno dla tego kto widział, drugie dla tego, kto opowiadał, a trzecie dla tego, kto słuchał i wierzył w dobro."
Gdy nad przełęcz nadciąga zima, najpierw wyjmuje z rękawa swoje zabawki. Weźmie szorstką nić, powiesi ją na świerkowej gałęzi, zapali świeczki. Podziwiaj i smakuj te straszne dni, zanurz się bezwładnie w krainę trójgłowych węży i żar-ptaków, błotników i błotnic, szarych wilków i strzyg. Oby ci tylko starczyło powietrza w płucach, żeby wypłynąć.
Więcej