,,The War of the Worlds" to jedno z najbardziej cenionych dzieł Wellsa, a także jedno ze szczytowych osiągnięć gatunku science-fiction. Wydana pod koniec XIX wieku powieść doczekała się wielu ekranizacji, w tym stworzonej w 2005 roku przez Stevena Spielberga. Apokaliptyczna wizja przyszłości, opis zachowań społecznych wobec zmian są dowodem na nieograniczoną wyobraźnię autora. Współczesny czytelnik może odnaleźć wiele nawiązań do dzisiejszego świata.
Angielski. Wojna światów to niekonwencjonalny sposób nauki, który łączy lekturę wciągającej historii z solidnym treningiem językowym. Podczas czytania powieści w naturalny sposób przyswoisz słownictwo i konstrukcje leksykalno-gramatyczne oraz poćwiczysz umiejętność czytania ze zrozumieniem. Na końcu książki znajdziesz klucz odpowiedzi i praktyczny słowniczek angielsko-polski.
Czytaj adaptację i...
wciągnij się w opowieść o fantastycznej wizji przyszłości
sprawdzaj znaczenie słówek, nie odrywając się od książki dzięki tłumaczeniom na marginesach,
poznaj angielskie słownictwo na poziomie średnio zaawansowanym (B1-B2),
ćwicz umiejętność czytania ze zrozumieniem,
rozwiązuj blisko 60 urozmaiconych ćwiczeń leksykalnych i gramatycznych.
Adaptacja klasyki gatunku ze słowniczkiem i ćwiczeniami!
Wydawnictwo: Edgard
Data wydania: 2019-06-10
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 200
Książką jak na wydaną po raz pierwszy w 1898 roku wyprzedza swoje czasu i to ogromnie, z punktu widzenia dzisiejszego czytelnika można ocenić jak trafne były spostrzeżenia autora. Przewidział on możliwość użycia gazów bojowych które to w prawdziwym świecie na szeroką skalę zostały użyte dopiero 16 lat później przez Niemcy 17 października 1914 roku, można tu wspomnieć też o badaniach naukowców którzy to w ciągu tygodnia od zbadania technologi kosmitów znaleźli sposób na budowę maszyn latających i oprócz tego wiele innych rzeczy. Autor w trochę swobodnych sposób podszedł do psychiki tłumu i masowego Exodusu ludności oraz łatwości zmiany nastroju głównego bohatera, ale trzeba na to patrzeć przez pryzmat lat w jakich autor pisał to opowiadanie i mieć z tyłu głowy to, że choć by tragedia pierwszej i drugiej wojny światowej miały się dopiero wydarzyć, badania nad psychiką ludzką w tej dziedzinie dopiero raczkowały a źródła z jakich mógł czerpać niezbyt odnosiły się do behawioralnych aspektów.
Nie za bardzo wiem jak książkę ocenić. Cóż temat jak temat, pewnie czytana kiedyś bardziej by mnie poruszyła, bo historia ta w wielu innych książkach jest pożyczana. Ciekawe jest to, że jest to w formule pamiętnika, tego jak wszystko dookoła widzi główny bohater. Widać jak się zmienia jego zachowanie i podejście do „gości”, którzy odwiedzili ziemię. Nie jest to hit w mojej drodze książkowej, ale zła też nie jest. Hmm dla mnie jest trochę nijaka.
Film oglądałam wiele lat temu, więc na tę książkę byłam bardzo chętna. Okładka jest fajna, w środku są świetne ilustracje. Obawiałam się, że będzie słaba ale naprawdę fajnie się czytało. Książka skłaniająca do refleksji "Czy jesteśmy sami na tym świecie?" "Co by było gdyby na nas obcy najechali". Fajnie było to w książce pokazane, że z początku obcych wzięto za słabych, przegrywających z naszą grawitacją, ta pewność że szybko się z nimi uporamy, ta pewność, że są głupsi niż my...a okazali się być mądrzejsi, szybko stworzyli coś w czym mogli się przemieszczać i mieli lepszą broń, ludzkość chwilowo przegrała ale...koniec końców obcy przegrali z ziemską bakterią.
Po odłożonym na bok Pielewinie i Andym Weirze, by wyciągnąć się z kryzysu czytelniczego sięgnąłem po klasykę, czyli "Wojnę światów" Wellsa. Czy okazała się dobrą odtrutką? Nie do końca.
Piękne wydanie Vespera, ilustrowane niesamowitą kreską Alvima Correi, to jedna z wielu klasycznych pozycji, które czekały niecierpliwie na półce. Podszedłem do dzieła świeżo i z entuzjazmem, nie psułem sobie też nastawienia oglądaniem jakiejkolwiek ekranizacji, nawet jeżeli z grubsza tematyka była mi znana.
Na Ziemię spadają tajemnicze cylindry wystrzelone z Marsa. Wydobywają się z nich istoty, które przy pomocy ogromnych maszyn kroczących sieją terror i zniszczenie. Jak poradzą sobie ludzie? Czy upadniemy do poziomu zwierząt i roli pożywienia dla najeźdźców?
W miarę lektury przestawałem się dziwić panicznym reakcjom ludzi, którzy zetknęli się ze słuchowiskiem opartym na powieści, emitowanym przez radio. Rzeczowy, chronologiczny opis wydarzeń, zderzenie naszej technologii z przedziwnymi broniami (Autor przewidział LASER!) mogły uchodzić za relację z prawdziwych zajść.
Z każdą kolejną stroną to właśnie był najsilniejszy punkt historii. Powieść, która - może nie samodzielnie - ale złożyła podwaliny pod fantastykę naukową, dając punkt wyjścia dla wielu zjawisk i nurtów w literaturze i filmie. Mamy tu zalążki post-apo, survival horroru, opowieści drogi (Cormac McCarthy!), motyw inwazji, ba, nawet korzenie "Metro 2033" (we fragmencie, do którego jeszcze wrócę). Dzień po dniu, krok po kroku autor opisuje z pierwszej ręki (sam bądź relacja brata - to rozdwojenie na pisarza i biologa daje nam dwa alter ego Wellsa) wydarzenia, potęgując efekt realizmu. Nie tylko to jednak wywołuje taki efekt, ale przede wszystkim perspektywa pojedynczego człowieka zamiast znanego nam spojrzenia całościowego. Przecież pierwsze, co mamy tu w warstwie ponad fizycznym przetrwaniem, jest brak informacji i komunikacji. Ludzie nie wiedzą z czym się mierzą i muszą walczyć na poziomie swoich wioseczek i dróg o dalsze życie - trochę jak w tolkienowskim Shire. Tak precyzyjnie i bezpośrednio dotyka ich inwazja, nie w centrum Nowego Jorku, gdzie zaraz wjeżdża kawaleria na swoich stalowych rumakach z długimi lufami, tylko w małych angielskich wioskach, blokując przejazdy wiejskimi drogami! To nie ruchy dywizji, a pojedynczych załóg armat, które giną w piekielnym gorącu promienia. To przedzieranie się kilka mil w terenie, w ciemności, w oddaleniu od bliskich, wśród ruin, w cieniu kroczących maszyn.
Ówczesne technologie z pewnością do pięt nie dorastały marsjańskim, ale nie w tym rzecz. Przepływ informacji padł, gdy przestały działać telegrafy, a gazety przestały się ukazywać. Czy dziś byłoby inaczej? Moim zdaniem z pewnością o wiele gorzej. Współczesny człowiek odcięty od sieci komórkowej i internetu - nie mówiąc o prądzie elektrycznym - byłby chyba bardziej bezradny; przyzwyczajony do wygody natychmiastowej informacji, rozleniwiony jej oczywistością, wymoszczony w swojej strefie komfortu przeżyłby dużo większy szok.
Podróż przez mroczne okolice (odmalowane w niesamowitych grafikach Brazylijczyka) kończy się w dość zaskakujący sposób. Co przyniesie klęska najeźdźców? Dla ludzkości jest nadzieja.
Dlaczego zatem nie była to do końca dobra odtrutka? Przez wyłażące niczym nici ze szwów poglądy autora. Nie chodzi tu już nawet o słabego i bezwolnego wikarego, tu bym jeszcze nie upatrywał jakiejś przemożnej krytyki kleru. Dzwonki alarmowe odpalił taki oto fragment:
EUGENIKA. Czysta, ludożercza, rasistowska eugenika. Totalitaryzm w pełnej krasie i prawo silniejszego.
Kawałek dalej protagonista i artylerzysta grają w karty, a stawką są... parafie Londynu. Autor mógł tam wstawić COKOLWIEK jako stawkę, więc nie jest to przypadek, a wstrząsająca celowość. Rzut oka w biografię potwierdza socjalistyczne sympatie, uznanie Lenina za marzyciela, wywiad ze Stalinem... no cóż, mógł błądzić, ale tak wyraźne i celowe przemycanie treści w twórczości to czysta agitka. Jednak ta łyżka dziegciu w beczce miodu nie spowodowała, że całkowicie odrzuciłem tą, jak by nie patrzeć, klasyczną pozycję. Smutne tylko, że uciekając od pustego postmodernistycznego bleblania (Pielewin) i bohaterki której jednak da się nie lubić: "nie chciała pracować. Marzyła o tym by być bogatą" (Weir), od całego tego spaczonego myślenia w klasykę - trafiam znów na ludożercze, antykulturowe wynaturzenia.
Przeczytane:2019-03-10,
"Za cenę miliardów istnień człowiek kupił sobie prawo do władania Ziemią - i do niego ono należy, i żaden napastnik odebrać go nie może... żadna ludzka ofiara nie idzie na marne."
Bardzo lubię sięgać po książki pokryte drogocenną patyną, przeżywać podwójną radość czytelniczą, jedną wiążącą się ze śledzeniem wciągającej fabuły, a drugą wynikającą ze spojrzenia w przeszłość literatury. Powieść napisana w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym roku wciąż potrafi dostarczyć przyjemności zaczytania, dreszczyku emocji i refleksyjnych nut. To przykład książki uzmysławiającej, że obawy dotyczące ewentualnego zagrożenia z przestrzeni kosmicznej są wpisane w ludzką świadomość prawdopodobieństwa istnienia pozaziemskich cywilizacji, ich ewentualnych wizyt na naszej planecie, odrzucenia absurdalności zjawiska i szans przygotowania gatunku ludzkiego na spotkanie z istotami pozaziemskimi.
Kiedyś Mars był źródłem napięcia i poczucia zagrożenia, teraz zaglądamy znacznie dalej we wszechświat. Czytając powieść postrzegamy ją też przez pryzmat napisanych współcześnie podróży czytelniczych, wywołujących mocne wrażenia, dostarczających satysfakcjonującego intelektualnego relaksu, a które za sto dwadzieścia lat będę mniej intensywnie odbierane, choć wciąż intrygująco i zajmująco. "Wojna światów" doskonale się broni, nadal chce się przemierzać jej strony, wsłuchiwać w opowieść głównego bohatera, wnikać w wizje przyszłości, zadawać fundamentalne pytania, życzliwie uśmiechać do dorobku nauki i wyobraźni. I jak tu nie kochać klasyki?
Relacje z inwazji widziane oczami uznanego pisarza zajmującego się tematyką filozoficzną. Marsjanie dokonują precyzyjnego ataku na Ziemię, wykorzystując element zaskoczenia, wykazując się wyższą wiedzą matematyczną natychmiast stają się zagrożeniem dla człowieka. Przywożą nieszczęście, kataklizm, zniszczenie, wojnę i unicestwienie, błyskawicznie i bezgłośnie uśmiercają ludzi, zmuszonych walczyć o przetrwanie. Nadszedł ciąg dziwnych i straszliwych dni, Londyn i okolice stoją w płomieniach, pogrążają się w chaosie, dochodzi do masowych migracji, człowiek staje na krawędzi zezwierzęcenia, zaś dostępne środki obrony wobec potęgi najeźdźców okazują się niewystarczające, zawodne i nieskuteczne.
bookendorfina.pl