Bożena - stateczna pani menadżer jednego z banków - prowadzi uporządkowane, choć dość przewidywalne życie, w którym nie ma miejsca na szaleństwa. Nieoczekiwanie dziedziczy po wuju nieruchomość w małym miasteczku i odtąd już nic nie będzie takie samo. Tym bardziej, że nieruchomość jest dość nietypowa i ma swoje tajemnice. Zawsze elegancka Bożena stawia się na miejscu i musi zmienić pantofelki na gumiaki. I nie tylko. Zmiany w jej życiu zajdą na znacznie głębszych płaszczyznach i będą dotyczyć serca, które (dotychczas zimne i nieporuszone) zaczyna bić mocniej. A są ku temu... dwa dorodne powody. Bożena musi więc mądrze wybrać, choć ma coraz mniej czasu. W odziedziczonym budynku działa małe bistro, w którym może sprawdzić się jako kucharka - podejmuje więc wyzwanie. Okazuje się również, że miasteczko tylko pozornie jest oazą spokoju: dojdzie w nim do szeregu zdarzeń, które wstrząsną mieszkańcami. Bożena ma z tym ścisły związek...
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2018-06-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 500
„Wiedźma duszona w winie” Marty Obuch to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Uważam je za dosć udane, choć nie jest to miłość na całe życie.
"Wiedźma duszona w winie" (swoją drogą, bardzo fajny tytuł! - to on mnie skusił do kupienia książki) to komedia kryminalna i bardzo fajna lektura na wakacje. Lekka, zabawna, choć chwilami nieco zbyt naciągana. Trochę z gatunku tych: „Wyjedź na wieś, a na pewno rozwiążą się wszystkie twojego problemy – zwłaszcza te sercowe”.
Bożena to kobieta sukcesu: pracuje na kierowniczym stanowisku w banku, świetnie zarabia, ma piękny apartament i markowe ciuchy (ale świetnie wygląda także w powyciąganym podkoszulku i gumiakach, o czym możemy się przekonać w dalszej części książki). No ale oczywiście – ponieważ nie ma faceta – nie do końca potrafi się z tego wszystkiego cieszyć. Na szczęście testament wuja Remigiusza zmusza ją do wyjazdu na Pruską Stację, gdzie w krótkim czasie znajduje aż trzech adoratorów: przystojnego prokuratora Wiktora, prześlicznego (acz niegrzeszącego subtelnością i niepowalającego intelektem) cygańskiego chłopaka Denisa i intrygującego architekta Rocha (który zupełnie nie jest w typie Bożeny, ale mocno na nią działa). Oczywiście wszyscy trzej od razu mają na Bożenę straszną ochotę i robią wszystko, aby ją zdobyć. Kogo ona wybierze – jest oczywistym od samego początku.
Roch i Bożena są współwłaścicielami spadku po Remigiuszu – a spadek ten stanowi stara stacja kolejowa, w której Roch prowadzi bistro, a wuj Remigiusz chciał otworzyć muzeum kolejnictwa. Testament zawiera jednak bardzo poważny haczyk, który jest dla Bożeny trudny do zaakceptowania, ponieważ wymaga od niej życiowej rewolucji. I to takiej przez duże R. Czy się na nią zdecyduje?
Oprócz perypetii związanych ze stacją, mamy też nawiązanie do niedawnych wydarzeń, którymi żyła Polska: wypadek kolumny rządowej oraz wybuch gazu w kamienicy w Katowicach i śmierć pary dziennikarzy. O tę śmierć prokurator Wiktor Zuber za wszelką cenę chce oskarżyć Rocha. Czy uda mu się obciążyć mężczyznę? I kim są ludzie, którzy najwyraźniej próbują Rochowi zaszkodzić, działając bezpardonowo i groźnie? I czy Roch na pewno nie ma nic wspólnego z wybuchem?
„Wiedźmę duszoną w winie” dobrze się czyta, choć przyznam, że trochę mnie denerwowało to, jak Bożenie od razu miękną kolana, gdy tylko dotknie jej facet, a już jak przytuli, to znika przebojowa bizneswoman, a jej miejsce zajmuje zagubiona sierotka… no ale takie są zwykle zasady romantycznych historii, więc się nie czepiam. Poza tym nie jest to żadne sentymentalne romansidło, od którego poziom cukru skacze niebotycznie, ale historia z jajem, no i z ciekawym wątkiem kryminalnym. Sporo się w niej dzieje i myślę, że nikt nie będzie nią znudzony, jeśli zabierze ją ze sobą na wakacje.
Jkaoś mnie nie zachwyciła chyba spodziwałam się czegoś bardziej ambitnego. Czytałam bo zaczełam ale zdecydowanie nie mój świat.
Na obwolucie możemy przeczytać: " Spotkała się z królową polskiego kryminału, Joanną Chmielewską, która po lekturze jej powieści powiedziała: "Pisz więcej takich książek"."
Chmielewską uwielbiam, wcześniejsze książki Marty Obuch bardzo mi się podobały, jednak teraz coś nie pykło.
Ubawiłam się setnie. :-) Świetna książka na ciepłe leniwe popołudnie. Trochę komedia, trochę kryminał... Może obyczajowy romans? Sztywna, ważna pani dyrektor z banku przyjeżdża do maleńkiej miejscowości, aby przejąć spadek. Niespodziewanie dla samej siebie, na miejscu zaprzyjaźnia się z krową i codziennie przygotowuje śniadanie dla cygańskiej wróżki. Na bohaterkę i jej nowych przyjaciół spada cała masa niespodzianek gdyż, zupełnym przypadkiem zadarli z lokalnymi (i nie tylko) przestępcami.
https://czytamdlaprzyjemnosci.blogspot.com/2019/04/27-wiedzma-duszona-w-winie-marta-obuch.html
(...) Czytając tak odmienne opinie, postanowiłam sama sprawdzić czy książka spodoba mi się i czy odnajdę przyjemność z jej czytania. Powiem tak, historia przedstawiona przez autorkę ma swoje plusy i minusy. Jak dla mnie wzajemnie się równoważą. Najpierw wymienię plusy. Poznajemy główną bohaterkę, która jest dyrektorką w banku. Panią tuż po trzydziestce, która tak oddała się swojej karierze, że nie ma czasu ani dla siebie, aby porządnie odpocząć ani ułożyć sobie życia rodzinnego. Los płata jej figla i zostaje obdarowana spadkiem po wujku, którego ledwo pamięta. Zapowiada się ciekawie, bo ma odziedziczyć spadek do spółki z nieznajomym mężczyzną. Cała historia to zbieg niefortunnych wypadków, którym ktoś usilnie pomaga. Nie zabraknie intryg, skorumpowanych urzędników oraz pełnych empatii Cyganów. Koktajl jaki otrzymujemy jest niesamowity. z początku trochę jest zamieszania, aby zorientować się kto jest pozytywnym a kto negatywnym bohaterem. Co ciekawe nigdzie w książce nie znalazłam odniesienia, że zbieżność nazwisk oraz wydarzeń jest przypadkowa i nie ma nic wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami. Jednak im dłużej czytałam książkę, tym bardziej przypominały mi się wydarzenia z października 2014 roku, gdy w Katowicach zawaliła się kamienica w wyniku wybuchu gazu. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, lecz pod gruzami owej kamienicy zginęło małżeństwo dziennikarzy Dariusz Kmiecik i Brygida Forsztęga - Kmiecik oraz ich syn. Pan Dariusz Kmiecik był dziennikarzem śledczym i tropił aferę węglową, tym samym był niewygodny dla osób zamieszanych w ten proceder. Czytając książkę odnajdziecie dużo podobieństw między Mariuszem i Jadwigą Kmita a dziennikarzami, o których wspomniałam. A może się mylę, bo wyobraźnia mnie ponosi?
Minusem w tej historii były dla mnie momenty, w których bohaterowie zacierali ślady. Nie wiem jakie możliwości ma policja, ale sposób usuwania dowodów przez domniemanych przestępców nie przemawia do mnie, wydaje się mało prawdopodobny, że można bawić się w kotka i myszkę z policją. Sam pomysł wysłania trupa w podróż koleją wydaje się mocno absurdalny. Wątek został rozpoczęty, ale nie wiadomo co się stało z "trefnym pasażerem" (...)
Bożena prowadziła ustabilizowane życie: praca w banku jako dyrektor, dobrze zarabiała, ale brakowało jej impulsów i zmian. Powiew świeżości do jej życia nadchodzi, gdy w spadku po zmarłym wuju przejmuje na wiosce pewną nieruchomość. Niestety nie sama, jej wspólnikiem ma być niejaki Roch Pawlicki. Podczas podróży w sytuacji stresowej doznaje pewnego olśnienia oraz wpada w jej oko przystojny i ambitny prokurator, który chce zrobić karierę w stolicy.
Książki pisarki bawi, może nie zawierając aż zabawnych memów, ale jej lekkość, żartobliwość z nutką mądrości sprawia, że czyta się z przyjemnością. Widzimy, że bohaterka do tej pory była przyzwyczajona do innych standardów, a tu pojawiają się w jej świecie robale, brud i krowy; do tego kilku ciekawych mężczyzn. Interesującą postacią jest też Cyganka Cezaria, która uważa, że „połączenie z kosmosem trzeba pielęgnować, bo nie wszystko da się zważyć, zmierzyć i wystawić po 20 zł za kilo.”
Pisarka postawiła na wielowątkowość: mamy tu zarówno wątki obyczajowe, trochę sensacji i kryminału, a także przedstawione relacje damsko-męskie, kiełkowanie nowego uczucia. Jest to książka przeznaczona dla osób, które lubią się odprężyć i pośmiać.
"Miłość, szkielet i spaghetti" to komedia kryminalna opowiadająca o rządach mafii włoskiej w Częstochowie, którą przepędziły z miasta… baby. Jedna...
Żądna zemsty kobieta i niefrasobliwy detektyw kontra banda oszustów. Do tego pułapka na włamywacza i podrabiana cytrynówka. Kto wyjdzie cało z tego zamieszania...
Przeczytane:2018-07-18, Ocena: 4, Przeczytałam,
Jestem z siebie dumna. Sukcesywnie podążam wyznaczonym przez siebie szlakiem. Nie ukrywam – łatwo nie jest. Droga jest kręta, wyboista, mam wrażenie, że zbyt często obsypana kamieniami, które umykają spod nóg podczas wspinaczki. Tak zwane podejścia niestety pojawiają się często. Nazwałam ten szlak otwarciem na nowości. Postanowiłam wyjść poza kanon literatury, która zdominowała moje regały. Chcę przyjrzeć się twórczości pisarzy/pisarek, których nie znałam, a którzy są powszechnie zachwalani. Z tego właśnie względu sięgnęłam po Wiedźmę duszoną w winie Marty Obuch. Przyznam, że komedie kryminalne nie są mi szczególnie bliskie, zwłaszcza, jeśli chodzi o bardzo współczesnych autorów (bo w Chmielewskiej zaczytywałam się jako nastolatka, więc uznaję, że to było wieki temu). Obuch to zupełnie nieznana mi pisarka, która zawojowała literacki świat (w swoim gatunku) i zyskała sporą rzeszę fanów, o czym przekonałam się, zapowiadając recenzję tej książki. „Zarwałam dla niej nockę”, „Marta pisze bardzo fajnie” – grzmiały koleżanki, komentując zdjęcie na Instagramie. Pomyślałam wówczas, że to będzie coś dla mnie – lekkie, zabawne, odprężające.
Bożena to kobieta niezależna, menadżerka jednego z banków, nosząca wszelkie znamiona tak zwanego „korposzczura”. Kiedy dowiaduje się, że została spadkobierczynią majątku swojego wuja, w postaci nieruchomości położonej pośrodku niczego, postanawia przyjrzeć się posiadłości i ocenić, ile dodatkowych zer może wpaść na jej konto. Tymczasem okazuje się, że wujek miał spore poczucie humoru, a przede wszystkim pasję, którą zaraził pewnego młodego przyjaciela. Odkrycie tego faktu przez bohaterkę staje się początkiem całej serii zdarzeń, która zdaje się nie mieć końca.
Właśnie. Z tymi zabawnymi zdarzeniami jest różnie. To, co dla jednych jest szczególnie śmieszne, dla innych może być jedynie powodem do niewyraźnego grymasu. To tak jak z kobiecą urodą – jedni zostaną powaleni na kolana, a inni co najwyżej zawieszą oko o sekundę dłużej i… pójdą dalej, zapominając o tym fakcie. Wiecie do czego zmierzam? Liczę na to, że chwytacie, o co mi chodzi. „Rozliczając” Martę Obuch z jej najnowszej książki (bo innych nie znam), muszę przyznać, że ma talent do pisania w sposób lekki i przystępny dla większości czytelników. Nieskomplikowany język, dający się wyczuć tak zwany „flow”, umiejętność tworzenia charakterystycznych postaci – to zdecydowanie atuty tej autorki. Nie dziwi mnie fakt jej popularności, szczególnie, że książki, które relaksują i najzwyczajniej w świecie poprawiają humor, są potrzebne. Powiedziałabym nawet, że niektórzy cierpią na deficyt takiej „odmóżdżającej” literatury. Obuch zdaje się zadawać kłam przekonaniu, że czytanie jest męczące i wymaga absolutnego skupienia.
Jednak mimo tych wszystkich zalet, między mną a Martą Obuch zabrakło chemii. Przede wszystkim zmęczyłam się tą historią. Gdyby skończyła się jakieś sto stron wcześniej, to w mojej głowie nie odezwałby się szept (przechodzący z każdą kolejną stroną w krzyk): „kiedy wreszcie będzie finał?!”. Niby nie było tam niepotrzebnych scen i wątków, a jednak lektura dłużyła mi się straszliwie. Drugą rzeczą, która niekoniecznie wpasowała się w moje oczekiwania, są dialogi. Zdaję sobie sprawę z faktu, że w komedii kryminalnej nie chodzi o opisy przyrody, a jednak miałam poczucie, że wymiana zdań zdominowała całą treść, co dla mnie jest mało satysfakcjonujące. To wcale nie znaczy, że Wiedźma duszona w winie jest złą książką – ona po prostu nie jest dla mnie. Za to z pewnością jest dla tych, którzy szukają chwili oddechu, chcą skończyć wieczór z niezobowiązującą lekturą i mają ochotę na wartką akcję z kryminalnym akcentem. I jeszcze dla tych, którzy czują potrzebę pochwalenia się kolejną przeczytaną książką, bo – jeśli akcja Wiedźmy… Was wciągnie – śmiało będziecie mogli powiedzieć, że w ciągu dwóch dni przeczytaliście ponad czterystustronicową knigę.