Wśród nas znajdują się śniący... i wyśnieni. Ci, którzy śnią, nie potrafią się przed tym powstrzymać, mogą jedynie próbować to kontrolować. Ci, którzy zostali wyśnieni, nie są w stanie wieść samodzielnego życia, ponieważ zasną na zawsze, jeśli ich śniący umrą.
Istnieją tacy, którzy lgną do śniących. By ich wykorzystywać. By ich więzić. By ich zabijać, zanim ich sny zniszczą nas wszystkich.
Ronan Lynch jest śniącym. Potrafi wyciągać ze swoich snów zarówno wspaniałości, jak i koszmary, i przenosić je do swojej ułomnej rzeczywistości. Jordan Hennessy jest złodziejką. Im bardziej zbliża się do wyśnionego przedmiotu, którego poszukuje, tym bardziej nierozerwalnie się z nim wiąże.
Carmen Farooq-Lane jest łowczynią. Jej brat był śniącym... i zabójcą. Na własne oczy widziała, jakie skutki może przynieść śnienie śniącemu. Obserwowała też szkody, jakie potrafią wyrządzić śniący. To jednak nic w porównaniu z apokalipsą, jaka wkrótce ma się rozszaleć...
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2021-02-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 448
Przenieśmy się do świata, w którym istnieją śniący. To osoby, które swoje sny mogą zmaterializować w rzeczywistości, te piękne i także te koszmarne. W tej historii poznajemy między innymi trójkę braci, jeden z nich jest właśnie śniącym. Chłopaki można powiedzieć, że prowadzą normalne, dość przeciętne życie. Jednak zmienia się ono gdy trafiają do tajemniczego miejsca i tam zapoznają się z nowymi osobami. Dodatkowo goni ich policja, ponieważ według przepowiedni, pewien śniący sprowadzi na świat zagładę. Tylko o kim mówi przepowiednia? Co odkryją podczas eskapady w tajemnicze miejsce? Komu zaufać w tym świecie?
Jest to moje trzecie podejście do twórczości tej autorki i prawdopodobnie ostatnie. Pokładałam nadzieje w tym tytule, ponieważ pomysł jest najbardziej był ciekawy i intrygujący. Jednak gdy zaczęłam już ją czytać, emocje szybko opadły. Dawno tak nie męczyłam jakiegoś tytułu. Moje wrażenia są dość podobne, co do "Przeklęci święci". Obydwie mają podobny problem, czyli są zbyt przegadane i jest w nich za mało akcji. I jak w przypadku Przeklętych to nie jest tak rażące, ponieważ ma ona ledwo 300 stron i można ją w miarę szybko ogarnąć, to przy ponad 500 sprawy już się komplikują. Podając opis książki ja zdradziłam może już 1/3 fabuły i to tylko dlatego, że nic tam więcej się nie dzieje.
Nie lubię negatywnie wypowiadać się o książkach, ale czasami to nieuniknione. Ona jest naprawdę mocno przegadana i zamiast skupić się na głównym wątku to więcej czasu zostało poświęcone kwestiom pobocznym. Dobrym zabiegiem było to, że mamy różne perspektywy i możemy poznać różnych bohaterów, bo dzięki temu troszkę więcej się w niej dzieje. Bardzo spodobały mi się wątki Hennessy, ponieważ jej umiejętności były naprawdę interesujące i byłam ciekawa, jak to się rozwinie.
Za to jeśli chodzi o postacie, to jest z nimi problem, ponieważ trudno ich polubić. Niby autorka chciała stworzyć różnorodnych bohaterów i każdej przypisać indywidualne cechy, ale średnio to wyszło. Dla mnie żeńskie postacie miały więcej charakteru niż męskie. Z drugiej strony, na początku autorka rozwodzi się nad braćmi, jak oni się od siebie różnią, czym się charakteryzują i jakie mają usposobienie, a potem w fabule praktycznie tego nie czuć. Osoba, która na początku miała być radosna i pogodna, ciągle odpływa myślami i jest ponura. Ronan, który podobno miał być "bad boyem" staje się rycerzem w lśniącej zbroi itd. Nie poczułam ich, nie rozumiałam ich postępowania i nawet nie kibicowałam im, podczas niebezpiecznych akcji.
Jak dla mnie jest to zmarnowany pomysł. Coś, co mogło wyjść naprawdę fajnie, nie zostało w pełni wykorzystane. Żałuję też, że ona tak się ciągnęła. Pod koniec, kiedy wreszcie zaczynało się robić ciekawie, wszystko zostało zbyt szybko zakończone i urwało się w połowie. Wiem, że jest to dopiero pierwszy tom, ale nie wiem czy będę chciała sięgać po kontynuację.
Podsumowując raczej jest to książka dla osób, które lubią spokojną fabułę, bez większych ładunków emocjonalnych, którą się raczej delektuje niż przeżywa w pełnym napięciu. Może po słabej pierwszej części, w kolejnej pojawi się więcej akcji, skoro już poznaliśmy świat i bohaterów, ale nie wiem czy jestem na to gotowa. Niestety, nie rozumiem fenomenu tej autorki i ja do fanów jej twórczości nie należę.
Nazwisko autorki działa na mnie jak magnes. Swego czasu pochłonęłam cztery części Cyklu Kruka i bardzo mi one przypadły do gustu. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zobaczyłam dostępność nowej pozycji autorki, rzuciłam się na nią, jak na przysłowiowe ciepłe bułeczki.
Wezwij sokoła to odwołując się do terminologii filmowej - spin-off przywołanego wcześniej cyklu, skupiający się na postaci Ronana Lyncha. Bez jego znajomości, trudniej odnaleźć się w zawiłej fabule. Mimo całej mojej sympatii do autorki, nie mogę z bezkrytycznym zachwytem opisać tej pozycji.
Powieść skupia się na braciach Lynch – poznajemy lepiej Declana i Matthew, śledzimy też wątek miłosny Ronana. Rozwija zagadnienie śniących i praw, które rządzą ich snami. Pojawiają się też Łowcy, tajemnicza organizacja skupiająca jednostki, które tropią i zabijają Śniących, by zapobiec nadciągającej apokalipsie. Korzystają z pomocy Wizjonerów, którzy potrafią odnaleźć Śniących. To krótki zarys fabuły.
Sam pomysł jest intrygujący, jednak jego wykończenie gorsze. Trochę jakby autorka nie była w formie. Czytając miałam wrażenie, że zapowiadana Akcja nie potrafi nadejść. Narracja prowadzona z różnych perspektyw, gmatwała, mieszała i plątała wątki. Czasem odnosiłam wrażenie, że autorka sama się pogubiła. Poetycki język (który wcześniej mnie urzekał) odbierał dynamikę fabule. Wewnętrzne monologi i opisy stanów emocjonalno-egzystencjalnych bohaterów potrafiły się naprawdę ciągnąć. W pewnym momencie zaczynałam się zwyczajnie nudzić. W zasadzie do 200 strony, nie dzieje się zbyt wiele. Potem akcja z wolna przyspiesza, mniej więcej od 449 strony (powieść liczy 507) nareszcie dzieje się to, za co ceniłam Cykl Kruka.
Mocną stroną powieści są nowi bohaterowie. Szczególnie urzekła mnie Jordan Hennessy. Stworzenie tej postaci i jej wątku to chyba najlepsze, co zrobiła autorka. Mamy postać charakterną, z poczuciem humoru i niezwykłą niezwykłością uniwersum do którego przynależy. Słabiej wypada Carmen Faroog-Lane, a szkoda. Łowczyni, której brat był Śniącym i zabójcą, którego nie ocaliła chociaż mogła - jest potencjalnie dobrym materiałem na ciekawą postać. Mam wrażenie, że kompletnie niewykorzystanym.
Podsumowując, nie jest to zła książka. Odczytuję ją jako preludium do mających się wydarzyć zdarzeń. Może nie ma spektakularnych fajerwerków, ale jest potencjał, który mam nadzieję zostanie rozwinięty w kolejnym tomie.
Na koniec wspomnę o urzekającej okładce, która przykuwa wzrok i potrafi zainteresować czytelnika.
*Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Sen. Magiczna kraina, dostępna po przymknięciu powiek i wpadnięciu w objęcia Morfeusza, gdzie nigdy nie wiemy, co tak naprawdę się wydarzy. Odizolowana od rzeczywistości, pozwalająca zagłębić się w, najczęściej pozbawiony logiki, świat, w którym mają miejsce najróżniejsze, nieraz absurdalne zdarzenia. Przemykamy w nim pomiędzy różnymi fabułami, odkrywając wiele nietuzinkowych, niekiedy dziwnie skonstruowanych budynków w miejscach, gdzie byśmy nawet nie wyobrażali sobie je zobaczyć. Spotykamy najbliższych ludzi oraz takich, których twarze przemknęły nam przed oczyma, lecz nigdy im się nie przyglądaliśmy. Bywamy też różnymi osobistościami, odgrywamy wiele ról, tworząc osobliwe kino. W tej krainie powstaje po prostu coś, co najczęściej nie miałoby prawa bytu w realu.
Sen zezwala również na posiadanie tego, co bywa poza zasięgiem. Do naszych rąk trafia nieprawdopodobna technologia, umiejąca robić cuda. Otrzymujemy nieistniejące przedmioty, gdzie nieraz wyobrażaliśmy sobie, że takowe wreszcie powstają. Sama nieraz śniłam o nieistniejących książkach, gdzie czytanie ich sprawiało mi mnóstwo frajdy, przez co marzyłam o przeniesieniu ich do rzeczywistości. Nie zliczę nawet chwil, jak często ubolewałam nad brakiem czegoś, co pozwalało mi zdobywać wyśnione szczyty…
Jednakże co by było, gdyby istniała luka umożliwiająca „kradzież” wyśnionych rzeczy? Czy byłoby to darem? A może przekleństwem, kiedy przestalibyśmy to kontrolować, a wraz z cudownymi rzeczami pojawiałyby się również te mroczniejsze, mrożące krew w żyłach?
BYŁ SOBIE RAZ CHŁOPAK, KTÓRY MÓGŁ POSIADAĆ WSZYSTKO, CO BYŁO ZAKAZANE…
Zacznę może od tego, że jak sama koncepcja opierania się o sny i operowanie tym, co zostało w nich stworzone, jak najbardziej mnie interesowała, co zaowocowało natychmiastowym porwaniem książki do czytelniczego tańca, tak pierwsze kilkadziesiąt stron stało u mnie pod znakiem dezorientacji. Niczym senne scenerie, przecierające się między sobą, tworzące mętlik w głowie, tak tutejszy chaos następujących po sobie zdarzeń uderzał we mnie, przez co z trudem wbijałam się w fabułę „Wezwij sokoła”. Powodowała to mnogość bohaterów, z jakimi obcowałam, gdzie większość niosła swoje brzemię oraz próbowała skupić na sobie uwagę, przez co miałam wrażenie, jakbym czytała kilka książek równocześnie. Dopiero z czasem ten harmider zażył małą dawkę melisy, pozwalając odetchnąć od natłoku zdarzeń, tym samym dając szansę na poukładanie sobie tego w głowie i wypunktowania, co, gdzie i jak. Pani Maggie Stiefvater po prostu rzuca czytelników na głęboką wodę, nie bawiąc się w subtelne oprowadzenie po wyimaginowanym świecie. Jesteśmy wręcz zmuszeni do pojęcia tych przeplotów fantazji z realnością. Jeżeli jest ktoś, kto dopiero zaczyna przygodę z jej twórczością (w tym ja), musi po prostu to ujarzmić. Czy to dobre rozwiązanie? Z jednej strony nie, gdyż nie każdy lubi takiego zamieszania. Porównać to można do egzaminu maturalnego, jaki musimy zaliczyć, choć dopiero co przestąpiliśmy próg szkoły średniej. Co nieco wiemy, lecz niezbędna wiedza dopiero miała zostać nam przekazana, i to dawkowana, by ją dobrze przyswoić. A kiedy jeszcze dorzucimy do tego specyficzny styl pisania autorki, ubóstwiającej przekształcanie powtarzalnych słów tak, aby nabierały nowej głębi, to tym bardziej ktoś, kto przywykł do innej formy, może kręcić nosem. Co z drugą, tą optymistyczną, stroną? Jak najbardziej na plus jest to, że sami bohaterowie do końca nie wiedzą, co tak właściwie panuje nad ich losem. Dotąd postępujący według określonych zasad, musieli opuścić strefę komfortu, aby stanąć do walki z przeszkodami. To sprawia, że jesteśmy na równi, choć oni od lat dzierżą pewne brzemienia i myślą, iż nic nie zdoła ich zaskoczyć. Poza tym sam chaos, w jaki wpadamy, jest jak sam sen, gdzie też nieraz wybudzamy się z niego i zastanawiamy, co tak właściwie widzieliśmy i jakim cudem nasz umysł umiał to w taki sposób zaprezentować. Czuć mocną inspirację tymi zjawiskami, co odbieram za fascynujące i przerażające zarazem.
Jak dalej potoczyła się moja historia z książką? Cóż, łatwo nie było, lecz z czasem nauczyłam się żyć z piórem autorki. Oswajałam je niczym dzikie zwierzę, aż wreszcie potulnie zgarnęło łakoć z mej dłoni i dało dotknąć. Każdy kolejny rozdział, choć nie pozbawiony szumu i natłoku wrażeń, gdzie element zaskoczenia stanowił codzienność, pochłaniałam bez mrugnięcia okiem. Kosztowałam je powoli, rozpływając się nad każdym słowem, oswajając z tym, co działo się na moich oczach. A gdy tylko dokładano do tego tajemniczość oraz okrążano pewien istotny element fabularny, czułam, że znalazłam swój mały raj na ziemi.
Motyw snów nie jest czymś nowym w literaturze. Dość często stanowią klucz otwierający powieść, pozwalający ujrzeć ją w całej okazałości. Dotąd jednak nie miałam do czynienia z ukazaniem ich w formie, gdzie bycie śniącym nie jest tak do końca wspaniałe. Choć z tej drugiej „rzeczywistości” można przenieść wiele cudów, ale też koszmarów; koszmarów zagrażających ludzkości. Tym samym jesteśmy uświadamiani, że ten dar nie byłby samym darem, a wręcz przeciwnie – również przekleństwem. Jak wiele trzeba by było wyrzeczeń; ile by trzeba było stoczyć walk z samym sobą, aby nie ofiarować światu kataklizmu, nad którym nie zdołano by zapanować. Bo jak dobrze wiemy, nie wszystko złoto, co się świeci. Pomijając już fakt samego wyśnienia czegokolwiek, to także ukazuje prawdę o tym, jak wielu z nas musi z czymś walczyć; z czymś, co nas wyniszcza, a kontrola nad tym niekiedy graniczy z cudem. Dopiero czyjeś wsparcie jest w stanie wyzwolić w nas pokłady siły, lecz nigdy nie wiemy, czy ich wystarczy, aby całkowicie zapanować nad tym, co próbuje nas pożreć w całości.
Dialogi. Choć są niezbędnym elementem książki i wnoszą wiele treści, jednakże niekiedy miewałam wrażenie, jakby wprowadzano je tylko po to, aby… były. Zdarzały się sytuacje, gdzie dało się bez nich obyć, lecz pozwalano komuś kompletnie zbędnemu wypowiedzieć parę zdań i tyle. Dobrze, od czasu do czasu podrzucały ważne informacje, ale nie zdarzało się to zbyt często. Również niektóre sceny sprawiały wrażenie od czapy, gdzie wtedy fabularno-senny chaos już nie sprawiał wrażenia urokliwego, jednak tutaj liczę na rozwinięcie tego w kontynuacji trylogii. Wytłumaczenie ich wartości dla całej książki i jak ważne są dla postaci. Oby było mi to dane.
ŁĄCZY NAS WIELE SPRAW, JESZCZE WIĘCEJ DZIELI.
Nie tak łatwo wybrać jednego z wielu bohaterów, aby to od niego zacząć swoją tyr… znaczy się wypowiedź, jednakże – po wielu wewnętrznych bojach – postanowiłam zacząć od Ronana Lyncha. Próbujący opanować swoją „przypadłość” śniący to ten typ człowieka, który zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, powoduje, że masz ochotę oddalić się od niego i nie mieć z nim do czynienia. Typowy samotnik, porzucający maskę osoby samowystarczalnej jedynie w obliczu ukochanego Adama, miewał momenty, gdzie do siebie przekonywał, by za chwilę mnie zrażać. Inaczej jednak było z jego starszym bratem, Declanem, gdzie ten wiecznie pozujący na nudziarza mężczyzna bardziej wzbudzał moją ciekawość. Byłam zaintrygowana jego postawą, gdzie jak było mi dane spędzić z nim trochę czasu, to błagałam w myślach, aby mi go nie zabierano. Obecna głowa rodziny, próbująca okiełznać rodzeństwo, starała się godzić normalne życie z tym abstrakcyjnym, trzymając to wszystko w ryzach. Nieraz bywałam pod wrażeniem jego wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu. Jego stanowczość w podtrzymywaniu neutralnego podejścia, ukazywania się jako ktoś niewart zapamiętania… Po takiej grze aktorskiej ktoś powinien wręczyć mu Oscara! Nie inaczej było z Jordan Hennessy, złodziejką, która pragnęła zaznać wolności. Dziewczyna, od lat żyjąca jako kopia kogoś innego, nie miała prawa na kapkę indywidualności, co ją tłamsiło. Dusiło od środka. Nieraz widziałam, jak stara się pozbyć nabytej metki, aby wreszcie być sobą, w czym jej mocno kibicowałam. Nie ma nic gorszego od narzuconego z góry stylu życia, aby wszelkie sekrety nie ujrzały światła dziennego. Wiele mówi się o naturalności, dlatego też chciałam dla niej jak najlepiej. Natomiast Carmen… Nie powiem, była intrygującą postacią. Wyróżniająca się na tle pozostałych, odgrywająca rolę tej złej, miało w sobie namiastkę dobra, lecz teraz nie pozwolono jej się aż tak wykazać. Zapewne w kolejnych tomach ujrzymy ją w innym świetle, ale obecnie nie umiem wyrobić sobie o niej zdania. Po prostu była, miała swoją rolę i się jej skrupulatnie trzymała. Tyle na temat.
Warto też zwrócić uwagę na pobocznych bohaterów, którzy – choć nie poświęcano im aż nadto czasu – są istotne dla całego „przedsięwzięcia”. Wiadomo, jedni są dla nas zupełnie obojętni, myślimy o nich tylko wtedy, gdy są wspominani, lecz są też tacy, co chodzą po głowie i nie zamierzają zaprzestać marszu. Wzbudzający sympatię, wywołujący lawinę pytań, wprawiający w zakłopotanie lub też robiący dosłownie wszystko, aby go znienawidzić. Mieli sporo do powiedzenia i to mi się podobało. Dzięki temu powstawały nutki dramatyzmu oraz akcje, po których szukało się w internecie pasów bezpieczeństwa, aby zamontować je w domowym fotelu.
Podsumowując. Fantastyka często gości w moim życiu, dlatego też nie mogłam sobie odmówić bliższego spotkania z „Wezwij sokoła”, gdzie magiczna otoczka miesza się z rzeczywistością. Choć książka niesie ze sobą wiele chaosu, który wywołuje zamęt i tak właściwie nie wiemy, na czym się skupić, z czasem da się to oswoić, aby czerpać przyjemność z lektury. Historia Ronana, Jordan i Carmen to pasmo wzlotów i upadków, gdzie każdy kolejny krok musi być dobrze przemyślany, aby nie wpaść w pułapkę, a sen ma tutaj najwięcej do powiedzenia.
Jeżeli marzy ci się dobra drzemka, to przy „Wezwij sokoła” będzie o nią trudno. Zmuszająca do trzymania ręki na pulsie, atakująca swym fantastycznym klimatem, utrzymuje na jawie i nie zezwala na zmianę stanu. Samo zakończenie wręcz kusi, aby raz jeszcze powrócić do tego świata, a ja zamierzam „zgrzeszyć”.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Maggie Stiefvater - ta jedna z najbardziej popularnych autorek młodzieżowego fantasy, powraca oto z zupełnie nowym, porywającym i niezwykle oryginalnym cyklem pt. "Śniący"! Cyklem, który rozgrywa się w naszym realnym świecie, aczkolwiek ukazuje jego nieznaną, ukrytą dla zwykłych śmiertelników i piekielnie intrygującą twarz... Pierwszą odsłoną tej serii jest powieść pt. "Wezwij sokoła", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Uroboros, i o której postaram się opowiedzieć wam więcej w poniższej recenzji.
Na świecie żyją "Śniący" - osoby, które potrafią zmaterializować wszystko to, co tylko się im wyśni. To wspaniały dar, ale też i przekleństwo, gdyż może przynieść na świat tyleż dobra, co i zła. Jednym ze Śniących jest Ronan Lynch - młody chłopiec, którego charakteryzuje trudny charakter i złość na cały świat. To właśnie on, ale też i jego dwa bracia, pewna młoda dziewczyna, która pracuje dla organizacji tropiącej Śniących oraz inna Śniąca - Jordan Hennessy, uwikłają się w skomplikowaną grę, której stawką jest życie ich samych, jak i też los całego świata...
Oryginalność - to pierwsze słowo, jakie przychodzi na myśl względem tej książki. Nie da się bowiem ukryć, iż Maggie Stiefvater oparła tę opowieść na niezwykle oryginalnym pomyślę na ukazanie magii w postaci snów osób, które mogą wyśnić wszystko, w tym też i innych ludzi. Nie spotkałam się z takim motywem w żadnej innej odsłonie literatury, co już samo w sobie czyni ten tytuł wyjątkowym. Do tego mamy tu również wspaniałych bohaterów, wartką akcję, pokaźną porcję sarkastycznego humoru oraz piękne emocje z samotnością, zagubieniem i bezsilnością wobec przypisanej przez los przyszłości. To wszystko składa się na piękną powieść fantasy, która z każda stroną staje się tylko i wyłącznie lepszą...
Powieść ta przyjmuje postać wielowątkowej konstrukcji, gdzie to z jednej strony śledzimy losy Ronana i jego braci, z drugiej "polującej" na niego Carmen Farooq-Lane w towarzystwie pewnego bardzo zrzędliwego nastolatka, zaś z jeszcze innej perypetie złodziejki, fałszerki i Śniącej w jednej - Hennesy Jordan, a właściwie to i Hennessy i Jordan, gdyż są to dwie osoby. Oczywiście, oprócz stąpania po ziemi u boku tych bohaterów, przeżywania wraz z nimi zwykłych i bardziej szalonych przygód oraz odkrywania tajemnicy umiejętności materialnego wyśniewania snów, wkraczamy także do bezpośredniej strefy tego, co dzieje się podczas snu. To akcja, zaskakujące obroty zdarzeń i poruszające emocje, do ostatniej strony powieści.
Książka ta jest tak niezwykłą i udaną w dużej mierze dzięki jej barwnym bohaterom. Nie są to bynajmniej szlachetni, nieskazitelni i nieomylni ludzie, ale raczej osoby zagubione w swym młodym i dziwnym życiu, którego nie koniecznie lubią. Uwaga ta ma się zarówno do nie mogącego cieszyć się wolnością i szczęściem Ronana, żyjących w lęku o przyszłość Hennessy i Jordan, czy też dźwigającej brzemię swojej rodziny - Carmen Farooq-Lane. Tak naprawdę wszyscy oni są do siebie podobni, nieszczęśliwi i zmęczeni tym, jaki scenariusz napisało ich życie. Wszyscy też są niezwykle pasjonujący i ciekawi...
Znakomicie czyta się tę powieść, co jest zasługą nie tylko intrygującej i emocjonującej fabuły, ale też niezwykle pięknego, w jakiejś mierze poetyckiego, języka. I nie mam tu na myśli tylko pięknie budowanych zdań, ale niezwykłą metafizykę opisywania świata, bohaterów, ich odczuć oraz oczywiście snów. To wszystko nabiera wyjątkowej głębi dzięki pięknu i mądrości słowa, jakim raczy nas autorka, ale też i tłumacz tej książki na polski język - pan Piotr Kucharski. I tym kontekście mogę pokusić się o stwierdzenie, że jest to najlepiej napisana powieść w całym dotychczasowym dorobku Maggie Stiefvater.
Jeśli kochacie współczesną literaturę fantasy i macie ochotę na poznanie jej zaskakującej, ale przez to jeszcze bardziej intrygującej postaci, to książka "Wezwij sokoła" jest właśnie dla was. Wielkie emocje, nietuzinkowi bohaterowie, porywająca fabuła i pomysł, jakiego dotąd nie spotkałam w swoim czytelniczym życiu - to wszystko czyni ten tytuł tak dobrym, niezwykłym i udanym. Tym samym nie pozostaje mi już nic innego, aniżeli zachęcić was do sięgnięcia po tę powieść. Polecam - naprawdę warto!
Ciężko czytało mi się tę książkę. Za dużo opisów i nudnych przemyśleń, a za mało akcji.
An enchanting story from Maggie Stiefvater featuring Opal, Ronan, and Adam from her bestselling Raven Cycle, taking place after the events of The Raven King....
Tylko wytrwałość i odwaga uratują jej rodzinę… Jedna królewna Merida z DunBroch potrzebuje zmiany. Kocha swoją rodzinę – jowialnego króla...
Przeczytane:2021-02-21, Ocena: 5, Przeczytałam,
Przyznam, że okładka jest zawsze tym, co mnie do książek przyciąga. Tym bardziej, kiedy przeczytałam, że to ma być księga pierwsza, nie potrafiłam sobie jej odmówić. Zdecydowanie trudniej się czyta, kiedy zaczynamy od tomów kolejnych, więc postanowiłam, że tą przygodę rozpocznę na jednym wdechu:-)
Śniący, bardzo intrygujące wejście. Zawsze sama wierzyłam w swoje sny, tym bardziej, że tłumaczone chyba jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Dziękuję jednak Bogu, że stworów występujących w moich snach nie zabieram do domu, tak jak jeden z bohaterów:-) I dzięki Bogu nie jestem też wyśniona, bo to by oznaczało, że nie zabawię na tym świecie zbyt długo. Ok, to może zacznę od początku.
Mamy tutaj troje głównych bohaterów. Jeden z nich potrafi poprzez sen sprowadzać do normalnego życia różne przedmioty. Nieźle się ubawiłam, kiedy zastał w swoim łóżku dziwne stwory, które skradały się po jego ciele:-) Dodatkowo ma niecodzienne upodobania, które nie zawsze przynoszą mu szczęście. Drugim niezwykłym bohaterem jest Złodziejka. Im bardziej zbliża się do wyśnionego przedmiotu, tym mocniej się z nim wiąże. No i trzecim jest łowczyni. Jeśli chcecie poznać jej talenty, to musicie już sami zgłębić się w powieść:-)
A czy wy wierzycie, że sny potrafią zniszczyć nas wszystkich?
Książka bardzo gruba, ale w miarę z większym druczkiem. Informacje, które chce nam przekazać autorka czasami były może nie chaotyczne, ile ciężkie do pojęcia. Historia ma swoje wzloty i upadki. Momentami bardzo wciągająca, aż nie można się oderwać, a chwilami zastanawiamy się o co tutaj tak naprawdę chodzi. Troszkę zbyt dużo informacji jak dla mnie. Książka jest naprawdę ciekawa, ogólnie sam temat z tymi śniącymi i wyśnionymi bardzo mnie wciągnął. Nadciągająca apokalipsa nieco mnie przeraziła, aczkolwiek właśnie momentami ciężko miałam się połapać kto jest kim. W dialogach wypowiedzi różnych osób intonowane były tak samo. Bohaterowie prócz swoich ról raczej nie wyróżniali się w tłumie, aczkolwiek sam styl bardzo mi się podobał. Daje tutaj dziewięć na dziesięć, gdyż książka jest prawie idealna:-)