Opowieść o domu, który nie jest domem, i o śnie, który wcale nie jest snem.
W brawurowym połączeniu memoiru i powieści gotyckiej Carmen Maria Machado snuje autobiograficzną historię swojej relacji z charyzmatyczną, ale - jak się prędko okaże - niezrównoważoną i przemocową partnerką. Pełna namiętności sielanka szybko zmienia się w dreszczowiec, tyle że nie jest to po prostu queerowe Fatalne zauroczenie.
Machado dotyka tematu objętego ,,przemocą archiwum": przemilczanego z uwagi na kontekst polityczny i relacje władzy. Krzywdzona kobieta jest bowiem jak duch, który był obecny od zawsze i od zawsze nawiedzał dom władcy, a pisarka swoimi wspomnieniami dokonuje czegoś na miarę wskrzeszania zmarłych.
,,Przemawiam w ciszy. Ciskam kamień mej historii w rozległą szczelinę; ledwo słyszalny dźwięk, jaki wydaje, jest miarą pustki".
"Czy kobiety też krzywdzą? Czy związki między kobietami mogą być równie przemocowe jak związki osób przeciwnej płci? Autobiograficzna proza Machado miota się pomiędzy non-fiction a baśnią o złej królowej. Na szczęście kończy się jak na baśń przystało: nadzieją, że z Domu snów da się odejść. Znakomita literatura w doskonałym przekładzie Łukasza Błaszczyka."
Natalia Szostak, Wysokie Obcasy Extra
"Czasem przekłady są potrzebne, bo opowiadają coś, do czego polska literatura jeszcze nie dotarła. Właśnie tak jest w tym przypadku: przemoc w związku lesbijskim, przemoc squeerowana, walka o godność, o siebie - brzmi to jak historia nie z tego świata, bo u nas przecież trzeba udowadniać, że LGBT to ludzie, nie ideologia. Bardzo mocna, bardzo ważna."
Paulina Małochleb, Książki na ostro
Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2022-03-09
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: In the dream house
„Ujmowanie w słowa czegoś, na co brak słów to niełatwe zadanie”.
Żyjemy w świecie, w którym panuje pogląd, że przemoc jest domeną mężczyzn. I pewnie, w myśl statystyk i opinii publicznej, przeważająca liczba przypadków przemocy domowej ma męską twarz. A co, jeśli terror psychiczny i agresja staje się kobietą?
Na to pytanie szukałam odpowiedzi w książce-pamiętniku „W domu snów”. Jako zdeklarowana przeciwniczka przemocy wszelakiej, sięgnęłam po książkę Machado głównie po to, żeby się przekonać, czy to naprawdę możliwe, żeby kobieta miała twarz kata. Czy, mając na uwadze mityczną tzw. babską solidarność, możliwe jest aby kobieta była zdolna skrzywdzić kobietę i to w układzie, który ze wszech miar powinien opierać się na miłości i wsparciu.
Po 360 stronach lektury, momentami lepszej, momentami gorszej, stwierdzam, że książka na pewno łamie tabu o mężczyznach przemocowcach.
Queerowy związek Carmen i „kobiety z Domu snów” obfituje w akty przemocy. Zaborcza, zazdrosna i niezrównoważona „kobieta z Domu Snów” (przez całą książkę nie poznajemy jej imienia) urządza Carmen piekło na ziemi. Zaczyna się niewinnie, choć od początku czuć cichą dominację kobiety nad Carmen. Z czasem terror nabiera rozpędu, staje się coraz śmielszy i bardziej raniący. Co ciekawe, nie ma tam przemocy fizycznej. Całość opiera się na psychicznym niszczeniu ofiary.
Carmen, pogubiona we własnych emocjach, pełna kompleksów, o bardzo niskim poczuciu własnej wartości w pewnym sensie, swoją biernością, daje na to wszystko milczącą zgodę. Jeszcze wiele lat po wyplątaniu się z tej relacji, ciągnie za sobą mentalne i psychiczne skutki tego związku.
Cały ten swego rodzaju pamiętnik jest opowieścią momentami bardzo dosłowną, wręcz dosadną, momentami zaś bardzo metaforyczną. Narracja nie ma typowej chronologii zdarzeń, właściwie to historia jest dość chaotyczna. To coś w rodzaju kolażu przypadkowych fotografii mających jedną, wspólną cechę. W krótkich rozdziałach towarzyszymy Carmen opowiadającej kilkuletni związek ze swoją oprawczynią (niechętnie używam tego słowa), ale też jesteśmy świadkami wspomnień z przeszłości. W przeważającej mierze są to przykre wspomnienia: nieszczęśliwe dzieciństwo, odkrywanie własnej seksualności, związek heteroseksualny, itp.
Czasami trudno się wczuć w fabułę, gdyż znacząco odbiega ona od tematu, a na dodatek nie zawsze wiedziałam, do czego autorka zmierza w niektórych wątkach.
Autorka, a w przypadku przekładów książek to jednak zasługa tłumacza, operują bardzo literackim, pełnym porównań, skojarzeń i bogatym słowotwórczo językiem.
W treści jest też wiele odniesień do filmów, literatury i sztuki, a także do ogólnych zagadnień dotyczących sfery LGBT.
Plusem dla fabuły jest sposób jej przedstawienia. Próżno w niej szukać czegoś, co popularnie nazywa się „wołaniem o pomoc”. To nie płaczliwa historia o tym, jak straszna bohaterce dzieje się krzywda. To bardziej reportaż, relacja „ku przestrodze” dla uwikłanych w podobne relacje. Autorka, a zarazem bohaterka opowieści, nie użala się nad sobą, nie zrzuca winy na innych, nikogo nie obarcza odpowiedzialnością. Jest świadoma faktu, że nijako na własne życzenie i brak asertywności utknęła w tym przemocowym związku. Wie, że gdyby wcześniej zdobyła się na realny ogląd sytuacji, dopuściła do głosu prawdę, mogłaby zakończyć tę toksyczna relację, bo przecież „najważniejsze to żyć bez lęku, z uśmiechem na ustach”.
Wydawnictwu Agora dziękuję za egzemplarz powieści.
Ujmowanie w słowa czegoś, na co brak słów to niełatwe zadanie.
Więcej