Seria autorstwa Enrique Sáncheza Abulego uznawana jest za najlepsze komiksowe dzieło noir. Jej akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych w 1936 roku, a jej głównym bohaterem jest cyniczny i bezwzględny gangster - włoski emigrant Luca Torelli, zwany Torpedo. W serii krótkich nowelek znajdziemy wszystko to, co definiuje czarny kryminał: płatnego zabójcę bez skrupułów, umoczonych gliniarzy, piękne femme fatale, brutalną kulturę zorganizowanej przestępczości, odrobinę humoru oraz przepięknie mroczne uliczki i brudne knajpy Nowego Jorku.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2017-11-07
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 720
Tytuł oryginału: Torpedo 1936
Język oryginału: hiszpański
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Ilustracje:Jordi Bernet
Niesamowita realistyczna grafika oraz przesycona swoistym czarnym humorem akcja powoduje iż seria ta jest uznawana za najlepszy cykl w gatunku "noir" na świecie....
Hiszpańska seria "noir", jej bohaterem jest gangster Luca Torpedo. Akcja albumów dzieje się w USA w połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku.Niesamowita...
Przeczytane:2019-03-10,
TORPEDA NOIR
Oto komiksowa torpeda. Krwawa komedia noir pełna seksu, przemocy i brudu, podana w znakomitym stylu. Twardzi mężczyźni, piękne kobiety i świat złotego okresu amerykańskiej gangsterki, będący jednocześnie czasem Wielkiego Kryzysu. A wszystko to w jednym, imponującym tomie zbierającym wszystkie czarnobiałe części serii.
Jest rok (jak wskazuje na to tytuł samego albumu) 1936. Luca Torelli zwany Torpedo to włoski imigrant żyjący obecnie w Nowym Jorku, gdzie para się gangsterskim fachem. A dokładniej sprzątaniem – ludzi, oczywiście. Jak na płatnego zabójcę przystało, za odpowiednio wysoką kwotę zabije każdego, pozbyłby się nawet własnego ojca, gdyby ktoś mu dobrze za to zapłacił. Nawet przyjaciela zabija bez wahania – cóż, taki biznes. Czy są wyjątki od tej reguły? Zdarzają się, Torpedo nie pozbyłby się własnej matki, bo to święta kobieta była. I jako miłośnik kobiecego piękna, któremu jakże często ulega, pozwala sobie oszczędzić czasem przedstawicielki płci pięknej, jeśli są dla niego… hmm… użyteczne. Co nie znaczy, że nie przyjmie pieniędzy za zlecenie, a potem sam nie ukryje pięknej dziewczyny (najlepiej pod swoim dachem). Przynajmniej dopóki nie okaże się, że to zła kobieta była, bo ta jego słabość potrafi przysporzyć mu kłopotów. Ale Torpedo umie poradzić sobie z wszelkimi trudnościami dość sprawnie, by wyjść z nich cało za każdym razem.
Gdybym miał do czegoś porównać „Torpedo”, pewnie byłoby to „Sin City”. Owszem, nie jest ta sama kategoria wagowa, że się tak wyrażę, opus magnum Franka Millera to seria jedyna w swoim rodzaju i jedna z najważniejszych opowieści komiksowych w moim życiu, niemniej obie posiadają mnóstwo elementów wspólnych. Zaczynając od tego, że są historiami noir, gdzie bohaterowie, których darzymy sympatią nie należą wcale do postaci pozytywnych, na brudzie, seksie i przemocy kończąc. Ważniejszy jest jednak fakt, że i „Miasto Grzechu”, i „Torpedo” to w pewnym stopniu takie komiksy marzeń. Marzeń chłopców o sile, potędze, szacunku i kobietach. Nagich, chętnych – niestety zbyt wiele z nich to kobiety fatalne. Dlatego też na stronach pełno jest roznegliżowanych ślicznotek o pełnych kształtach, przybierających wyzywające pozy. Czasem są to nawet nieletnie prostytutki (w takim przypadku Torpedo prędzej dałby sobie uciąć, niż by taką przeleciał), a czasem to młody chłopak, dziecko niemalże wpada a namiętne objęcia dojrzałej, acz pięknej i ponętnej kobiety, podkreślając tylko marzycielski ton całości.
To, co jednak najbardziej odróżnia „Torpedo” od „Sin City”, to jego lekkość, humor i cartoonowość. Poszczególne epizody, mimo iż zachowują sporą dozę realizmu, są jednocześnie karykaturalne. Szczególnie jeśli chodzi o stronę graficzną i prezentację bardziej egzotycznych postaci (jak choćby czarnoskórych). Rysunki zresztą są w tej serii znakomite, kojarzące się z groszowymi, pulpowymi komiksami sprzed dekad, wyraziste, choć brudne i pod wieloma względami przypominające dokonania Joego Kuberta. Ogląda się to z wielką przyjemnością, szczególnie, że Jordi Bernet (znany choćby z pracy przy serii „Jonah Hex”) płynnie przechodzi od realizmu do parodii, doskonale odnajdując się w obu stylistykach. I znakomicie też czyta (nie przypadkiem „Torpedo 1936” dostał w roku 1986 nagrodę dla najlepszego komiksu zagranicznego na festiwalu w Angoulême). Warto go więc poznać, a rewelacyjne zbiorcze wydanie (720 stron!) całej serii nadaje się do tego lepiej, niż doskonale. Polecam bardzo gorąco.
Recenzja opublikowana na moim blogu: http://ksiazkarnia.blog.pl/2017/12/06/torpedo-1936-enrique-sanchez-abuli-jordi-bernet/