...MILOSC MA WIELE TWARZY...ALE JEJ PRZEZNACZENIE JEST TYLKO JEDNO… Poznaj historie kapłana, który nieoczekiwanie dostaje zaproszenie na królewskie zaślubiny, gdzie odkrywa pewną tajemnice, przy okazji niosąc swoją pomoc. Podczas wizyty w zamku dostaje natomiast misje nie do odrzucenia… A wszystko to okraszone mniejszą lub większą dawka miłości oraz nutką poezji i dobrego humoru.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2018-04-21
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 174
Język oryginału: polski
Przeczytane:2018-06-19, Ocena: 2, Przeczytałam, Mam, czytam regularnie, E-book,
Miłość ma wiele twarzy… ale jej przeznaczenie jest tylko jedno.
Patrick Arthur Fisher, rocznik 1980; urodził się w Polsce, ale na stałe mieszka w Londynie. Uprawia gatunek literacki, który jest połączeniem gotyk fantasy i elementów teologicznych. Książka Słowa w ciemności ma się pojawić również w języku angielskim, by trafić na rynek anglosaski.
Słowa w ciemności to pozycja, po którą sięgnęłam z czystej ciekawości. Poza tym lubię dawać szansę autorom debiutującym, a także tym, którzy nie są szeroko znani. Poproszona o przeczytanie książki przez autora, zgodziłam się i teraz postaram się podzielić z wami swoimi wrażeniami.
Książkę skończyłam czytać kilka dni temu i cały czas myślę, co by tu o niej napisać. Rzadko zdarza mi się, abym nie miała chociaż zalążku planu. Tym razem – uwierzcie mi – absolutnie nic nie zrodziło się w mojej głowie. Dlatego postanowiłam usiąść przy komputerze w nadziei, że mnie oświeci.
Słowa w ciemności to książka należąca do gatunku szeroko rozumianej fantastyki i faktycznie zawiera elementy teologiczne. Można śmiało powiedzieć, że na teologii się opiera, gdyż głównym bohaterem tej króciutkiej powieści jest kapłan, Albert. Duchowny odbywa posługę w kościele i znany jest z żarliwych kazań. Dobre słowa o księdzu obiegły już okolice i dotarły nawet do pobliskiego zamku. Ksiądz zostaje zaproszony do udzielenia zaślubin królewskiej córce.
Teraz już wiecie czego mniej więcej się spodziewać po książce Fishera (chyba raczej mniej). Na pewno zadajecie sobie pytanie: co było potem? Otóż później ksiądz odbywa dość długą podróż do tegoż zamku – choć wydaje mi się, że powrót był dłuższy – z postojem w karczmie, gdzie raczy się wypoczynkiem, strawą, napitkiem i podziwia młodą śpiewającą dziewczynę. Na zamku dochodzi do pewnego incydentu i oto nasz kapłan jak super bohater idzie na ratunek… W tak zwanym międzyczasie nawiedzają ojca różne majaki czy sny (jak zwał, tak zwał), w których główne role odgrywają piękne niewiasty… No w końcu czemu nie, ksiądz to też mężczyzna.
Książkę czyta się szybko i to jest tak naprawdę jej jedyna zaleta (moim skromnym zdaniem). Przepraszam autora jeśli poczuje się urażony, ale nie mogę inaczej. Dziwnie czyta się, gdy nie ma podstawowych informacji, choćby gdzie i kiedy dzieje się akcja. Przecież nawet jeśli jest to wymyślona kraina, to można ją jakoś nazwać i umieścić w jakichś ramach czasowych. Możliwe, że jest to średniowiecze, ale to mój domysł. Bohaterowie są papierowi, całkowicie nijacy i szczerze mówiąc nie odczuwa się z nimi żadnej więzi. W ogóle książka nie pozostawia po sobie nic, a czytanie nie przysparza żadnych wrażeń. Myślałam, że chociaż zakończenie – ale też nie. Prawdę mówiąc czułam się jakbym została z niczym.
I tak oto dochodzimy do podsumowania. Mogę napisać tylko jedno – niestety, ale nie polecam Słów w ciemności i przyznaję, że mi żal, bo to mogła być pasjonująca lektura. Ale jeszcze nie tym razem.