Sekrety sawanny

Ocena: 5 (1 głosów)


Dwadzieścia trzy lata w afrykańskiej dziczy wśród tajemnic słoni i ludzi.

Przeprawiając się przez rozchwiane mosty nad wezbranymi rzekami, walcząc z rojami much tse-tse, Mark i Delia Owensowie znaleźli drogę do pięknego, dzikiego miejsca – doliny Luangwy w Zambii. Gdy rozbijali obóz, by rozpocząć badania nad lwami, od strony pobliskich gór dobiegły ich strzały. Gangi kłusowników nie tylko zabijały słonie na kość słoniową, ale także praktycznie wzięły w niewolę mieszkańców okolicznych wiosek. Mimo niewyobrażalnych przeciwności losu, Mark i Delia położyli kres kłusownictwu.

Żyjąc w otoczeniu dzikich zwierząt, zauważyli zaskakujące podobieństwa między zachowaniem ludzi i zwierząt. Starsze słonie, zabijane na kość słoniową, zabrały do grobu wiedzę, której nie zdążyły przekazać młodym. Pojawiły się samotne matki, sieroty, hałaśliwe gangi młodych samców… a także pytanie: jak to możliwe, że przy tak niewielkiej liczbie samic w wieku rozrodczym jest tak wiele młodych? Wyjaśnienie tej zagadki poznali dzięki małej, osieroconej słoniczce.

Informacje dodatkowe o Sekrety sawanny:

Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2024-10-09
Kategoria: Podróżnicze
ISBN: 9788368218244
Liczba stron: 272
Tytuł oryginału: Secrets of the Savanna: Twenty-three Years in the African Wilderness Unraveling the Mysteries of Elephants and People
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Maciejka Mazan

Tagi: sawanna słonie zagrożone gatunki ratowanie zwierząt samotność upał muchy

więcej

Kup książkę Sekrety sawanny

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Sekrety sawanny - opinie o książce

Sześć miesięcy temu miałam niebywałą przyjemność czytać ,,Oko słonia" Delii i Marka Owensów. ,,Sekrety Sawanny" są kontynuacją tej książki i będzie o moich ulubionych zwierzętach.

"Ta barwnie opisana historia jest naprawdę wciągająca - czegoś takiego miłośnicy dzikich zwierząt nie zapomną. - ,,People""

Przenosimy się do Zambii, by w Parku Narodowym Luangwa Północna przeżyć razem z nieustraszonym małżeństwem Owens swoją własną przygodę. Po ,,Oku słonia" dostajemy kolejny, kompletny, często powodujący ciarki na plecach dziennik nie tyle z podróży, co z walki o każdy skrawek ziemi, o każde zwierzę...
Aleksandra Fuller w przedmowie pisze, że gdy teraz widzi się i czuje każdym zmysłem i nerwem ten Park, to nie sposób się w nim nie zakochać. Ale wówczas, gdy to miejsce znaleźli Owensowie, to była ruina. Nie było tu prawie nic, a po tym prawie pustkowiu grasowali swobodnie kłusownicy. Pięknie pisze Fuller, że ratując park, Owensowie odnajdywali również siebie. Trzeba chyba jednak przytoczyć cytat, żeby się nie wydawało, że to wszystko było takie bardzo romantyczne i cudowne:

"...codzienność lat spędzonych wśród chmar pchających się w oczy much i pyłu, malarii i samotności w imię miłości do ziemi, humanitaryzmu i nauki potrafią znieść tylko ci o lwim sercu (...) kłusownicy, skorumpowani politycy i urzędnicy robili wszystko by zaszkodzić im i ich pracy."

Książka stanowi pamiętnik, w którym wpisy przeplatają się - raz Delii, raz Marka. To dobrze, bo każde z nich ma trochę odmienne spojrzenie na sytuacje. Ta relacja była dla mnie czymś wyjątkowym. Kocham zwierzęta i je szanuję. Nie rozumiem bezmyślnego robienia im krzywdy. Walka z kłusownictwem, którą podjęli Owensowie, a która z początku wydawać by się mogła walką z wiatrakami, powinna być rozprzestrzeniona (na ich wzór) wszędzie, gdzie tylko się da. Nie jestem jakąś durną jednostką, ale ciągle nie potrafię pojąć do czego komu potrzebna jest skóra niedźwiedzia polarnego przed kominkiem; już nie poroże, tylko głowa z nim na ścianie, etc... Po co te dowody ludzkiej próżności i głupoty? Po co te ściany płaczu? A widzi się gdzieniegdzie takich ,,triumfatorów", którzy szczycą się pokojem pełnym niewiniątek, które straciły życie tylko dlatego, że stanęły komuś bezmyślnemu na drodze.

Może my też weźmy przykład z Owensów i zacznijmy od swojego podwórka? Nie musimy wyjeżdżać aż do Afryki - choć kusi. Kłusownictwo małe czy na wielką skalę istnieje wszędzie. Ale to wielkie szkodzi najbardziej, wiadomo. Pisałam już przy okazji recenzowania Oka słonia, że można by np. kość słoniową zastąpić (chyba) czymś innym, bardzo do niej podobnym, żeby te dostojne zwierzęta mogły żyć spokojnie. Tak mogłoby się robić i z innym ,,towarem"...

A wracając do ,,Sekretów Sawanny". To przejmująca książka, reportaż czy pamiętnik. Myślę, że określeń będzie wiele. Przejmująca, ale nie zostawiająca czytelnika w zawieszeniu - wiemy, że praca tej pary nader odważnych ludzi odniosła skutek. I to się liczy.

Owensowie oprócz opowieści o swoich wysiłkach w ratowaniu zwierząt, ograniczaniu kłusownictwa oraz w pewnym stopniu zjednoczenia społeczności zambijskiej potrafili roztoczyć przed oczami czytelnika obraz tak piękny, że można by bez zastanowienia kupić bilet w jedną stronę i powiedzieć u celu: witaj Afryko! Te połacie pustyń, ale i cudnych wielozieloności, tak soczystych, jakich u nas się nie spotyka. Te dźwięki, zapach, wszystko... Wiem, że niebezpiecznie, że choroby, że mnóstwo owadów, że wszędobylski pył, ale jak się o tym czyta, to jednak przychodzi ochota.
Jestem realistką. Mam mapy, książki, jakiś przewodnik i palec. Moje podróże wyglądają właśnie tak i też jest dobrze. Ale Wam życzę nie tylko tej literackiej. Jak będziecie na miejscu - pozdrówcie ode mnie Afrykę i... słonie.

Link do opinii

What have we done to the world?Look what we've done.

Gdy byłam dzieckiem, wspólne oglądanie programów przyrodniczych było jednym z naszych rodzinnych, niedzielnych rytuałów. Gdy po latach przyszło mi się zastanawiać nad ich fenomenem, doszłam do wniosku, że oprócz oczywistego zaspokajania głodu wiedzy o świecie, którego zapewne nigdy nie będzie nam dane oglądać własnymi oczami, dawały nam coś jeszcze. Zaspokajały podświadomą, wciąż tlącą się w nas, tęsknotę za tym co pierwotne. Za światem, w którym dzika przyroda wciąż wygrywa z agresywnie rozwijającą się cywilizacją, jej rabunkowym, nastawionym tylko na zysk obliczem. Takim światem, w którym nadal jest miejsce na wspólne, zdrowe koegzystowanie. Wiecie szansa na to, że mamy jeszcze czas na naprawienie wszystkiego. Ale wtedy tego jeszcze nie rozumiałam. Dla mnie największym zagrożeniem dla tego, co dzikie byli ONI. KŁUSOWNICY. W dziecięcej wizji świata jawili się jako totalni złole.  Szwarccharaktery, ludzie o niegodziwych duszach i czarnych jak smoła sercach.

I ja, dziewczynka, później nastolatka, żyjąca sobie bezpiecznie i komfortowo na Starym Kontynencie, z poziomu kanapy, potępiałam kłusowników. Przekonana o słuszności swojego osądu, nie widząca tego jakie, to wygodne. Nie zastanawiałam się wtedy nad tym, jakie są przyczyny tak wielkiej skali problemu i nie miałam pojęcia, że dzika przyroda, którą oglądam w TV już właściwie nie istnieje, bo pokazuje nam się jej dogorywające szczątki. Na swoje usprawiedliwienie i tych wszystkich, którzy dali się złapać w podobną pułapkę myślenia, może nawet poczucie moralnej wyższości, mam tylko tyle, że brakowało nam narzędzi, by się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Zmiana perspektywy przyszła dopiero z czasem.

Dlatego bardzo cenię sobie to, co zrobili Owensowie. Pokazali bowiem, że nawet kłusownictwo ma ludzką twarz. Że wielu z tych ludzi, którzy polują, po porostu nie ma wyboru. Nie mają szans na pracę, a ich dzieci muszą jeść, dostawać leki, gdy są chore. Chcieliby także by miały możliwość pójścia do szkoły, co dałoby im szanse na lepsze życie. A na to również potrzebne są pieniądze. Dali nam zatem, jako jedni z wielu, mit odarty ze złudzeń: kłusują nie tylko źli ludzie. I ta zmiana perspektywy jest ważna, ponieważ każe zastanowić się m.in. nad tym, komu zależy by ten stan rzeczy się nie zmienił, komu żyje się dzięki temu wygodnie, kto na tym korzysta. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że pośród osób nielegalnie (lub/i niepotrzebnie) polujących na zwierzęta, są i tacy którzy mają z tego zwykłą frajdę, pompują sobie tym swoje chore ego. Dla wielu, to też wciąż lukratywny biznes, z którego trudno zrezygnować (niestety dotyczy to też polityków i skorumpowanych urzędników). I to właśnie są ci, którzy chcieli powstrzymać Owensów za wszelką cenę.

A co takiego zrobili Delia i Mark? Właściwie położyli kres kłusownictwu w Dolinie Luangwy (Zambia). Dali mieszkańcom tamtejszych wiosek przysłowiową wędkę (a nie rybę!): umiejętności, narzędzia, instrukcje, wiedzę. Pomagali budować szkoły, młyny, tworzyć stawy rybne, rozkręcać drobne biznesy. Pokazali, że można żyć inaczej - pomogli przetrwać najtrudniejsze początki. To sprawiło, że przeważająca większość wspieranej przez nich społeczności bardzo szybko zrezygnowała z pomagania kłusownikom. Bo - co tu dużo mówić - też im się ich działalność nie podobała. Większość doskonale zdawała sobie sprawę z tego, bo nie są ślepi, że zwierząt jest coraz mniej i zaraz nie będzie ich w ogóle. To dobry moment by wspomnieć o tym, o czym wie nadal zbyt niewielu: zwierzęta hodowlane stanowią 67% biomasy wszystkich kręgowców (zapewne w większości wyniszczające hodowle przemysłowe),30% to ludzie, a biomasa dzikich kręgowców to zaledwie 3%! Stoimy nad przepaścią i tylko krok dzieli nas od katastrofy. A jakoś uparcie nie chcemy tego dostrzegać...

Przeplatana licznymi retrospekcjami (także z czasów dzieciństwa obojga) historia napisana przez Owensów dotyczy nie tylko ich rozlicznych działań, mających na celu poprawę jakości życia, dania nowych możliwości tym, którzy mogą mieć wpływ na ratowanie resztek przyrody. To także opowieść o nieustannej walce, podyktowanej miłością do natury, chęcią jej głębokiego zrozumienia i szacunku dla niej. Ponadto to historia słoni, połączonych złożonymi relacjami międzypokoleniowymi, które zostały nagle przerwane. O dojmującej samotności tych stadnych istot. O traumach i wyrwach, z którymi muszą się mierzyć te zwierzęta tylko dlatego, że ktoś uznał zabijanie ich za intratny interes. To opowieść o mądrości natury, która potrafi odradzać się nawet po największej katastrofie, pod warunkiem, że człowiek przestanie się wtrącać. To także podziękowanie setkom osób, które uwierzyły w projekt i postanowiły go wesprzeć. Hołd dla cichych bohaterów z zambijskich wiosek. Dla nas to też lekcja pokory, ale i nadzieja na to, że nie jest za późno, że działanie przynosi efekty, jeśli mamy otwarte umysły i serca. I jeśli zechcemy spojrzeć na rzeczy po to by zobaczyć je takimi jakimi są, a nie jakimi chcemy, żeby były.

Ta niepozorna książka ma w sobie ogromną moc. Jest przejmująco szczera, uwrażliwiająca. Otwiera oczy i uczy. Pokazuje ile się da, jeśli się tylko chce. Podczas lektury każdy poczuje bezsilny gniew, co wrażliwsi zapłaczą - wszystkich nas na pewno połączy nić porozumienia. Muszę się wam przyznać, że za każdym razem, gdy patrzę na ,,Sekrety sawanny" w głowie zaczyna rozbrzmiewać mi ,,Earth Song" Michaela Jacksona. I tak sobie myślę, że ludźmi takimi jak Owensowie, powinna być zaludniona ziemia. Wtedy byłoby jakoś lżej, przyszłość jawiłaby się w jaśniejszych barwach.

[współpraca reklamowa barter]

 

Link do opinii
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy