J
ak wyglądała prawdziwa kuchnia staropolska? Czy na obiadach czwartkowych u króla Stasia można się było najeść? I jak – znana z drakońskich diet – Sisi uwiodła Franciszka Józefa swoim apetytem?
Poznaj wielką historię od kuchni!
Królowa Jadwiga lubiła napić się piwa ze swoimi dwórkami. Jagiełło z kolei nienawidził alkoholu i… jabłek. Musiał natomiast ukrywać swoją miłość do gruszek, które ze względu na kształt uchodziły za przysmak kobiecy. Zwycięzcy spod Grunwaldu nie wypadało się nimi zajadać.
Jan III Sobieski często widywany był ze swoim kajecikiem, w którym zapisywał receptury ulubionych dań. Zawdzięczamy mu nie tylko wiktorię wiedeńską, lecz także sprowadzenie do Polski ziemniaków. Obiady najchętniej jadał w gronie rodziny, a śniadania – z ukochaną żoną… w wannie.
Na talerzu Elżbiety II wszystkie warzywa musiały być tej samej wielkości, a jeśli miała ochotę na jajka, to tylko te w brązowych skorupkach. Aby uniknąć nieprzystojnych skojarzeń, banana jadła nożem i widelcem. By nie urazić gospodarzy, byłaby w stanie zjeść… szczura.
Wika Filipowicz ze swadą opowiada o tym, co gościło na królewskich stołach. Przedstawia kulinarne obyczaje władców. Kuchenne ewolucje i rewolucje. Od królewskiego przepychu do „cienkiego jadania”. Od korzennego zawrotu głowy do wyrafinowanego podkreślania smaku dań.
Od średniowiecza po dziś dzień.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2020-04-15
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 320
Przeczytane:2022-09-24, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2022,
Książka o jedzeniu i historii, więc nic dziwnego, że mi się spodobała.
Bardziej zainteresowały mnie rozdziały o kuchni naszych rodzimych władców niż o tych zasiadających na europejskich tronach. O cesarzowej Sisi napisano już tyle książek i była znana z tego, że ciągle się odchudzała, więc moim zdaniem, w ogóle nie powinna się znaleźć w tej pozycji, ale poza nią reszta rozdziałów okazała się dla mnie interesująca.
Trochę jestem zaskoczona, że nasi królowie i szlachta nie jedli jakoś diametralnie inaczej niż my teraz, choć zdarzały się osobliwe przypadki. Taka np. Aleksandra z Czartoryskich Ogińska, słynąca z ogromnej siły fizycznej zjadała na śniadanie sześćdziesiąt jaj na twardo, dwa kapłony i trzy butelki wina, a kolejne posiłki były jeszcze obfitsze.
Książka warta przeczytania, bo dowiemy się z niej jak podawano posiłki, jak wyglądały uczty i biesiady, gdzie znajdowała się i jak wyglądała praca w kuchni (za czasów królowej Bony znajdowała się w osobnym budynku i potrawy docierały na stół zimne), gdzie zamawiano produkty i wiele innych ciekawych rzeczy. Polecam.