Krzysztof to zgorzkniały i zamknięty w sobie mężczyzna po pięćdziesiątce. Najlepiej czuje się w towarzystwie dobrej whisky, która jako jedyna o nic go nie pyta. Jego, wydawałoby się, uporządkowany świat burzy jedna informacja. W rezultacie Krzysztof musi opuścić swoje schronienie, aby podjąć jeszcze raz walkę z demonami przeszłości i samym sobą. Wyrusza w podróż, podczas której tłamszone przez lata emocje i przeżycia zaczynają wygrywać. Rozpoczyna bolesne wspomnienia o swojej młodości, która przypadła na okres powstania Solidarności i stanu wojennego.
Pragnę, Kocham, Nienawidzę to niezwykle duszna powieść o miłości, przyjaźni, ideałach, marzeniach i poszukiwaniu samego siebie. Krzysztof bezlitośnie rozlicza się z dokonanymi przez siebie i swoich przyjaciół wyborami. Uświadamia sobie, że miłość może być destrukcyjna, przyjaźń można zabić jedną decyzją, ideały są utopią, o której szybko się zapomina w starciu z brutalną rzeczywistością, a marzenia – dla słabych. Główny bohater, sięgając do zakamarków pamięci, przechodzi swoiste katharsis. Pokonuje nienawiść i żal. Jednak z przerażeniem odkrywa, że mimo to nie udaje mu się odzyskać wymarzonej harmonii.
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Impuls
Data wydania: 2017-01-16
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 336
Jego młodość przypadła na czas Solidarności i Stanu wojennego. Dziś, po latach, rozlicza się z przeszłością. Co się wówczas wydarzyło? Czego żałuje? Czym zawinił?
Nie byłam do końca pewna, czego mogę spodziewać się po tej powieści. Niewątpliwie mocno zachęcały mnie pozytywne recenzje i przyznawane jej wysokie oceny, czułam się także zaintrygowana samą postacią autora, który sprawia wrażenie osoby dość wszechstronnej. Zaczęłam czytać trochę w ciemno, z pewnym kredytem zaufania i nadzieją, że będzie tylko lepiej.
Zaczęło się bardzo dobrze, choć szczerze przyznam, że poczułam się lekko przytłoczona i nieco przerażona osadzeniem znacznej części powieści na tle wydarzeń z Polski lat 70 i 80- tych. Lubię historię, zdecydowanie jednak nie tę jej część. Nigdy przesadnie nie zagłębiałam się w dzieje powstania i rozwoju Solidarności, dość obco brzmi mi również niestety termin „stan wojenny”. Te wydarzenia są dla mnie strefą nieznaną, a na ich poznaniu nigdy szczerze mówiąc mi nie zależało. I nagle widzę hasło Solidarność, zaraz obok stan wojenny. Co jednak najciekawsze wcale mnie to nie zniechęciło i po pierwszym szoku (nie mylić z kryzysem), zabrałam się za lekturę powieści z wielką ciekawością.
Nie byłam świadkiem tamtych wydarzeń, niewiele o nich wiem i na pewno nie jestem w stanie (nie mam też takiej potrzeby), by skonfrontować informacje zawarte w powieści ze źródłami historycznymi. Co więcej i Paszkowski wydaje się zbyt młody, by móc nas rzeczywiście w te wydarzenia wprowadzać, a jednak robi to. Z pewną dozą subtelności, z cierpliwością i zaufaniem, tak jakby wierzył, że tym tematem może nas przekonać, zainteresować, kupić. I muszę przyznać, że mnie naprawdę zaintrygował. Poczułam, że to, o czym pisze jest dla mnie w pewien sposób ważne, że to działa na mnie nie tylko jako na człowieka, ale także jako na Polkę. Miałam wrażenie, że stałam się uczestnikiem czegoś ważnego, poczułam się wtajemniczona. I było mi z tym bardzo dobrze.
W żadnym wypadku (na szczęście) nie jest to jednak książka historyczna. Tło wydarzeń stanowi bardzo ważny element dla rozwoju postaci, podejmowanych przez nie decyzji, ukazania trudów życia w tamtych czasach, ale nie jest ono bohaterem samym w sobie. Co ciekawe, jakby trochę przekornie i jakby nieco dla przełamania ciężkiego klimatu, autor wypełnia swoją powieść muzyką. Pojawia się Jarocin, i Maanam i Dżem i Izka Trojanowska. Zespoły i ludzie, których kochamy i, nie oszukujmy się, znamy lepiej, niż tę historyczną prawdę. A za sprawą tej muzyki, kultowych przebojów, autor oddaje emocje bohaterów, ich rozterki, dylematy, konieczność decydowania o sobie innych.
Na naszych oczach bohaterzy dojrzewają, zmieniają się, stają się sobą na nowo. Zaczynają rozumieć, jak duże znaczenie w naszym życiu mają takie hasła jak przyjaźń, miłość, religia, wolność, ojczyzna. W tym małych ludziach drzemie wielki duch, niezłomność, siła, energia. Oni zachwycają, inspirują. Zapadają w pamięć. Paszkowski zbudował ich pięknie, wyraziście, charakternie. On miał swoją wizję i wspaniale ją zrealizował. Zaskoczył, skłonił do refleksji, nauczył czegoś. Przekazał nam cząstkę siebie.
Bardzo odpowiada mi styl autora i sposób opowiadania tej historii. Pięknie operuje słowem, wykorzystuje jego potencjał, każdym wyrazem zdaje się przekazywać swoją mądrość, dojrzałość, a także wrażliwość. Oszczędnie buduje dialogi, realizuje się w opisach. Pisze szczerze, możliwie lekko, z pasją. Widać, że dobrze wie, o czym opowiada. Szkoda, że ta powieść przeszła niemalże bez echa, bo to jedna z tych, które powinny trafić do szerszego grona odbiorców.