Ostatnie miesiące roku 1862. W Warszawie spokój –zostaje odwołany stan wojenny. Jednak obie strony – polscy spiskowcy i rosyjscy okupanci – wiedzą, że to cisza przed burzą.
Służby carskie zrobią wszystko, by wyłapać przywódców polskiego podziemia. Na zlecenie cara do Warszawy zjeżdżają najlepsi angielscy policjanci. Jednym z nich jest słynny Jonathan „Jack” Whicher ( postać i misja autentyczne), zwany „księciem detektywów”.
Tymczasem w niewyjaśnionych okolicznościach znika krewna cara. Pan Whicher zostaje odwołany od spraw politycznych i skierowany do odnalezienia zaginionej…
Chłodny umysł inspektora Scotland Yardu musi przeniknąć mroczną tajemnicę, nie tylko zniknięcie arystokratki. Okazuje się, że ktoś morduje i masakruje swoje ofiary, tak by nikt nie był w stanie ich rozpoznać. Śledztwo przenosi się z wytwornych salonów stolicy Królestwa do podłych zaułków Powiśla i straszliwych mordowni Pragi. Detektyw, by przeżyć, będzie musiał swój sprawny umysł wesprzeć pewnym okiem i ręką zbrojną w rewolwer.
Wydawnictwo: Erica
Data wydania: 2012-09-25
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 496
Przeczytane:2013-11-22, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2013, Mam,
Pan Whicher w Warszawie, powieść Agnieszki Chodkowskiej-Gyurics i jej męża, Tomasz Bochińskiego, to jedna z tych pozycji, która tu i tam rzuciła mi się w oczy, najpierw zapamiętała, później zapomniała i pewnie ten drugi stan przeszedłby w permanentny, gdyby nie wrocławski Międzynarodowy Festiwal Kryminału. Historia detektywa ze Scotland Yardu, który gania po XIX wiecznej Warszawie, by rozwikłać zagadkę zniknięcia krewnej cara, została nominowana do , przyznawanej podczas wspomnianej imprezy. Co prawda powieść piszącego małżeństwa głównej nagrody nie zdobyła, ale już sama nominacja odświeżyła mą pamięć, przy okazji potęgując chęć sięgnięcia po efekt ich wspólnej pracy.
Mamy wiek XIX. Ostatnie miesiące 1862 roku to okres względnego spokoju. Stan wojenny zostaje odwołany, choć nikt nie ma złudzeń - cisza jest tylko pozorna. Spiskowcy knują więc po kątach, Rosjanie są czujni, a tymczasem w tym słowiańskim światku zjawia się duet oficerów policji angielskiej. Walker i Whicher mają pomóc w tworzeniu Wydziału Kryminalnego, podzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami. Gdy inspektorzy docierają na miejsce, okazuje się, że tylko Walker zajmie się tym, po co oficjalnie przyjechali obaj. Whicher dostanie inne zadanie, niełatwe i odpowiedzialne.
Zniknęła żona grafa Dołgorukiego. Jeśli tak jak ja, nie doceniacie wagi problemu, to spieszę z wyjaśnieniem, że graf jest nie byle kim, bo bratankiem księcia Wasilija Andriejewicza Dołgorukiego, szefa III Oddziału Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości i Korpusu Żandarmów. Brzmi to równie przydługo co poważnie. Zwłaszcza jeśli prawdą jest pogłoska, że ród ten pochodzi w prostej linii od samego Jurija Dołgorukiego, który - o ile to ten sam Jurek, o którym myślę - uważany jest za założyciela Moskwy. Krótko mówiąc, ślad po wysoko postawionej arystokratce, krewnej cara, zaginął. Whicher, zwany księciem detektywów, wraz z carskim inspektorem Mikołajem Czernyszewskim zabierają się do pracy.
Śledztwo jest jak wędrówka po chwiejnym moście zbudowanym z niegodnych zaufania dowodów: zeznania świadków są subiektywne i skażone ułomnością ludzkiej pamięci, ślady materialne można interpretować na setki sposobów, logiczne wywody nie są warte funta kłaków, gdy u ich podstaw leżą fałszywe przesłanki - oto filozofia pana Whichera, który bardzo szybko będzie się musiał odnaleźć w warszawskich, mrocznych zaułkach, niebezpiecznych kątach, gdzie oprócz zwykłych włóczęgów, grasuje także seryjny morderca. Zniknięcie arystokratki nie jest jedynym problemem stolicy. Co jakiś czas, to tu, to tam, ktoś odnajduje zmasakrowane zwłoki. Czy to możliwe, że sprawa ta (prowadzona przez Czernyszewskiego), może się łączyć ze sprawą żony Dołgorukiego? Wszystko wskazuje na to, że jednak nie, ale ktoś to musi sprawdzić. Z uwagi na drugi wątek, będziemy nie tylko przepytywać ludzi z wyższych sfer, prowadzić śledztwo "na salonach", ale także ruszymy tam, gdzie lepiej nie zapuszczać się po zmroku, a niebezpieczeństwo ma wiele twarzy, czasami okrutnych i bezwzględnych
. Pan Wicher w Warszawie nie jest książką, która wciągnęła mnie od pierwszych stron. Może dlatego, że ledwie skończyłam jedną z powieści Marka Krajewskiego, który nie tylko stworzył ciekawą historię, ale zaczarował mnie językiem i o ile jego Wrocław zahipnotyzował mnie momentalnie, o tyle Warszawa Chodkowskiej-Gyurics i Bochińskiego - już niekoniecznie. Na dodatek, drażnił mnie główny bohater powieści. Whicher ze swoim krytycznym podejściem do ludzi, nie wzbudził mojej sympatii. Ach, te jego seksistowskie komentarze! Te złośliwości! Trudno mi było polubić kogoś, kto ma o sobie tak wielkie mniemanie, że krępuje go perspektywa pokazania się publicznie z człowiekiem, który według inspektora ma kiepskie wyczucie stylu. Żeby tu jeszcze chodziło o wielką galę, ale nie - Whicher kłamstwem wykręcił się od wyjścia "na jednego", bo nie podobał mu się seledynowy fular towarzysza. I pewnie bym do reszty znienawidziła zarozumialca, gdyby nie rozbroił mnie komentarzem: taki kolor mogła mieć co najwyżej sałata w snach szalonego królika po trzydniowej wizycie w palarni opium. A niech mu będzie, wielcy detektywi widocznie muszą mieć swoje dziwactwa, wystarczy spojrzeć na Holmesa czy Poirota. Z czasem polubiłam inspektora ze wszystkimi jego wadami i zaletami.
Whicher jest wzorowany na prawdziwej postaci. Serio, serio. Był nawet inspiracją dla Charlesa Dickensa. Duet pisarski w swojej powieści umieścił zresztą wiele postaci historycznych, umiejętnie łącząc prawdę z fikcją. Tak, im bardziej zagłębiałam się w tę historię, tym bardziej zapominałam o porównywaniu jej do powieści Krajewskiego i coraz bardziej wciągałam się w akcję. Dopracowane tło, ciekawi bohaterowie (czyż Whicher bez swoich mniejszych lub większych złośliwości byłby tak samo interesujący?), fabuła, która nie pędzi na złamanie karku, lecz niespiesznie zmierza do finału, a ten jest całkiem zgrabnie zaprezentowany. Do tego odpowiednio mroczny klimat, ładnie kontrastujący świat arystokracji i elegancji z tym stanowiącym codzienność biedniejszych warstw społecznych. Będziemy świadkami intryg, bójek, przesłuchań, żmudnych obserwacji. Załapiemy się nawet na spotkanie z medium. Będą pogróżki, szantaże, mniej lub bardziej chwalebne metody postępowań w toku śledztwa.
Osadzenie akcji w XIX wieku gwarantuje dodatkowe atrakcje, jak choćby możliwość obserwowania ówcześnie stosowanych metod śledczych. Ot, choćby banalne w dzisiejszych czasach ustalenie czy krew z potencjalnego miejsca zbrodni, to krew ludzka, jak twierdzą detektywi, czy może jednak zwierzęca, jak próbuje wszystkim wmówić właścicielka zbryzganego płynem ustrojowym pomieszczenia (kucharka pewnie zarżnęła tego dnia kurę albo rybę). W 1862 roku krew męska pachnie męskim potem, kobieca - kobiecym, żabia wydziela aromat trzciny bagiennej, wołowa - obory, świńska - chlewu, i tak dalej, i tak dalej. Zanim jednak przeprowadzicie eksperymenty w domu, pamiętajcie - posokę należy uprzednio potraktować kwasem siarkowym i zagotować.
Pan Whicher w Warszawie z pewnością zainteresuje miłośników kryminałów historycznych. Duet Chodkowska-Gyurics i Bochiński, stworzył intrygująca powieść o ciekawym wątku śledczym oraz interesującym tle akcji. Na pierwszym planie mamy więc śledztwo, na drugim polityczne rozgrywki. Wprowadzenie obok narratora wszechwiedzącego, pamiętników Whichera, pozwala wczuć się w sytuację inspektora, który niejednokrotnie stanie w niełatwej sytuacji, poznać przebieg niektórych wydarzeń z pierwszej ręki. Dużym plusem jest umieszczenie w książce rycin, które pozwalają przyjrzeć się czy to opisywanym miejscom, czy przedmiotom oraz uzmysłowienie czytelnikom w Posłowiu, co jest w tej historii prawdą, a co fikcją. Krótko mówiąc: nominacja do Nagrody Wielkiego Kalibru jest jak najbardziej zasłużona.