Kto z nas czasami nie ma ochoty rzucić wszystkiego i zmienić swojego życia? Główny bohater powieści, samotnie wychowujący nastoletniego syna, w ciągu jednego miesiąca traci pracę, syna i zdrowie. Ale kiedy wszystko się wali, może to oznaczać, że świat chce nam pomóc zbudować siebie inaczej, od nowa. Niektórym zdarzeniom trzeba po prostu pozwolić się zadziać.
Czterdziestokilkuletni mężczyzna wyprowadza się na drugi koniec Polski, żeby przed sobą uciec, a w konsekwencji siebie znajduje. W nowym domu odkrywa ukryty pod podłogą właz do piwniczki, która skrywa tajemnicę z czasów II wojny światowej...
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2018-01-31
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 184
Język oryginału: polski
Najpierw jedna strata, później cios z niespodziewanej strony, no i jeszcze problemy rodzinne. Przy mniejszej dawce nieszczęść człowiek może się załamać, ale czasem by spojrzeć na siebie z całkiem nowej perspektywy trzeba rozpocząć wszystko od nowa. Bywa to trudne, zwłaszcza gdy w ogóle nie miało się jakichkolwiek zmian w planach.
Cisza i spokój mogą mieć różne oblicza, niekiedy są one dalekie od potocznych wyobrażeń. Ucieczka od wielkomiejskiego gwaru i przede wszystkim od tego co do tej pory stanowiło kanwę egzystencji nie jest aż tak trudna, chociaż bywa kłopotliwa. Jednak kiedy się uważa, ze do stracenia ma się bardzo mało lub w ogóle nic, zaryzykowanie wszystkiego nie wydaje się aż takim złym rozwiązaniem. On też tak uważał, pewności nie miał, ale w sytuacji, w której się znalazł zbyt wielu opcji nie istniało, wybór tego co wydawało się stać w sprzeczności z dotychczasowymi przyzwyczajeniami i zasadami było wyzwaniem rzuconym przeznaczeniu. Nowe miejsce na ziemi nie jest ani tym wymarzonym, ani tym bardziej idealnym, lecz może jest podobne do kogoś kto je kupił wbrew zdrowemu rozsądkowi? Nie spodziewa się On co kryją stare mury, a do opowiedzenia mają tragiczną historię, chociaż jej zakończenie jeszcze nie zostało napisane. Czy On się podejmie tego zadania? Sara kiedyś zaufała Annie, oddając pod jej opiekę to co miała najdroższego, kilkadziesiąt lat później zaistniała szansa by to co kiedyś zostało rozpoczęte znalazło swój finał. Jednak by stało się to faktem On musi pomóc w połączeniu się tym, którym nie dane było się do tej pory poznać …
O ludzkim życiu można pisać na poważnie i w komediowy sposób, da się opowiadać o naszej egzystencji z przymrużeniem oka oraz w żołnierskich słowach. Agnieszka Szygenda wybrała własną drogę w tym temacie – bez ogródek, z lekko ironicznym dystansem oraz nad wyraz realnie. Głównym bohaterem uczyniła mężczyznę, który na swój sposób przekracza swoistą smugę cienia, z dnia na dzień diametralnie zmienia się jego życie, wszystko to co wydawało się stałe okazuje się ulotne i przemija, czy bezpowrotnie, to już inne pytanie. Może nie na gruzach, lecz w odmiennych okolicznościach niż do tej pory próbuje odnaleźć się w nowej roli. Pierwszoplanowa postać jest szczera z sobą, stara się być taka również w stosunku do otoczenia, bywa czasem denerwująca, lecz trzeba przyznać, że w swoich dążeniach nie da się jej nie podziwiać za bycie sobą i równocześnie poszukiwanie siebie samego, niekiedy trochę na ślepo. Jednak jest to jedna strona książki „Odnaleziony po latach”, druga stanowi odrębny wątek połączony osobą głównego bohatera i jest nią zagadka, swymi korzeniami sięgającą dramatycznych wydarzeń z czasów wojny. Czy tajemnicę, na trop jakiej trafia się przypadkowo, trzeba koniecznie wyjaśnić? Upływ czasu zdaje się zwalniać z odpowiedzialności, lecz z drugiej strony ludzka ciekawość nie pozwala ot tak odłożyć tej sprawy ad acta i po prostu o niej zapomnieć. Autorka nie starała się by czytelnicy polubili bohatera, pokazała go takim jakim możemy go znać z życia codziennego, ale poprowadziła go ścieżką, którą nie wybiera wielu – całkowicie odmienną od dotychczasowej. To czego się na niej uczy, co staje się jego udziałem zmienia go, pozwala na wyjście z bezpiecznych, chociaż ograniczających, ram oraz odkrycie u sobie i innych niespodziewanych cech.
„Pozostaje jedna najważniejsza zasada: jeśli przechodzisz przez piekło, nie daj się zatrzymać, idź dalej”.
Dziwna książka, która właściwie jest jednym wielkim monologiem głównego bohatera. Bohaterem jest 46-letni mężczyzna, któremu w ciągu miesiąca wali się świat: traci świetną pracę na stanowisku dyrektora w departamencie ministerstwa, syn, z którym mieszka od lat postanawia przeprowadzić się do matki mieszkającej na drugim końcu Polski, a na dodatek bohater (jego imienia nie poznajemy) dowiaduje się, że może mieć raka. Co robi w tej sytuacji? Nie podejmuje leczenia, nie szuka pracy, nie próbuje zatrzymać syna (a nawet przekonuje go, że powinien wyjechać) – za to kupuje dom nad jeziorem w Rajgrodzie, a własne warszawskie mieszkanie wynajmuje, po czym wyjeżdża do tego zakupionego domu, nie podajac nikomu nowego adresu...
Kilka razy miałam ochotę odłożyć tę książkę i nie czytać do końca, ale coś mnie jednak przyciągało – może fakt, że dużo w niej gorzkiego humoru, który lubię, a może dlatego, że byłam ciekawa, do czego to wszystko prowadzi. I w sumie dobrze się stało, że dokończyłam lekturę, bo w drugiej połowie robi się ciekawiej. Dzieje się tak za sprawą remontu, który bohater przeprowadza w swoim domu – znajduje wówczas w piwnicy zapiski dawnej właścicielki i poznaje niezwykłą historię z czasów drugiej wojny światowej. Są tam zarówno ogólne opisy wkroczenia Rosjan i Niemców do Rajgrodu, różne postawy Polaków wobec okupantów i prześladowanych Żydów, a także losy 17-letniej Sary – Żydówki, która uciekła z rajgrodzkiego getta. Przyznam, że właśnie ta część zainteresowała mnie najbardziej, jak również działania bohatera, który stara się tę historię z dawnych lat wskrzesić i wyprostować… Czy mu sie powiedzie? Czy znajdzie ludzi, o których wspominają notatki? Czy ktokolwiek będzie pamiętał, co się wówczas działo?
„Odnalezionego po latach” czyta się szybko, ale jeśli ktoś się spodziewa szybkiej akcji i nagłych zwrotów, to bardzo się rozczaruje. Niemniej jest to dość oryginalna powieść, zwłaszcza pod względem stylu narracji.
Mogłoby się wydawać, że miesiąc to krótki okres czasu, że niewiele się wydarzy przez zaledwie kilka tygodni. Jak się okazuje, w ciągu właśnie miesiąca można stracić pracę, usłyszeć od syna, że woli mieszkać z matką, a przy okazji poznać diagnozę równą wyrokowi śmierci. Co najlepiej zrobić w takiej sytuacji? Wyjechać na drugi koniec Polski, wprowadzić się do domu na prawdziwym odludziu i odciąć się od problemów. A kiedy przypadkiem odkryje się tajemnicę sięgającą II wojny światowej, opartą na rodzinnej tragedii, można poświęcić się osobistemu śledztwu w celu zbadania wszystkich faktów. W końcu lepiej zająć się cudzym losem niż własnym, prawda?
Powiem wprost: ta książka to doskonały przykład na to, jak bardzo można zmarnować potencjał i świetny pomysł na fabułę. Przyznam szczerze, że najbardziej przyciągnęła mnie wzmianka o wojnie, bo zdecydowanie lubię takie wątki w literaturze – zarówno jako motywy poboczne, jak i główną oś akcji. Dlatego trochę zaniepokoiła mnie grubość książki. Zastanawiałam się, w jaki sposób autorce udało się na niespełna 200 stronach opisać coś, co brzmiało jak porządny dramat obyczajowy, wplatając przy tym nawiązanie do II wojny światowej. Postanowiłam jednak nie uprzedzać się zbyt szybko i dać „Odnalezionemu po latach” szansę. Moja nadzieja została poddana w wątpliwość, kiedy zobaczyłam gigantyczną czcionkę, przez co tekstu na poszczególnych stronach jest naprawdę niewiele. To też przełknęłam; niestety im dalej w las, tym gorzej i nie mogę opanować rozczarowania, bo ta powieść mogła szybko stać się jedną z moich ulubionych.
Bolączką tej książki jest forma narracji przyjęta przez autorkę. Główny bohater relacjonuje wszystko w pierwszej osobie, a co najciekawsze, mimo poznania kilku dość intymnych szczegółów z jego życia, nie znamy ani jego imienia, ani imion jego bliskich. Nie o to tu jednak chodzi. W książce brakuje... dialogów. To po prostu ciąg narracji pierwszoosobowej, a ewentualne wypowiedzi zostały sprowadzone do mowy pozornie zależnej lub są zaznaczone kursywą. No i niestety, taka „oszczędność” języka zadziałała bardzo na niekorzyść; czuję, że ucierpiała psychologia postaci, a wątek powiązany z wojną i rozdzielonymi siostrami został sprowadzony do absolutnego minimum – co za tym idzie, brak w tym takiej emocjonalności czy dramatyzmu, jakich bym oczekiwała od takiej historii. Książkę czyta się w błyskawicznym tempie, i zanim się człowiek orientuje, razem z głównym bohaterem odkrywamy ten cały sekret sprzed lat, więc nie zdołamy się nacieszyć punktem kulminacyjnym czy też rozwiązaniem poszczególnych problemów, bo... powieść się kończy. Odniosłam wrażenie, że czytałam tylko szkic rzeczywistej książki – dość bogaty i szczegółowy, ale jednak szkic. Całość wydaje mi się niepełna i odarta z tego, co najlepsze, i chociaż potrafię docenić zamysł kreatorski autorki, bo jest z pewnością oryginalny, to jednak pozostaję zwolenniczką bardziej tradycyjnego prowadzenia akcji.
Oczywiście nie zrozumcie mnie źle – „Odnalezionego po latach” czyta się naprawdę nieźle. To ten typ opowieści, do której siadacie wygodnie w fotelu, niby tylko na chwilę, a kończycie jakiś czas później, zdziwieni, że tak szybko to zleciało. Styl jest niezwykle plastyczny i na tyle żywy, że wciągniecie się bez problemu, a obawa, że zrezygnowanie z dialogów na rzecz wyłącznie opisów sprawi, że fabuła okaże się nudna, minie bardzo szybko. Przez to, że stron jest tak niewiele, akcja gna do przodu, więc ci bardziej niecierpliwsi będą wdzięczni, że nie muszą tak długo czekać na rozwiązanie zagadki. Trzeba też przyznać, że sam zamysł na tę historię jest nieprawdopodobnie interesujący (tylko z realizacją nieco gorzej).
Co do kreacji bohaterów, jako tako poznajemy tylko naszego narratora. Niemalże siedzimy w jego głowie, towarzyszymy każdej myśli, pomysłowi. Mimo wszystko czułam swoisty niedosyt. Całkiem ciekawym zabiegiem było zatajenie jego nazwiska, choć liczyłam, że może w finale powieści dowiemy się czegoś na ten temat; tak się oczywiście nie stało. Pozostałe postacie są niestety zarysowane raczej szczątkowo. Ich interakcje z narratorem ograniczają się wyłącznie do scen kluczowych, bez których fabuła nie mogłaby się obejść i chociaż niektórzy mogliby to poczytać jako zaletę, bo przynajmniej brak zbędnych zapychaczy, to jednak trzeba czegoś więcej do zbudowania wiarygodnego świata przedstawionego, niż tylko dążenie od jednego decydującego punktu do drugiego.
„Odnaleziony po latach” napisany jest z polotem i pomysłem, niestety pomysłem bardzo zmarnowanym. Może gdyby książka była bardziej rozległa, problem z ograniczoną do opisów akcją nie rzucałby się tak w oczy – podobnie byłoby, gdyby powieść traktowała o nieco lżejszych rzeczach. W tym przypadku tematyka wydaje mi się zbyt poważna i ciężka, by dało się ją zamknąć w takiej formule. Być może autorka chciała sprawić, żeby opowieść była lżejsza i bardziej przystępna, bo też nie brakowało elementów humoru, mimo to jestem przekonana, że całość zdecydowanie by zyskała bez kombinowania ze sposobem prowadzenia akcji.
Lekka książka, liczyłam na więcej wątków o II wojnie światowej, jednak ten temat został tylko nakreślony. Mamy tutaj historię mężczyzny 40+, który zostaje zwolniony z pracy, syn przeprowadza się do byłej żony, a sam ma podejrzenie nowotworu - chociaż z tym przez długi czas akurat nic nie robi, mężczyzna na reszcie chce zająć się tylko sobie, książkę czytało się mimo wszystko lekko. Jednak jak dla mnie na kilkudziesięciu stronach było za dużo rozważania o onanizowaniu się głównego bohatera - ten konspekt wogóle nie pasował mi do książki.
Sponsoring staje się coraz powszechniejszym sposobem na życie wśród młodych kobiet. Jakie naprawdę są dziewczyny utrzymywane przez bogatych mężczyzn? Złe...
Olgierd idzie przez życie na skróty. Sfrustrowany, pełen kompleksów i tłumionego gniewu, pewnego dnia postanawia zabawić się cudzym kosztem...
Przeczytane:2019-03-10,
Stracił pracę, syna i zdrowie. Mógł poddać się biegowi wydarzeń albo zawalczyć i zmienić swoje życie. Z dnia na dzień zostawił wszystko, porzucił znajome kąty dla miejsc pięknych lecz obcych. Ale to ta obcość pozwoliła mu się sprawdzić, poznać i zrozumieć.
Moje zainteresowanie tym tytułem nakierowane było głównie na wątek obiecanej tajemnicy z czasów II Wojny Światowej. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po powieści dotyczące tamtego okresu, choćby zostały one jedynie luźno nim inspirowane. To dla mnie ważne, a nawet konieczne, zwyczajnie nie potrafię przejść obok tego tematu obojętnie. W powieści Szygendy kwestie te nie zajmują zbyt wiele miejsca, autorce rozchodzi się bardziej o konsekwencje podjętych decyzji, następstwa ludzkich działań, a także odpowiedź na pytanie, jak zachowamy się w obliczu konieczności dokonania ciężkich wyborów.
Bardzo się cieszę, że autorka umieściła w swej powieści taki wątek. Tajemnice, powroty do przeszłości, historyczne zawiłości, siła wspomnień- to motywy, które w literaturze bardzo sobie cenię. Interesujące, skłaniające do refleksji, znajome. Popularne, a jednak wciąż jeszcze nieograne. Szczególnie, gdy zostają połączone i, tak jak w tym przypadku, stanowią punkt wyjścia dla innych wydarzeń. Nieco się obawiałam, że kwestie dotyczące II Wojny Światowej zostaną zanadto zmarginalizowane i zepchnięte na boczny tor, na rzecz tematyki mniej zajmującej. Moim zdaniem Szygendzie udało się jednak zachować odpowiednie proporcje.
Zanim jednak do tych tajemnic dojdziemy i pozwolimy przeszłości odgrywać pierwsze skrzypce, musimy nieco lepiej poznać głównego bohatera i pomóc mu uporać się z codziennością. To mężczyzna po czterdziestce, którego życie układa się zupełnie inaczej, niż by sobie tego zażyczył. Strata pracy, wyprowadzka nastoletniego dziecka, poważna choroba. Wydaje się, że czas nieszczęść nie chce dobiec końca. Co zrobić w takiej sytuacji? Poddać się czy walczyć? Przyjąć rzeczywistość taką, jaka została nam oferowana czy zgodzić się jedynie na własne warunki?
W dużej mierze to powieść o próbie pogodzenia się z kłodami rzucanymi nam przez życie pod nogi. O ludzkich wyborach, konieczności podejmowania decyzji, radzeniu sobie z dziś, walką o jutro. Nasz bohater znalazł się na rozdrożu i tylko od niego zależało, co zrobi dalej. Przyznam szczerze, że nie do końca mnie on przekonał, nie zapałałam do niego przesadną sympatią, iskrzyło, ale nie w tym pozytywnym sensie. A jednak rozumiałam jego rozterki, bo ja też nie zawsze jestem pewna, jak żyć, co zrobić i jakie decyzje podjąć. Pod tym względem książka okazała się bardzo rzeczywista i do bólu realistyczna, co zawsze jest dla mnie na duży plus.
Szygenda posługuje się prostym językiem. Więcej, ona wyraźnie i chętnie korzysta z potocznego stylu. Pierwszoosobowa narracja prowadzona przez mężczyznę po czterdziestce nie ma nas olśnić znajomością trudnych słów. On prosto i na temat opowiada o tym, co go spotkało, dzieli się swoimi refleksjami i spostrzeżeniami, kiedy ma ochotę przekląć, to po prostu to robi. Narracja przypomina opowieść, jaką dzieli się z nami dobry znajomy. To opowieść prosta, życiowa, naśladująca, a może oddająca rzeczywistość.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z twórczością Agnieszki Szygendy, dlatego możliwość poznania jej najnowszej książki wywoływała we mnie przede wszystkim ciekawość. Dostrzegłam mieszankę tematów, które lubię i cenię i podeszłam do niej z nieśmiałą nadzieją. Przeczytałam jednego wieczora. I choć określenie tej książki bestsellerem, byłoby sporym nadużyciem, to nie żałuję poświęconego jej czasu. Czyta się szybko, przyjemnie, a sama powieść jest krótka i treściwa. Mnie to wystarczy.